wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdzail 4

Pożegnałam się z Nickem i Emilem po czym wsiadłam do samochodu Dylana. Chwilę później wsiadł Dylan z kubkiem kawy w ręce. Ruszyliśmy z parkingu i powoli jechaliśmy opustoszałymi ulicami miasta. Uśmiechnęłam się delikatnie. Niebo powoli przybierało kolor granatu, a ostatnie promienie słońca wychylały się znad wysokich budynków miasta. Krajobraz powoli się zmieniał w miarę jak jechaliśmy w kierunku przedmieścia. Okolica stawała się bardziej zielona i wesoła. Domy stawały się niższe i bardziej kolorowe. Zdałam sobie sprawę, że do tej pory nie dostrzegałam tego piękna. Po prostu żyłam z dnia na dzień i czekałam na coś niezwykłego. I się doczekałam. Jestem tak bardzo szczęśliwa, że to mnie wybrał Dylan z pośród tych wszystkich osób. Objęłam się ramionami i uśmiechnęłam jeszcze szerzej. Do tej pory byłam sama, a teraz pojawił się Emil, Nick i Dylan, który w sumie zastępuje mi ojca, którego nigdy nie poznałam. Przynajmniej takie mam wrażenie kiedy z nim przebywam. Normalnie dużo czasu mi zajmuje przyzwyczajenie się i zaufanie komuś, ale nie przy nich. Oni dają mi poczucie bezpieczeństwa i nie wiadomo czemu mam do nich pełne zaufanie. Ciężko mi to wytłumaczyć bo sama tego nie rozumiem. Ale coś w nich jest... Coś co sprawia, że czuje się... Dobrze.
Dylan zatrzymał się pod moim domem. Spojrzałam na budynek. Drzwi frontowe były otwarte, a na drewnianej werandzie siedziała mama w wytartych dżinsach i luźnej, ale pasującej do niej ciemno różowej tunice. Byłam jak sparaliżowana. Co ona tam robiła? Dylan również patrzał na to ze zdziwieniem.
- Może lepiej pójdę z tobą.- powiedział i odpiął pas.
Drżącą ręką zrobiłam to samo i nie pewnie otwarłam drzwi samochodu. Czego się tak boję? Przecież to tylko moja mama. Podeszłam do Dylana, który uśmiechnął się do mnie pocieszająco i powoli ruszył chodnikiem do schodów werandy. Mama była wyraźnie zaskoczona jego widokiem.
- Witam pani Green, Dylan McCartney.- podszedł do niej i podał jej dłoń, którą uścisnęła nie pewnie.
- Sara Green, miło mi znów cię widzieć. Ostatnim razem jak cię widziałam miałeś zaledwie szesnaście lat. Wydoroślałeś bardzo.- powiedziała mama uśmiechając się miło.
O czym ona mówiła? Znała Dylana z czasów kiedy był jeszcze młody? Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niespokojnego Dylana. Czym się tak denerwował? Poczułam na sobie spojrzenie mamy. Dylan opiekuńczym gestem objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Odwiozłem Sue do domu.- uśmiechnął się i dla wszystkich ten uśmiech wyglądał na naturalny i spokojny, ale ja wiedziałam, że jest bardzo spięty.
- To miło z twojej strony. A jak się poznaliście?- wyraz twarzy mamy stał się podejrzliwy.
Nie pamiętam jej z czasów kiedy była jeszcze normalna. Teraz wydawała się taka ładna. Włosy miała spięte w koka, a jej cera nawet po tylu latach picia nie wydawała się zniszczona. Jak ona to zrobiła?
- Sue u mnie pracuje.- powiedział ostrożnie Dylan.
- Jako?- mama uniosła pytająco brew.
Napięcie było niemal namacalne, a mnie przeszły dreszcze. Coś tu było nie halo. Miałam wrażenie, że o czymś nie wiem.
- Tajny agent.- powiedział w końcu Dylan.
Zapadła cisza. Dylan odwrócił się do mnie i przytulił troskliwie.
- Będę o dziewiątej.- powiedział cicho i mnie puścił.- Do zobaczenia.- rzucił schodząc już ze schodów.
Odprowadziłam go wzrokiem do samochodu i patrzałam jak odjeżdża. Czułam ukłucie smutku w sercu. Nie chciałam żeby mnie tu zostawiał. Bałam się. Na prawdę się bałam. Czułam na sobie wzrok mamy. Wzięłam głęboki oddech żeby się uspokoić.
- Dobrze wyglądasz.- powiedziałam patrząc na nią.
- Dziękuję.- odpowiedziała.- Wszystkiego najlepszego.- zagryzła wargę i przyjrzała mi się.
- Dziękuję.- odpowiedziałam po chwil ciszy.
Nie miałam pojęcia jak mam z nią rozmawiać. Była dla mnie kimś zupełnie obcym.
- Co tu robisz?- zapytałam w końcu.
Nie mogłam się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Dlaczego doprowadziła się do porządku i czekała tu na mnie?
- Przyjechała dzisiaj babcia z dziadkiem. Wyciągnęli mnie z pokoju i kazali doprowadzić się do przyzwoitości. Pomogli posprzątać dom i zrobić zakupy bo w lodówce były tylko jogurty. Teraz są na cmentarzu, ale za niedługo wrócą.- powiedziała uważnie obserwując moją reakcję.
Byłam zaskoczona tym, że to zrobiła. W ustach mi zaschło, a wargi spierzchły. Oblizałam je lekko.
- Dobrze, cieszę się.- wydusiłam w końcu.
Co innego mogłam powiedzieć? Ta sytuacja była dziwna.
- Sue, posłuchaj. Wiem, że ja nie mam prawa ci mówić co masz robić, ale praca u Dylana... To bardzo zły pomysł.- mama zmarszczyła brwi ze smutkiem i patrzała na mnie uważnie.
Ogarnęła mną złość. Przez szesnaście lat się mną nie interesowała, a tereaz nagle wie co dla mnie dobre?!
- Masz rację. Nie masz prawa mi mówić co mam robić.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.- Oni są dla mnie jak rodzina. To oni zapewniają mi bezpieczeństwo, które powinnam otrzymać od ciebie! To oni dają mi wsparcie, które powinnam otrzymać od ciebie!- zawołałam i poczułam jak gorące łzy cisną mi się do oczu.- Teraz kiedy zaczęło mi się układać ty znów musisz to zniszczyć! Jak wszystko w moim życiu!
Oczy mamy rozszerzyły się ze zdziwienia i wzięła gwałtowny wdech jakbym ją właśnie spoliczkowała. Odwróciłam się na pięcie ku drzwiom. Kątem oka dostrzegłam stojącą przy żywopłocie panią Stenhaus, ale nie miałam ochoty jej pomachać. Chciałam jak najszybciej zniknąć w swoim pokoju. Szybkim krokiem weszłam do środka i ruszyłam do schodów. Wspięłam się po nich co dwa stopnie i pobiegłam do pokoju. Po policzkach spłynęły mi tak długo powstrzymywane łzy. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami powoli osuwając się na podłogę. Z ust wydobył się głośny szloch. Schowałam twarz w dłonie. Dlaczego akurat teraz? Przecież zaczynało być tak pięknie. Podciągnęłam kolana pod brodę. Cicho szlochałam siedząc na podłodze. W pokoju powoli robiło się ciemno. Dziadkowie zdążyli już wrócić, ale odprawiłam ich na dół mówiąc, że nie mam ochoty rozmawiać. Jacka również odesłałam. Telefon na podłodze obok mnie zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz. To Dylan.
- Halo?- odebrałam.
- Już po ciebie jadę.- usłyszałam trzaśnięcie drzwi samochodu.
- Nie mam ochoty. Możemy to przełożyć?- z ust wyrwał mi się kolejny szloch, a do oczu znów napłynęły słone łzy.
- Sue, co się stało?- w jego głosie było słychać troskę.
- Nic takiego. Przełóżmy kolację.- wychlipałam.
- Sue...
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon obok siebie. Znów się rozpłakałam. Nie minęło piętnaście minut, a usłyszałam trzaśnięcie drzwi samochodu przed domem. Niedługo potem dzwonek do drzwi po czym zamieszanie i oburzony głos babci na dole, który powoli był co raz głośniejszy, aż dotarł pod moje drzwi. Patrzałam tępo przed siebie. Ktoś nacisnął klamkę i delikatnie popchnął drzwi przesuwając mnie po podłodze. Do środka wśliznął się Dylan. Zamknął za sobą drzwi nie zważając na babcię i całą resztę. Usiadł koło mnie i przytulił mnie bez słowa, a ja znów wybuchałam płaczem. Czułam jak delikatnie i uspokajająco gładzi mnie po włosach. I co jakiś czas szepcze do ucha "już dobrze".
- Czemu wszystko się wali kiedy nareszcie zaczyna być dobrze?- zapytałam zachrypłym głosem.
- Nie wiem.- usłyszałam po chwili ciszy.
Odsunęłam się od niego i otarłam łzy. Dopiero teraz zauważyłam, że Dylan jest ubrany w biały T- shirt z jakimś czarnym nadrukiem, czarną rozpiętą marynarkę i zwykłe dżinsy. W takim stroju wyglądał na dużo młodszego. W sumie tak na prawdę do tej pory nie wiem ile ma lat. Muszę się pozbierać. Chyba dobrze będzie gdzieś pojechać. Odpocząć od tego wszystkiego i ochłonąć. Czułam się strasznie po tym co powiedziałam mamie.
- Czy propozycja kolacji jest dalej aktualna?- zapytałam przeczesując włosy drżącą dłonią.
Poczułam jak Dylan uśmiecha się delikatnie w ciemnościach.
- Oczywiście. Uszykuj się, a ja zaczekam na dole.- nachylił się i pocałował mnie w czoło.
Wstał z podłogi i otworzył lekko drzwi wpuszczając do środka snop światła z korytarza. Wyszedł cicho za drzwi i zamknął je za sobą, a w pokoju znów zapanował mrok. Podniosłam się nie chętnie i zapaliłam lampkę nocną. Ściągnęłam z siebie białą sukienkę i podeszłam do dużej szafy. Wygrzebałam z niej czarną tunikę z różowym nadrukiem w kształcie serca z zaciekami namalowanego farbą. Do tego ubrałam krótkie czarne spodenki i trampki za kostkę, których nie sznurowałam. Wyszłam z pokoju gasząc małą lampkę. Oślepiło mnie światło na korytarzu. Z dołu dobiegały mnie głosy babci i mamy, które najwyraźniej krzyczały na Dylana choć nie mam pojęcia za co. Miałam ochotę uciec znów do mojego pokoju, ale powoli ruszyłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i rozpuściłam włosy, które opadły kaskadą na plecy i ramiona. Rozczesałam je i lekko spryskałam odżywką. Umyłam zęby i twarz. Rzęsy lekko podkreśliłam tuszem, a usta błyszczykiem. Na koniec lekko spryskałam się perfumami i wyszłam z łazienki. Wróciłam do pokoju po telefon i jakąś bluzę po czym zeszłam na dół. Dylan siedział na fotelu w salonie jak skazany, a babcia i mama prawiły mu jakieś morały. W normalnych okolicznościach wydałoby mi się to śmieszne, ale byłam w podłym humorze.
- Wychodzę.- oznajmiłam stając w progu.
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a w pokoju zapadła cisza. Dylan powoli podniósł się z fotela i podszedł do mnie. Wyglądał jakby mu ulżyło.
- Gotowa?- spytał i posłał mi pocieszający, a za razem wdzięczny uśmiech.
- Tak.- odpowiedziałam i powoli ruszyłam do drzwi.
Wszyscy byli tak zaskoczeni, że nikt się nie odezwał. Kiedy wsiadłam do samochodu poczułam ulgę.


Podjechaliśmy pod najdroższy klub w mieście. Elita naszej szkoły bywała tu co weekend, ja jeszcze nigdy tu nie byłam, ale wiedziałam o tym miejscu dosyć sporo bo mój znajomy dorabiał tu jako ochroniarz. Często opowiadał mi o bójkach i różnych innych dziwnych lub ekscytujących zdarzeniach. Budynek miał sześć pięter i był zbudowany według stałego schematu. Sale znajdowały się w środku, a dookoła nich przeszklone korytarze z widokiem na miasto i ulice, a z drugiej strony na piękny ogród. Na parterze znajdował się hol i recepcja, na drugim klub gdzie przez całą noc trwała dyskoteka, na trzecim galeria sztuki nowoczesnej, na czwartym restauracja, na piątym hotel, a na szóstym i na dachu ogrody i szklarnia. Zastanawiało mnie dlaczego tak ekskluzywny klub znajduje się tak daleko od centrum. Na dodatek w tak opuszczonej ulicy jak ta. Stały tu tylko trzy bloki, a reszta budynków to były hangary.
Wysiedliśmy z samochodu. Dylan zablokował zamek w drzwiach i powoli ruszył w stronę wejścia, a ja za nim. Ochroniarz tyko spojrzał na Dylana i bez słowa go wpuścił. Kiedy znaleźliśmy się w środku podeszłam do niego bliżej.
- Masz aż takie wpływy?- spytałam żartobliwie.
- A żebyś wiedziała.- zaśmiał się.- Nie ma takiego miejsca w tym mieście do którego bym nie wszedł.
- Jest.- Założyłam ręce na piersi i uśmiechnęłam się chytrze.
- Jakie?- rozbawiony uniósł pytająco brew.
- Mogę cię nie wpuścić do mnie do domu.- zrobiłam minę w stylu "no i co teraz zrobisz ważniaku?"
Dylan wybuchł śmiechem co zwróciło uwagę wszystkich w holu. Zauważyłam parę znajomych twarzy z klasy.
- No cóż... To chyba jedyna przeszkoda.- posłał mi rozbawione spojrzenie.
Uśmiechnęłam się tylko zakłopotana. Dylan wyciągnął telefon z kieszeni i coś w nim sprawdził. Gdy go schował rozejrzał się po dużym pomieszczeniu. Na środku ustawiony była szklana ława, a dookoła niej ustawiane dwie dwuosobowe sofy i trzy fotele. Na jednej z nich siedziała Taylor, wysoka, smukła, błękitnooka blondynka o długich falowanych włosach, które opadały na jej plecy i ramiona. Ubrana była w czerwoną dopasowaną i bardzo krótką- jak dla mnie za krótką- sukienkę na ramiączkach. Obok niej siedział włoski mięśniak Sebastiano, kapitan szkolnej drużyny rugby. Wysoki, umięśniony szatyn o ciemnej karnacji i brązowych oczach. Był w zwykłej białej koszulce i dżinsach. Obejmował Taylor ramieniem. Na drugiej sofie na przeciwko siedziała Moniqa, siostra Sebastiano. Wysoka, szczupła szatynka o oczach takich samych jak u brata. Włosy miała złapane w koka z którego wydostało się kilka lekko kręconych kosmyków. Miała na sobie białą zwiewną sukienkę i wysokie białe zamszowe kozaczki na obcasie. Obok niej po prawej stronie siedział Justin. Większość dziewczyn porównywała go archanioła Gabriela. Piękna blada twarz, o czysto niebieskich oczach. Blond włosy w artystycznym nieładzie opadały mu na czoło. Wysoki, szczupły, ale dobrze zbudowany. Ubrany był podobnie jak Sebastiano- dżinsy i biała T-shirt. Cała grupka przyglądała mi się uważnie. Dziewczyny zmierzyły spojrzeniem stojącego obok mnie Dylana.O matko... W poniedziałek to dopiero będzie. Cała szkoła będzie huczeć od plotek o mnie i Dylanie.
- Poczekaj tu na mnie, idę zapytać o moją rezerwację.- uśmiechnął się niby naturalnie, ale coś go niepokoiło.
Odwrócił się i ruszył w stronę recepcji. Zmarszczyłam brwi. Co on ukrywa tym razem? Podbiegłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Był bardzo spięty. Odwrócił się w moją stronę i posłał miły uśmiech.
- Dylan, co się dzieje?- zapytałam cicho posyłając mu poważne spojrzenie.
- Sue...- zaczął.
- Powiedz mi. Ich możesz oszukiwać, ale nie mnie. Przecież widzę, że jesteś zdenerwowany.- powiedziałam automatycznie rozglądając się po holu by upewnić się, że nikt nas nie słyszy.
- Omówimy to przy kolacji, dobrze?- uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach krył się strach i troska.
To coś aż tak poważnego? Dylan nie wyglądał się kimś kogo łatwo wystraszyć. Puściłam go, a on odszedł w stronę recepcji. Po drodze wyciągnął telefon i wybrał jakiś numer. Przeszłam przez hol i usiadłam na jednym z czterech wiklinowych krześle ustawionych przy stoliku z wykonanym z tego samego materiału. Stolik był ustawiony niedaleko centrum holu gdzie siedziała Taylor ze swoimi znajomymi. Westchnęłam i wzięłam do ręki jedno z czasopism leżących na stole. Po chwili ktoś do mnie podszedł. Podniosłam wzrok. Przede mną stał Justin. Uśmiechał się miło co dodawało uroku jego twarzy.
- Cześć.- powiedział wyciągając dłoń do mnie.
- Hej.- uścisnęłam ją nie pewnie i odłożyłam czasopismo na stół.
- Mogę się dosiąść?- zapytał unosząc brew i wskazując na krzesło obok.
- Jasne.- wskazałam na krzesło w geście zaproszenie.- Ale czy to nie zniszczy twojej reputacji szkolnej?
Chłopak wybuchł śmiechem, a mnie żołądek podszedł do gardła. Nigdy nikt z takim statusem społecznym nie rozmawiał ze mną. No może prócz Nicka, ale to i tak nie to samo co Justin, nasz własny grecki bóg.
- Mojej nie zniszczy, ale może poprawić twoją.- posłał mi pewny siebie uśmiech.
- Nie zależy mi.- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
Moja odpowiedź lekko go zaskoczyła, ale nie stracił tej swojej pewności siebie. Oparłam się o oparcie krzesła. Ciekawe co teraz powie.
- Rozumiem...- zaczął.
- Wątpię, ale mów dalej.- odpowiedziałam beznamiętnie.
Justin zdawał się co raz bardziej zakłopotany. Ta sytuacja zaczynała być zabawna.
- No więc...- przerwał szukając odpowiednich słów.
- Niech zgadnę.- odezwałam się, a on spojrzał na mnie lekko zawstydzony.- Wysłali cię żeby zapytać kim jest facet z którym tu przyszłam.- wskazałam na Dylana stojącego w kolejce do recepcji.
- To też, ale...- znów przerwał.
Co z nim nie tak? Nie zachowuje się jak szkolna gwiazda Playboya. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam mu się uważnie nachylając w jego stronę. Oparłam dłonie na stole.
- No więc ten facet to mój szef.- powiedziałam, a Justin jakby odzyskał swoją pewność siebie.
- Umawiasz się z szefem?- zapytał z głupkowatym uśmieszkiem.
- To nie żadna randka. Kolacja urodzinowa.- powiedziała poirytowana.
- Masz dziś urodziny?- zapytał lekko zaskoczony, choć nie rozumiałam co go tak zdziwiło.
- Niee, będą za dwa miesiące, ale mam tak dużo kasy, że mogę odprawiać je co tydzień.- powiedziałam kąśliwie.
Justin zmarszczył brwi najwyraźniej zdenerwowany moją uwagą. Już chciał coś powiedzieć kiedy zamknął usta i spojrzał za mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że w naszą stronę zmierza ochroniarz. Wyglądał na siedemnaście może osiemnaście lat. Był ubrany w czarny, przylegający T-shirt, czarne spodnie oraz glany. Koszulka świetnie ukazywała jego umięśnioną klatkę i brzuch. Długie kruczoczarne włosy miał związane w luźną kitkę. Justin wyglądał na przestraszonego. Nowo przybyły zmrużył oczy i wskazał na mnie palcem.
- Sue Green?- zapytał z rosnącym uśmiechem.
- Alex.- uśmiechnęłam się szeroko i wstałam by uściskać przyjaciela.
Alex zamknął mnie w żelaznym, przyjacielskim uścisku. Po chwili odsunął mnie od siebie trzymając dłonie na moich ramionach. Przyjrzał mi się uważnie od stup do głowy i s powrotem po czym uśmiechnął jeszcze szerzej.
- Jak zawsze świetnie ubrana.- powiedział ze szczerym zadowoleniem.- Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem to jakąś dziewczynę normalnie ubraną.
- No to teraz masz okazję.- zaśmiałam się.
- Ale się z ciebie piękna dziewczyna zrobiła.- powiedział zaskoczony tym co zauważył.
- Dzięki Alex, ale widzieliśmy się zaledwie dwa miesiące temu.- posłałam mu rozbawiony uśmiech.
- Cicho! Nikt nie musi wiedzieć.- położył mi palec na ustach i rozejrzał się dookoła jakby sprawdzał czy nikt nie słyszał.
Jego spojrzenie zatrzymało się na przerażonym i zaskoczonym Justinie, który siedział z szeroko otwartymi oczami. Alex uniósł brew i spojrzał na niego z miną co najmniej zdezorientowaną. Jestem pewna, że wcześniej go nawet nie zauważył.
- To twój chłopak?- zapytał pokazując palcem na Justina, który zdawał się wstrzymać oddech.
- Alex...- posłałam mu minę pod tytułem "jestem załamana".- Czy ja wyglądam na kogoś kto do nich należy?
Chłopak teatralnie odetchnął z ulgą i uśmiechnął się szeroko. Jego zielone oczy lśniły wesołością.
- Już się martwiłem, że przez ten czas coś ci się stało z psychiką.- Alex mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja wybuchłam śmiechem.
Justin wydawał się urażony tą uwagą, ale oboje go zignorowaliśmy.
- Siadaj, pogadamy chwilę.- wskazałam na wolne krzesło obok siebie, na przeciwko Justina.
- Nie mam za dużo czasu.- posłał mi przepraszający uśmiech.
- Ja też nie. Musimy się spotkać w najbliższym czasie.- dałam mu lekkiego kuksańca w ramię.
- Koniecznie!- Alex usiadł na wskazanym przeze mnie miejscu.- Co ty tu robisz? Nie spodziewałem się zobaczyć cię akurat w takim miejscu.
- Kolacja urodzinowa.- powiedziałam uśmiechając się tajemniczo.
- O Jezu! Zapomniałem o twoich urodzinach!- zawołał i zwrócił uwagę paru osób.- Przepraszam cię...
- Nic się nie stało...- zaczęłam, ale Alex mi przerwał.
- Do północy jeszcze coś ode mnie dostaniesz. Obiecuję.- powiedział z powagą.
Poczułam jak zalewa mnie fala szczęścia. Na mojej twarzy wykwitł szeroki i błogi uśmiech. Miałam ochotę się rozpłakać. Do tej pory nie zauważyłam jakiego mam wspaniałego przyjaciela. Poczułam jak łzy cisną mi się do oczu. Alex uśmiechnął się do mnie i pogładził po włosach. Wiedziałam, że Justin przygląda mi się z zainteresowaniem, ale olałam go.
- Dalej pracujesz u tego pracoholika?- zapytał z czułością.
- Nie. Teraz pracuje gdzie indziej. Jak się spotkamy to ci o tym opowiem.- prawie niezauważalnie kiwnęłam głową w stronę Justina, a Alex mrugnął dając znak, że rozumie o co mi chodzi.
Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i podniosłam wzrok na nie wysokiego mężczyznę. To był Dylan. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Dylan to mój przyjaciel Alex, Alex to mój przyjaciel i szef Dylan.- przedstawiłam ich sobie.
Dylan wyciągnął dłoń, a Alex wstał i uścisnął ją.
- Dylan McCartney.
- Alexander Killey.- oboje uśmiechnęli się uprzejmie.- Czy pan nie jest przypadkiem tym sławnym detektywem?- Alex zmrużył oczy zajmując z powrotem swoje miejsce.
Dylan zacisnął usta w wąska linię i spojrzał na mnie.
- Tak, to ja.- powiedział w końcu.
- To zaszczyt pana poznać.- Alex uśmiechnął się miło.
- Och to nic takiego.- Dylan był co raz bardziej spięty.
Widziałam jak dyskretnie obserwuje otoczenie. Coś się działo, a ja nie wiedziałam co. Przygryzłam lekko wargę i mój wzrok powędrował w stronę Justina, który obserwował to wszystko. Patrzał na mnie zainteresowany tym wszystkim. Dostrzegłam w jego oczach rozbawienie.
- Musimy już iść.- powiedziałam przerywając niezręczną ciszę.
Pierwszy wstał Alex. Podał dłoń Dylanowi na pożegnanie po czym zwrócił się do mnie. Pomógł mi wstać i przytulił mocno.
- Uważaj na tego lalusia.- szepnął mi do ucha tak by nikt nie zauważył po czym odsunął się ode mnie, a ja lekko skinęłam głową.- Wszystkiego Najlepszego. Jeszcze się dziś zobaczymy- uśmiechnął się obiecująco.- Baw się dobrze.- odgarnął mi grzywkę z czoła i dał lekkiego całusa.
- Dziękuję i do zobaczenia.- uśmiechnęłam się.
Alex powolnym krokiem oddalił się od nas.
- Przepraszam, ale ja już muszę iść.- zwróciłam się do Justina.
- Rozumiem.- wstał z miejsca.
Podszedł do mnie, objął mnie za szyję i przyciągnął do siebie. Byłam tak zaskoczona, że nie potrafiłam się ruszyć.
- Zobaczymy się jeszcze.- powiedział mi do ucha i zabrzmiało to jak groźba.
Odzyskałam władzę w rękach i odepchnęłam go od siebie. Justin posłał mi kpiący uśmieszek i powoli odszedł od nas.
- Co to miało być?- zapytał zaskoczony Dylan.
- Nie wiem, ale to było straszne.- objęłam się ramionami.
Dostałam gęsiej skórki, a dłonie mi drżały. Chciałam jak najszybciej uciec od tego typa.



Złożyliśmy zamówienie, a gdy kelner oddalił się na tyle by nas nie usłyszeć spojrzałam poważnie na Dylana. Oparł łokcie na okrągłym stoliku nakrytym białym obrusem i splótł palce przykładając je do ust. Wydawał się bardzo zaniepokojony. Znów rozejrzał się po pomieszczeniu. Restauracja była nie za duża, ale przytulna. Ściany miały ciemny odcień czerwieni i pokrywały je czarne wzory kwiatów. Każdy stolik był odgrodzony od siebie pergolą po której piął się sztuczny bluszcz. Na środku sali znajdował się szwedzki stół dla gości hotelu. Nad nami wisiał nie wielki, papierowy żyrandol w kształcie kuli, który dawał stonowany światło. W pomieszczeniu nie było nikogo prócz nas i obsługi co zdawało się dziwne.
- Sue, posłuchaj.- odezwał się w końcu pół głosem.- Ktoś cię śledzi. Zauważyłaś może wcześniej, że ktoś cię obserwuje?
Dylan patrzał mi prosto w oczy, a mnie przeszły ciarki. Ktoś mnie śledził? Ale kto i po co? Przecież nic nie wiedziałam i nawet nie zaczęliśmy porządnie sprawy. Przygryzłam dolną wargę. Czy zauważyłam to wcześniej? Nie przypominam sobie.
- Od paru dni...- przełknęłam ślinę.- Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale nigdy niczego nie zauważyłam.- powiedziałam cicho.
- Czemu nic mi o tym nie powiedziałaś?- zmarszczył brwi, a w jego głosie pobrzmiewała złość, choć ton był łagodny.
- Bo to tylko przeczucia. Chyba nie muszę się zwierzać ze wszystkiego.- powiedziałam urażona.
- Sue... Masz tak niesamowity dar. Twoje przeczucia i instynkty nigdy się nie mylą, zawsze osądzasz wszystko sprawiedliwie, nigdy się nie mylisz jeśli kierujesz się swoimi instynktami i swoim rozumowaniem. Każde przeczucie musisz brać poważnie, musisz je sprawdzić nawet dziesięć razy.- westchnął.
- To dlatego mnie wybrałeś?- zapytałam cicho.
- Nie tylko...- powiedział po chwili zastanowienia.- Od dzisiaj masz ochronę dopóki nie znajdziemy tego typa. Nigdzie nie chodź sama, dobrze? Zawsze trzymaj się blisko ochrony lub Emila i Nicka. Muszę jeszcze znaleźć ochroniarza który będzie cały czas przy tobie tylko nie wiem komu można ufać. To jest najgorsze w tych wszystkich sprawach. Zawsze musisz polegać tylko na sobie i swoim zespole. Tak liczna ochrona z poza zespołu to i tak zły pomysł, ale lepszy niż pozostawienie cię bez niej.- przeczesał nerwowo włosy palcami.- Jeszcze o tym pomyśle.
Skinęłam głową i przygryzłam wargę. Co za dzień... Zaliczyłam dziś już wzloty i upadki. Zaczęło się tak pięknie, a skończy tak strasznie. Ale chociaż zobaczyłam się z Alexem, zobaczyłam jak wygląda na prawdę moja mama, zobaczyłam się z dziadkami, krótko bo krótko, ale jednak. Wrócę do domu zdmuchnę świeczkę na małej czekoladowej babeczce i pomyślę życzenie. Tak. To dobry pomysł. Może ten dzień nie skończy się dzięki temu tak źle. Kelner postawił przede mną talerz z frytkami polanymi ciemnym sosem pieczeniowym, a do tego dwie surówki. Uśmiechnęłam się. To jakaś miła odmiana. Zazwyczaj jem tylko jogurty i czasem w klubie Napoleon zjem jakąś kolację, ale to bardzo rzadko mi się zdarza. Jack ma rację. Powinnam lepiej się odżywiać. Jestem bardzo chuda. Spojrzałam na Dylana i zauważyłam, że zamówił sobie dużą kawę. Uśmiechnęłam się szeroko powstrzymując śmiech.
- No co?- zapytał uśmiechając się.
- Niiic...- odpowiedziałam śmiejąc się cicho.
- To co cię tak bawi?- zamrużył oczy i nachylił się w moją stronę.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś uzależniony od kawy?- zapytałam przygryzając lekko wargę by powstrzymać kolejny śmiech.
Dylan spuścił głowę spoglądając na duży kubek kawy i pokręcił głową śmiejąc się lekko. Podniósł na mnie wzrok uśmiechając się szeroko.
- Chyba jestem.- oznajmił po długiej ciszy.
Oboje parsknęliśmy śmiechem i zabraliśmy się za jedzenie. Kolacja minęła w przyjemnym i wesołym nastroju. Żartowaliśmy i powiadaliśmy sobie śmieszne zdarzenia. Dylan opowiedział mi jak podczas pewnej sprawy znajomi zrobili mu kawał i dolali barwnika do jego szamponu w pracy i przez miesiąc miał różowe włosy, a gdy trzeba było aresztować przestępce to poszedł tak do niego do domu i zapukał jak gdyby nigdy nic. Facet podobno położył się ze śmiechu kiedy pokazał mu odznakę. Opowiadał tak z dobrą godzinę, a gdy skończyliśmy kolację przywołał kelnera. Ten nachylił się do niego i zapytał coś szeptem. Wzruszyłam ramionami i sprawdziłam czy nie mam żadnych wiadomości na telefonie. Kelner się oddalił, a po chwili w sali zgasły wszystkie światła prócz tego nad nami. Z kuchni wyszła cała obsługa niosąc nie duży tort przyozdobiony kolorowymi świeczkami. Wszyscy śpiewali Happy Birthday. Dylan wstał i dołączył się do nich. Kucharz postawił swoje dzieło na stoliku. Zaniemówiłam z wrażenia. Przyłożyłam dłoń do ust i walczyłam ze łzami, które cisnęły mi się do oczu. Byłam tak bardzo szczęśliwa. Jeszcze nigdy nie miałam takich urodzin. Pomyślałam życzenie i zdmuchnęłam świecki. Wszyscy klaskali i się śmiali. Dylan podszedł do mnie i przytulił mocno. Pachniał kawą i drogimi perfumami. Ten zapach działał na mnie uspokajająco. Kucharz pokroił tort i poczęstowałam nim całą obsługę. W ramach prezentu urodzinowego kolacja była na koszt firmy i dostałam najlepsze czerwone wino jakie mieli. Gdy wyszliśmy z klubu La Rossa było już po jedenasta w nocy. Za nami wybiegł Alex z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Sue! Zaczekaj!- zawołał kiedy szłam do auta.
Odwróciłam się w jego stronę. Podbiegł do mnie i podał wielkie pudło zapakowane w czarny papier ze złotymi wzorami kwiatów. Zamrugałam kilka razy zaskoczona, a Alex uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- To dla mnie?- zapytałam niedowierzająca.
- Tak. Nie miałem dużo czasu i też nie bardzo wiedziałem co mam ci kupić więc wybrałem to. Mam nadzieję, że ci się spodoba.- puścił oczko.
Powoli się oddalił zostawiając mnie z wielkim prezentem. Dylan pomógł mi go zapakować do samochodu. Pudło nie było ciężkie, ale zajmowało sporo miejsca.
- Chłopak się postarał.- powiedział Dylan siadając za kierownicą.
Zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pas.
- Zgadzam się.- obejrzałam się jeszcze raz na prezent i uśmiechnęłam lekko.
- Do północy została nam nie cała godzina. Co powiesz na festiwal na promenadzie?- spojrzał na mnie odpalając silnik, który przyjemnie zawarczał.
- Czemu nie.- powiedziałam w końcu i pokiwałam głową uśmiechając się.
- No to ruszamy.- uśmiechnął się szeroko.
Wrzucił bieg i ruszył z parkingu na puste już ulice miasta.

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdzial 3

W pokoju rozległo się pikanie budzika. Była 7 rano. Otwarłam powoli oczy. Przez okno do pokoju wpadały promienie pranka, a z zewnątrz dochodziły odgłosy budzącego się świata. Powoli podniosłam się i zwinęłam. Byłam niewyspana. Pewnie będę wyglądać okropnie. Jęknęłam. Muszę iść do pracy. O ósmej przyjedzie po mnie Dylan. Nie rozumiem czemu nie mogę jechać swoim samochodem. Niechętnie wstałam z łóżka i powlekłam do łazienki. Zdjęłam gumkę z włosów i rozczesałam je żeby nie wyglądały jak kupka siana. Wyciągnęłam z szafki ręczniki i powiesiłam je na wieszaku pod prysznicem. Odkręciłam kran i rozebrałam się po czym szybko wskoczyłam pod chłodną wodę, która przyjemnie pobudzała moje zaspane jeszcze ciało. Wycisnęłam trochę szamponu i wmasowałam go we włosy. Spłukałam i umyłam szybko resztę ciała. Zawinęłam włosy w turban na głowie i owinęłam się ręcznikiem. Stanęłam przed lustrem i umyłam zęby. Pomaszerowałam do swojego pokoju. Stanęłam przed szafą i wygrzebałam z niej białą letnią sukienkę ozdobioną przy falbanie zielonymi kwiatami. Do tego naszykowałam sandałki na nie za wysokim koturnie. Wyciągnęłam z jednej z szuflad suszarkę do włosów. Usiadłam na łóżku i ściągnęłam ręcznik z głowy. Wysuszyłam dokładnie włosy, spryskałam je odżywką i ubrałam się w sukienkę i sandałki. Włosy uczesałam w luźnego koka z którego wypadały luźne pasma włosów. Spryskałam się lekko perfumami wzięłam torebkę i zeszłam na dól. W kuchni siedział Jack. Kiedy mnie zobaczył na jego twarzy wykwitł promienny uśmiech.
- Hej.- powiedział przyglądając mi się.
- Cześć.- odpowiedziałam z uśmiechem podchodząc do lodówki.
- Pięknie wyglądasz w tej sukience.- powiedział opierając się oblat kuchenny zaraz koło mnie.
- Dziękuję.- wyciągnęłam z lodówki jogurt do picia i schowałam go do torebki.
- Czy ty jesz tylko jogurty?- zaśmiał się.
- Czasami zjem banana albo pomarańcze, ale przeważnie tak.- odpowiedziałam śmiejąc się.
- Nic dziwnego, że jesteś taka chuda. Jak komar.- powiedział z szeroki uśmiechem dźgając mnie w brzuch.
Spojrzałam na niego spode łba, a on roześmiał się jeszcze raz.
- No co?- zapytał powstrzymując śmiech.
- Nie byłabym taka chuda gdybyś mi gotował.- powiedziałam z udawanym naburmuszeniem.
Jack spoważniał, a z jego oczu zniknęło rozbawienie zastąpione smutkiem. Powiedziałam coś nie tak? Zmarszczyłam brwi.
- Lepiej już idź. Spóźnisz się.- powiedział cicho i zniknął zostawiając mnie samą.
Co mu się stało? Obraził się na mnie? Usłyszałam dzwonek do drzwi. Wyjrzałam przez okno w kuchni i zobaczyłam, że na poboczu stoi czarny jaguar. Wzięłam torebkę do ręki i poszłam otworzyć drzwi. Przede mną stanął Emil. Otworzył szeroko oczy kiedy mnie zobaczył, a jego źrenice rozszerzyły się pochłaniając prawie całą tęczówkę. Był ubrany w ciemne dżinsy i czarny T-shirt z nadrukiem. Ale nie zwróciłam na to uwagi. Moje serce znów przyspieszyło. Miałam ochotę rzucić mu się na szyję, ale jednocześnie uciec przed nim jak najdalej. Jego usta były lekko rozchylone, a oczy wciąż wpatrzone we mnie. Przygryzłam nie pewnie dolną wargę, a on wciągnął głośno powietrze. Po chwili jego postawa się zupełnie zmieniła. Znów był zimny i niedostępny.
- Cześć.- powiedział w końcu lekko zachrypłym głosem.
- Witaj.- powiedziałam szeptem bez tchu.
Opanuj się! Co ty do cholery robisz?! Masz z nim pracować a ślinisz się na jego widok. Uspokój się, uspokój się, uspokajaj się! Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam na chwilę oczy. Dystans. Nie mogę znajdować się tak blisko Emila. Jak to w ogóle możliwe? Znam go zaledwie od wczoraj, a już ślinię się na jego widok. To absurdalne, irracjonalne zachowanie i uczucia. Wzięłam klucze z haczyka i wyszłam na werandę koło chłopaka. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam za Emilem do samochodu. Był bardzo spięty. Usiadł na tylnym siedzeniu obok Nicka. Obeszłam auto i usiadłam na siedzeniu pasażera obok Dylana.
- Hej.- powiedziałam promiennie do wszystkich wsiadając.
- Cześć, pięknie wyglądasz.- powiedział Dylan z uśmiechem.- Nie często ubierasz sukienki.
- Hej.- usłyszałam zaskoczony głos Nicka.
- Bo rzadko mam na to humor.- zaśmiałam się lekko.- Ale dziękuje za komplement.
- A no tak! Dziś wyjątkowy dzień!- zawołał Dylan, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech.- Dasz się zaprosić do restauracji?
Emil otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, a Nick zamrugał zdezorientowany. Spojrzał na Emila i wskazał na nas kciukiem na co Emil wzruszył ramionami i pokręcił głową. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale się powstrzymałam. Moją uwagę przykuł Dylan. Dzisiaj był ubrany w czarną marynarkę, bordową koszulę i czarne lekko powycierane dżinsy. Pod szyją miał jak zawsze krzywo zawiązany krawat. Uśmiechnęłam się. Przynajmniej dzisiaj zdążył się ogolić. Wyciągnął z kieszeni czarne niewielkie pudełeczko.
- Mam.- uśmiechnął się i przyjrzał mu się.
- Coś mnie ominęło?- zapytał zdezorientowany Nick.
- Czekałem szesnaście lat żeby ci to dać. Prezent ode mnie i od kogoś jeszcze. Wybacz, ale nie mogę powiedzieć od kogo. Myślę, że ta osób sama ci powie.- posłał mi przepraszający uśmiech i wręczył czarne pudełeczko.
- Co jest w środku?- zapytałam przyglądając mu się.
Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Prezent od Dylana i kogoś jeszcze. Ale kogo? Kto mógł szesnaście lat temu kupić dla mnie prezent i czekać aż do teraz.
- Otwórz.- Dylan uśmiechnął się zachęcająco.
Nie pewnie podniosłam wieczko pudełka. Moim oczom ukazał się srebrny naszyjnik w kształcie serca z niewielkim szmaragdem w środku. Był naprawdę piękny. Wyciągnęłam go z pudełka i przyjrzałam mu się niedowierzająca. Ten przepiękny naszyjnik był dla mnie...
- Chcesz go założyć?- usłyszałam głos Dylana.
Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech i... Troska? Smutek? Trudno zgadnąć. Nie jestem dobra w odczytywaniu uczuć. Prawie niezauważalnie pokiwałam głową. Dylan wziął naszyjnik z mojej dłoni, a ja odwróciłam się do niego tyłem zabierając włosy na bok. Czułam na sobie uważny wzrok Emila i Nicka. Po chwili naszyjnik zawisł na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Pięknie wyglądasz.- usłyszałam za sobą głos Emila.
Odwróciłam się do niego i posłałam promienny uśmiech.
- Dziękuję.


W biurze musiałam się przebrać. Teraz jestem ubrana w czarne rurki i czarną czystą bokserkę. Byliśmy wszyscy w pokoju. Pomieszczenie było nie za duże i pomalowane na niebiesko, meble były z ciemnego drewna. Skórzna dwuosobowa kanapa stała pod oknem, z którego był widok na parking. W pomieszczeniu stały cztery biurka, dwa po prawej, a dwa po lewej stronie. Ja i Dylan mieliśmy swoje stanowisko po lewej, a Nick i Emil po prawej. Przy ścianie na przeciwko ona stała szafka pełna czarnych segregatorów. Pomieszczenie było nie za doże, ale przytulne. Zajęliśmy miejsca na kanapie, a Dylan usiadł na burku na przeciwko.
- No więc co mamy?- zapytałam zakładając nogę na nogę.
- Nie mamy narzędzia zbrodni. Blackwooda znaleziono w schowku na miotły i znalazł go woźny. Na ciele są siniaki i ślady duszenia, ale nie to było przyczyną zgonu. Śmierć była spowodowana przez uderzenie w głowę najprawdopodobniej kijem bejsbolowym bo znaleźliśmy na jego skórze głowy drzazgi drewna i lakieru jakich używa się najczęściej do produkcji kii.- Dylan spojrzał jeszcze do notatek w czarnej teczce po czym spojrzał na nas.
- Myślę, że wcale nie został zabity w szkole.- odezwałam się.
- Ale świadkowie twierdzą, że widzieli Blackwooda już w szkole.- powiedział Nick.
- Blackwood rano jeździ do sklepu po świeżą bułkę.- wyjaśniłam.- Ktoś w tym czasie mógł go dopaść.
- A potem przewieźć ciało i znieść go do schowka.- odezwał się Emil.- A jeśli tak było to musiał przejechać przez bramę szkolną która jest monitorowana i samochód sprawcy będzie na nagraniu.
- No więc drużyno jedziemy po nagrania z kamery szkolnej.- powiedział Dylan odkładając czarną teczkę na biurko obok siebie.
Wstaliśmy z sofy i ruszyliśmy za nim do wyjścia. Na korytarzu mijało nas dwóch sprzątaczy. Oboje byli w szarych kombinezonach i mieli na głowach czapki zasłaniające twarze, więc nie mogłam ich rozpoznać. Zwolniłam na chwilę i obejrzałam się za nimi. Miałam dziwne przeczucie co do nich, ale w sumie jestem tu pierwszy raz i dopiero zaczynam pracę więc moje przeczucia pewnie nie mają żadnych podstaw. Dołączyłam do reszty. Emil wziął swój służbowy motor, a ja z Nickiem zapakowaliśmy się do czarnego jaguara. Dylan usiadł za kierownicom i odpalił silnik. Spojrzałam w stronę budynku. Przez okno z naszego biura dostrzegłam dwóch ludzi, ale nie byłam w stanie określić jak wyglądali. Może to tylko ci sprzątacze. Wyjechaliśmy na ulicę zaraz za Emilem. Dziś nie było korków, ulice świeciły pustkami. No tak dziś był festiwal na plaży w miasteczku niedaleko. Zapewne wszyscy tam pojechali, a ci którzy się nie skusili na imprezę siedzą w domu i oglądają mecz bejsbolowy. Brama na parking szkolny była zamknięta więc Dylan zaparkował samochód na poboczu ulicy. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy na drugą stronę. Przy furtce czekał na nas Emil. W ręku trzymał czarny kask. Znów zaparło mi dech. Wyglądał niezwykle seksownie i niebezpiecznie kiedy tak stał. Opanuj się! Tylko z nim pracujesz. Zacisnęłam usta. Emil przyglądał mi się przez chwilę, ale odwrócił wzrok i ruszył za Dylanem i Nickiem do szkoły. Przy wejściu głównym czekał na nas pani dyrektor i pracownik ochrony.
- Dzień dobry- Dylan podszedł do nich i wymienił z nimi uprzejmy uścisk dłoni.
- Witam.- odezwała się pani dyrektor.
- Dzień dobry.- odpowiedział uprzejmie ochroniarz po czym zmierzył nas wzrokiem.
- Cieszę się, że mieli państwo czas by się z nami spotkać.- powiedział Dylan stając koło nas.
- Cała przyjemność po naszej stronie.- odezwała się pani dyrektor.- Mówił pan, że to ma związek ze sprawą naszego nauczyciela.- ostrożnie dobierała słowa i zmierzyła nas niepewnym spojrzeniem.
- Ach spokojnie. To są moi współpracownicy. Na pewno ich pani zna. Sue Green, Emil Hatchus i Nick Coony, a ja jestem Dylan McCartney, ale to już państwo wiedzą. Sue i chłopaki pracują w moim wydzielę i również prowadzą tą sprawę więc jeśli by państwo mieli coś do przekazania to śmiało mogą państwo się zgłosić do nich. Tylko prosiłbym o dyskrecje.- Dylan obdarzył ich uprzejmym uśmiechem.
- Tak, oczywiście.- wymamrotała pani dyrektor i ruszyła do środka, a za nią pracownik ochrony.- Naszykowaliśmy taśmy o które pan prosił. Niestety nie może ich pan obejrzeć u mnie w gabinecie ponieważ odtwarzacz jest zepsuty, ale użyczymy do tego naszej sali z klubu filmowego.- wyjaśniła otwierając drzwi klasy.- Kasety leżą na biurku. W razie potrzeby jestem u siebie.- zmierzyła nas jeszcze raz wzrokiem i odeszła.
Ochroniarz zniknął już wcześniej. Moim zdaniem zachowywała się trochę podejrzanie. Nie podobało jej się kiedy Dylan powiedział, że pracujemy dla niego. Może i ona jest w to zamieszana?
Weszliśmy do środka i zgasiliśmy światło. Dylan włączył pierwszą kasetę, a my zebraliśmy się wokół monitora starego telewizora. Na parking wjeżdżały i wyjeżdżały samochody. Raz uczniów, a raz nauczycieli. Była dostawa do szkolnej stołówki, ale po za tym nic podejrzanego. Taśma się skończyła. Dylan włączył następną. Kamera zarejestrowała samochód którego nigdy wcześniej tu nie widziałam. Wjechał szybko i po dwudziestu minutach odjechał. Czas na nagraniu pokazywał za pięć ósmą.
- Widzieliście ten samochód?- spytałam patrząc na resztę.
- Tą Mazdę?- zapytał Nick.
- Tak. Tylko ona przyjechała w czasie kiedy zniknął Blackwood i odjechała jeszcze zanim go znaleziono.- wskazałam palcem na zegar na nagraniu.
- Masz raję.- usłyszałam za sobą głos Dylana.- Cofniemy nagranie i zobaczymy tablice.
Dylan przewinął nagranie do momentu kiedy auto wjechało na parking i zatrzymał.
- Znam ten samochód i te numery!- zawołał Emil i wszyscy na niego spojrzeli.- Mój ojczym takim jeździ.
- Jesteś pewien?- zapytał lekko zaskoczony Dylan.
- W stu procentach pewien.- spojrzał jeszcze raz na nagranie, a potem jego wzrok przesunął się na mnie.
- Sprawdzimy to.- Dylan wyciągnął telefon i wybrał jakiś numer.
Po krótkiej rozmowie rozłączył się i schował telefon do wewnętrznej kieszeni swojej marynarki. Spojrzałam na Emila, który zacisnął usta w cienki linie.
- Auto jest zarejestrowane na twoją mamę, Taylor to sprawdził. Twój ojczym ma za dużo długów więc sądzę, że poprosił twoją mamę żeby samochód był wzięty na nią. Nigdy jednak się nie spóźnia z ratą.- wyjaśnił Dylan.
- Bo to mama spłaca samochód kiedy Tommy tego nie robi.- warknął Emil.- Jest lekarzem sądowym, a nie potrafi nawet sam samochodu spłacać.- mówił z niesmakiem i pogardą.
Nieświadomie położyłam mu dłoń na ramieniu. Emil odwrócił się w moją stronę, a mnie przeszył zimny dreszcz. Co ja do cholery robię?! W jego oczach dostrzegłam smutek i zagubienie. Zaparło mi dech w piersiach. Wyglądał tak bezbronnie. Poczułam jak gorące łzy cisną się do moich oczu. Tak dobrze go rozumiałam. Spojrzałam szybko na Dylana i dostrzegłam, że uśmiecha się zachęcająco i powoli wycofuje się z pomieszczenia, a razem z nim Nick. O nie, nie, nie. Co oni chcą...? Drzwi za nimi się zamknęły, a ja zostałam sam na sam z Emilem. Stał ze spuszczoną głową, a moja dłoń wciąż spoczywała na jego ramieniu. Zacisnęłam usta i zamknęłam oczy. Powoli podeszłam do niego bliżej i objęłam go delikatnie za szyję. Spodziewałam się, że zaraz mnie odepchnie, ale nie zrobił tego. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił się mocno wtulając twarz w zagłębienie pomiędzy szyją, a moim ramieniem. Nie pewnie zaczęłam go głaskać po miękkich włosach. Usłyszałam jego cichy szloch i poczułam jak żal ściska moje serce. Co miałam zrobić? Emil osunął się na podłogę, a ja razem z nim mocno tuląc do siebie. Szlochał cicho, a jego łzy moczyły moją koszulkę. Siedzieliśmy tak dość długo aż w końcu odsunął się ode mnie i otarł łzy. Jego postawa się zmieniła. Znów wydawał się zimny i niedostępny. Nim zdążyłam się zastanowić co mówię wypaliłam z głupim pytaniem.
- Dlaczego to robisz?- zmarszczyłam brwi, a Emil spojrzał na mnie zdezorientowany.- Dlaczego jesteś taki chłodny i niedostępny?
Emil otwarł szerzej oczy, a jego twarz zdradzała tylko zaskoczenie. To chyba dlatego, że w moim głosie słychać było ból. Jakby to co robił sprawiało mi ból, ale czy tak było? Chyba tak. Za każdym razem kiedy stawał się taki zimny czułam się... źle. Ale dlaczego? Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Przez ten cały czas wmawiałam sobie, że nawet nie mogę czuć do niego nic więcej bo razem pracujemy, ale to nie zmieniło tego co do niego czuje. A co ja właściwie do niego czułam? Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. Czyżby to była właśnie miłość? Zakochałam się w nim? Ja... Ja... Chyba tak. Chyba się zakochałam.
- Przepraszam.- usłyszałam cichy lekko zachrypły głos Emila.- Nie chciałem ci sprawić tym bólu. Ja... Myślałem, że ciebie to nie obchodzi. Nigdy nawet przez chwilę mi nie pokazałaś, że choć trochę ci zależy więc nie wiedziałem jak mam się zachować. Wiesz... Takie zachowanie odstrasza innych. Nie dręczą mnie bo się boją.- wzruszył ramionami i spuścił głowę.
Wyglądał teraz jak mały zagubiony chłopiec. Moje serce znów zabiło mocniej. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Emil otworzył szeroko oczy i wstrzymał oddech. Delikatnie dotknęłam jego policzka i uśmiechnęłam się lekko.
- Mnie nie musisz odstraszać.- powiedziałam z uśmiechem.
Emil lekko skinął głową nie odrywają ode mnie wzroku. Zabrałam dłoń i usiadłam koło niego pod ścianą. Podciągnęłam kolana pod brodę i oparłam na nich głowę.
- Dlaczego twoja mama się zgadza na coś takiego? Dlaczego po protu nie odejdzie od tego faceta?- zapytałam patrząc na niego.
Emil chwilę mi się przyglądał po czym przesunął się pod ścianę obok mnie i chwilę siedział patrząc przed siebie.
- Sam nie wiem. Ona jest chyba z nim szczęśliwa, a ja nie zwracam na niego uwagi żeby nie musiała się mną martwić. Skoro jest z nim szczęśliwa o niech są razem.- wzruszył ramionami.- A ty czemu mieszkasz z mamą?- spojrzał na mnie.
- Teraz? Nie wiem. Kiedyś musiałam, a teraz chyba nauczyłam się z nią żyć i nie chcę żeby stała się jej krzywda. Opiekuje się nią jak mogę choć to strasznie trudne i czasem myślę sobie że jej nienawidzę, że jak tylko będę mogła to ucieknę, ale prawda jest taka że nie potrafię. Kocham ją. W końcu jest moją mamą. Choć zniszczyła mi życie to jednak są pozytywne strony tego wszystkiego.- uśmiechnęłam się lekko.- A po za tym cały czas mam nadzieję, że pewnego dnia przestanie, że obudzę się i będę mieć normalną mamę, której tak na prawdę nigdy nie poznałam.- poczułam jak do oczy napływają mi łzy i płyną po moich policzkach. Otarłam je szybko wierzchem dłoni.
- A co się stało z twoim bratem?- zapytał podając mi chusteczkę.
- Zginął w strzelaninie kiedy się urodziłam. Babcia mówiła, że wlanie miał jechać do szpitala bo się urodziłam. Zmarł od postrzału w klatkę piersiową. Nie zdarzyli go nawet dowieźć do szpitala. Sprawcę złapali i pewnie jeszcze siedzi w wiezieniu. Nie wiem. Nigdy nie chcieli mi za wiele powiedzieć, a mamy nie warto pytać bo i tak nie wie. Po jego śmierci popadła w jeszcze większe picie i zaczęła przedawkowywać leki.- wzruszyłam ramionami i wytarłam policzki mokre od łez.
- W szkole nie jesteś z tego powodu zbyt lubiana.- zauważył przyglądając mi się.
Zaśmiałam się smutno i spojrzałam na niego.
- Oni nigdy nie będą lubić kogoś kto sam musi na coś zapracować. Komu rodzice nie dają kieszonkowego i w prezencie nowych samochodów, a ja jestem zbyt słaba żeby się bronić przed nimi i tak już jakoś zostało. Nie przejmuję się szkołą bo mam wystarczająco dużo zmartwień po za nią.- powiedziałam przeczesując nerwowo grzywkę palcami.
- Rozumiem.
Emil popatrzał przed siebie i po krótkiej chwili się podniósł. Wyciągnął do mnie dłoń i pomógł wstać. Otrzepałam spodnie.
- Chodźmy już stąd bo oni pewnie już nie mają co ze sobą zrobić.- zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- Pewnie Nick nie ma co ze sobą zrobić, a Dylan go ciąga za sobą.- uśmiechnęłam się, a Emil wybuchł śmiechem.
W mojej kieszeni zabrzęczał telefon. Odebrałam go już po pierwszym sygnale.
- Halo?
- Sue do szkoły przyjechał ojczym Emila, zmierzają właśnie w waszym kierunku podejrzewam, że idą po taśmy. Uciekajcie stamtąd.- w głosie Dylana pobrzmiewało zdenerwowanie.- Ja zaraz tam będę po was. Tommy jest uzbrojony więc uważajcie.
- Dobrze.- powiedziałam tylko i się rozłączyłam.
Emil podszedł szybko do drzwi i wyjrzał za nie. Zaklął cicho pod nosem.
- Już nie zdążymy wyjść.- powiedział zamykając za sobą drzwi.
Wyciągnęłam kasetę z odtwarzacza schowałam pod bluzkę. Emil uśmiechnął się i podszedł do mnie. Wyłączył odtwarzacz i telewizor. Przyciągnął mnie do siebie. Patrzeliśmy na siebie przez dłuższą chwilę po czym Emil delikatnie mnie pocałował. Kiedy odwzajemniłam przyciągnął mnie do siebie, a drzwi do sali się otwarły. Do pomieszczenia wszedł jego ojczym. Emil zasłaniając mnie sobą odwrócił się w jego stronę.
- Em przepraszam. Już wychodzimy.- wymamrotał, a ja sztucznie zachichotałam.
Przyciągnął mnie do siebie i uniósł lekko, a ja objęłam go za szyję i oplotłam nogami w biodrach. Emil wyniósł mnie z sali zamykając za sobą drzwi. Gdy tylko zamknęły się za nami odskoczyliśmy od siebie. Wyciągnęłam kasetę z pod bluzki, a Emil wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą do wyjścia. Był taki ciepły. Dopiero teraz dotarło do mnie to co się stało. Pocałował mnie. Był taki delikatny i ciepły. Usta ma niesamowicie miękkie, a ciało umięśnione. Na moich policzkach wykwitły rumieńce kiedy o tym pomyślałam. Spojrzałam ukradkiem na Emila. Uśmiechał się od uch do ucha i szedł przed siebie do wyjścia. Chciałam go zapytać czy zrobił to dlatego, że chciał czy dlatego, że musiał, ale na końcu korytarza dostrzegłam Dylana, który biegł w naszą stronę. Podbiegł do mnie i mocno przytulił. Zaskoczona delikatnie odwzajemniłam uścisk. Odsunął mnie od siebie na odległość wyciągniętych rąk.
- Nic ci nie jest?- zapytał zmartwiony i przyjrzał mi się.
- Jestem cała.- odpowiedziałam zaskoczona.
- Jak wam się udało wydostać? Bylem pewny, że nie zdążycie wyjść.- spojrzał na Emila, a potem znów na mnie.
Oblałam się rumieńcem, a Emil uśmiechnął szeroko.
- A to taka tajemnica zawodowa.- powiedział i puścił do mnie oczko.
oblałam się jeszcze większym rumieńcem i odwróciłam wzrok.
- Mamy kasetę.- powiedziałam zmieniając temat i pokazałam ją Dylanowi.
- Świetnie! Chodźmy stąd zanim Tommy zauważy, że nie ma właściwej taśmy.- Dylan puścił mnie i ruszył do wyjścia, a my zaraz za nim.
Spojrzałam na Emila, który miał absurdalnie szeroki uśmiech na twarzy. Co go tak cieszyło? Spojrzał na mnie, a ja znów oblałam się rumieńcem. Boże, czy już zawsze będę tak na niego reagować? Emil uśmiechnął się jeszcze szerzej i założył na głowę czarny kask. Ja poszłam za Dylanem i Nickiem do czarnego jaguara. Kiedy wsiadłam z przodu na siedzenie pasażera jeszcze raz spojrzałam na Emila i oczami wyobraźni widziałam jego szeroki uśmiech. Emil ruszył spod bramy, a my zaraz za nim.
- Co tam się właściwie stało?- zapytał Dylan kiedy jechaliśmy do biura.
na moich policzkach wykwitły rumieńce. Odwróciłam się w stronę szyby żeby nie mogli tego zobaczyć.
- Pocałował mnie...- powiedziałam cicho.
- Pocałował?- zdziwił się Dylan.
- Tak. Żeby nas stamtąd wydostać to mnie pocałował.- wymamrotałam szybko i cicho.
Dylan zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- Niezły sposób.
- Taak...- powiedziałam tylko unikając jego wzroku.


Zawieźliśmy kasetę do biura i dodaliśmy do innych dowodów, ale mnie coś niepokoiło. Nick i Emil rozsiedli się na kanapie ja tymczasem rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu. Czy nie powinno być posprzątane skoro byli tu sprzątacze? Na półkach wciąż leżał kurz, a z kosza wysypywały się zgniecione kartki. Do pomieszczenia wszedł Dylan.
- Coś nie tak?- zapytał patrząc na mnie uważnie.
- Nie, nic takiego.- położyłam palec na ustach żeby ich uciszyć.
- To dobrze.- Dylan zmarszczył brwi.
Podeszłam do biurka i odsunęłam od niego krzesło. Weszłam pod nie i obejrzałam dokładnie blat. Była do niego przyczepiona pluskwa. Odkleiłam ją i położyłam na ziemi po czym rozgniotłam butem. Dylan, Emil i Nick natychmiast sprawdzili następne. Kiedy już przeszukaliśmy biuro Dylan kazał je sprawdzić dokładnie i założyć szyfr w drzwiach. Wyszliśmy na parking przed budynkiem. Emil usiadł na najwyższym stopniu schodów, a ja nieco niżej. Dylan i Nick stali na dole. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi barwiąc niebo w odcieniach czerwieni, pomarańczu, różu i purpury. Było niemal bezchmurne, tylko na zachodzie majaczyło parę zbłąkanych i rozwianych już chmur. Wiatr szeleścił pomiędzy gałęziami drzew, a dookoła panowała przyjemna cisza. Całe napięcie mnie opuściło, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Do niedawna sama podziwiałam takie widoki przez okno mojego pokoju, a dziś siedzę na schodach z trojgiem nowych przyjaciół. Jakie to dziwne uczucie. Taka radość, lekkość tam w środku. Dopiero teraz poczułam jak dopada mnie zmęczenie po całym dniu, ale o krocie wolałam tą pracę od poprzedniej. Podniosłam się ze schodów i otrzepałam spodnie.
- Pójdę się już przebrać i wrócę do domu.- powiedziałam wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
- Odwiozę cię, a potem przyjadę po ciebie o dziewiątej, pasuje ci to?- Dylan uśmiechnął się lekko do mnie. Widziałam, że wciąż jest zdenerwowany sprawą podsłuchu u nas w biurze, ale starał się żebyśmy tego po nim nie widzieli.
- Jasne.- uśmiechnęłam się i powoli odwróciłam w stronę wejścia.
Wspięłam się po schodach i zniknęłam za drzwiami.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdzial 2

Emil podwiózł mnie pod dom, a potem do pracy. Pożegnałam się z nim i weszłam do klubu. W środku był tłok jak to w piątkowy wieczór. Roiło się od nauczycieli historii i tych co się nią interesują. Weszłam na zaplecze i ubrałam biały fartuszek z koronką. Złapałam włosy w koka i wyszłam na salę. Po drodze zza lady wzięłam swoją tacę i notes. - O już jesteś Sue.- usłyszałam miły i spokojny głos Niny, która pracowała razem ze mną dzisiaj.
- Przepraszam za spóźnienie. Miałam ważną sprawę do załatwienia, a potem były popołudniowe korki.- wyjaśniłam nie pewnie.
- Słyszałam, że w waszej szkole było jakieś morderstwo. Oczywiście słyszałam tylko plotkę od Lucy kiedy przyszłam na zmianę.- mówiła tak żebym tylko ja ją usłyszała jakby to była jakaś wielka tajemnica.
- Podobno coś się stało, ale nie wiem co. Nikt nam nic nie powiedział. Dziś rano dowiedzieliśmy się tylko, że Blacwood nie żyje, a potem nas przeszukali. Reszta lekcji mijała w miarę normalnie, ale cała szkoła o tym mówi.- Nina otwarła szeroko oczy kiedy skończyłam mówić.
Ustawiła kilka koktajli na mojej tacy i włożyła w nie parasolki.
- Ciekawe co się stało?- powiedziała w zamyśleniu.
- Nie mam pojęcia.- wzięłam tacę i ruszyłam do stolika numer pięć.
Piątkowy wieczór był okropnie męczący. W klubie był ogromny tłok i szef postanowił zostawić otwarte do dziesiątej w nocy, a nie tylko do ósmej więc siedziałyśmy z Niną po godzinach. Cały czas klęła i mówiła, że musi nam za to dać premię. Na szczęście jutro klub jest nie czynny i będę mogła odpocząć.


O wpół do jedenastej wyszłyśmy z klubu i rozeszłyśmy się w swoją stronę. Nina miała samochód więc szybciej dotrze do domu. Ja tymczasem muszę się wlec przez prawie całe miasto. Może przed północą dotrę. Westchnęłam. Trzeba było jechać swoim samochodem.
- Może podwieźć?- usłyszałam koło siebie znajomy głos.
Odskoczyłam od krawężnika i spojrzałam na auto które jechało zaraz przy nim w moim tempie. Za kierownicą siedział Dylan z kawą w wolnej ręce, a koło niego na siedzeniu pasażera Nick.
- Dzięki.- uśmiechnęłam się lekko.
Drzwi na tylne siedzenie się otwarły. Nie pewnie wsiadłam do środka czarnego jaguara Dylana. Obok mnie siedział Emil i patrzał za okno.
- Nie zwracaj uwagi na tego buca. Siedzi tak odkąd go zgarnęliśmy w mieście.- powiedział Nick śmiejąc się.
Emil posłał mu zabójcze spojrzenie, ale nic nie powiedział.
- No więc drożyno co powiecie na mały wypad na miasto żeby uczcić wasz początek w wydziale?- zapytał Dylan ruszając z pobocza.
- Jak dla mnie ekstra!- zawołał Nick klaszcząc w dłonie.
- Wybaczcie, ale ja padam z nóg. Dzisiaj był straszny ruch, a szef jeszcze przytrzymał nas w pracy.- masowałam sobie skronie dwoma palcami. Głowa mi pękała.
- Odwieźmy Sue do domu. Możemy jutro gdzieś wyskoczyć po pracy.- niespodziewanie odezwał się Emil.
Już nie patrzał za okno jego wzrok był utkwiony we mnie. Odwróciłam twarz w stronę szyby. Nie potrafiłam dłużej wytrzymać jego wzroku. Za każdym razem kiedy na mnie patrzał miałam wrażenie jakby potrafił mnie przejrzeć... Jakby widział moją duszę. Wzdrygnęłam się. Było w nim coś złowieszczego, coś strasznego, władczego, mrocznego i... Smutnego? Sama nie wiem. Przerażał mnie. Ale ta irracjonalna część mnie pragnęła go. Było w nim coś co mnie do niego ciągnęło. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Emila.
- Zimno ci?
- Nie.- spojrzałam na niego zaskoczona.
- Drżysz.- w jego głosie było coś jak... Troska?
Ze zdziwieniem stwierdziłam, że ma racje. Drżałam, ale nie było mi zimno. Spojrzałam na moje dłonie splecione na nogach. Trzęsły się niczym galaretka.
- Trzymaj.- usłyszałam Emila tuż przy moim uchu.
Okrył mnie swoją czarną bluzą i wyciągnął z pod niej kucyk. Chwilę gładził włosy kciukiem wpatrując się w nie, ale zaraz zmienił postawę. Znów stał się zimny i straszny. Samochód się zatrzymał na poboczu pod moim domem.
- Jesteśmy.- oznajmił Dylan.
- Tutaj mieszkasz?- w głosie Nicka brzmiało zaskoczenie.
- A coś w tym dziwnego?- zmarszczyłam brwi.
- Wszyscy mówią, że mieszkacie w totalnej ruinie w dzielnicy biednych.- wyjaśnił zawstydzony.
Spojrzałam na dom przez szybę. Był pokryty białymi deskami, miał jeszcze okiennice i drewnianą werandę. Co dwa może trzy lata odmalowywałam dom i naprawiałam to co się uszkodziło. O trawnik dbał mąż pani Stenhaus, a ona dbała o kwiaty. Za każdym razem powtarzała, że u mnie one dużo ładniej wyglądają niż u niej, że dodają uroku temu domowi.
- Brat go wybrał.- powiedziałam w końcu.
Dylan lekko się wzdrygnął. Zanim się urodziłam mama z bratem mieszkali u dziadków, ale potem kiedy chcieli zacząć z moim ojcem wszystko od nowa szukali domu. Jackowi ten się bardzo podobał więc go kupili. Podobno był bardzo drogi wtedy.
- Masz brata?- zdziwił się Nick.
- Miałam.- po tych słowach otwarłam drzwi i wysiadłam.
Do oczu napłynęły mi gorące łzy.
- Dobranoc. - Dobranoc.- usłyszałam cichy głos Emil zanim zamknęłam drzwi.
W kuchni domu pani Stenhaus zapaliło się światło, a potem przed domem. Otarłam oczy i powoli ruszyłam w stronę drzwi. Starsza pani wyszła przed dom z zatroskanym wyrazem twarzy.
- Sue skarbie, wszystko w porządku?- zapytała podchodząc do żywopłotu oddzielającego nasze podjazdy od siebie.
- Tak proszę panią.- uśmiechnęłam się do niej uspokajająco.-Jestem tylko zmęczona po pracy. Szef nas zatrzymał do dziesiątej.
- Martwiłam się dziecko. Kiedy jakiś mężczyzna odwiózł twój samochód myślałam, że coś ci się stało.
- Nie, po prostu znajomy z policji podrzucił mnie do pracy i teraz odwiózł do domu.- wyjaśniłam.
- Cieszę się, że nic ci nie jest.- starsza pani uśmiechnęła się i powoli odsunęła od żywopłotu.- Dobranoc moje drogie dziecko.
- Dobranoc proszę panią.- odpowiedziałam i ruszyłam do drzwi.
Wygrzebałam kluczyki z torby i otwarłam je. Weszłam do środka i s powrotem je zamknęłam na klucz. Cicho weszłam na piętro i ruszyłam do mojego pokoju. W środku było chłodno, a na łóżku siedział Jack. Zerwał się na równe nogi kiedy weszłam.
- Gdzieś ty była?!- zawołał podchodząc do mnie.
- Szef nas dłużej przytrzymał w pracy. Musiałam tam zostać do dziesiątej.- wyjaśniłam zmęczona.
Powoli ruszyłam w stronę łózka zrzucając z siebie po kolei ubrania na podłogę. Nagle stanęłam jak wryta. Miałam na sobie bluzę od Emila. Spojrzałam na ciemny materiał w moich rękach.
- Czemu twój samochód odwiózł jakiś facet?- wypytywać dalej.
- Bo do pracy zawiózł mnie Emil...- odpowiedziałam nieobecna.
Nagle uświadomiłam sobie, że przytuliłam policzek do jego bluzy i wciągnęłam jego zapach. Zamrugam zdezorientowana i rzuciłam ją szybko na krzesło. Jack przyglądał mi się uważnie. Zarumieniłam się i szybko zrzuciłam z siebie resztę ubrań i wciągnęłam luźny czarny T-shirt. - To jego bluza?- zapytał Jack siadając w nogach łóżka.
- Tak...- odpowiedziałam zawstydzona po krótkiej chwili wahania.- Możemy o tym jutro porozmawiać? Jestem wykończona.
- No dobrze.- powiedział lekko zaskoczony.- Dobranoc Sue.
- Dobranoc Jack.- odpowiedziałam już na wpółprzytomna.
Już zasypiałam kiedy odezwał się mój telefon. Zwlekłam się z łóżka i wygrzebałam go z kieszeni spodni. Wróciłam pod kołdrę i odebrałam SMS-a z nieznanego numeru. Śpisz już? Zamrugałam kilka razy. Od kogo to może być? Odpisałam. Dylan? Po chwili przyszła odpowiedź. Hahaha, Zgaduj dalej. Zmarszczyłam brwi. Kto inny mógłby o tej porze... Wystukałam na telefonie odpowiedź. Emil? Chwilę później przyszła kolejna odpowiedź. Brawo! Odpisałam. Czemu piszesz w środku nocy? Przez długi czas nie było odpowiedzi. Może zasnął. Włożyłam telefon pod poduszkę i już miałam iść spać kiedy dostałam SMS-a. Wyciągnęłam telefon i odebrałam wiadomość. Nie wiem. Myślałem o tobie... Zarumieniłam się i wstrzymałam oddech. Myślał o mnie? Ale czemu? I co? Po chwili dostałam odpowiedź. Co co? Westchnęłam lekko zirytowana. Do jakiego wniosku doszedłeś? Przez dłuższy czas nie było odpowiedzi. Obróciłam się na bok i otuliłam kołdrą. Znów wiadomość. Może lepiej idźmy spać. Poczułam ukłucie rozczarowania w sercu. Czemu nie chce mi powiedzieć? Z drugiej strony spodziewałam się tego. Dobranoc Emil. Odpisałam i błyskawicznie dostałam odpowiedź. Dobranoc Sue. Odłożyłam telefon i obróciłam się na drugi bok. Serce mi waliło jak młotem.


Od autora!
Jeśli zauważycie jakieś błędy w tekście, bardzo proszę, napiszcie o nich w komentarzach.
Z góry dziękuję.

Nette

Rozdzial 1

Jest koniec maja. Na zewnątrz panuje noc, a niebo przysłaniają ciemne chmury, które raz po raz błyskają zwiastując burzę. Dochodzi trzecia w nocy. Mówią, że to godzina demonów. Od dzieciństwa się tym interesowałam i od dzieciństwa widziałam jego. Jack. Wysoki szatyn o szmaragdowych oczach. Zawsze ubrany w czarną koszulkę i spodnie. Blady. Ale w końcu jest duchem. Raczej nie można się spodziewać super opalenizny.
W pokoju powietrze stało się zimne choć na zewnątrz było około dwudziestu paru stopni. Usiadłam na łóżku i przeczesałam czarne włosy palcami. Kiedy w pomieszczeniu robiło się zimno zawsze wiedziała, że Jack się pojawi. I oto jest. Stoi koło okna, a wokół niego widnieje delikatna poświata. Okrywam się ciaśniej kołdrą i przyglądam mu.
- Sue, czemu nie śpisz?- pyta podchodząc do mnie. W jego głosie słychać lekką naganę.
- Nie mogę spać.- wyjaśniam trochę zachrypłym głosem.
- Jutro musisz wstać do szkoły.
- Wiem. Postaram się zasnąć.- skłamałam.
Wcale nie miałam ochoty spać. Miałam dziwne wrażenie, że coś się wydarzy. I nie będę musiała na to długo czekać.
Jack uśmiechnął się do mnie ciepło. Usiadł na skraju łóżka i delikatnie pogładził mnie po włosach. Odkąd pamiętam był taki opiekuńczy. Zawsze mi pomagał na tyle ile mógł. Duchy nie mogą za wiele zrobić, ale się starał.
- Idź spać. Będę czuwał.- powiedział delikatnie całując mnie w czoło.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego i położyłam s powrotem pod kołdrę.
Na zewnątrz zerwał się lekki wiatr. Niebo rozbłysło, a po chwili rozbrzmiał grzmot. W domu panowała kompletna cisza. Wydawał się, że nawet dom śpi. Kolejny błysk i grzmot. Deszcz zaczął bębnić w szyby. Przez uchylone okno słyszałam szum wody. Błysk i grzmot. Znów szum wody. Było to dla mnie muzyką. Niczym kołysanka dla małego dziecka. Powoli odpłynęłam w sen.


Obudziło mnie pikanie budzika. Otwarłam oczy i wyłączyłam go. Do pokoju wlewały się radosne promienie poranka. Uśmiechnęłam się lekko. Kochałam takie poranki. Z zewnątrz dobiegały mnie odgłosy budzącego się do życia świata. Słyszałam śpiew ptaków, które przelatywały pomiędzy gałęziami przydrożnych drzew. Na ulicy panował niewielki ruch. Co jakiś czas było słychać radosne i uprzejme powitania sąsiadów. No cóż, mieszkałam na przedmieściach miasta gdzie każdy znał każdego, a sąsiadki kiedy ich mężowie wyjeżdżali do pracy zbierały się razem w parku dla dzieci wymieniając świeże ploteczki lub narzekać na swoich mężów.
Wstałam z łózka i powlekłam się do łazienki. Idąc po korytarzu do łazienki słyszałam, że mama krząta się na dole. Westchnęłam. Ciekawe czego tym razem szuka? Pokręciłam głową otwierając drzwi do łazienki. Lepiej tego nie wiedzieć. Pomyślałam. Stanęłam przed lustrem wiszącym nad umywalką. Wzięłam do ręki szczotkę i rozczesałam kruczoczarne włosy. Były proste jak druty, ale za razem miękkie i delikatne, kiedy użyłam odżywki nawet lekko puszyste. Pocieniowana grzywka opadała na lewe oko lekko je przysłaniając. Związałam je w kucyk i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów. Wyszorowałam je dokładnie, wypłukałam usta ciepłą wodą pozbywając się resztek piany po paście i spojrzałam jeszcze raz w lustro. Uśmiechnęłam się lekko do mojego odbicia i przesunęłam ciemnozielonymi oczami po moim odbiciu w lustrze. Nie było źle. Wróciłam do pokoju i podeszłam do szafy. Wygrzebałam z niej czarną bluzkę na krótki rękaw z białym nadrukiem "VIP" i czarne poprzecierana na udach i piszczelach rurki. Z szuflady wyciągnęłam świeżą bieliznę. Ubrałam się szybko. Zaścieliłam łóżko, wczorajsze ubrania wrzuciłam do wiklinowego kosza na pranie stojącego koło dużej, trzydrzwiowej szafy z jasnego drewna. Miałam niewielki pokój ze ścianami w odcieniu jasnego błękitu, podłogę wyłożoną panelami z jasnego drewna i do tego takie same meble. Pokój był nie za duży i przytulny. Uwielbiałam w nim przebywać. Ale nie tylko dlatego. Był moją oazą spokoju. Mama jest alkoholiczką i często robi jakieś numery jak jest pijana. Tutaj znajduje spokój. Od niej. Od szkoły. Od świata. Westchnęłam zamykając na chwile oczy. Trzeba będzie się powoli zbierać do szkoły. Spojrzałam na zegarek. Niebieskie cyfry na wyświetlaczu mojego cyfrowego zegarka pokazywały siódmą trzydzieści. Do zajęć zostało i jeszcze półgodziny. Wzięłam moją torbę przez ramię i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół do kuchni. Przy stole siedziała mama w brudnej koszuli nocnej. Włosy miała w okropnym nieładzie. Były brudne i sterczały we wszystkie strony. W ręce trzymała szklankę z przezroczystym płynem i obracała ją tak, że ciecz kołysała się w szklance zataczając koła. Mama podniosła na mnie wzrok. Miała taki sam kolor oczu jak ja.
- Cześć.- powiedziałam idąc niepewnie do lodówki.
Nie odpowiedziała. Wzrok miała znów utkwiony w przezroczystym płynie. Nie jestem do niej podobna. Jedyne co po niej odziedziczyłam to kolor oczu. Podobno jestem bardziej podobna do mojego taty, ale nawet go nie widziałam wiec nie wiem. Zostawił mamę zanim urodził się mój starszy brat. Podobno to była tylko wpadka. Po szesnastu latach znów się spotkali i spróbowali być razem, ale nie wyszło. Jednak zostawił po sobie kolejną pamiątkę. Mnie. Po jego odejściu mama popadła w nałogi. Zaczęła palić i pić. Z czasem co raz więcej więc mieszkałam u dziadków kawał drogi za miastem dopóki nie skończyłam dwunastu lat i mama nie zażądała żeby mnie oddali do niej. Niestety dziadkowie musieli się zgodzić. Sama nie wiem czemu. Czy to nie powinno być tak, że dziecko jest tam gdzie nic mu nie grozi i ma bezpieczną przyszłość? Często zastanawiam się jakby to było gdyby mój brat żył. W dniu moich narodzin zginął w strzelaninie. Sprawce natychmiast złapali, ale mój brat zmarł jadąc do szpitala. Pewnie gdyby teraz żył mogłabym z nim mieszkać. Westchnęłam i wyciągnęłam z lodówki truskawkowy jogurt do picia. Schowałam go do torby i wyszłam z kuchni. Otwarłam drzwi biorąc kluczyki z haczyka. Zamknęłam je za sobę na klucz i ruszyłam do mojego ciemnogranatowego Opla Corssa zaparkowanego na podjeździe do garażu.
- Dziecko ubierz jakąś bluzę bo się przeziębisz!- usłyszałam zatroskany głos pani Stenhaus.
Kobieta stała przy skrzynce na listy, a w ręku trzymała dzisiejszą gazetę. Była nie za wysoka i lekko puszysta. Na oko miała koło pięćdziesiątki. Blond włosy miała pokryte siwizną i złapane w koka.
- Jest ciepło, nic mi nie będzie.- zawołałam z uśmiechem.
- Mam nadzieje moje drogie dziecko.- uśmiechnęła się do mnie.- Miłego dnia.- powiedziała machając do mnie na pożegnanie kiedy wsiadałam do samochodu.
- Nawzajem proszę panią- zawołałam i również jej pomachałam zanim wsiadłam.
Zajęłam miejsce za kierownicą i włożyłam kluczyk do stacyjki. Odczekałam chwilę i odpaliłam silnik, który przyjemnie zawarczał. Wrzuciłam wsteczny i ostrożnie wyjechałam na ulicę.


Wjechałam na parking szkolny i zajęłam jedno z miejsc. Byłam spóźniona przez to, że stałam w korku. Na szczęście udało mi się skręcić w uliczkę którą wyjechałam na inną ulicę gdzie ruch był szybszy, ale to znaczyło dłuższą drogę do szkoły. Chwyciłam swoją torbę leżącą na siedzeniu obok i wyskoczyłam z samochodu. Przycisnęłam przycisk blokujący zamek w aucie i pobiegłam do szkoły. Na korytarzu było już pusto. Już miałam biec do góry, ale moja uwagę przyciągnęli policjanci rozmawiający z panią Smith, nauczycielką matematyki. Koło nich kręcił się facet w dżinsach, granatowej koszul, marynarce w białe prążki i krzywo zawiązanym krawacie. Jego ciemne włosy były w nieładzie i miał dwudniowy zarost. W ręku trzymał kubek z kawą z automatu. Wydawał się dziwnie znajomy, ale byłam prawie pewna, że wcześniej go nie widziałam. Zapamiętałabym taką twarz. Z ociąganiem ruszyłam na górę do klasy. Pan Blackwood, nauczyciel angielskiego będzie wściekły, że znów się spóźniłam na jego zajęcia. Ja to mam pecha. Jęknęłam w duchu i weszłam do klasy. Nauczyciela nigdzie nie było widać. Wszyscy rozmawiali ze sobą ściszonymi głosami. Kiedy weszłam spojrzeli na mnie, ale po chwili wrócili do swoich spraw. Ruszyłam szybko do swojej ławki. Siedziałam w rogu na końcu klasy z dala od okien. W poprzednich latach zdarzało mi się za bardzo zamyślić patrząc za nie i musiałam zostawać po lekcjach kiedy mnie nauczyciele przyłapali. Wyciągnęłam podręcznik i nie wielką saszetkę na długopis i ołówki. Rozejrzałam się po klasie. Coś mi tu nie gra. Blackwood nie ma w zwyczaju się spóźniać. Zawsze wchodzi do klasy sporo przed lekcją.
- Cześć.- usłyszałam i podniosłam gwałtownie głowę.
Przede mną siedział wysoki, opalony blondyn o niebieskich oczach z włosami w nieładzie. Miał na sobie biały T- shirt i jasne dżinsy. Uśmiechał się do mnie miło.
- Cześć.- odpowiedziałam niepewnie.
- Jestem Nick, a ty Sue, prawda?- uśmiechnął się szerzej.
- Tak.- odpowiedziałam jeszcze niepewnej.
Nie miałam żadnych znajomych ze szkoły, ludzie ze mną nie rozmawiali przez moją sytuację w domu, ale ja też nie szukałam towarzystwa. Znałam Nick' a z widzenia. Mieliśmy razem angielski, chemię, biologię i plastykę, ale jeszcze nigdy się do mnie nie odzywał.
- Miło mi cie poznać.- powiedział wyciągając do mnie rękę.
- Mnie ciebie również...- powiedziałam cicho i uścisnęłam jego rękę.
- Zauważyłem, że zawsze wszędzie chodzisz sama, z nikim nie rozmawiasz na przerwach i pomyślałem, że może porozmawiamy...- uśmiechnął się lekko zakłopotany.
- Nie szukam znajomości, to dlatego.- odpowiedziałam.
- Tak szybko mnie spławiasz?- zaśmiał się, a po chwili ja też zaczęłam się śmiać. Miły jest.
- Nie. Mówiłeś, że zawsze chodzę sama i z nikim nie rozmawiam. To dlatego, ze nie szukam znajomości.- wyjaśniłam.
Nick odwrócił krzesełko do mojej ławki co przyciągnęło kilka ciekawskich spojrzeń.
- Czemu? Jesteś piękna, mądra i tajemnicza. To powinno przyciągać do ciebie facetów z całego stanu.- oparł ręce na mojej ławce.
Zaśmiałam się i spojrzałam na niego.
- Mówisz tak jakbyś nie znał zasad rządzących tą szkołą. I nie tylko tą.
- Nie rozumiem czemu cię oceniają z powodu tego jaką masz matkę.- zmarszczył brwi.- Przyglądam ci się na lekcjach i widzę, że jesteś bardzo inteligentna teraz widzę też, że miła i czarująca.- uśmiechnął się.
- No cóż, tak bywa.- uśmiechnęłam się smutno.- Ale dziękuję.
- Nie ma za co.
Pogrążam się w rozmowie z Nickiem i tak mijają kolejne minuty. Zaskoczyło mnie, ze tak uważnie mi się przygląda i, że tak dużo o mnie wie. Powiedział, ze jego cały czas otaczają fałszywi kumple i ma tego dość. Szuka prawdziwych przyjaciół którym nie będzie zależeć tylko na jego pieniądzach czy wyglądzie. Sama nie wiem czemu, ale mu wierzyłam. W jego niebieskich oczach widniała szczerość i trochę smutek. Kiedy opowiadał mi o swojej rodzinie do klasy weszła pani Kavanoh, dyrektor naszej szkoły. Oczy miała napuchnięte od płaczu, a głos lekko zachrypły.
- Drodzy uczniowie, mam dla was bardzo przykre i smutne wieści.- zaczęła, a ja miałam złe przeczucia co do tego.- Wasz nauczyciel, pan Blackwood nie żyje.- oświadczyła łamiącym się głosem.- Panowie z policji chcieli by was przeszukać.
W klasie panowała cisza. Drzwi się otwarły i do środka weszło dwóch policjantów, a z nimi chłopak ze starszej klasy. Był wysokim, szczupłym, ale dobrze zbudowanym szatynem o ciemnych oczach. Miał na sobie ciemne dżinsy i czarną koszulkę z nadrukiem, ale nie widziałam jakim. Włosy miał do ramion oraz pocieniowane i tak jak ja miał pocieniowaną grzywkę spadającą na lewe oko. Za nim do klasy wszedł ktoś jeszcze. To znów on. Ten facet którego widziałam dziś rano. W klasie rozległ się szmer cichych rozmów.
- Panowie będą was przeszukiwać według ławek.- odezwał się mężczyzna stając przy pierwszym stoliku- A zaczną od tego.- postukał w blat stolika i rozejrzał się po klasie. Jego wzrok spoczął na mnie po czym powoli przesunął go na Nicka.- Wy dwoje.- pokazał na nas.- Idziecie ze mną.- odsunął się od ławki i ruszył do drzwi, a chłopak ze starszej klasy za nim.
Nie pewnie wstałam od stolika, a Nick za mną. Ruszyliśmy do drzwi, a cała klasa wlepiła w nas swoje ciekawskie spojrzenia. Kiedy dotarliśmy do drzwi mężczyzna otworzył je i wyszedł, a my za nim.
- Idźcie proszę do gabinetu dyrektora i zaczekajcie tam na mnie.- powiedział w zamyśleniu i bez słowa wyjaśnień ruszył gdzieś korytarzem.
Kiedy zniknął za rogiem powoli ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora.
- Hej! Zaczekaj!- zawołał Nick podbiegając do mnie.- Gdzie idziesz?
- Do gabinetu tak jak powiedział.- wzruszyłam ramionami.
Czarnowłosy chłopak doszedł koło nas. Nick zmierzył go spojrzeniem.
- Kto to?- spytał mnie.
- Jestem Emil.- odpowiedział chłodno chłopak zerkając na nas z ukosa.
- Teraz już wiesz.- odpowiedziałam otwierając drzwi do gabinetu.
- Jak myślisz o co chodzi? Dlaczego nas zabrał z klasy?- zapytał Nick wchodząc za mną do środka.
- Myślę, że chodzi o śmierć Blackwooda. Dużo rzeczy mi nie gra jak na zwykła śmierć.- powiedziałam zajmując miejsce na czerwonej sofie.
Gabinet był pomalowany na kremowo. Nie było w nim za wiele mebli. Na przeciwko sofy po prawej stronie stało biurko z ciemnego drewna, na przeciwko drzwi do gabinetu znajdowało się okno z widokiem na plac szkoły, a koło okna nie za duża szafka również z ciemnego drewna zamykana na klucz.
- Co masz na myśli?- Nick usiadł obok mnie.
- A czy przy zwykłej śmierci policja przesłuchuje innych i przeszukuje ludzi którzy mieli z nim kontakt?- odezwał się Emil siadając koło Nicka.
- Emil ma rację. Rano widziałam jak policja przesłuchiwała panią Smith. Tam też widziałam tego mężczyznę który zabrał nas z klasy.- usiadłam po turecku i obróciłam się do nich przodem.- To by mogło być samobójstwo, ale coś mi tu nie pasuje...- zmrużyłam oczy patrząc przed siebie i w zamyśleniu przesuwałam palcami po brodzie.
- Gdyby to było tyko samobójstwo nas by nie przeszukiwali.- powiedział powoli Emil.-
- Możliwe, że chodzi o zabójstwo- wymamrotałam w zamyśleniu.
Drzwi do gabinetu otwarły się, a do środka wszedł ciemno włosy mężczyzna z kubkiem kawy z automatu.
- Trawiłaś w dziesiątkę.- zamknął za sobą drzwi i usiadł na blacie biurka.- Blackwood został zamordowany, na dodatek stało się to w szkole. Jego ciało znalazł woźny w schowku na miotły. Kilku nauczycieli widziało go dziś rano, po czym pomiędzy siódmą, a siódmą trzydzieści gdzieś zniknął i znaleziono go pięć minut po ósmej.- wyjaśnił i pociągnął spory łyk kawy.
- Dlatego przeszukujecie uczniów. W szkole to mógł być któryś z nich. Ktoś kto żywił do niego urazę, ale to musiało być coś ważniejszego niż zostawienie po lekcjach czy niesprawiedliwa ocena z klasówki.- mówiłam w zamyśleniu.- Czy znaleziono narzędzie zbrodni?- podniosłam wzrok na mężczyznę, a on się uśmiechnął.
- Podoba mi się twój sposób myślenia. Dobrze wybrałem.- jego uśmiech stal się szerszy.- Nazywam się Dylan McCartney i jestem detektywem kryminalnym. Pozwólcie, że najpierw wyjaśnię wam po co was tu ściągnąłem. Otóż chcę stworzyć tak zwany wydział szkolny. Czyli grupa niepozornych uczniów, którzy będą swobodnie wnikać do społeczeństwa młodzieży i pracować w nim jako tajni agenci. Nikt oprócz mnie i moich ludzi nie będzie o was wiedział. Praca jest oczywiście płatna.- wyjaśnił patrząc na nas.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Ja jako tajny agent? Nie wiem czy się nadaje. Naczytałam się wiele kryminałów i powieści detektywistycznych, ale czy jestem taka jak oni? Sherlockiem Holmem to ja z pewnością nie będę, ale czy to w ogóle możliwe żebym dała radę? Ciszę przerwał Emil.
- Dostaniemy broń?
Dylan zaczął się śmiać. Kiedy się uśmiechał wyglądał dużo młodziej niż normalnie.
- Wiedziałem, że mnie o to zapytasz. Oczywiście, że dostaniecie. Przejdziecie szkolenie jak się nią posługiwać, potem kurs samoobrony. Dostaniecie również służbowe telefony, laptopy i inne gadżety. Jeśli chcecie możecie również otrzymać służbowe samochody.
Spojrzałam na chłopaków. Nie mam wiele do stracenia. Moje życie nie może być już wiele gorsze.
- Gdzie podpisać?- uśmiechnęłam się lekko.
Dylan wyciągnął jakąś kartkę z wewnętrznej kieszeni marynarki i rozłożył ją na biurku.
- Tutaj.- pokazał palcem wykropkowane miejsce i podał mi długopis.
Przeleciałam szybko wzrokiem po umowie i podpisałam w wyznaczonym miejscu. Po mnie podpisał Emil, również pierw czytając umowę. Wróciliśmy na swoje miejsce.
- A ty Nick?- spojrzałam na niego, a on wzruszył ramionami.
- Nie nadaję się do tego.- powiedział cicho.
- Gdybyś się nie nadawał nie wybrał bym cię.- Dylan wyciągnął w jego stronę długopis z szerokim uśmiechem na twarzy.
Po chwili wahania Nick także podpisał umowę. Dylan tłumaczył nam na czym polega nasza praca, co będziemy robić najczęściej i jak to mniej więcej wygląda. Kiedy wspomniał o papierkowej robocie wszyscy zgodnie jęknęliśmy, a on wybuchł kolejnym śmiechem. Nasze plecaki zostały przyniesione do gabinetu. Tak mijały kolejne lekcje, a Dylan pochłaniał ogromne ilości kawy. Uznaliśmy, że jest od niej uzależniony. Kiedy spojrzałam na zegar wiszący w gabinecie dyrektora było już wpół do piątej. Zostało mi pół godziny na przygotowanie się do pracy. Zerwałam się na równe nogi.
- Muszę już iść.- oznajmiłam biorąc do ręki torebkę.
- Gdzie?- Emil spojrzał na mnie pytająco.
- Do pracy w klubie Napoleon.- wyznałam przygryzając lekko dolną wargę.
Źrenice Emila rozszerzyły się pochłaniając niemal cale jego oczy.
- Ty pracujesz?!- zawołał zaskoczony Nick.
- Mnie rodzice nie dają kieszonkowego i nie fundują nowego samochodu jak zdam do kolejnej klasy.- powiedziałam z niesmakiem i chyba smutkiem.
Ale czemu smutkiem? Czy chciałabym tak żyć? Nie jestem pewna. Pewnie wtedy stałabym się zupełnie kim innym. Pieniądze zmieniają ludzi. Często na gorsze.
- Przepraszam...- powiedział z zakłopotaniem Nick.- Nie miałem niczego złego namyśli.
- Jasne, spoko.- wcisnęłam ręce w kieszenie spodni i ruszyłam do wyjścia.- Do jutra.
- Zaczekaj.- usłyszałam za sobą głos Emila.- Zawiozę cię.
- Dzięki, ale mam samochód.- otwarłam drzwi i już miałam wyjść kiedy ktoś złapał mnie za ramię.
- Będzie szybciej i unikniesz popołudniowych korków.- Emil nie dawał za wygraną.
- A co z moim samochodem?- spytałam. Może jednak uda mi się go jakoś pozbyć.
Ale czy chciałam się go pozbyć? Jakimś dziwnym cudem kiedy go zobaczyłam jak wtedy wszedł do klasy moje serce przyspieszyło. Kiedy jest blisko nie potrafię się uspokoić. To jest irytujące. Ale jakaś część mnie chce z nim przebywać. Pragnie słyszeć jego głos i czuć jego dotyk.
- Dylan czy dało by się coś z tym zrobić?- z zamyśleń wyrwało mnie pytanie Emila.
- Oczywiście, wyśle kogoś by odwiózł ci auto pod dom.- uśmiechnął się i wziął ostatni łyk kawy.
- Słyszysz? Odwiozą go. Tak więc mogę cie podwieźć?- w jego głosie pobrzmiewała nadzieja i coś jeszcze. Coś co było mi ciężko określić.
Westchnęłam zirytowana na siebie i na niego.
- No dobrze.- powiedziałam wychodząc z gabinetu.
Emil zmienił postawę. Znów wydawał się zimny, niedostępny i groźny. I tak szliśmy szybkim krokiem przez szkolny korytarz w milczeniu.