czwartek, 27 lutego 2014

Rozdzial 10

Alex zaparkował na parkingu dla pracowników po czym weszliśmy do środka tylnym wejściem i skierowaliśmy się do głównego holu gdzie czekał na nas Emil. Był ubrany jak zawsze czarna bluza, a pod nią zwykły czarny T-shirt. Do tego czarne proste spodnie i czarne trampki. Gdy zbliżaliśmy się do niego podniósł głowę znad jakiejś gazety którą prawdopodobnie wziął ze stolika obok i o mało co nie wypuścił jej z rąk kiedy mnie zobaczył. Byłam ubrana w czarną tunikę przypominającą kimono tyle, że sięgała ona ledwo za pośladki, a pod nią miałam tylko bieliznę. Kruczoczarne włosy złapane były w koka za pomocą dwóch chińskich szpikulców na czubku których znajdowały się ozdobne sztuczne kwiaty i perełki, które były białe aby dobrze kontrastowały z moimi włosami. Na nogach miałam wysokie czarne szpilki. W których o dziwo dałam radę chodzić, a miały one na oko 6 może 7 centymetrów. Dzięki nim sięgałam Alexowi prawie do ramienia. Oczy były delikatnie podkreślone eyelinerem, a usta czerwoną szminką. Z moją bladą cerą pewnie wyglądałam jak gejsza. Emil patrzał na mnie w osłupieniu, usta miał lekko rozchylone i prawdopodobnie wstrzymał nawet oddech. Alex uśmiechnął się szeroko.
- Widzisz? Zrobisz furorę. Faceci będą jeść ci z ręki.- zaśmiał się.
- Wystarczy, że będą jeść ci co potrzeba.- uśmiechnęłam się do niego.
- Szczerze mówiąc sam bym się z tobą umówił gdybyś nie była moją młodszą siostrą i bym cię nie znał.- powiedział śmiejąc się lekko i masując kark.
- Alex!- zawołałam dając mu lekkiego kuksańca w ramię.
- No co?- zaśmiał się rozmasowując ramię.- Wiedziałem, że te ciuchy kiedy się przydadzą. Planowałem dać Ci je już w zeszłym roku na urodziny, ale uznałem, że na razie i tak nie będziesz miała gdzie ich włożyć, a teraz proszę bardzo. Jak znalazł.- uśmiechnął się.
- Dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech.
- Nie ma za co. A teraz zostawię was samych i uciekam do klubu. W razie czego będę miał na ciebie oko żeby nikt się do ciebie przypadkiem nie dobierał.- puścił mi oczko.
- Jesteś nie zastąpiony.- powiedziałam z promiennym uśmiechem.
- Wszystko dla mojej jedynej siostry.- ukłonił się lekko i ruszył korytarzem w stronę schodów. Odwróciłam się do Emila i uśmiechnęłam zakłopotana.
- I jak wyglądam?- zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Wyglądasz nieziemsko. Dobrze, że Dylan tego nie widzi.- powiedział przeczesując włosy palcami.- Mógłbym cię tak codziennie oglądać.- przyjrzał mi się jeszcze raz od stóp do głowy i z powrotem.
- Pewnie jeszcze tuż przy twoim łóżku żebyś nie miał daleko.- zażartowałam, a jego oczy zabłysły drapieżnie.
- Uważaj co mówisz księżniczko.- powiedział tym swoim wyjątkowym mrukliwym głosem.
- Czy to jest groźba?- zapytałam zadziornie uśmiechając się lekko i patrząc na niego spod gęstych długich rzęs. Emil przysunął się do mnie i objął w talii.
- Raczej ostrzeżenie.- wymruczał tuż przy moim uchu, a mnie przeszły ciarki.- Mam propozycję. Może na chwilę znikniemy w jakimś ustronnym miejscu?- wyszeptał delikatnie przesuwając palcem koło ucha po szyi i na koniec po barku odsłaniając moje ramię. Pocałował je lekko. Jęknęłam cicho.
- Emil. Musimy iść do klubu.- wyszeptałam wsuwając dłonie pod jego koszulkę i przesuwając nimi po brzuchu.
- Zaraz. Muszę się nacieszyć tym widokiem.- wyszeptał składając kolejny lekki jak piórko pocałunek na moim ramieniu potem barku i szyi.
- Jeszcze ktoś nas zobaczy.- powiedziałam a raczej westchnęłam w tej samej chwili zaczął dzwonić telefon Emila. Zirytowany wyciągnął go z kieszeni i nie patrząc nawet kto dzwoni odebrał.
- Halo?- warknął do słuchawki.- Jeszcze nie.- nawinął sobie kosmyk moich włosów na palec.- Będę. Tak.- rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
- Dylan?- zapytałam obejmując go w pasie.
- Ojczym.- powiedział i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.
- Chodźmy już. To nie powinno długo potrwać.- uśmiechnęłam się i odgarnęłam jego grzywkę z oczu.
- Co konkretnie planujesz zrobić?- zapytał odsuwając się i powoli prowadząc mnie do windy.
- Sama jeszcze nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Będę improwizować. W końcu nie potrafię tak do końca przewidzieć reakcji mojego podejrzanego.
- A kto jest twoim podejrzanym oprócz mojego ojczyma?- zapytał naciskając guzik przywołujący windę.
- Justin i jego znajomi. Choć nie jest to jakaś uzasadniona decyzja. Tak mówi mi intuicja.- powiedziałam wchodząc z Emilem do windy.
- Rozumiem.- jego ton był obojętny, ale wiedziałam jak bardzo się denerwuje.
- Emil.-powiedziałam po chwili ciszy.
- Tak?- spojrzał na mnie lekko zaskoczony.
- Nie reaguj dopóki nie będziesz pewien, że grozi mi poważne niebezpieczeństwo.- po tych słowach zapadła cisza. Jego mięśnie się napięły.- W razie czego Alex ci pomoże.- ścisnęłam jego dłoń. Drzwi windy rozsunęły się, a my wyszliśmy na korytarz. Emil podszedł do przeszklonej ściany z widokiem na miasto i oparł się o nią. Stałam w ciszy koło niego. Minęła nas grupka imprezowiczów, którzy przed chwilą wyszli z klubu.
- Sue.- powiedział cicho, ale w jego głosie brzmiało napięcie.
- Hm?- spojrzałam na niego.
- Kim dla ciebie jest Alex?- zapytał po chwili ciszy.
- Kim dla mnie jest?- uśmiechnęłam się.- Jest moim przyjacielem. Przybranym starszym bratem.- przełknęłam ciężko ślinę i poczułam jak w gardle rośnie mi wielka gula, a przed oczami stanął mi obraz Jacka na cmentarzu patrzącego smutno na nagrobek. Do oczu napłynęły mi gorące łzy.
- Kiedy dzisiaj weszłaś do biura taka... Przybita i powiedziałaś tylko „przepraszam” nie wiedziałem co mam zrobić. Od tak dawna cię widywałem na szkolnym korytarzu, czasami na mieście i nigdy nie widziałem cię w takim stanie. Zamknęłaś się w pokoju i nawet nie powiedziałaś co się stało, a potem nagle się zjawił Alex i wszystko zniknęło. Jakby to było tylko urojenie.- mówił cicho patrząc na panoramę miasta nocą.- Tak świetnie się dogadujecie i znacie się od dawna z togo co wiem. Pozwalasz mu, żeby cię obejmował tak jak ja to chciałem robić odkąd cię poznałem. Nie zauważyłem żebyś kiedykolwiek była przy nim skrępowana. Bez wahania mówisz mu o wszystkim.-zrobił pauzę i przeniósł wzrok na mnie.- Dlaczego przy mnie taka nie jesteś?- zapytał patrząc mi głęboko w oczy.
Byłam tak bardzo zaskoczona, że nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet słowa. Co miałam mu powiedzieć? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Przy Alexsie naprawdę byłam w stu procentach sobą, ale nie potrafiłam powiedzieć dlaczego przy Emilu taka nie jestem. Może dlatego, że wiem, że Alex zawsze będzie mnie traktował jak młodszą siostrę i nie muszę się starać żeby nie pomyślał sobie o mnie czegoś głupiego. Na Emilu naprawdę mi zależy, a na początku był taki... Zimny i obojętny przez co nie wiedziałam co tak naprawdę myśli i czuje. A teraz choć już wiem, nie potrafię zachowywać się inaczej. Może to jest powodem.
- Ja...- zaczęłam cicho.- Naprawdę nie wiem.- powiedziałam po chwili ciszy. Emil uśmiechnął się tylko i odsunął od szklanej ściany.
- Nie ważne. Chodźmy już do tego klubu bo Alex zacznie nas szukać.- powiedział z krzywym uśmiechem.
- Nie bądź zazdrosny.- powiedziałam biorąc go za rękę.
- Jasne.- prychnął splatając nasze palce.
Ruszyliśmy do wejścia na salę. Ze środka wychodziło właśnie paru ludzi. Faceci pochłaniali mnie wzrokiem, a dziewczyny patrzały z nienawiścią. Westchnęłam w duchu i ścisnęłam mocniej dłoń Emila. Weszliśmy do środka. Muzyka dudniła głośno. Na parkiecie tańczyło mnóstwo ludzi. Kolorowe światła migotały na zmianę w rytm muzyki. Przy barze na drugim końcu sali, na wysokich taboretach siedziało parę osób i wśród nich dostrzegłam Justina. Rozejrzałam się jeszcze po sali w poszukiwaniu Alexa, ale szybko dostrzegłam go niedaleko baru. Emil nachylił się do mnie i rozchylił lekko moje krótkie kimono przypinając coś do mojego stanika. Poczułam jak palą mnie policzki. Chłopak uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach rozbłysły wesołe iskierki.
- To jest mikrofon z nadajnikiem. Tak na wszelki wypadek.- wywrzeszczał mi do ucha usiłując przekrzyczeć muzykę po czym odsunął się lekko i mrugnął do mnie uśmiechając się.
Pocałowałam go delikatnie po czym puściłam jego dłoń i ruszyłam do baru. Przedstawienie czas zacząć pomyślałam. Miałam szczęście właśnie ktoś zwolnił miejsce koło Justina. Przyspieszyłam trochę i szybko wśliznęłam się na taboret. Jakaś blondynka w czerwonej sukience obrzuciła mnie gniewnym spojrzeniem. Miałam ochotę jej powiedzieć, że nie robię tego dla przyjemności, ale na szczęście ugryzłam się w język. Justin spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem, ale szybko się wyprostował, a jego oczy stały się wielkie.
- Sue Green?- zapytał z niedowierzaniem. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem tak jakbym wcześniej nie zauważyła, że tu siedzi.
- O Justin. Co za spotkanie.- uśmiechnęłam się szeroko i założyłam nogę na nogę odsłaniając więcej ud, a jemu o mało oczy nie wyskoczyły z orbit. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie się ślinić.
- Co ty tu robisz?- zapytał rozglądając się jakby spodziewał się wejścia FBI.
- Przyszłam trochę poimprezować.- posłałam mu jeden z moich specjalnych uśmiechów. Chyba zadział bo wpatrywał się we mnie jak w obrazek.
- To może poimprezujemy razem, co ty na to?- zapytał przywołując barmana.
- Chętnie.- uśmiechnęłam się i posłałam mu kolejne uwodzące spojrzenie spod długich rzęs.
- Co podać?- zapytał barman spoglądając ukradkiem w stronę Alexa.
- Dwa Zielone Pokoje.- powiedział Justin wciąż wpatrując się we mnie.
- Już się robi.- powiedział barman i skinął głową, ale podejrzewam, że to nie było do nas tylko do Alexa, który stał niedaleko nas.
- Więc Sue...- zaczął Justin odgarniając mi kosmyk włosów za ucho.- Na co masz dziś ochotę?- przeszły mnie ciarki obrzydzenia i strachu, ale on to chyba wziął za ciarki przyjemności bo tylko uśmiechnął się szerzej.
- Może zrób mi niespodziankę.- powiedziałam uśmiechając się zalotnie.
- Co powiesz żebyśmy zaczęli od tego?- nachylił się i pocałował mnie w odsłonięty bark.
- Wydaje mi się, że trochę za szybko. Nie jestem jeszcze pijana.- posłałam mu kolejne zalotne spojrzenie i szeroki uwodzący uśmiech.
- Zaraz możemy to zmienić.- uśmiechnął się szeroko i podsunął mi zielonego drinka z żółtą słomką. Upiłam łyk kiedy usłyszałam jakieś zamieszanie w tłumie. Obejrzałam się niby od niechcenia i zobaczyłam Emila bijącego się z jakimś mężczyzną. Alex i paru innych ochroniarzy natychmiast rzuciło się w tamtą stronę. Barman również ruszył na pomoc kolegom kiedy ci nie dawali rady.
- Czy to przypadkiem nie jest twój znajomy?- zapytał Justin przyglądając się uważnie zdarzeniu.
- Nie.- prychnęłam z udawaną wyższością po czym upiłam kolejny łyk drinka. Justin poszedł w moje ślady i również wziął łyk.
Emil cały czas wyrywał się Alexowi i barmanowi krzycząc coś w stronę jasnowłosego mężczyzny z wrednym uśmieszkiem na twarzy i wtedy mnie olśniło. To była pułapka. Ale było za późno zsunęłam się z taboretu, a przed oczami robiło mi się ciemno. Chciałam krzyknąć do Emila, ale nie miałam już sił. Pochłonęła mnie głucha ciemność.

***
Alex puścił mnie gdy tylko wyprowadzili Tommy'ego z sali. Odwróciłem się w stronę baru żeby zobaczyć jak sobie radzi Sue, ale nigdzie jej nie było. Alex natychmiast zauważył to samo.
- Idę zobaczyć na zewnątrz ty szukaj tutaj.- powiedziałem przekrzykując muzykę.
Alex skinął głową i ruszył w tłum ludzi ja usiłowałem się przecisnąć do wyjścia z sali. Kiedy nareszcie mi się to udało puściłem się biegiem przez korytarz, ale nigdzie nie znalazłem Sue. Cholera! Muszę zawiadomić Dylana. Wyciągnąłem telefon i wybrałem jego numer.
- Halo?- usłyszałem w słuchawce.
- Sue zniknęła.- powiedziałem biegnąc schodami na górę żeby zobaczyć czy tam jej nie ma.
- Kurwa!- zaklął Dylan.- Jakim kurwa cudem dała radę zniknąć?- powiedział przez zęby.
- Tommy zaczął bójkę ze mną.- powiedziałem tylko. Więcej nie trzeba było dodawać. Dylan resztę już wiedział.
- To nie było twoim zadaniem!- ryknął.- Miałeś pilnować Sue!
- Słuchaj! Nie tylko ty teraz jesteś zdenerwowany, jasne?- powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Po drugiej stronie zapadła cisza.- Dałem Sue nadajnik z mikrofonem. Włącz mój laptop i zobacz gdzie ona jest.- rozłączyłem się i wbiegłem do ogrodów na dachu.
Obiegłem wszystko dookoła wołając ją co jakiś czas, ale odpowiedziała mi tylko cisza. Usłyszałem dzwonek mojego telefonu.
- Halo?- warknąłem do słuchawki.
- Nie ma jej nigdzie w klubie.- usłyszałem głos Alexa.- Popytałem paru ludzi czy coś widzieli i jedna dziewczyna powiedziała, że dwóch mężczyzn i jakaś kobieta wynosili dwójkę ludzi. Szatynkę i blondyna. Zejdź na parking dla personelu tam będę czekać.- powiedział i się rozłączył.
Wybrałem numer Sue i ruszyłem biegiem na dół.

***


Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Usłyszałam rzężenie silnika i przyciszone głosy. Jechaliśmy gdzieś. Spróbowałam poruszać dłońmi i nogami, ale były porządnie unieruchomione. Leżałam na czymś zimnym. Otwarłam oczy i powoli odwróciłam się na lewy bok. Koło mnie leżał związany Justin. Czyli mogę go wykreślić z listy podejrzanych. Pomyślałam uśmiechając się cierpko. Całe ciało miałam obolałe. Jechaliśmy jakąś starą furgonetką, w środku panowały egipskie ciemności i mocno trzęsło. Chyba wyjechaliśmy już z miasta, bo nie wyglądało to na drogę pokrytą asfaltem. Justin poruszył się niespokojnie i otworzył oczy.
- Sue? Nic ci nie jest?- zapytał szeptem obracając się na bok w moją stronę.
- Nie, a tobie?- wyszeptałam próbując poluźnić węzły na nadgarstkach.
- Wszystko mnie boli, ale jest okej.- wyszeptał cicho próbując wyswobodzić się.
- Wiesz może gdzie nas wiozą?- zapytałam najciszej jak potrafiłam. Usta miałam suche jak i gardło co trochę uniemożliwiało mówienie szeptem.
- Nie mam pojęcia. Byłem jeszcze przytomny jak nas tu wrzucali, ale mówili coś tylko o tobie.- powiedział patrząc na mnie.- Coś ty narobiła?- zapytał z wyrzutem. Miałam ochotę się roześmiać.
- Zostałam tajnym agentem. To wystarczy, żeby zginąć z rąk pierwszego lepszego bandyty.- powiedziałam śmiejąc się cicho.
- Co cię śmieszy?- zapytał marszcząc brwi.
- Cała ta sytuacja.- powiedziałam wciąż się śmiejąc.
- Nie ma w niej nic zabawnego.- powiedział przyglądając mi się jak wariatce.
- Jest. Gdybyś dzisiaj pokłócił się z szefem o to, że cały czas musisz mieć ochronę, dostał ostrzeżenie i je zignorował jak ja, a na dodatek wiedział, że szef za chwilę rozniesie całe biuro i postawi na nogi policję całego stanu też byś się śmiał.- powiedziałam wciąż się śmiejąc, a Justin tylko wybałuszył na mnie oczy. Nagle furgonetka się zatrzymała. Usłyszałam skrzypienie drzwi z kabiny z przodu.- Udawaj, że jesteś nie przytomny.- syknęłam do Justina zamykając oczy.
Drzwi paki otworzyły się wpuszczając do środka chłodne powietrze nocy. Ktoś chwycił mnie za ramiona i przeciągną po zimnym metalu w stronę wyjścia. Przerzucił mnie przez ramię i powoi gdzieś ruszył. Otwarłam powieki i ostrożnie rozejrzałam się dookoła. Byliśmy w środku lasu. Mężczyzna niósł mnie do starego opuszczonego domu. Spojrzałam w niebo. Było ciemne. Nie było nigdzie widać rozjaśniających je świateł miasta. Rozświetlały je jedynie gwiazdy. To znaczy, że znajdowaliśmy się daleko za miastem. Tylko pytanie w którą stronę jechaliśmy. Usłyszałam rechotanie żab. W takim razie w pobliżu musi znajdować się jakiś zbiornik wodny. Weszliśmy po drewnianych schodach na starą werandę domu po czym weszliśmy do środka. Nie widziałam nigdzie żadnych lam czy czegokolwiek do czego potrzebny byłby prąd. To wskazuje na to, że dom jest bardzo stary. Mężczyzna odsłonił jakiś stary dywan i otwarł klapę w podłodze. Nagle rozbłysło światło latarki oślepiając mnie na chwilę. Mężczyzna zszedł ze mną na dół i położył mnie na jakimś śmierdzącym łóżku czy sofie. Po czym wrócił na górę. Koło mnie położyli Justina. Reszta osób również wróciła na górę. Kiedy usłyszałam trzaśnięcie klapy nad nami otwarłam oczy rozgladając się dookoła.
- Co teraz?- zapytał Justin odwracając się w moją stronę.
- Musimy się uwolnić.- powiedziałam siadając na łóżku. Przyjrzałam mu się. Wyglądało jak to które stoi w muzeum staroci w mieście. Musi pochodzić sprzed wojny secesyjnej.
- Ciekaw jestem jak masz zamiar to zrobić.- powiedział cierpko.
Rozejrzałam się jeszcze raz. Piwnica była zrobiona w ziemi, ale przy suficie znajdowały się stare małe okienka przez które widziałam korony drzew i kawałek nocnego nieba. Kroki nad nami ustały,a niedługo potem usłyszałam warkot silnika furgonetki. Ciekawe czy wszyscy pojechali czy ktoś został. Przesunęłam wzrokiem po ścianach piwnicy w poszukiwaniu czegoś czym mogłabym rozciąć więzy. Nic takiego tutaj nie było. Muszę zejść z łóżka i się trochę rozejrzeć.
- Justin byłabym wdzięczna gdybyś zrobił mi miejsce żebym mogła zejść stąd.- powiedziałam patrząc na niego.
- Nie dam rady się podnieść. Za bardzo mnie wszystko boli.- powiedział z udawanym żalem w głosie. Dupek. Pomyślałam.
- To się chociaż nie ruszaj- powiedziałam i położyłam się na nim próbując się przeturlać na drugą stronę. Poczułam jego ciepłe dłonie na moich udach.
- Hm jak dla mnie możesz tak leżeć.- wyszeptał do mojego ucha przygryzając je lekko.
- Przestać!- warknęłam. Wsunął ręce pod kimono przesuwając palcami po mojej bieliźnie. Zgiął lekko jedno kolo tak, że moje nogi się rozsunęły.
- Mmm podniecająco wyglądasz.- powiedział patrząc na mój biust.
- Sukinsynie obiecuje ci, ze jak tylko się uwolnię stąd to pierwsze co zrobię to cię pobije tak żebyś już więcej żadnej dziewczynie tak nie zrobił.- powiedziałam i splunęłam mu w twarz. Usłyszałam jego śmiech.
- Wątpię żeby nadarzyła się taka okazja.- powiedział opuszczając kolano. Najszybciej jak mogłam ześliznęłam się z niego spadając na podłogę.
Poczułam ostre pieczenie na lewym przedramieniu, a po chwili jak coś gorącego spływa po nim na ziemię. Rozcięłam się czymś. Podniosłam się szybko i przyjrzałam staremu metalowemu łóżku. Ale nie widziałam tam nic czym mogłam rozciąć rękę. Położyłam się z powrotem i przełożyłam skrępowane ręce z pleców na przód. Zaczęłam po omacku szukać czegoś ostrego.

***

Chodziłem po biurze w tą i z powrotem słuchając rozmowy Sue z tym dupkiem Justinem. Nie tylko mnie wytrąciła ona z równowagi. Jeśli mój poprzedni stan można było nazwać zrównoważonym.
- Zabije gnoja.- warknąłem uderzając pięścią w szybę.
- Emil teraz nie jesteś w stanie nic zrobić. Nadajnik nie działa więc możemy mieć jedynie nadzieję, ze Sue nam powie jak wygląda miejsce w którym jest.- powiedział Dylan siedząc na swoim fotelu przy biurku i patrząc gdzieś przed siebie.
- Nick znalazłeś może kto jest właścicielem tej furgonetki z taśmy z klubu?- zapytałem podchodząc przyjaciela który cały czas przeszukiwał bazy danych.
- Jeszcze nie.- powiedział nie odrywając wzroku od monitora. W głośnikach mojego laptopa znów usłyszeliśmy głos Sue.
- Justin pomóż mi szukać czegoś czym przetniemy więzy.- powiedziała zirytowana. Ktoś się poruszył. Prawdopodobnie Justin.
- Co ci się stało w ramię?- zapytał chłopak szczerze przerażony.
- Rozcięłam je czymś kiedy spadłam z łóżka. Staram się to znaleźć żeby rozciąć linę.- powiedziała zupełnie nieprzejęta.
- Cholera.- powiedziałem siadając w fotelu naprzeciwko laptopa. Usłyszałem brzęczenie telefonu.
- Halo?- powiedział Dylan odbierając.- Dzięki Tess... Tak dzwoniłem do Luisa, już zbiera ludzi. Jak się okazało zna Sue... Tak, wam podeśle zdjęcie... Tak, wszystkie dane także... Tak... Będziemy w kontakcie.- odłożył telefon z powrotem na biurko.
- I co?- zapytałem patrząc na niego.
- Tess już ma ludzi. Potrzebują tylko wszystkich danych jakie posiadamy.- powiedział Dylan po czym upił duży łyk kawy. Odkąd tu przyjechałem wypił już dwanaście, a nie wiem ile wypił przedtem.

***

Natrafiłam na coś ostrego co wystawało spod materaca. Szybko zaczęłam przecinać liny na moich nadgarstkach, aż w końcu puściły. Rozwiązałam szybko linę która krępowała moje nogi i wstałam.
- Justin chodź tu to cię rozwiążę.- powiedziałam podnosząc się z ziemi. Justin leżał na drugim końcu łóżka skulony i coś mamrotał. Gdy tylko usłyszał, że go rozwiążę odwrócił się szybko w moją stronę, a ja rozwiązałam krępujące go liny. Natychmiast wstał i zaczął chodzić po piwnicy znów coś mamrocząc. Wyłapywałam tylko skrawki słów które mówił. „zabiją”, „nie mogę” , „umierać”, „przez nią”, „nie chcę”, „całe życie”. Westchnęłam i podeszłam do niego. Złapałam go za ramiona i potrząsnęłam nim.- Uspokój się!- zawołałam.- Na pewno nas nie zabiją, bo moi przyjaciele przyjdą nam z pomocą. Mogę ci zaręczyć życiem, że za najdalej kilka dni będzie tu policja całego stanu. Słyszysz? Uratują nas.- ostatnie słowa powiedziałam jak do małego dziecka, żeby do niego dotarły. Wciąż patrzał na mnie spłoszonym wzrokiem, ale po chwili przyciągnął mnie do siebie i pocałował zachłannie. Odepchnęłam go od siebie z całej siły aż zatoczył się do tył.- Co to miało być?- warknęłam. Chłopak wzruszył ramionami.
- Miałem ochotę cię pocałować.- powiedział jak małe przerażone dziecko.
- A nie masz może ochoty żeby dostać w twarz?- warknęłam. Gdyby to Emil słyszał chyba by go zabił. Chwila... Rozsunęłam szybko kimono sprawdzając czy nadajnik z mikrofonem dalej tam jest.
- Ej... Najpierw mnie odpychasz jak cię całuję, a teraz się przede mną rozbierasz? Zastanów się czego chcesz. A poza tym nie wiem czy to odpowiednie miejsce na coś takiego no, ale jeśli ci nie przeszkadza to czemu nie. Wystarczy powiedzieć.- paplał patrząc na mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem.

***

- Zabiję go!- zawołałem uderzając w biurko.- Jak on śmie mówić do niej coś takiego?!-krzyknąłem kiedy nagle usłyszałem głos Sue pełen nadziei.
- Emil.- powiedziała cicho, a mnie serce prawie stanęło.- Mam nadzieję, że mnie słyszysz.
- Głupia jesteś czy zwariowałaś już?- powiedział do niej Justin, a we mnie się zagotowało.
- Posłuchaj jesteśmy w jakimś starym domu.- wszyscy w biurze zamarli. Dylan podszedł szybko do mnie, a ja włączyłem nagrywanie.- Nie widziałam w środku, żadnej elektroniki, nawet zwykłej lampy więc podejrzewam, że jest bardzo stary. Zamknęli nas w piwnicy, która jest wykopana prawie w całości w ziemi. Mam tu małe okienka, przez które widzę trochę nieba, ale są one wysoko i nie dosięgnę do nich. Kiedy nas przenosili z furgonetki do piwnicy rozejrzałam się trochę. Dom jest gdzieś w lesie, ale na niebie nie widziałam świateł z miasta więc myślę, że jesteśmy daleko poza nim. Słyszałam żaby więc prawdopodobnie gdzieś znajduje się jakieś jezioro, staw, bagna czy coś w tym stylu. Nie widziałam kto nas tu przywiózł, ale było to dwóch mężczyzn i kobieta. Odjechali jakiś czas temu, ale nie wiem czy został tu ktoś czy nie. Na razie nie mam więcej wskazówek, ale postaram się coś jeszcze dowiedzieć.- zapadła cisza.- Jeśli jest koło ciebie Dylan to powiedz mu żeby nie pił dzisiaj już więcej kawy.- spojrzałem na niego, a on odstawił kubek z powrotem na biurko.- A ty Emil nie rozwal nic.- wybuchłem śmiechem. Tylko ona w takich sytuacjach potrafi powiedzieć „nie pij za dużo kawy”, albo „nie rozwal nic”.

Rozdzial 9

Wysiadłam szybko z samochodu i ruszyłam do dużego nowoczesnego budynku. W środku otoczyło mnie szkło, metal i marmur. Typowa nowoczesna budowla. Znajdowałam się w recepcji, gdzie nie było nic poza ladą za którą siedziała młoda kobieta, szklaną ławą i białą skórzaną sofą. Podeszłam do lady, a kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie. Brązowe włosy miała złapane w kucyka, grzywka równo przycięta sięgała do jej brwi, miała delikatny makijaż, który przyciągała wzrok do jej niebieskich oczu. Pokazałam jej odznakę i upoważnienie od Dylana do odebrania wyników. Recepcjonistka podała mi plakietkę dzięki, której mogłam poruszać się swobodnie po obiekcie. Weszłam do windy i przycisnęłam guzik z cyfrą 4. To tam odbywała się sekcja zwłok i znajdowała kostnica. Po chwili winda zatrzymała się na wybranym przeze mnie piętrze z cichym dings. Wyszłam na ciemny korytarz i rozejrzałam się. Wszystko wyglądało tak jak w tym serialu CSI: Miami brakowało mi tylko porucznika Horatio w tych bajeranckich okularach. Rozejrzałam się jeszcze raz. No i w którą stronę mam teraz iść? Za mną znów zabrzmiał dzwonek windy i drzwi się rozsunęły. Zrobiłam parę kroków w głąb korytarza i obejrzałam się. Z windy wysiadł mężczyzna o rudych włosach w garniturze i okularach z grubymi czarnymi oprawkami. Na oko miał z dwadzieścia parę lat. Chciałam porucznika Horatio to go dostałam. No może był młodszy i miał inne okulary. Mężczyzna zamrugał kilka razy i wyszedł z windy. Hmm... Wypadłoby się odezwać cokolwiek.
- Em... Dzień Dobry, nazywam się Sue Green i pracuje dla Dylana McCartney' a.- powiedziałam nie pewnie i wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
- Luis Beesley.- uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń.- Detektyw. Trochę mniej sławny niż twój szef, ale dobry.- zaśmiał się i przeczesał przydługawe włosy palcami.- Co cię tu sprowadza panno Green?
- Miałam przeprowadzić sekcje zwłok i jeszcze dziś dostarczyć wyniki. Niestety bez nich nasza sprawa nie ruszy dalej, a poprzednie ktoś ukradł nim dotarły do nas. Tylko, że...- zaczęłam lekko zawstydzona.- Jeszcze nigdy tu nie byłam i nawet nie wiem gdzie mam iść.- powiedziałam przygryzając wargę. Luis zaśmiał się uprzejmie.
- Akurat idę po wyniki sekcji. Zaprowadzę cię i pokaże co i jak.- zaproponował uśmiechając się szeroko.
- Dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech. Luis odwrócił się i wskazał kciukiem na korytarz prowadzący w prawo.
- To tam. Ale ostrzegam, że Meggie nie jest zbyt przyjemna. Lepiej załatwić co trzeba i wyjść.- powiedział lekko rozbawiony.
- Rozumiem.- zaśmiałam się.- A korytarz po lewej dokąd prowadzi?
- Do kostnicy i laboratorium.- wyjaśnił i powoli ruszył korytarzem po prawej.
W czarnych kafelkach odbijało się zimne, białe światło lamp nad nami. W przeszklonych biurach każdy coś robił. Czułam się jak na planie filmowym. W końcu dotarliśmy do końca korytarza. Luis zapukał w szklane drzwi i wszedł do środka.
- Witaj Meggie.- powiedział z uśmiechem.
Za biurkiem siedziała kobieta koło trzydziestki. Czerwone włosy miała złapane w szybkiego koka. Ręce i ramiona pokrywała kolorowe tatuaże. Miała na sobie czarną przylegającą bluzkę na ramiączkach i czarne skórzane obcisłe spodnie, które podkreślały jej długie szczupłe nogi i zgrabny tyłek. Kiedy podniosła głowę zauważyłam, że w wardze i brwi ma srebrne kolczyki, ale nie to przyciągało uwagę tylko jej dwukolorowe oczy. Prawe było brązowe, a lewe czerwone. Obie przyglądałyśmy się sobie chwilę. Kobieta zmrużyła oczy i podeszła do nas, a raczej do mnie. Luis przyglądał się jej zaskoczony.
- Sue Green?- zapytała zaskoczona i wyprostowała się otwierając szeroko oczy.
- Tak... A pani...?- zapytałam nie pewnie.
- Nie wiesz kim jestem?- zamrugała zdezorientowana.
- Nie bardzo.- przyznałam marszcząc brwi.
- Pracujesz dla Luisa? Z tego co wiem Dylan chciał, żebyś dla niego pracowała. Jack byłby wkurzony gdyby coś poszło nie tak z tego całego planu. Madame Roza mówiła, że one potrafią być bardzo niebezpieczne kiedy się gniewają.- paplała i bawiła się kolczykiem w wardze w nerwowym geście.
- Chwila.- przerwałam jej. Zmarszczyłam bardziej brwi.- Znałaś mojego brata? Jacka?- powiedziałam niemal bez tchu.
- O Boże! Dziecko ty naprawdę nic nie wiesz.- wyszeptała, a w jej głosie pobrzmiewało przerażenie.- Czyli chyba jednak pracujesz dla Luisa.
- Nie... Nie, ja...- zaczęłam jąkając się.- Pracuje dla Dylana.- dokończyłam osuwając się na małe krzesełko za mną.
- W takim razie nic nie rozumiem.- przysiadła na brzegu biurka wcześniej odsuwając dokumenty. Spojrzała jeszcze raz na mnie.- Masz go. Musisz wiedzieć.- powiedziała przyglądając mi się.
- Co mam?- spytałam zdezorientowana.
- Naszyjnik.- powiedziała pokazują na niego. Podświadomie poszukałam go na moim mostku.
- Dał mi go Dylan w moje urodziny.- wyszeptałam patrząc przed siebie.
- Wiem. Tak miało być.- odpowiedziała nieobecnym głosem.- Czy mogłabyś zadzwonić do Dylana żebym coś sobie z nim wyjaśniła?- zapytała uśmiechając się lekko.
- Jasne.- powiedziałam cicho i wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni. Wybrałam numer Dylana i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Tak Sue?- był czymś zdenerwowany.
- Dylan... Wiesz... Ktoś chce z tobą rozmawiać.- wydusiłam z siebie. Po drugiej stronie zapadła cisza.- Jesteś?
- Tak. Sue czy ona ci coś powiedziała?- w jego głosie słyszałam nadzieję, ale i przerażenie.
- Nie wiele. Skrawki informacji.- powiedziałam przygryzając wargę.
- Rozumiem.- usłyszałam jego rozczarowany, a za razem spokojny głos.- Daj mi ją.
- Już.- podałam telefon kobiecie i spuściłam głowę.
Czerwonowłosa kobieta wyszła ze swojego biura na korytarz zamykając za sobą drzwi. Przede mną pojawił się Luis. Przez tą całą sytuację całkiem o nim zapomniałam. Mężczyzna przykucnął.
- Ciężka sytuacja, co dzieciaku?- westchnął uśmiechając się współczująco.
- Trochę.- powiedziałam posyłając mu krzywy uśmiech.
Spojrzałam w stronę Meggie. Chyba kłóci się z Dylanem. Czemu tyle spraw jest przede mną ukrywane. Zawsze dotyczą mnie, albo moich najbliższych, a ja nic o nich nie wiem. Dylan najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale dał słowo mamie. Jak ja mam się skupić na śledztwie kiedy mam tyle problemów? Minęło już kilka dni, a my wciąż jesteśmy na samym początku. Od teraz koniec z tym. Życiem uczuciowym i rodzinnym zajmę się po rozwiązaniu tej zagadki. Potrzebowałabym parę dni zostać sama. Poszukałabym wskazówek w książkach i spokojnie pomyślała. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Meggie. Zwróciła mi telefon i znów przysiadła na brzegu biurka. Minę miała chmurną więc chyba nie jest zadowolona z rozmowy. Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie.
- Dylan złożył jakąś głupią i bezsensowną obietnice twojej mamie.- zaczęła.
- Wiem.- powiedziałam cicho.
- Dopóki nie zapytasz konkretnie o to nie może ci powiedzieć. A najgorsze jest to, że ja też nie mogę bo mnie wiąże inna obietnica.- wyjaśniła marszcząc brwi.- Radzę ci Sue przeszukać wszystkie swoje dokumenty. Nie koniecznie te nowe.- powiedziała poważnie po czym uśmiechnęła się promiennie.- Co mogę dla ciebie zrobić dzisiaj? Bo chyba przyszłaś do mnie z jakąś sprawą.
- A tak! Sekcja zwłok Blackwooda.- ożywiłam się spojrzałam na zegarek.- Muszę się śpieszyć za niedługo zaczynam kolejne zajęcia.
- Spokojnie.- Meggie wstała z biurka i podeszła do szafy na której starannie były ułożone segregatory.- Miałam wczoraj dużo czasu więc przeprowadziłam ją jeszcze raz.- wyciągnęła z jednego z nich plik kartek spiętych zszywaczem d papieru i podała mi je z uśmiechem.- Oto one.
- Dziękuję.- powiedziałam tak zaskoczona, że tylko stałam i patrzałam na nie. Po chwili podniosłam wzrok z powrotem na kobietę i uśmiechnęłam się.
- Mam na wszelki wypadek kopię.- puściła oczko.
- Naprawdę dziękuję. Do zobaczenia.- pożegnałam się.
- W razie czego dzwoń.- powiedział Luis uśmiechając się.
- Już niedługo.- powiedziała Meggie i zwróciła się do Luisa, który już zajął się swoimi wynikami.
Wyszłam z biura i ruszyłam do windy. Dzięki temu, że nie musiałam czekać na wyniki mam trochę czasu wolnego może pojechałabym na cmentarz do Jacka. Brakuje mi go. Ostatnio wcale go nie widziałam. Może chociaż tam go znajdę. Oddałam plakietkę w recepcji i wyszłam. Wyniki schowałam bezpiecznie w mojej torebce po czym wsiadłam do samochodu.


Zatrzymałam się pod drzewem na wąskiej asfaltowej drodze, która prowadziła przez cmentarz. Spojrzałam na niebo przez przednią szybę nachylając się nad kierownicą. Rano była piękna pogoda, a teraz niebo jest szare i chyba będzie padać. Otwarłam drzwi samochodu i wzięłam torebkę z siedzenia obok. Wysiadłam szukając wzrokiem nagrobku brata. Zamknęłam drzwi i zablokowałam zamek powoli ruszając w jego kierunku. Był niedaleko drogi więc nie trudno było go znaleźć. W gardle urosła mi gula. Denerwowałam się przed spotkaniem z nim. To po raz pierwszy odkąd wiem, że jest moim bratem. Do oczu napłynęły mi łzy kiedy zobaczyłam jaskrawą postać, ubraną na czarno wpatrującą się w napis na tablicy grobu. Podeszłam bliżej i omijając ją położyłam na grobie czerwoną różę. Podniosłam się i spojrzałam na chłopaka obok.
- Już wszystko wiesz, prawda?- zapytał cicho nie odwracając wzroku od nagrobka.
- Nie wszystko, ale dość dużo.- przyznałam spoglądając w niebo.
- Dylan się tobą zajmie?- usłyszałam po chwili ciszy.
- Nie mam pojęcia. Mama bardzo walczy żebym wróciła do niej. Nawet ściągnęła tu tatę, żeby tylko powstrzymać Dylana.- powiedziałam patrząc znów na chłopaka.
- Czyli tata wrócił. Ciekawe na jak długo?- westchnął.
- Dylan jej obiecał, że nic mi nie powie dopóki nie zapytam.- usiadłam na zielonej trawie.
- Zapewne pomysł taty. Wystarczy, że poszukasz w dokumentach i wszystko będzie jasne.- uśmiechnął się lekko.- Dasz sobie radę. Jesteś silna i to bardzo.
- Po kimś to mam.- uśmiechnęłam się szeroko.
- Sue, tylko bądź ostrożna. Duchy szepczą o tobie. Nie chcę żeby coś ci się stało.- spojrzałam na mnie z troską w oczach.
- Możesz być spokojny. Dylan dał mi taką obstawę, że praktycznie nigdzie nie mogę iść sama. Co trochę sprawdzają miejsca do których idę. Czuje się jak zwierze w klatce.- westchnęłam skubiąc źdźbło trawy.
- To dlaczego nikt tu z tobą nie przyjechał?- zapytał unosząc brew i siadając obok.
- Bo miałam jechać tylko po wyniki sekcji zwłok i zaraz wracać do szkoły, ale po spotkaniu z Meggie chciałam z tobą porozmawiać.- uśmiechnęłam się lekko.
Jack objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. To było dziwne uczucie. Czułam jego dotyk, ale nie czułam ciepła, zapachu czy oddechu na karku. To tak jakby był, a za razem nie było. Do oczu napłynęły mi łzy, a w gardle urosła gula. Tak bardzo mi go brakowało. To wszystko tak bardzo się komplikowało. Nie potrafiłam się skupić na śledztwie przez to co się działo w moim życiu prywatnym. Dylan przez to też zaniedbał obowiązki. Wtuliłam się w brata zamykając oczy. Wiedziałam, że za chwilę będę musiała wracać, ale nie potrafiłam tak po prostu odejść. O tak wiele spraw chciałam go teraz zapytać, chciałam znać jego zdanie, dostać wskazówki i jakieś dobre rady. Tak jak od zwykłego starszego brata. Wiatr zaszumiał w koronach drzew i nagle zrobiło się zimno. Moja intuicja biła na alarm. Oderwałam się od Jacka i rozejrzałam dookoła. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu przypisany do kontaktu Dylana. Odebrałam pospiesznie rozglądając się jeszcze raz. Jack również był czujny. Wstał powoli po czym pomógł i mnie wstać.
- Halo?- powiedziałam do słuchawki.
- Sue? Gdzie jesteś?- usłyszałam zdenerwowany głos Dylana.
- Na cmentarzu z Jackiem.- powiedziałam cicho rozglądając się. Jack chwycił mnie za rękę i ruszył w stronę samochodu rozglądając się czujnie.
- Cholera! Sue, czemu mi nie powiedziałaś?!- krzyknął, a ja się skrzywiłam odsuwając trochę telefon.
- Dylan nie denerwuj się. Jestem tu od pięciu minut i już miałam wracać.- wytłumaczyłam się i zaczęłam grzebać w torebce za kluczykami do samochodu.
- Miałaś nigdzie nie chodzić bez ochrony tymczasem ty nikomu nic nie mówiąc w środku zajęć jedziesz nie wiadomo gdzie!- krzyczy do słuchawki.
- Przepraszam. Wrócę do mieszkania, nie szukajcie mnie w szkole.- rozłączyłam się i walcząc ze łzami wyciągnęłam w końcu kluczyki do auta.- Będę się już zbierać.- wyszeptałam do Jacka.
- Wszystko dobrze?- zapytał zmartwiony.
- Tak. Dylan jest po prostu zły bo wyszłam bez ochrony.- posłałam mu słaby uśmiech i odblokowałam drzwi.
- Na pewno nic więcej?- zapytał patrząc mi prosto w oczy.
- Na pewno.- przytuliłam się przelotnie i otwarłam drzwi samochodu.- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, uważaj na siebie Suzie- powiedział patrząc jak zamykam drzwi, odpalam silnik i odjeżdżam.
Cały czas powstrzymywałam gorące łzy, które czaiły się pod powiekami. Na szybie pojawiły się drobne krople deszczu i z chwili na chwilę pojawiały się większe. Włączyłam wycieraczki i zwolniłam trochę. Przemierzałam opustoszałe ulice miasta. Pogrążona w myślach zaparkowałam na parkingu niedaleko mieszkania Dylana. Na sąsiednim miejscu stał jego czarny jaguar, a za nim motor Emila. Wysiadłam z samochodu i zablokowałam zamek w drzwiach. Nie zwracając uwagi na zimny deszcz powoli ruszyłam do środka. Wspięłam się po schodach na klatce po czym weszłam do mieszkania. Ściągnęłam buty i poszłam prosto do biura Dylana. Otwarłam drzwi i weszłam do środka. Za biurkiem siedział ubrany jak zawsze w garnitur Dylan, a naprzeciwko niego Nick. Koło okna stał Emil. Gdy tylko się pojawiłam oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę. Bez słowa wyciągnęłam papiery i położyłam je na biurku. Dylan zmarszczył brwi i spojrzał na nie po czym przeniósł wzrok na mnie. Powoli odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia.
- Sue?- usłyszałam jego niepewny głos. Wszyscy przyglądali mi się zaskoczeni.
- Przepraszam.- powiedziałam tylko i wyszłam. Nie chciałam słuchać ich pretensji. Nie dałabym rady. Drzwi za mną otwarły się.
- Sue co się stało?- na korytarz wyszedł Dylan, a zaraz za nim Emil.
- Przecież przeprosiłam was już.- powiedziałam cicho idąc dalej.
- Słyszałem, ale...- zaczął mówić, ale urwał kiedy zamknęłam za sobą drzwi do pokoju.
Po moich policzkach spłynęły łzy. Nagle poczułam się tak bardzo wyczerpana. Osunęłam się na kolana po czym przewróciłam na włochaty dywan i zaczęłam płakać zwijając się w kłębek. Wciągu tych paru dni stało się tak dużo. Miałam już dość. Moje gówniane, ale w miarę spokojne życie nagle zamieniło się w sztorm, a ja byłam małą łódką pośrodku tych ogromnych fal. Nie myśląc wiele wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer. Po pierwszym sygnale usłyszałam głos w słuchawce.
- Tak, słucham?
- Mógłbyś przyjechać?- wychlipałam.
- Już jadę.- rozłączył się.
Schowałam telefon do kieszeni i objęłam kolana ramionami płacząc cicho. Słyszałam debatę dochodzącą z biura Dylana i to jak deszcz bębni w szybę. Niedługo po moim telefonie ktoś zadzwonił do drzwi. Słyszałam tylko jak Dylan otwiera i zaskoczony prowadzi gościa, aż pod moje drzwi. Rozlega się pukanie.
- Proszę.- wołam nie podnosząc się.
Słyszę jak drzwi się otwierają. Otwieram oczy i widzę Alexa wchodzącego do środka, a w progu zatroskanego Dylana. Chłopak był ubrany w czarne bojówki i zwykły czarny T-shirt. Włosy tym razem miał rozpuszczone. Jak tylko Alex wszedł zamknął za nim drzwi zostawiając nas samych. Wiedziałam, że to nie spodoba się Emilowi, ale potrzebowałam rozmowy z kimś bezstronnym. Potrzebowałam mojego przyjaciela, a nie współpracownika, chłopaka czy ojca. Rozpłakałam się jeszcze bardziej kiedy Alex podniósł mnie z podłogi i przytulił mocno głaszcząc po włosach.
- Już dobrze Sue.- wyszeptał siadając ze mną na łóżku.- Opowiedz mi co się stało.
- Już nie daje rady.- wydusiłam z siebie płacząc głośno.- To mnie przerasta. Dylan dał mi ochronę, okej, martwi się, ale bez przesady. Alex ja nigdzie nie mogę wyjść bez obstawy. Pojechałam dzisiaj wcześniej po wyniki i jeszcze dostałam za to, że nie wzięłam tej pierdolonej ochrony. Matka chce przede mną coś ukryć i na dodatek ściągnęła tu tatę. Dylan obiecał jej, że mi nic nie powie. Dowiedziałam się, że duch który mieszka w moim pokoju jest duchem mojego brata. Tęsknię za nim jak cholera, a kiedy jadę sama na cmentarz, żeby porozmawiać bez osób trzecich to dostaje mi się bo pojechałam bez obstawy. Do tej pory żyłam bez kontroli. Ja tak nie dam rady.- płacze i przytulam się do niego mocno.
- Spokojnie.- mówi tylko i głaszcze mnie po włosach.
- A na dodatek nie potrafię się skupić na tym śledztwie. Wszystko idzie nie tak jak trzeba. Już dawno powinnam je skończyć.- szlocham.
- Sue, nie bądź dla siebie zbyt surowa. Każdy ma prawo żeby zająć się swoimi problemami, a nie pracą. Szczerze ci powiem, że jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. Wcześniej nie widziałem żebyś płakała. Większość osób poddaje się na samym początku. Ale nie ty.- powiedział tuląc mnie mocno. Ktoś zapukał do drzwi.- Proszę.- zawołał Alex.
- Sue czy mogłabyś przyjść na chwilę do biura.- usłyszałam za sobą głos Dylana. Otarłam policzki i wstałam.
- Jasne.- powiedziałam ruszając powoli do drzwi. Szłam powoli za Dylanem do jego biura. Gdy weszłam Emil zerwał się na równe nogi.- O co chodzi?- zapytałam cicho nie patrząc na nich.
- Nie wiem co się stało i dlaczego nie chcesz z nami rozmawiać. Pomyślałem, że po prostu zapytam.- powiedział nie pewnie Dylan.
- To nie jest coś z czym sobie nie dam rady.- powiedziałam podchodząc do biurka na którym leżały rozłożone papiery. Wzięłam je do ręki i przejrzałam szybko. Coś mi tu nie grało.- To wszystko co mamy z tej sprawy?- zapytałam podnosząc wzrok na chłopaków. Dylan zamrugał zdezorientowany.
- Tak, to wszystko co nam do tej pory dostarczyli.- powiedział przyglądając mi się uważnie.
- Alex!- zawołałam idąc powoli w stronę drzwi, kiedy na korytarz wyszedł chłopak.
- Tak?- zapytał lekko zaskoczony i podszedł do mnie obejmując w pasie jedną ręką i prowadząc z powrotem do biura.
- Kiedy jedziesz do pracy?- zapytałam zerkając ukradkiem na Emila. Był bardzo wkurzony tym gestem, ale chyba bardziej tym, że ja się nie odsunęłam.
- Za jakieś półgodziny, a co? Chcesz jechać ze mną?- zapytał z lekkim uśmiechem.
- Jak zwykle domyślny.- zaśmiałam się. Po moim smutku nie było śladu. Jego miejsce zajęła praca i myśli z nią związane.
- Jedziesz jako...?- spojrzał na mnie pytająco.
- Będę imprezować.- uśmiechnęłam się szeroko i puściłam oko.- Emil pojedziesz ze mną czy mam wziąć Nicka?- odwróciłam się do chłopaka i posłałam mu znaczący uśmiech.
- Też pytanie.- prychnął, ale zauważyłam, że kąciki jego ust uniosły się w górę.
- To idę się ubrać odpowiednio. Alex chodź ze mną pomożesz mi coś wybrać.- powoli ruszyłam do wyjścia, a za mną Alex.