piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 15

Odwróciłam się na drugi bok nie otwierając oczu. Była środek nocy. Nie wiem która dokładnie była godzina, ale wszędzie było cicho. Westchnęłam i zirytowana otwarłam oczy. Obudziłam się już jakiś czas temu i nie potrafiłam zasnąć. Przewracam się tylko z boku na bok i myślę o bzdurach byle tylko nie przypomnieć sobie ostatnich wydarzeń. Mimo to one wciąż pojawiają się w mojej głowie. Moja podświadomość cały czas narzuca mi porównania tamtego otoczenia do tego co tylko wzmaga mój strach. Przygryzłam wargę. Przed oczami pojawił mi się obraz przerażonej twarzy Justina. Ciekawe co z nim? Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. W końcu przeze mnie został w to wszystko wplątany. Zmarszczyłam brwi. Okno w sali było otwarte, a biała firanka powiewała na chłodnym nocnym wietrze, który wpadał do środka. Uniosłam się na łokciach ignorując ból brzucha. W kącie sali, który co chwilę przysłaniała firanka było coś ciemnego. Jakby... sylwetka mężczyzny. Wstrzymałam oddech z przerażenia. Oni wrócili. Ze strachu nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa. Cień zaczął się zbliżać, ale ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Krzycz! Wołałam w myślach, ale kiedy ciemna postać stanęła w nogach łóżka w głowie pozostała mi tylko jedna myśl. Umrę. Znów umrę. Otworzyłam usta, ale nie umiałam wydobyć z nich głosu. Ciemna sylwetka ruszyła dalej w moją stronę wyciągając rękę. Paul! Paul! Paul! Wołałam w myślach.
- Paul!!- zawołałam łamiącym się głosem. Podciągnęłam kolana pod brodę kuląc się jak tylko umiałam. Zasłoniłam uszy dłońmi i krzyczałam cały czas.- Paul! Paul! Paul!- szlochałam kuląc się jeszcze bardziej. Ciemna postać zacharczała coś i usłyszałam głośne kroki. Kiedy ucichły w sali zapaliło się światło.
- Sue?- usłyszałam przestraszony głos lekarza. Uniosłam załzawioną twarz i spojrzałam na niego ze strachem i bólem wypisanym na niej. Paul zmarszczył brwi zmartwiony i podszedł szybko do mnie.- Co się stało?
- Ktoś tu był.- wyszlochałam na co szybko się ożywił i rozejrzał po jasnej sali. Jego wzrok od razu skupił się na otwartym oknie.
- Ty je otwarłaś?- zapytał podchodząc do niego szybko. Wyjrzał za nie rozglądając się, ale po chwili wyprostował się i zamknął je. Kiedy na mnie spojrzał pokręciłam tylko przecząco głową kuląc się jeszcze bardziej.- Rozluźnij się Sue bo porozrywasz rany.- powiedział z troską i wrócił do mnie.- Chcesz coś na uspokojenie?- zapytał delikatnie głaszcząc mnie po plecach. Na jego pytanie skinęłam lekko głową.- Zaraz wrócę. Poję tylko po tabletki.- powiedział wstając z łóżka.
Zniknął za drzwiami, a w pomieszczeniu znów zapanowała kompletna cisza. Rozejrzałam się jeszcze raz. Nigdzie nie było nawet śladu, który mógłby wskazywać, że ktoś tu był. Zero śladów na podłodze. Zupełnie jakby ta osoba unosiła się w powietrzu... albo... albo miała obuwie szpitalne. Otwarłam szeroko oczy. Czyżby to był ktoś z personelu? Przygryzłam wargę i nie pewnie wstałam z łóżka. Paul na sto procent mnie zgani za to, ale musiałam się upewnić, że nie ma żadnych śladów. Stanęłam w miejscu gdzie po raz ostatni widziałam ciemną postać i przyjrzałam się podłodze. Nachyliłam się lekko na co mój brzuch przeszył ostry ból. Jęknęłam cicho i uklękłam. Muszą być tu jakieś ślady. Cokolwiek. Pomyślałam i wtedy dostrzegłam ślady gumy z której są robione podeszwy niektórych butów. Tajemniczy mężczyzna musiał zostawić je kiedy szedł tym posuwistym krokiem w moją stronę. Ślady prowadziły w róg sali gdzie go zobaczyłam, a stamtąd i z miejsca w którym klęczałam do drzwi. To znaczy, że ów postać weszła i wyszła przez drzwi. Uniosłam się lekko na co mój brzuch zareagował bólem. Na to do sali wszedł doktor Paul. Przez chwilę patrzał na mnie oceniając sytuację, ale kiedy siedziałam tak w bezruchu i patrzałam na niego szybko doszedł do wniosku, że nic mi się nie dzieje tylko, że wbrew zakazowi wstałam z łóżka, a na dodatek siedzę na zimnej podłodze. Posłał mi ganiące spojrzenie i podszedł do mnie.
- Sue co ty wyprawiasz?- zapytał podnosząc mnie z ziemi i kładąc z powrotem do łóżka.- Jeśli nie będziesz wypoczywać twoje rany nie będą się goić.- zganił mnie i usiadł na brzegu łóżka podając mi tabletkę i plastikowy kubek z wodą. Połknęłam ją szybko i splotłam palce na białym kubku opierając je na kołdrze. Patrzałam na nie w zamyśleniu.
- Przepraszam.- powiedziałam cicho.- Po prostu jestem w samym środku wojny, a nawet dokładnie nie wiem kto jest moim wrogiem i jak z nim walczyć.- dodałam po chwili ciszy.- Na podłodze znalazłam ślady białej gumy z podeszwy waszych szpitalnych butów, które prowadziły do tamtego kąta w którym stała ta osoba, a stamtąd jak i stąd do drzwi.- podniosłam wzrok na lekarza, ale on tylko patrzał na mnie zaskoczony. Nie mam pojęcia co go tak zaskoczyło, ale po chwili spojrzał na mnie współczująco.
- Masz dopiero osiemnaści lat, a już poszłaś na wojnę?- zapytał ciszej marszcząc lekko brwi.
- Od dziecka nie miałam lekkiego życia. Mój biologiczny tata uciekł ze stanu nie wiedząc nawet, że ma drugie dziecko, mama popadła w alkoholizm i inne nałogi nawet nie chcę wiedzieć jakie.- powiedziałam wzruszając lekko ramionami i odwracając wzrok od niego. Jego współczucie trochę mnie dobijało.- Nie znałam innego życia więc to nie było dla mnie złe. Radziłam sobie jak umiałam. W wieku piętnastu lat zaczęłam pracę i jakoś żyłam.
- Widziałem, że twoi biologiczni rodzice byli tu dzisiaj, ale nie rozumiem dlaczego Dylan nazwał cię córką.- powiedział opierając się wygodnie o dolne wezgłowie łóżka. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jego słów.
- To długa historia.- powiedziałam opierając się o poduszki.
- A ja mam długi dyżur.- uśmiechnął się lekko. Zaśmiałam się lekko na jego odpowiedź.- No i dalej nie wiem kto ci to zrobił i jak do tego doszło. Jak mam bez tego napisać protokół z cudownego ozdrowienia?- powiedział żartobliwie.
- Ale w zamian za historię zawiezie mnie pan na chwilę do Dylana.- powiedziałam uśmiechając się przebiegle. Paul uniósł lekko brew zaskoczony i rozbawiony moją propozycją. Rozważał ją przez chwilę po czym powoli skinął głową zgadzając się.
- W porządku, tylko od długości twojej historii zależy kiedy wyjedziemy. Dochodzi północ, na pewno chcesz jechać po skończeniu?- zapytał z uniesioną brwią i uśmiechnął się.
- A może pierw mnie zawieziesz, a potem ci wszystko opowiem?- powiedziałam śmiejąc się lekko.
- W sumie czemu nie... Przez godzinę nie będzie nikogo w recepcji. Później będzie ciężko się wytłumaczyć.- zaśmiał się.
- No to ustalone.- powiedziałam i odkryłam się zwieszając nogi z łóżka.
- Hola hola!- zawołał.- Idę po wózek.- powiedział wstając. Rzuciłam mu groźne spojrzenia.
- Żadnego wózka. Potrafię chodzić sama.- powiedziałam wstając z łóżka.- Stąd na parking nie jest tak daleko.
- Sue zrobisz sobie krzywdę jeśli będziesz nadwyrężać mięśnie.- powiedział poważnie i ruszył do drzwi.
- Nic mi nie będzie. Po prostu pozwól mi normalnie wyjść.- Paul zatrzymał się przy drzwiach, ale nie odwrócił się do mnie.- Nie lubię być zależna od kogoś więc proszę pozwól mi iść samodzielnie.- poprosiłam bezradnym głosem. Lekarz odwrócił się w moją stronę i westchnął zrezygnowany.
- No dobrze, ale bardzo ostrożnie. Dasz radę zejść z łóżka?- zapytał powoli ruszając w moją stronę, ale zdążyłam zejść i powoli ruszyć do drzwi. Pokręcił lekko głową i wymamrotał coś pod nosem, ale poszedł za mną.
Wyszliśmy na pusty i bardzo czysty szpitalny korytarz. Nie wyróżniał się niczym od pozostałych szpitalnych korytarzy. Mężczyzna wyprzedził mnie i ruszył w stronę recepcji, którą widziałam już stąd. Kiedy się zbliżyliśmy zauważyłam, że faktycznie nikogo tam nie było. Rozejrzałam się pospiesznie zapamiętując drogę w razie czego, kiedy uświadomiłam sobie, że jestem tu już od kilku dni, a nawet nie wiem jak stąd wyjść. Weszliśmy do windy i Paul od razu nacisnął przycisk. Drzwi się zasunęły i winda ruszyła w dół. Odkąd wyszliśmy z sali żadne z nas się nie odezwało i podejrzewam, że nie odezwie dopóki nie wsiądziemy do samochodu. Drzwi windy rozsunęły się z cichym dings, a moim oczom ukazała się recepcja na parterze. Wyszliśmy z windy i szybko ruszyliśmy w stronę drzwi wyjściowych. Nagle zwolniłam i patrzałam nie pewnie na nocne niebo za szklanymi drzwiami. Nie widziałam nocnego niebo od chwili, kiedy zostałam uwięziona w piwnicy. Przeszył mnie dreszcz. To co widziałam przez te małe okna piwnicy nie można było zaliczać do oglądania nocnego nieba. Traktowałam to jedynie jako zegar, który pomagał mi mniej więcej określić jaką mamy porę dnia. Paul zatrzymał się przy szklanych drzwiach, które rozsunęły się wpuszczając do środka chłodne powietrze nocy. Przygryzłam wargę.
- Co się stało?- zapytał pół głosem marszcząc brwi, ale pokręciłam tylko głową i ruszyłam nie pewnie w jego stronę obserwując widniejący na niebie biały sierp. Kiedy w końcu wyszłam na płytki, którymi były wyłożone schody i podjazd dla wózków wzięłam głęboki wdech kosztując cudownego zapachu nocnego miasta. Myślałam, że już nigdy nie będę mogła go poczuć. Przygryzłam mocniej wargę i powoli ruszyłam po stopniach w dół. Nie przeszkadzał mi chłód kostki chodnikowej, ani wiatru, który co jakiś czas powiewał sprawiając, że moja biała koszula falowała lekko.
- Na pewno wszystko w porządku?- zapytał z troską w głosie i podszedł do mnie.
- Tak. Po prostu się cieszę.- uśmiechnęłam się i powoli ruszyłam na parking.
- Tym, że zawiozę cię do Dylana?- zapytał wyciągając klucze z kieszeni i odblokowując zamek białego audi A6, które stało niedaleko. Uśmiechnęłam się lekko. Był to model z 2011 roku, który ostatnio rzucił mi się w oczy na aukcji, ale nie zdążyłam nawet o nim porządnie pomyśleć.
- Nie tylko. Kiedy opowiem ci jak się tu znalazłam to zrozumiesz.- powiedziałam z uśmiechem i otwarłam drzwi samochodu, po czym ostrożnie wśliznęłam się na siedzenia pasażera i zapięłam najdelikatniej jak potrafiłam pas bezpieczeństwa. Paul usiadł za kierownicą i odpalił silnik, który przyjemnie zamruczał. Zapiął pas bezpieczeństwa i spojrzał na mnie.
- Więc gdzie jedziemy?- zapytał z lekkim uśmiechem.




Paul zaparkował białe audi obok samochodu Dylana. Wysiadłam powoli i poczułam jak do oczu napływają mi łzy, a w gardle rośnie gula. Byłam w domu. Nareszcie. Tak bardzo tęskniłam za tym miejscem. W biurze Dylana już nie paliło się światło. Wcześnie poszedł spać jak na niego. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę wejścia do klatki, a Paul za mną. Otwarłam ciężkie drzwi i skrzywiłam się lekko z bólu. Nie zapalając światła ruszyłam na górę. Paul mnie wyprzedził i zadzwonił już do drzwi. Kiedy siedzieliśmy w samochodzie powiedziałam mu dokładny adres Dylana. Musiał zapamiętać także numer mieszkania. Usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwi ze środka kiedy stanęłam koło lekarza, a chwilę później kliknięcie zamka i drzwi przed nami się otwarły. Oślepiło nas światło z przedpokoju. W progu stał zaspany Dylan. Miał na sobie dresowe spodnie spod których wystawała gumka od bokserek. Był bez koszulki, a ciemne włosy sterczały mu na wszystkie strony. Zaspany przetarł twarz i oparł się ręką o drzwi.
- Tak?- zapytał zachrypłym głosem i oparł czoło o rękę na drzwiach.
- Odstawiłeś kawę czy kofeina już na ciebie nie działa?- zapytałam żartobliwie, a Paul cicho się zaśmiał. Zobaczyłam jak Dylan sztywnieje. Przez chwilę stał w bezruchu z wciąż zasłoniętymi oczami, ale po paru sekundach stanął prosto wpatrując się we mnie.
- Sue?- zapytał nie dowierzając. Przyjrzał mi się od stóp do głów wciąż nie dowierzając.
- A masz więcej takich znajomych co potrafią przyjść w środku nocy?-zaśmiałam się i wzięłam pod boki. Dylan zaśmiał się cicho kręcąc głową zrezygnowany i spuścił ją na chwilę po czym z powrotem podniósł i spojrzał na mnie.
- Chyba zacznę dawać ci szlabany albo coś w tym stylu.- powiedział wciąż śmiejąc się cicho i kręcąc głową.
Odsunął się na bok wpuszczając nas do środka. Weszłam pierwsza, a zaraz za mną Paul, który przy wejściu wymienił uścisk dłoni z Dylanem. Odwróciłam się na pięcie do nich co odczułam na moim brzuchu. Skrzywiłam się lekko i wtedy dostrzegłam, że drzwi naprzeciw nas są otwarte, a przez małą szparę patrzy z szeroko otwartymi oczami kobieta w średnim wieku z niemodnymi już dawno wałkami na włosach. Pomachałam jej uśmiechając się promiennie, ale kobieta tylko otwarła szerzej oczy. Dylan zmarszczył brwi po czym spojrzał w tamtą stronę. On już nie był tak miły jak ja. Rzucił kobiecie gniewne spojrzenie i zamknął drzwi. Zaśmiałam się czując jak brzuch zaczyna boleć co raz mocniej. I tak długo dałam radę. Rozejrzałam się dookoła. Drzwi do mojego pokoju były zamknięte. Nawet ja rzadko je zamykałam, a Dylan zawsze lubił kiedy były otwarte. Ciekawe czemu teraz były zamknięte? Powoli podeszłam do nich i nacisnęłam klamkę. Drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem. W środku było ciemno. Zapaliłam światło. Nawet roleta była opuszczona, ale prócz tego wszystko zostało tak jak to zostawiłam. Ubrania które miałam tamtego dnia na sobie także leżały koło łóżka tam gdzie je zostawiłam. Weszłam do środka i obejrzałam się za siebie. Dylan przyglądał mi się nie pewnie, ale nic nie mówił. Posłałam mu promienny uśmiech mimo wciąż rosnącego bólu i usiadłam na łóżku. Wtedy zrobiło się okropnie zimno, a cienie które cały czas widziałam nagle się zatrzymały. Miałam wrażenie, że wszystkie patrzą na mnie choć nie potrafiłam dostrzec ich twarzy. Przygryzłam wargę i rozejrzałam się dookoła. Bałam się. Nagle usłyszałam szepty. Ciche i nie wyraźne. Słowa nachodziły na siebie. Potrafiłam wyłapać tylko „jesteś, my, tak, cieniem”. Szepty zmieniały się w głosy i wciąż stawały się głośniejsze i głośniejsze. Siedziałam sparaliżowana. Nie chciałam tego słyszeć. Nie chciałam ich widzieć. Nie. Podciągnęłam nogi pod kolana ignorując ostry ból brzucha. Nie. Zasłoniłam uszy dłońmi. Dość. Skuliłam się. Dość. Ktoś położył mi dłonie na ramionach. W tych wszystkich głosach słyszałam przestraszony głos Dylana. Mówił coś, ale nie wiedziałam co ponieważ wszystkie słowa się zlewały. Dość! Nagle zapadła cisza.
- Kurwa!- Dylan zaklął głośno przyciągając mnie do siebie i tuląc.- Sue powiedz coś.- błagał. To wszystko trwało sekundy.
- Jesteś tak jak my cieniem.- wyszeptał jakiś głos tuż koło mojego ucha.
Zaczęłam krzyczeć i się szarpać. Chciałam uciec jak najszybciej. Czułam jak czyjeś ramiona trzymają mnie w żelaznym uścisku nie pozwalając odejść. W pokoju panowała cisza. Tylko mój płacz i krzyk, który teraz przerodził się w szloch odbijał się echem od ścian pomieszczenia. Co to było? „Jesteś tak jak my cieniem”? Co to znaczy? Odsłoniłam uszy i powoli otwarłam oczy. Dylan siedział ze mną spokojnie na ziemi i tulił bez słowa. Do oczy napłynęła mi świeża fala łez. Objęłam go na żebrach i przytuliłam się płacząc. Dylan rozluźnił uścisk i wtedy poczułam okropny ból brzucha. Odsunęłam się delikatnie i spojrzałam na moją koszulę mokrą od krwi. Rany paliły jakby ktoś mnie znów pociął.
- Suzie?- usłyszałam cichy szept Dylana. Patrzał na mnie z troską i strachem. Nie przede mną tylko o mnie.
- Boję się.- wyszeptałam kładąc delikatnie dłoń na brzuchu.
- Czego?- usłyszałam pełne troski pytanie.
- Nie mogę.- wyszeptałam kręcąc lekko głową.
- Dlaczego nie?- zapytał marszcząc brwi.
- Bo każesz mi się leczyć.- uśmiechnęłam się smutno i wstałam niezdarnie.
- Sue o czym ty mówisz?- zapytał wstając zwinnie.
- Widzę i słyszę coś.- powiedziałam cicho nie patrząc na nich.- To szepcze „Jesteś tak jak my cieniami”.- prawie wyszlochałam. Spojrzałam na Dylana, który patrzał na mnie... Zaskoczony? Nie dowierzając? Nie potrafiłam odczytać jego uczuć.




Usiadłam w wygodnym krześle naprzeciwko biurka Dylana z kubkiem gorącej kawy w dłoniach. Jak miło było znów czuć ten lekko gorzki smak. Uśmiechnęłam się lekko i upiłam kolejny łyk napoju. Byłam wykąpana, opatrzona świeżym opatrunkiem i przebrana w moje ubrania. Nareszcie czułam się normalnie. Prawie tak jakby nic się nie stało, gdyby nie ból brzucha i lekki ucisk bandaży, który przypominał o tym co się stało. Do pomieszczenia wszedł Dylan, a zaraz za nim Paul. Oboje mieli poważne miny. Mam tylko nadzieją, że nie będą mnie wypytywać o to co się dzisiaj stało. Przygryzłam lekko wargę, a Dylan usiadł naprzeciwko mnie w swoim obrotowym fotelu z kubkiem kawy, który postawił przed sobą. Paul przystawił sobie krzesło z prawego boku biurka i postawił tam swój kubek z kawą. Zapanowała kompletna cisza. Pierwszy przerwał ją Paul.
- Może zaczniemy od tego dlaczego chciałaś tu przyjechać?- zapytał nie pewnie. Chyba czół się trochę nieswojo w naszym towarzystwie. Spojrzałam na Dylana, który uniósł pytająco brew.
- Muszę ci o czymś powiedzieć, ale proszę nie panikuj.- zaczęłam spokojnie, a Dylan lekko zmarszczył brwi.
- O co chodzi?- zapytał przyglądając mi się uważnie. Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Ktoś był u mnie w nocy.- powiedziałam prosto z mostu i zacisnęłam mocniej dłonie na kubku przypominając sobie ciemną postać koło łóżka. Spojrzałam nie pewnie na Dylana, który znieruchomiał. Wszystkie mięśnie miał napięte. Znów przygryzłam wargę. Był wkurzony i to bardzo.
- Jak to koś był u ciebie w nocy?- starał się mówić spokojnie, ale widziałam, że ledwo się powstrzymuje.
- Obudziłam się w nocy i zobaczyłam jakąś postać w rogu sali. Ów postać podeszła do mnie. Na początku nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu, ale w końcu udało mi się zacząć krzyczeć, ale ten ktoś zniknął, a zaraz po nim pojawił się w sali Paul.- opowiadałam najspokojniej jak umiałam.- Kiedy poszedł po środki uspokajające sprawdziłam czy na podłodze nie ma jakichś śladów. Okno do sali było otwarte, ale to nie przez nie weszła tajemnicza zjawa. Na podłodze znalazłam ślady gumy z podeszwy butów. Co ważniejsze, były to jasne ślady, a jasne podeszwy nosi tylko personel szpitala.- na ustach Dylana wykwitł szeroki uśmiech, a oczy lekko się zaszkliły. Oboje mi się przyglądali.- No co?- zapytałam zawstydzona.
- Nic. Brakowało mi tego.- powiedział Dylan uśmiechając się do mnie.- Nikt tak jak ty nie potrafi mnie zaskoczyć swoim genialnym tokiem myślenia.
- Jestem pełen podziwu.- odezwał się lekko zaskoczony Paul.
- Dziękuję.- wybąkałam zawstydzona.
- Musimy coś z tym zrobić. Przede wszystkim musimy się dowiedzieć czy to nie były te pojeby, które cię porwały.- powiedział Dylan przeczesując nerwowo włosy. Paul patrzał na nas nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Jak wrócimy do szpitala to będę musiała mu to opowiedzieć. Szkoda, że nie mam telefonu, żeby w razie czego skontaktować się jeszcze z Dylanem. Właśnie!
- Chyba wiem jak to sprawdzić.- uśmiechnęłam się do Dylana. Spojrzał na mnie pytająco.- Mój telefon został w furgonetce w której nas przewieźli.- powiedziałam z szerokim uśmiechem. Dylan popatrzał na mnie rozumiejąc co mam namyśli.
- O ile nie porzucili jej gdzieś będziemy mogli ich namierzyć.- powiedział uśmiechając się do mnie.- Wpadnę do ciebie koło południa i jeśli będziesz chciała to popracujemy nad tym.- wyciągnął coś z półki w biurku i położył przede mną. Były to dwa telefony do wyboru. Biały Samsung z klawiaturą qwerty, nie znałam dokładnej nazwy modelu i smartphone Samsung Galaxy Mini 2, nie duży dotykowy telefon.- Wybierz który chcesz. Emil ma tego.- wskazał na Samsunga Galaxy.- A Nick wybrał LG dotykowy. Nie wiedziałem jaki będziesz chciała więc wziąłem dwa.- uśmiechnął się i oparł o oparcie fotela. Przyjrzałam się obu telefonom.
- Wezmę ten.- wskazałam na białego samsunga. Dylan wciągnął coś z szuflady i podał mi. Była to nowa karta sim do telefonu. Rozpakowałam ją i włożyłam do nowego telefonu.- Dziękuję.- uśmiechnęłam się szeroko do Dylana. Od razu wpisałam do kontaktów numery od Dylana, Emila i Nicka.
- A tu masz swój laptop z pracy.- powiedział pokazując na niewielką biblioteczkę wypełnioną segregatorami w różnych kolorach. Na jednaj z półek leżał mój laptop.
- Dziękuję.- powiedziałam trochę nieobecnym głosem.
- Coś się stało?- usłyszałam zatroskany głos Dylana.
- Co z Justinem? Co się działo po tym jak myśleliście, że... nie żyje?- wyszeptałam patrząc na Dylana. On przez chwile mi się przyglądał po czym odwrócił wzrok patrząc gdzieś w przestrzeń.
- Z Justinem wszystko dobrze. Chodzi już normalnie do szkoły. A jeśli chodzi o to co się działo z nami to nie wiem..- powiedział lekko marszcząc brwi.- Te wspomnienia są jak sen. Jak czarno-biały sen. Przez dwa dni mieszkałem u Emila. Staraliśmy się normalnie pracować. Emil i Nick chodzili do szkoły. Nie wiem. To były najgorsze dni mojego życia.- wyznał znów patrząc na mnie.- A najgorsze było to, że każdy z nas prawie wbiegał do biura mając nadzieję, że tam będziesz, że to tylko były jakieś omamy.
Na słowa Dylana przeszły mnie ciarki. To musiało być dla nich naprawdę straszne. Spuściłam głowę i patrzałam chwilę na kubek który trzymałam w dłoniach. To wszystko była moja wina. To mój zły osąd i głupia intuicja zawiodły. To przeze mnie cierpieli. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy.
- Wtedy w piwnicy. Kiedy usłyszałam twój samochód, a potem zobaczyłam ciebie i Emila... Tak bardzo się ucieszyłam.- powiedziałam łamiącym się głosem.
- Suzie nie myśl o tym.- powiedział z czułością w głosie Dylan i podszedł do mnie omijając biurko. Kucnął naprzeciwko mnie i spojrzał mi w oczy.- Oboje z Emilem nawaliliśmy. Nie dopilnowaliśmy cię, a potem jeszcze nie uratowaliśmy.- mówił ze smutkiem w głosie. W oczach błyszczały mu łzy. Odstawiłam kubek i bez słowa przytuliłam się do niego cicho płacząc. Gładził mnie uspokajająco po plecach, ale czułam jak sam płacze. Ostatnio chyba często mu się to zdarzało. Siedzieliśmy tak pocieszając się nawzajem, kiedy zadzwonił jego telefon. Dylan podniósł się powoli i sięgnął po niego.
- Halo?- powiedział odbierając.- Co? Tak, już tam jadę. Będę za parę minut.- powiedział zaciskając usta w wąską linię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz