piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 13

KILKANAŚCIE MINUT PO WYJŚCIU ZE SZPITALA

Dylan stanął na podjeździe niebiesko-białego domu. W oknie kuchni poruszyła się firanka, a chwilę później na werandę domu wyszła nie wysoka kobieta o blond włosach i niebieskich oczach. Miała na sobie zwykłe dżinsy i przylegającą zieloną koszulkę. Na jej twarzy widniała matczyna troska. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w milczeniu. Żadne z nas nawet się nie poruszyło.

- Dzięki za odwiezienie mnie do domu.- wyszeptałem patrząc wciąż przed siebie.

- Nie ma sprawy.- powiedział półgłosem Dylan.

- Zobaczymy się jutro po szkole. Przyjadę do ciebie.- powiedziałem otwierając drzwi auta.

- Emil.- usłyszałem cichy głos przyjaciela.- Jeśli chcesz możesz...- urwał.

- Odejść?- dokończyłem za niego.- Nie mam zamiaru. A niech tobie nawet nie przyjdzie do głowy rozwiązać Wydział Szkolny. Sue ko...- urwałem czując jak do oczu napływają mi łzy.- Po prostu zostaje.- powiedziałem po chwili.

- To weź chociaż wolne.- powiedział cicho Dylan wciąż nie patrząc na mnie.

- Dam radę. Zobaczymy się jutro.- położyłem rękę na ramieniu przyjaciela i lekko je uścisnąłem po czym wysiadłem z samochodu i zamknąłem za sobą drzwi.

Gdy tylko podszedłem do drewnianej werandy Dylan sprawnie wycofał z podjazdu i ruszył w stronę centrum miasta. Ciekawe gdzie jechał? Może do biura? Westchnąłem i podszedłem bliżej mamy. Stała u szczytu nie wysokich schodów z zatroskaną. Nie wiem czy mam w sobie jeszcze na tyle siły żeby jej o tym powiedzieć.

- Emil, synku co się stało? Boże jesteś cały we krwi. Coś ci się stało? Jesteś ranny?- mówiła szybko, a mnie znów w oczach stanęły łzy. Spojrzałem na swoje ręce umazane krwią. Krwią Sue.

- Nie mamo, nie jestem ranny.- ale kurewsko zraniony, pomyślałem zaciskając dłonie.- Nie mam nawet zadrapania.- powiedziałem cicho.

- W takim razie czyja to krew? Co się stało? Dlaczego nie wracałeś do domu?- pytała dalej, a mnie serce pękało.- Emil co się dzieje?- zapytała ponownie kiedy nie odpowiedziałem na poprzednie pytania.

- Jest Tommy w domu?- zapytałem po chwili ciszy patrząc w bok. Nie patrzałem na nic konkretnego. Po prostu nie byłem wstanie patrzeć na mamę i jej oczy pełne troski i miłości.

- Nie ma. Ma dzisiaj dyżur w nocy i nie dawno wyjechał z domu.- powiedziała lekko zbita z tropu tym pytaniem.- Ale co to ma do rzeczy?- zapytała niespokojnie.

- Chodźmy do środka...- westchnąłem zrezygnowany.- Opowiem ci mamo co się stało.- powiedziałem prawie szeptem i ruszyłem do środka, a mama tuż za mną.- Poczekaj chwilę w kuchni. Za chwilę przyjdę tylko zmienię ubranie i umyje się szybko.- powiedziałem idąc na górę.

- Dobrze...- powiedziała nie pewnie.- Zrobię ci coś ciepłego do picia.- powiedziała z troską i zniknęła w kuchni.

Powoli wszedłem na górę. Całe piętro było moje. Mama i Tommy mieli sypialnię na parterze tak jak i własną łazienkę. Mama wchodziła tu tylko po to by zrobić pranie i czasem posprzątać. Oświeciłem światło na korytarzu co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało. Zawsze szedłem do swojego pokoju po ciemku. Znałem to miejsce jak własną kieszeń, a poza tym nawet jako dziecko nie bałem się ciemności więc to nie był dla mnie żaden problem. Teraz jednak coś się zmieniło... Bałem się. Bałem się nawet zamknąć oczy. Bałem się, że zobaczę jej piękną twarz, że zobaczę ją w kałuży krwi. Wszedłem nie pewnie do pokoju i od razu zapaliłem światło tak jak na korytarzu. Wziąłem swoje ubrania z szafy i wyszedłem z pokoju gasząc światło. Powoli ruszyłem do łazienki. Moje ciało było już kompletnie wykończone. Brak posiłków i snu dawał się we znaki. Wszedłem do jasnej łazienki i położyłem czyste ubrania na półce z ciemnego drewna. Rozebrałem się powoli, a brudne ubrania wrzuciłem do plastykowego brązowego kosza na pranie. Wszedłem pod prysznic i odkręciłem wodę. Wzdrygnąłem się kiedy poczułem zimne krople na ciele, które szybko jednak zamieniły się w ciepłe i przyjemne. Stałem tak patrzą jak woda pod stopami barwi się na czerwono i znika w odpływie. Nalałem na ręce trochę mydła w płynie i zmyłem z nich krew po czym szybko umyłem włosy i resztę ciała. Wyszedłem spod prysznica i wytarłem się puszystym białym ręcznikiem, szybko włożyłem na siebie czyste czarne proste spodnie, czarny T-shirt i czarną bluzę. Tej ostatniej przyjrzałem się przez chwilę. Była bardzo podobna do mojej ulubionej bluzy, którą kiedyś pożyczyłem Sue kiedy było jej zimno. Przygryzłem wargę powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Lepiej zejdę już na dół. Może jak się napiję czegoś ciepłego to uda mi się trochę uspokoić. Ubrałem szybko skarpetki i wcisnąłem nogi w trampki w których chodzę po domu. Zszedłem na dół gasząc wszędzie światło i wszedłem nie pewnie do kuchni. Przy sole koło okna siedziała mama pijąc coś ciepłego. Na drugim końcu stał czarny kubek z moim imieniem. Wydobywała się z niego para. Powoli podszedłem bliżej i wziąłem kubek w dłonie. Była w nim gorąca czekolada. Objąłem kubek dłońmi i upiłem łyk. Oparłem się o szafkę kuchenną, która stała obok i wbiłem wzrok w ścianę naprzeciwko. Wziąłem kolejny łyk, słodko gorzkiego napoju.

- No więc co się stało?- zapytała cicho mama. Nie byłem w stanie na nią spojrzeć więc cały czas patrzałem w ścianę naprzeciwko.

- Od tygodnia pracuję jako tajny agent dla Dylana McCartneya w tak zwanym Wydziale Szkolnym.- zacząłem, a gdy tylko wymieniłem imię przyjaciela mama wzięła głęboki wdech i wstrzymała oddech.- Pewnie słyszałaś, że w mojej szkole nie dawno doszło do niewyjaśnionej śmierci nauczyciela pana Blacwooda. Pracowaliśmy nad tym. Moja... przyjaciółka Sue, ja, Nick i Dylan. Nie dawno sprawa nie co się skomplikowała ponieważ okazało się, że ktoś śledzi Sue, chwile po tym jak się dowiedzieliśmy doszło do pierwszego ataku na nią. Udało nam się, mnie i Sue jakoś obezwładnić tych dwóch typków. Jednak okazało się, że byli to jakieś zwykłe uliczne złodziejaszki, które po prostu dostały zlecenie od kogoś tajemniczego. Nie długo potem Sue postanowiła sprawdzić pierwszego podejrzanego. Poszła na imprezę. Chwilę przed tym jak zaczęła swoją cichą akcję dałem jej nadajnik z mikrofonem. Tak w razie czego. Choć i tak wątpiłem, że może się przydać, ale warto dmuchać na zimne.- powiedziałem cicho i upiłem kolejny łyk czekolady wyciągając z kieszeni telefon.- Sue zaczęła akcję, a ja z jednym z ochroniarzy klubu ją obserwowałem w razie jakby coś się zaczęło dziać. Niestety w klubie pojawił się wtedy ktoś jeszcze... Przyszedł Tommy.- powiedziałem spoglądając nie pewnie na mamę. Siedziała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się we mnie. Odwróciłem wzrok i wbiłem go w podłogę.- Zaczepił mnie i tak zaczęła się bójka.- powiedziałem cicho.- Żeby mnie powstrzymać było potrzebnych trzech ochroniarzy. Kiedy wyprowadzili Tommy'ego z sali spojrzałem w stronę baru gdzie siedziała Sue, ale nigdzie jej nie było. Została porwana wraz z podejrzanym. Natychmiast zaczęły się poszukiwania. Sue szybko się jednak ocknęła.- uśmiechnąłem się lekko.- Zawsze była silna i tak łatwo się nie poddawała. Połączyliśmy się z jej nadajnikiem, ale okazało się, że tylko mikrofon działa. Suzie przypomniała sobie o nim i opowiedziała nam jak wygląda miejsce do którego ją wywieźli. Przez dwa dni non stop jej szukaliśmy, nie spałem, nie jadłem. Nie byłem w stanie tak samo jak reszta. Chodziłem cały czas wkurzony i tylko powtarzałem sobie jej słowa kiedy opisała nam miejsce w którym się znajduje. „Jeśli jest koło ciebie Dylan to powiedz mu żeby nie pił już dzisiaj kawy. A ty Emil nie rozwal nic.” tylko ona mogła powiedzieć coś takiego kiedy właśnie groziło jej niebezpieczeństwo.- powiedziałem łamiącym się głosem. Do oczu znów napłynęły łzy, a w gardle urosła ogromna gula. Przez telefon połączyłem się z moim laptopem i puściłem jedno z nagrań. W kuchni rozbrzmiał cichy stukot otwieranej klapy piwnicy, a po chwili męski głos.

- Witaj słonko.- cichy jęk bólu. Położyłem telefon na stole i spojrzałem na mamę. Siedziała wpatrzona w niego z przerażeniem.- Sue?! Zostawcie ją!- krzyk Justina, który szybko zamienił się w jęk bólu.- Przywiąż go do łóżka, a ja ją przywiąże do krzesła i postawię na drugim końcu żeby przypadkiem nie pomógł jej się wydostać.- rozbawiony głos jednego z mężczyzn i następny stłumiony jęk Sue.- Słonko nie rzucaj się tak,a obiecuję, że nie będzie boleć.- powiedział znów ten sam mężczyzna.- Co to za różnica?- powiedziała cichym i zachrypłym głosem Sue. Poczułem jak moje ciało drży. Na stół spadły krople łez. Zacisnąłem dłonie w pięści. Mama wciąż patrzała z przerażeniem n telefon.- I tak będziesz mnie torturować żeby na końcu kiedy ci się znudzi zabić jak zwykłego psa.- powiedziała cicho z rezygnacją w głosie.- Zaraz torturować. Po prostu pobawimy się w taką fajną zabawę.- powiedział mężczyzna, a po chwili w kuchni rozbrzmiał cichy syk bólu.- Nie ruszaj się.- syk przerodził się w pełen bólu krzyk. Mama zakryła usta dłońmi powstrzymując łzy. Wyłączyłem nagranie i puściłem następne. To z dzisiaj rana.- Sue żyjesz?- powiedział cicho i niewyraźnie Justin- Sue słuchaj. Nie możesz się poddać rozumiesz?- zawołał do niej, ale znów odpowiedziała mu tylko cisza.- Sue Green!- krzyknął.- Nie możesz, słyszysz? Jesteś piękna, mądra, a na dodatek tak silna jak żadna dziewczyna którą znam! Musisz dać radę!- krzyczał łamiącym się głosem.- Odkąd się pojawiłaś w szkole obserwowałem cię. Byłaś inna niż wszystkie dziewczyny. Ale nie wiedziałem jak mam się odezwać. Potem usłyszałem plotki o tobie i nie wiedziałem czy powinienem. Mogłabyś mnie od razu spławić i pewnie byś tak zrobiła. Tak jak wtedy w La Rossa. Więc tylko obserwowałem. Wiem, że wtedy byłem dla ciebie niemiły, ale obiecuje, że to naprawię. Tylko się nie poddawaj.- szlochał Justin, a mama razem z nim. W głośnikach zapadła cisza, ale po chwili włączyło się następne nagranie z tego dnia.- Sue?- zapytał Justin.- Żyje jeszcze.- odpowiedziała mu cicho Sue.- Twoi przyjaciela na pewno przyjdą?- zapytał z nie pewnością w głosie.- Na pewno.- powiedziała stanowczo.- Jesteśmy tu już od czterech dni i... Sue co ty robisz?- zapytał z lekkim przerażeniem w głosie.- Próbuje się uwolnić.- po tych słowach rozbrzmiał głośny trzask i krzyk Justina wołający jej imię po czym zapadła kolejna cisza, a nagranie znów przeskoczyło. Mama cicho szlochała, ale nic nie mówiła. Nie podnosiła nawet wzroku z telefonu. Schowałem twarz w dłoniach powstrzymując szloch.- Dylan.- w kuchni rozbrzmiał cichy i zachrypły głos Sue.- Masz pozdrowienia zza światów. Chciałam wysłać pocztówkę, ale nie chcieli mi pokazać gdzie jest sklep z pamiątkami.- powiedziała wesoło z cichym jękiem bólu.- Sue nic ci nie jest?- zapyta drżącym głosem Justin.- No nie wiem czy można powiedzieć, że nic mi nie jest, ale żyje choć prawie się przekręciłam.- powiedziała z obojętnością.- Dylan mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz i przyślesz tu policję całego stanu...- zrobiła pauzę.- Bo wiesz... Dowiedziałam się gdzie jestem. Tam na tamtym świecie mają lepszych informatorów.- powiedziała wesoło.- Otóż znajdujemy się około stu kilometrów za miastem w kierunku wschodnim. Na autostradzie trzeci zjazd w prawo i do końca tą drogą.- powiedziała z cichym jękiem.- I przyda się apteczka.- dodała.- I jakbyście się pośpieszyli byłabym wdzięczna. Pan Słoneczko Zabawimy Się Trochę wrócił, a raczej spotkań z nim nie zaliczam do najbardziej udanych.- powiedziała z cichym jękiem. Wyłączyłem nagranie, a mama podniosła na mnie oczy pełne łez.

- C-co się z nią stało?- wyszeptała.

- Była cięta po brzuchu nożem. Ten trzask, który słyszałaś... Rzuciła się razem z krzesłem do dziury głębokiej na jakieś dwa i pół metra żeby się uwolnić.- wyszeptałem zachrypłym głosem. Stałem ze spuszczoną głową, a po moich policzkach płynęły łzy spadając na brązowe kafelki podłogowe.- Po jakichś czterdziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Dylan wydawał się śmiertelnie niebezpieczny i przypuszczam, że naprawdę taki był. Był gotów zabić ich wszystkich byle tylko uratować Sue. Zszedł pierwszy do piwnicy, a właściwie wskoczył, a ja zaraz za nim. Do łóżka był przywiązany chłopak którego słyszałaś na nagraniu, a zaraz obok niego stał jeden z porywaczy z bronią w ręku. Celował we mnie, a ja w niego. Staliśmy tak jakiś czas. Porywacz mówił coś do Dylana o Sue.- wyszeptałem zaciskając dłonie w pięści.- I wtedy Sue uśmiechnęła się do nas, a reszta potoczyła się tak szybko...- zaszlochałem, a mama wstała od stołu.

- wszystko będzie dobrze, może jakoś uda jej się z tego wyjść...- zaczęła delikatnie.

- Nie uda.- powiedziałem, a mama zatrzymała się w półkroku.

- Co masz na myśli?- zapytała szeptem, a ja podniosłem wzrok i spojrzałem na nią oczami pełnymi łez. O mało nie cofnęła się o krok. Nie wiem co zobaczyła na mojej twarzy, ale podejrzewam, że coś czego nikt jeszcze nigdy na niej nie widział. Nie opisany ból.

- Sue rzuciła się na mężczyznę, który do niej celował i wytrąciła mu broń wtedy usłyszałem strzał i sam pociągnąłem za spust. Mężczyzna przede mną upadł na ziemię z krzykiem i upuścił broń. Postrzeliłem go w ramię. Wtedy dopiero zorientowałem się, że to on wystrzelił... Kiedy spojrzałem na Sue zobaczyłem jak tamten mężczyzna zrzuca ja z siebie, ona upada na ziemię, a pod nią rośnie plama krwi. Wyniosłem ją na zewnątrz. Poprosiła, żebym położył ją na ziemi. Zrobiłem to nie chętnie. Wtedy pojawił się Dylan. Pożegnała się z nami. Dylan błagał żeby się nie poddawała, mówił jej, że wszystko będzie dobrze, a ona powiedziała tylko „Dylan to koniec i ty to wiesz.” uśmiechając się i... odeszła.- powiedziałem wybuchając płaczem. Osunąłem się na podłogę chowając twarz w dłoniach. Mama uklękła przy mnie i przytuliła do siebie.- Potem w szpitalu...- kontynuowałem płacząc.- Okazało się, że udało się im przywrócić pracę serca, ale tylko na czas pożegnania bo jej organizm nie da rady się pozbierać po tym wszystkim.- szlochałem.- Ci wszyscy ludzie... Oni przyszli żeby się z nią pożegnać. Wszyscy ją podziwiali i szanowali. Chciałem zostać do końca, ale wiedziałem, że tego nie zniosę... Straciłem ją. Straciłem moją Sue...- wybuchłem jeszcze większym płaczem i skuliłem się jak tylko umiałem.

Mama siedziała ze mną na podłodze i tuliła do siebie starając się jakoś mnie uspokoić. Nie mam pojęcia jak długo tak siedziałem. Powoli przestawałem płakać, ale im cichszy się stawałem tym bardziej rosła pustka we mnie, a kiedy w końcu zamilkłem poczułem się jak puste naczynie. Jeszcze trochę siedzieliśmy w tej ciszy, kiedy usłyszałem głos mamy.

- Idź się połóż i odpocznij. Jesteś bardzo zmęczony.- wyszeptała głaszcząc mnie po wilgotnych włosach.

Podniosłem głowę i zobaczyłem, że na zewnątrz było już ciemno. Zegarek na ścianie wskazywał 21:15. Do domu wróciłem około 17:00. Podniosłem się powoli i stanąłem chwiejnie na nogach. Wziąłem telefon ze stołu i prawie automatycznie wybrałem numer Dylana. Odebrał po pierwszym sygnale.

- Emil?- usłyszałem w słuchawce cichy bełkot.

- Jesteś pijany.- stwierdziłem siadając na krześle i zasłaniając dłonią oczy.

- Troooszeczkę.- powiedział i usłyszałem brzęk szkła.- Kurwa...- zaklął pod nosem.

- Przyjadę po ciebie. Nie możesz zostać sam w mieszkaniu.- powiedziałem wstając od stołu. Mama spojrzała na mnie zaskoczona.

- Nie trzeba. Świeeetnie sobie radzę.- zaśmiał się. Ale to nie był wesoły śmiech. To śmiech człowieka który stracił wszystko i jest do wszystkiego zdolny.

- Dylan jadę po ciebie i koniec kropka. Nie możesz być sam.- powiedziałem pewnie.- Ja też nie...- dodałem szeptem i się rozłączyłem.- Mamo przepraszam, ale muszę jechać po Dylana. Jak tak dalej pójdzie to zapije się na śmierć. Zostanie dzisiaj u nas.

- No dobrze...- powiedziała zaskoczona.

Schowałem telefon do kieszeni i wyszedłem z domu. Mój motor stał pod mieszkaniem Dylana, a auto zabrał Tommy. Nie zostało mi nic innego jak przebiec się do niego. Westchnąłem. To mi dobrze zrobi. Dodatkowy wysiłek fizyczny dobrze robi. Pomyślałem i ruszyłem truchtem w stronę mieszkania Dylana. Nocne powietrze przyjemnie chłodziło moją skórę. Niebo na północy co jakiś czas błyskało. Nadchodziła burza. Przypominało mi to wieczór w którym biegałem bez celu po mieście kiedy podjechał koło mnie Dylan i powiedział żebym wsiadał. Tego dnia go poznaliśmy. Kiedy wsiadłem do samochodu powiedział, że jedziemy po Sue bo za chwilę kończy pracę. Przestraszyłem się wtedy. Sam nie wiem czego. Kiedy wszedłem tamtego dnia do klasy za Dylanem czułem się jakbym dopiero pierwszy raz ją widział. Wydała mi się wtedy taka piękna. Za każdym razem kiedy choćby na nią spojrzałem moje serce biło szybciej. Bałem się tych uczuć. Nie byłem wcześniej zakochany. To znaczy byłem, ale nie tak. To było coś zupełnie innego. Starałem się do niej jakoś zbliżyć, ale starałem się nie okazywać tego co czuję. Wtedy w samochodzie dałem jej bluzę. Do tej pory chyba leży u niej. Jak sprawdzałem jej pokój wisiała na krześle. Wyglądała tak słodko kiedy się zawstydziła na jej widok. Uśmiechnąłem się lekko na to wspomnienie. A niedługo potem ją całowałem. To był taki wspaniały pocałunek i tak długo wyczekiwany. Bałem się wtedy, że go nie odwzajemni, że mnie odepchnie, a ona objęła mnie za szyje i odwzajemniła tak namiętnie. Za każdym razem kiedy się całowaliśmy czułem jakbym to robił pierwszy raz, a ona za każdym razem oddawała go tak jak za pierwszym razem. Z miłością, namiętnością, niepewnością i troską jednocześnie. W jednym jej pocałunku kryło się tle uczuć. Uśmiechnąłem się smutno i zwolniłem. Dopiero wtedy zauważyłem, że już jestem na ulicy przy której mieszka Dylan. Pobiegłem truchtem pod wejście do kamienicy. W pokoju Sue paliło się światło. Wszedłem po schodach lekko zdyszany i wyciągnąłem klucze do mieszkania które dał nam Dylan. Mogłem zadzwonić do drzwi, ale nie wiedziałem czy w tym stanie da radę choćby samodzielnie wstać. Stanąłem przed drzwiami i już chciałem je otworzyć, kiedy zauważyłem, że są uchylone. Zamarłem na chwilę. Powoli chwyciłem za klamkę i popchnąłem do środka otwierając. Moim oczom ukazał się Dylan siedzący na podłodze, a koło niego opróżniona już butelka whisky, a koło niej dopiero zaczęta butelka białego wina. Dylan siedział oparty o ścianę i patrzał na pokój. Nawet nie zauważył, że otwarłem drzwi. Może stracił przytomność. Pomyślałem przestraszony i wszedłem do środka.

- Dylan?- zapytałem nie pewnie kucając koło niego. Mężczyzna odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się smutno.

- O tio ty Emwil...- wybełkotał i pociągnął spory łyk wina.- Czekaum aż Suzie wrócij.- wybełkotał cicho i się uśmiechnął, a mnie serce się ścisnęło.

Tak bardzo cierpiał, że odepchnął od siebie myśl, ze ona nie żyje, a przy tym jeszcze się upił. Zabrałem mu butelkę z ręki. Nie ma co mu tłumaczyć, że ona nie żyje. Jest zbyt pijany.

- Choć, poczekamy u mnie. Powiem jej żeby tam przyjechała.- powiedziałem z trudem. Te słowa bolały bardziej niż się spodziewałem.

- Naprowdew?- zapytał pół przytomny.

- Oczywiści. Chodź.- powiedziałem i podniosłem go.

Przerzuciłem sobie jego ramię przez szyję i poprowadziłem do drzwi gasząc wszędzie światło. Z półki wziąłem jego klucze do jaguara i do mieszkania. Zamknąłem drzwi na klucz i powoli ruszyłem na dół. Posadziłem Dylana w samochodzie, sam usiadłem za kierownicą. Spojrzałem na przyjaciela. Dalej był ubrany w pobrudzone ubrania. Może wrócę jeszcze po jakieś ubrania. Westchnąłem i wysiadłem z samochodu. Ruszyłem na górę i wszedłem szybko do mieszkania. Wziąłem Dylanowi jakąś czarną marynarkę, do tego biały T-shirt pod spód i jakieś dżinsy po czym szybko wróciłem do samochodu. Dylan spał jak zabity. Skrzywiłem się na ten dziwny dobór słów. Włożyłem kluczyki do stacyjki i odpaliłem silnik, który przyjemnie zawarczał. Powoli ruszyłem z parkingu. Ulice były pełne. Co chwilę staliśmy w korku, ale nie licząc tego podróż była bez niespodzianek. Zaparkowałem na poboczu ulicy i wysiadłem zamykając za sobą drzwi, okrążyłem samochód i otwarłem drzwi od pasażera. Ostrożnie wyciągnąłem Dylana i zaprowadziłem do domu na górę. Położyłem go w pokoju obok mojego i wróciłem po jego ubrania, które starannie położyłem na biurku, a koło nich kartkę na której napisałem „ŁAZIENKA JEST NAPRZECIWKO. JABYŚ CZEGOŚ POTRZEBOWAŁ JESTEM W POKOJU OBOK. EMIL.” może podpis nie był konieczny no, ale raczej nie będzie pamiętał gdzie jest, ani jak się tu znalazł. Zgasiłem światło i wróciłem do swojego pokoju. Ściągnąłem buty i skarpetki, a potem bluzę i T-shirt po czym położyłem się na łóżku okrywając do połowy kołdrą. Zasnąłem niemal od razu.

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Otwarłem powoli oczy i spojrzałem na zegarek. Była 6:24. Jęknąłem cicho i podniosłem się do pozycji siedzącej.

- Proszę!- zawołałem pół przytomny i zwiesiłem nogi z łóżka. Do pokoju wszedł Dylan w pomiętym ubraniu. Przeczesałem włosy palcami po czym jeszcze raz wsunąłem je we włosy. Siedziałem tak oparty w milczeniu. Dylan wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.- Jak się czujesz?- zapytałem przerywając ciszę.

- Jakby mi podali silne znieczulenie.- wychrypiał i usiadł na podłodze pod drzwiami. Wydawał się młodszy niż zwykle. Jakby miał nie wiele więcej lat co ja.

- Wiem coś o tym.- powiedziałem cicho i spojrzałem na niego.- Męczy kac?- zapytałem po chwili ciszy, a Dylan skrzywił się.

- Pamiętam tylko, że wróciłem do domu i napiłem się whisky, później nic więcej.- wychrypiał przeczesując włosy palcami.- Opowiesz mi jak się tu znalazłem?- zapytał patrząc na mnie udręczonym wzrokiem.

- Zadzwoniłem wczoraj do ciebie, ale byłeś kompletnie pijany więc postanowiłem, że zabiorę cię tutaj. Pobiegłem do twojego mieszkania, a ty siedziałeś na ziemi z opróżnioną już butelką whisky i zaczętą butelką wina. Mówiłeś coś, że czekasz aż Sue wróci, ale zapakowałem cię do samochodu wziąłem jakieś ubrania na zmianę i przywiozłem tutaj. Spałeś jak kamień.- powiedziałem uśmiechając się lekko na widok jego zaskoczonej miny.- Czyżbyś nigdy wcześniej się nie upił do tego stopnia?- zapytałem lekko rozbawiony. Dylan zaśmiał się cicho.

- Nie miałem na to czasu. Po śmierci moich przyjaciół postawiłem sobie trzy cele. Stać się najlepszym w swoim fachu. Odnaleźć Sue. Założyć Wydział Szkolny z dziećmi moich przyjaciół. Spełniłem je, ale wszystko się skomplikowało. Suzie nie żyje i zostaliśmy tylko we trzech. Będziemy musieli zatrudnić kogoś jeszcze bo będą kazali mi zamknąć wydział.- westchnął zrezygnowany. Spojrzałem na niego z niepewnością.

- Jak to zatrudnić kogoś jeszcze?- zapytałem podnosząc się z łóżka.- Dylan dobrze wiesz, że nikt nie zastąpi Sue.- zacząłem chodzić po pokoju.

- Wiem. Ale formalnie na papierku ktoś musi być. Będziemy mieli tydzień na znalezienie kogoś nowego. Choćby do robienia kawy.- powiedział przeczesując włosy palcami.

- Nikt oprócz ciebie i czasami Sue nie pije w biurze kawy.- zatrzymałem się pod oknem i wyjrzałem za nie. Znów byłem roztrzęsiony, ale wiedziałem, że musimy o tym porozmawiać.

- No to co mam zrobić? Nikt nigdy w waszym wieku nie dorówna Sue. Chyba lepiej wziąć kokoś do robienia kawy jak zamknąć wydział.- powiedział przyglądając mi się uważnie.

- Masz rację.- przyznałem po krótkiej chwili ciszy.- W takim razie co powiesz na Ninę, siostrę Nicka?- zapytałem odwracając się w jego stronę i opierając o parapet.

- Czemu nie... Ale dlaczego właśnie ona?- zapytał lekko zaskoczony.

- Ponieważ z wyglądu jest zupełnym przeciwieństwem Sue.- powiedziałem prosto z mostu. Dylan przez chwilę patrzał na mnie zaskoczony, ale na jego twarzy szybko pojawiło się zrozumienie.

- Jutro zaprosimy ją na rozmowę.- powiedział i wstał z podłogi.- Idziesz dzisiaj do szkoły?- zapytał otwierając powoli drzwi.

- Tak będzie lepiej. Porozmawiam z Justinem.- powiedziałem podchodząc do szafy i wyciągając z niej świeże ubrania.

- Z Justinem? O czym?- zapytał zaskoczony.

- Na temat tego co się stało w piwnicy. Chcę, żeby siedział cicho i wymyślił jakąś dobrą ściemę dla znajomych. Może zaszkodzić naszej sprawie jeśli zacznie gadać, że jesteśmy w policji czy coś.- powiedziałem ubierając T-shirt.

- Dobry pomysł.- powiedział kiwając w zamyśleniu głową po czym wyszedł.

Ubrałem szybko czyste czarne rurki, a do nich czarny pasek i bluzę w tym samym kolorze. Naciągnąłem na nogi skarpetki po czym szybko ubrałem trampki i zszedłem na dół na śniadanie. W kuchni panowała kompletna cisza. Mama siedziała przy stole na swoim miejscu przy oknie i patrzała na zewnątrz, a Tommy'ego jeszcze nie było. Wyciągnąłem z szafki niebieską miskę i wsypałem do niej płatki kukurydziane zalewając mlekiem. Miskę wstawiłem do mikrofali i włączyłem na pięćdziesiąt sekund. Spojrzałem na mamę, która patrzała nieobecnym wzrokiem na zewnątrz. Nie pewnie usiadłem naprzeciwko niej.

- Hej mamo, coś się stało?- powiedziałem przyglądając się jej. Na dźwięk mojego głosu podskoczyła przestraszona.

- O Boże, Emil, ale mnie przestraszyłeś.- powiedziała śmiejąc się nerwowo.

- Jestem tu od dłuższej chwili.- powiedziałem marszcząc brwi.- Coś się stało? Jesteś jakaś nieobecna.

- Nic takiego. Myślałam o tym co mi wczoraj opowiadałeś.- uśmiechnęła się czule.

- O Sue?- zapytałem zaskoczony.

- Tak. Nie potrafię... Przyjąć do wiadomości, że ta mała słodka dziewczynka nie żyje.- westchnęła obejmując dłońmi kubek z ciepłą herbatą. Spojrzałem na nią zaskoczony. Mówiła tak jakby znała Sue.

- Mamo... Czy ty...?- zacząłem jąkając się trochę.

- Oczywiście. Nie pamiętasz? Przyjaźniliście się w dzieciństwie. Często do nas przychodziła kiedy jeszcze mieszkaliśmy na wsi. Z tego co pamiętam byłeś w niej zakochany.- uśmiechnęła się lekko.- Byłeś wtedy taki słodki. Zrywałeś jej kwiaty z mojego ogrodu za każdym razem kiedy mieliście się spotkać.- powiedziała wyglądając za okno.

Mikrofalówka zaczęła pikać drugi raz. Byłem tak pochłonięty myślami, że nawet nie usłyszałem pierwszego. Wstałem powoli od stołu i wyciągnąłem ciepłą miskę z płatkami z mikrofali. Sięgnąłem po łyżkę i zjadłem szybko na stojąco. Spojrzałem na zegarek. Było już po siódmej. Kurna. Spóźnię się do szkoły. Za chwilę zaczną się poranne korki.

- Dylan!- zawołałem wychodząc na korytarz.- Muszę już wychodzić. Podrzucisz mnie do szkoły?- krzyknąłem sięgając po swoje klucze.

- Już idę!- usłyszałem jak wychodzi z pokoju, a po chwili zbiegał już po schodach.- Cześć Alice.- pomachał mojej mamie i uśmiechnął się lekko. Gdybym patrzał na to jako osoba nie znająca sytuacji pomyślałbym, że Dylan wygląda na starszego brata, a jeśli nie na brata to na ojca.

- Jesteś w stanie prowadzić?- zapytałem sięgając po jego klucze.

- Czuję się dobrze, a policja i tak mnie nie zatrzyma.- wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.

- No to chodźmy. I tak będę spóźniony.- powiedziałem i wychyliłem się do kuchni.- Wychodzę mamo, kocham cię!- zawołałem i nie czekając na odpowiedź wyszedłem na drewnianą werandę.

- Ja ciebie też kocham synku, papa.- zawołała za mną.

Wyszliśmy na zewnątrz i powoli ruszyliśmy do samochodu. Sąsiedzi przyglądali się mu z zainteresowaniem. Raczej rzadko parkuje tu taka fura. Pomyślałem i uśmiechnąłem się lekko. A niech patrzą. Wsiadłem od strony pasażera i zapiąłem pas. Dylan odpalił silnik i włączył się do znikomego ruchu na ulicy.

DWA DNI PÓŹNIEJ

Wyszedłem ze szkoły i ruszyłem na parking po mój motor. W szkole krążyły już różne plotki na temat śmierci Sue. Na szczęście ludzie bali się podejść do mnie bądź do Nicka zapytać jak było naprawdę. I bardzo dobrze. Mieliśmy święty spokój z tym. Choć niestety słyszeliśmy różne historie i teorie na ten temat. Justin obiecał siedzieć cicho. Opowiedział im historię w której to on zostaje porwany, a Sue jest tylko przypadkowym świadkiem przez co ją również zabierają no i zabijają, a jego w idealnym momencie ratuje policja. Głupia ta historia, ale ludzie i tak to łyknęli. Nie wszyscy, ale większość. Wyciągnąłem klucze z kieszeni i odpaliłem motor. Silnik przyjemnie zawarczał. Włożyłem kask i ruszyłem w stronę bramy szkolnej. Na szczęście nikt nie dowiedział się o Wydziale Szkolnym. Wczoraj zaprosiliśmy na rozmowę Ninę i w porównaniu do reszty kandydatek wypadła świetnie. Dzisiaj ma przyjść podpisać umowę z Dylanem no i zaczyna pracę od jutra. Trochę jak my. Podpisaliśmy umowę w piątek, a następnego dnia poszliśmy od razu do roboty. To były osiemnaste urodziny Sue. Pomyśleć, że to było zaledwie dwa tygodnie temu. Wjechałem na parking policyjny i postawiłem motor pod drzewem. Spokojnym krokiem ruszyłem do wejścia. W środku panowało zwykłe zamieszanie. Nic nowego. Za każdym razem tak jest. Wszedłem do naszego biura i położyłem kask na sofie. Dylan i Nick już siedzieli przy laptopach. Zdjąłem bluzę i usiadłem do swojego. Telefon położyłem na biurku. Dylan niedawno kupił nam nowe telefony. Ja wybrałem sobie Samsunga Galaxy Mini 2. Mały, poręczny i wygodny, a do tego wytrzymalszy od innych moim zdaniem. Zabrałem się za sprawdzanie materiałów dowodowych w sprawie Blacwooda. Najważniejszym dowodem było nagranie z kamery szkolnej. Włączyłem je jeszcze raz przewijając do odpowiedniego momentu. Wszyscy pracowaliśmy w skupieniu, kiedy na korytarzu zrobiło się dość duże zamieszanie. Podniosłem głowę i spojrzałem na resztę. Wtedy do biura wpadła nie wysoka kobieta o ciemnych włosach i zielonych oczach.

- Dylan...- powiedziała dysząc. Chyba biegła.- Musisz jechać do szpitala..- powiedziała w końcu z oczami pełnymi łez. Zaraz za nią staną wysoki szczupły mężczyzna o czarnych włosach. Rodzice Sue. Spojrzałem zaskoczony na Dylana, ale on zmarszczył brwi.

- O co chodzi? Sara przede wszystkim się uspokój.- powiedział wstając powoli.

- Nie ma czasu!- zawołała.- Chodzi o Sue. Ona... ona żyje.- powiedziała jąkając się trochę.

Dylan zatrzymał się w półkroku i stanął jak wmurowany. Czas jakby zwolnił. Wszyscy w swoich biurach nagle ucichli. Miałem wrażenie, że nawet budynek wstrzymał oddech.

- J-jak to?- wydusił z siebie Dylan, a w jego oczach pojawiły się łzy. Mimo że rozmawialiśmy o niej w każdej wolnej chwili to wspomnienia i tak bolały.

- Dzwoniła do mnie jakieś dziesięć minut temu.- powiedziała mama Sue patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

Chwyciłem bluzę i telefon w tej samej chwili Dylan chwycił granatową marynarkę i klucze. We troje ruszyliśmy niemal biegiem do wyjścia. Mama Sue pobiegła przodem. Z pokoi wyglądali ludzie przyglądając nam się. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Wybiegłem z budynku zaraz za Dylanem i ruszyłem do mojego motoru po drodze wkładając kask. Odpaliłem szybko silnik i z piskiem opon ruszyłem do bramy wyjazdowej. Włączyłem się do ruchu na ulicy i szybko przyspieszyłem. Miałem już 110 kilometrów na godzinę, kiedy minął mnie czarny jaguar Dylana. Wjechaliśmy na parking szpitala. Postawiłem szybko motor i ruszyłem biegiem do wejścia, a zaraz za mną Dylan z Nickiem i rodzice Sue. Po drodze ściągnąłem kask. W recepcji siedziała ta sama kobieta co ostatnio. Kiedy nas zobaczyła uśmiechnęła się promiennie i nie wychodząc zza lady wskazała nam windę po czym krzyknęła „trzecie piętro” pokazując palcami liczbę trzy. Bez słowa zapakowaliśmy się do windy która właśnie zjechała na dół. Dylan wcisnął przycisk z liczbą trzy i winda ruszyła. Miałem wrażenie, że jedziemy w żółwim tempie. W końcu dotarliśmy na trzecie piętro. Dylan od razu pobiegł do recepcji gdzie pielęgniarka powiedziała mu do którego pokoju mamy iść. Ruszyliśmy biegiem białym korytarzem. Z sali 15 właśnie wyszedł doktor Paul. Uśmiechnął się szeroko na nasz widok i zatrzymał chowając swój notes do kieszeni fartucha.

- Witam państwa- powiedział uprzejmie wymieniając uścisk dłoni z Dylanem.

- Czy to prawda?- zapytał Dylan. Mówił trochę jakby coś brał. Doktor Paul uśmiechnął się szeroko.

- Czasami dzieją się cuda.- powiedział wzruszając ramionami.- Jej serce przestało bić po odłączeniu respiratora. Kiedy chciałem wyłączyć monitor i resztę urządzeń usłyszałem, że puls wrócił. To był prawdziwy cud. Niestety żadne z państwa nie zostawiło numeru, a ten który mieliśmy wpisany nie odpowiadał dlatego czekaliśmy aż panna Green odzyska przytomność. No, ale co będę więcej opowiadał. Na pewno chcecie się z nią zobaczyć. Tylko proszę ostrożnie. Nie może jeszcze wstawać ponieważ rany są za świeże.- powiedział po czym ruszył do następnego pokoju, a my szybko weszliśmy do sali numer 15.

Na łóżku w białej koszuli, przykryta do połowy białą pościelą siedziała Sue. Bawiła się czymś w rękach. Kiedy weszliśmy do środka podniosła głowę i uśmiechnęła się do nas promiennie. Usłyszałem cichy szloch Dylana. Z moich oczu również popłynęły łzy. Oboje ruszyliśmy do niej i przytuliliśmy się.

- Hej, nie było mnie tylko parę dni.- powiedziała wesoło tuląc się do nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz