czwartek, 7 listopada 2013

Rozdzial 8

Weszłam do niewielkiego pokoju w którym już stały moje rzeczy. Wydawał mi się dziwnie znajomy choć wiem, że tutaj nigdy jeszcze nie byłam. Ściany miały ciemny, głęboki odcień niebieskiego na zmianę pomalowane na szaro. Łóżko stało po prawej stronie pod oknem, a zaraz koło niego nieduże biurko z ciemnego drewna. Naprzeciwko stała średnich rozmiarów szafa, a obok niej komoda. Ściany były oblepione plakatami, nad łóżkiem wisiała lekko poszarpana i podpalana flaga ameryki. Na ciemnych panelach na środku pokoju leżał szary włochaty dywan. Pokój był ciemny, ale przytulny. Weszłam w głąb i usiadłam na czarnej pościeli. Pogładziłam materiał poszewki i rozejrzałam się jeszcze raz dookoła. Ten pokój kiedyś do kogoś należał. Pytanie brzmi do kogo i dlaczego Dylan nie sprzątnął tych rzeczy. Na biurku w szklanej ramce stała fotografia. Przedstawiała czwórkę przyjaciół. Jasnowłosą dziewczynę o turkusowych oczach i bladej delikatnej cerze, z pięknym łagodnym uśmiechem. Nad nią po lewej stronie szczerzył się chłopak o kruczoczarnych włosach i ciemnych oczach, cerę miał bardziej opaloną od dziewczyny niżej. Koło niego po prawej stronie z poważną miną stał brunet o ciemnych oczach i opalonej skórze. To musiał być Dylan. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na chłopaka niżej, który stał koło jasnowłosej dziewczyny. Miał kruczoczarne włosy jak jego kolega i szmaragdowe oczy. Na zdjęciu miał delikatny i spokojny uśmiech, a cerę chyba nawet bledszą od swojej koleżanki. Rozpoznałam go od razu. Od tamtego momentu nie zmienił się nic, a nic. Jack. To znaczy, że Dylan go znał. Delikatnie pogładziłam zdjęcie opuszkami palców.
- Podoba ci się pokój?- usłyszałam cichy głos dochodzący z wejścia do pokoju.
- Tak, dziękuję.- powiedziałam lekko zakłopotana.
Dylan wszedł do środka i podszedł do mnie po czym usiadł obok. Wyciągnął rękę , a ja podałam mu zdjęcie. Popatrzał na nie ze smutkiem. Przygryzłam wargę. Dylan nie wyglądał na takiego co by się rozczulał nad czymś albo żałował. Zawsze brnął do przodu z podniesioną głową. Nieustraszony młody detektyw. Nie było takie śledztwa którego by nie rozwiązał lub takiej sprawy do której go nie zaproszono. Zawsze miał czas, zawsze oddany pracy i temu co akurat robił. Nie miał czasu na przyglądanie się temu co było i co by było gdyby. Podziwiałam go za to, ale wiedziałam jaką cenę przyszło mu za to płacić. Był samotny.
- Kto to jest?- zapytałam nie pewnie przerywając ciszę, która zapadła po tym jak podałam mu zdjęcie. Jeszcze przez chwilę patrzał na nie po czym spojrzał na mnie, a w jego oczach zalśniły łzy.
- Ta dziewczyna tutaj.- wskazał palcem na jasnowłosą, młodą dziewczynę o turkusowych oczach, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.- To Ashley. Była najpiękniejsza. Każdy chłopak chciał się z nią umówić, co chwilę pod szafką znajdowała kwiaty albo listy miłosne. Mimo że była bardzo delikatna i wrażliwa potrafiła być silna i czasami wręcz brutalna.- zaśmiał się cicho.- Tak się poznała z Jackiem. Podczas szkolnej bójki kiedy to oberwał od niej przez przypadek. Chyba przez następny miesiąc chodziła za nim i przepraszała za to. On się jednak tylko śmiał. Chłopcy ze szkoły go nienawidzili za to. No i był jeszcze Miki. To ten.- wskazał na chłopaka o czarnych, gęstych włosach i ciemnych oczach z szerokim uśmiechem.- Szkolny chuligan do którego nikt się nie zbliżał prócz Jacka. Tak naprawdę był bardzo wrażliwą osobą i nieśmiałą, ale nikt nie mógł go takim zobaczyć bo się go bali przez bójki które w większości przypadków nie on zaczynał, ale on kończył. Już kilka razy groziło mu wydalenie ze szkoły, ale zawsze ratował go Jack, który się za nim wstawiał. No i pomiędzy nimi wszystkimi byłem ja. Mały, cichy kujonek który wiedział o wszystkich wszystko. Chodząca baza danych. Byłem jednak bardzo strachliwy i często mną pomiatano w szkole. Jack i Miki pomagali mi niezliczona ilość razy.- zamilkł i przyjrzał się zdjęciu.- Pewnego dnia do szkoły przyjechał bardzo znany i szanowany detektyw. Zaprosił nas do siebie. Ashley, Mikiego, Jacka i mnie. Zaproponował nam pracę u niego. Oczywiście wszyscy się zgodzili. Rozwiązaliśmy razem wiele spraw, byliśmy w wydziale może ponad rok. Około kwietnia dostaliśmy następną sprawę. Na oko banał. Byliśmy zadowoleni bo skończymy ją szybko i dostaniemy na jakiś czas wolne.- spojrzał przed siebie, ale wiedziałam, że nie patrzy na nic konkretnego.- Pierwsza zginęła Ashley.- powiedział ze smutkiem i dotknął zdjęcia w miejscu gdzie stała.- Zginęła podczas pościgu. Jechałem wtedy tuż za nią razem z Jakiem. Na skrzyżowaniu paliło się zielone. Facet którego ścigaliśmy przejechał szybko, a ona tuz za nim, ale jakiś idiota uderzył w nią z taką siłą, że jej samochód podskoczył do góry i zaczął dachować, a gdy tylko się zatrzymał stanął w płomieniach. Nie mogliśmy już nic zrobić. Nawet jeśli przeżyła uderzenie to kiedy samochód stanął w płomieniach nie mogliśmy nic zrobić.- na szklaną ramkę spadły dwie krople łez. Chciałam poprosić żeby już nie opowiadał dalej. Miałam dreszcze i zrobiło mi się zimno. Dylan jednak kontynuował opowiadanie.- Niedługo potem zginął Miki. Uratował Jacka kiedy weszliśmy do magazynu. Ktoś otworzył ogień, a Miki zasłonił go swoim ciałem. Kiedy go z stamtąd wyciągnęliśmy był dziurawy jak sitko.- poczułam jak Dylan zadrżał. Sama miałam gęsią skórkę.- Jack nie potrafił się pogodzić z ich stratą i z tym, że Miki zginął ratując mu życie. W maju kiedy już powoli kończyliśmy sprawę pojechał do jubilera. Był bardzo szczęśliwy. Nie tylko dlatego, że nareszcie zamkniemy dupka który zabił naszych przyjaciół, ale i dlatego, że jego mama pojechała do szpitala urodzić mu siostrę.- Dylan spojrzał na mnie, a mnie zakręciło się w głowie.- To byłaś ty Sue.- powiedział ze smutkiem.- Był tak bardzo szczęśliwy. Zaplanował sobie, że kiedy tylko zakuje tego faceta w kajdanki pojedzie prosto do szpitala i da ci naszyjnik który kupił. Ten który teraz nosisz.- wskazał palcem na szmaragdowe serce które miałam na sobie odkąd mi je dał.
- Nikt nigdy mi o tym nie powiedział.- wydusiłam z siebie bez tchu.- Mój brat... On zginął w strzelaninie... Był przypadkowym przechodniem...- wyjąkałam. Dylan uśmiechnął się smutno.
- Zginął w strzelaninie. Facet, którego ścigaliśmy wziął za zakładnika młodą kobietę. Jack wiele nie myśląc wyciągnął broń i kazał mu puścić dziewczynę. Facet posłuchał, ale w ostatniej chwili kiedy Jack podchodził do niego by zabrać broń ktoś strzelił. Jack osunął się na ziemię mocno krwawiąc. Szybko złapaliśmy ich obu. Kiedy leżał tam na chodniku... Cały czas powtarzał, że chce cię zobaczyć.- z ust wyrwał mi się cichy szloch, a po policzkach ciekły łzy jak górskie potoki.- Wyciągnął z kieszeni małe czarne pudełeczko i poprosił żebym ci je dał kiedy nadejdzie pora.- sięgnęłam dłonią do małego wisiorka na mojej szyi.- Wtedy zadzwonił telefon. Ostatkiem sił odebrał. To była pielęgniarka ze szpitala. Dzwoniła żeby go powiadomić, że właśnie skończył się poród, za pytała go jakie imię nadać dziewczynce, a on odpowiedział Susannah. Będzie moją mało Sue. Uśmiechnął się i...- usłyszałam cichy szloch.- odszedł.- dokończył wciąż patrząc przed siebie. Podniosłam się lekko i objęłam za szyję przytulając do siebie.- Tylko ja przeżyłem. Ja mały tchórz.- nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nigdy nie widziałam żeby Dylan płakał. Zawsze starał się być opanowany. Sama też nie wiedziałam co mam zrobić. Dzisiaj dowiedziałam się tak wielu rzeczy. Poznałam prawdę o swoim bracie, poznałam mojego tatę. Otarłam łzy z policzków wierzchem dłoni.- Dlatego tak bardzo staram się ciebie chronić, ale nie potrafię. Wtedy nie dałem rady ich ocalić i boję się, że teraz stanie się to samo.
- Nie wybieram się jeszcze na tamten świat. Staram się być ostrożna, ale wiecznie zamknięta w domu nie mogę siedzieć, a praca wymaga ode mnie również działania.- powiedziałam spokojnie.- Obiecuję ci, że będę na siebie uważać.
- Dziękuję Sue.- powiedział cicho i otarł łzy. Wydawał się taki bezbronny. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.- Dobra, koniec tego rozczulania się. Chodźmy coś zjeść.- uśmiechnął się do mnie i wstał z łóżka odstawiając zdjęcie na burko.
- Mogę cię jeszcze o coś spytać?- powiedziałam zanim zdążyłam się zastanowić.
- Jasne.- uśmiechnął się stając w progu.
- Czyj to był pokój?- zapytałam nie pewnie. Dylan rozejrzał się dookoła i chyba nawet nieświadomi pogładził futrynę drzwi.
- Należał do twojego brata.- powiedział z lekkim uśmiechem i zniknął za drzwiami.
Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła i wstałam z łóżka. Dylan odpowiedział mi właśnie na parę pytań które dręczyły mnie od tak wielu lat. Nareszcie zrozumiałam dlaczego Jack wciąż jest na ziemi. To z mojego powodu tu został. Westchnęłam. Może lepiej będzie nad tym wszystkim pomyśleć z pełnym żołądkiem. Koniec końców nie zjadłam dzisiaj nawet tego jogurtu. Wstałam z łózka i poszłam śladem Dylana do kuchni gdzie już zaczął coś gotować.
Reszta popołudnia upłynęła nam spokojnie. Zjedliśmy wspólnie obiad potem Dylan poszedł do siebie trochę popracować, a ja wróciłam do pokoju i zajęłam się rozpakowywaniem swoich rzeczy. Co jakiś czas sprawdzałam telefon martwiąc się o Emila. Dylan powiedział, że kiedy skończą powinien dać znać. W szafie znalazłam stare rzeczy Jacka, które starannie poskładałam i schowałam do kartonów razem z innymi rzeczami które znalazłam. Kiedy skończyłam wzięłam się za odrabianie pracy domowej na jutrzejsze lekcje. Geografia i biologia jak zawsze sprawiły mi najwięcej problemu, ale koniec końców z małą pomocą Dylana dałam radę. Kiedy skończyłam była już szósta wieczorem, za oknem wciąż było szaro i pochmurnie, ale nie padało. Westchnęłam i sprawdziłam telefon. Dalej nic. Przygryzłam lekko wargę i wstałam od biurka. Wyszłam z pokoju i ruszyłam ciemnym korytarzem do samego końca gdzie znajdował się gabinet Dylana. Zapukałam lekko i weszłam do środka. Rozmawiał z kimś przez telefon. Wyglądał na zaniepokojonego i zdenerwowanego. Wyszłam cicho żeby mu nie przeszkadzać i poszłam do kuchni. Nastawiłam wodę w czajniku elektrycznym i wyjęłam dwa kubki z suszarki nad zlewem. Nasypałam do nich kawy i cukru po czym zalałam wrzącą wodą. Słyszałam jak Dylan co jakiś czas coś krzyczy. Sprawa chyba była poważna. Wzięłam kubek z kawą dla niego i wróciłam do gabinetu. Wybierał właśnie jakiś numer, kiedy weszłam podniósł wzrok i zmusił się do lekkiego uśmiechu.
- Dziękuję Sue.- powiedział kiedy postawiłam przed nim kubek.
- Nie ma za co. Coś się stało?- zapytałam siadając na krześle przed biurkiem. Dylan zamknął na chwilę oczy i odetchnął głęboko, kiedy je otworzył w jego oczach było widać współczucie i troskę.
- Zgubili gdzieś Emila i ściganego. Dzwoniła do mnie Tessa. Już ich szukali, ale nigdzie nie potrafią ich znaleźć.- otwarłam szeroko oczy z przerażenia.- Sue, ale na pewno nic mu nie jest zaraz...- wstałam z miejsca i bez słowa wyszłam z pokoju.- Suzi!
Na drżących nogach poszłam szybko do pokoju i chwyciłam telefon. Drżącą ręką wybrałam numer Emila i przyłożyłam do ucha. Pierwszy sygnał. Do pokoju wszedł Dylan. Drugi sygnał. Osunęłam się na łóżko bo nogi odmówiły mi już posłuszeństwa. Trzeci sygnał. Dylan podszedł do mnie i usiadł na krześle przy biurku. Czwarty sygnał. Wciąż cisza. Piąty sygnał. Odsunęłam telefon od ucha i rozłączyłam się. Od razu przypomniałam sobie historię którą mi opowiedział o Ashley i zadrżałam.
- Suzi spokojnie.- powiedział Dylan patrząc na mnie z troską.- Pewnie dalej za nim jedzie i nie może odebrać.
- A co jeśli... Jeśli on...- nie byłam w stanie wydusić tego z siebie. Co jeśli on nie żyje? Co jeśli leży gdzieś ranny, a oni nawet nie wiedzą gdzie.
- Żyje.- powiedział tylko i wyciągnął z kieszeni telefon.- Halo?- warknął, a mnie aż przeszły ciarki.- Gdzie?- zapytał prostując się nagle.- Tylko zbiorę ludzi.- rozłączył się i schował telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki.
-Co się dzieje?- zapytałam z nadzieją w głosie.
- Znaleźli ich. Facet zabarykadował się w jakimś domu na przedmieściach, a Emil nie chce czekać na posiłki tylko wejść tam i go dorwać.- powiedział zaciskając ust w cienką linię.- Jedziesz ze mną?
- Oczywiście!- powiedziałam wstając szybko z łóżka. Włożyłam wygodne buty na płaskim obcasie i zabrałam telefon z biurka.- Już.- powiedziałam idąc do drzwi.
Dylan zabrał kluczyki z pułki przy drzwiach i wyszedł z domu, a ja zaraz za nim. Wsiedliśmy do jego czarnego samochodu i ruszyliśmy z podjazdu. Wybrałam jeszcze raz numer Emila i przyłożyłam telefon do ucha. Pierwszy sygnał. Cisza. Drugi sygnał. Dylan skręcił gwałtownie przez co za nami zabrzmiały klaksony samochodów. Trzeci sygnał. Zadrżałam.
- Sue?- usłyszałam nagle i aż miałam ochotę podskoczyć ze szczęścia.
- Emil gdzie jesteś?- zapytałam drżącym głosem. Dylan zerknął w moją stronę, ale zaraz patrzał z powrotem przed siebie.
- Sue posłuchaj, nie zbliżajcie się tu. Jedź do biura i poczekaj na mój telefon, dobrze?- powiedział, a ja aż zaniemówiłam. Jak miałam tam nie jechać kiedy potrzebował wsparcia.- To bardzo ważne Sue. Musisz jechać do biura razem z Dylanem, słyszysz mnie?
- Ale...- zaczęłam, ale przerwał mi.
- Sue zrób to.- powiedział stanowczo, a mnie przeszył dreszcz.
- Dobrze. Już tam jedziemy.- powiedziałam cicho i się rozłączyłam.- Emil chce żebyśmy jechali do biura i czekali na jego telefon.- spojrzałam na Dylana, który nagle skręcił gwałtownie w wąską uliczkę.
- Powiedział dlaczego?- zapytał spokojnie. Pokręciłam głową.
- Nie. Powiedział tylko, że to bardzo ważne- mówiłam głosem bez wyrazu.
Niedługo potem zatrzymaliśmy się przed biurem. Wyszłam nie spiesznie z samochodu i nie za szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Ze środka wyskoczył Trey, asystent Dylana.
- Panie McCartney!- zawołał zbiegając ze schodów. Ominął mnie jednak szerokim łukiem mierząc wzrokiem i podał Dylanowi jakieś papiery.
Wspięłam się po schodach na górę i ruszyłam ciemnym korytarzem do naszego biura. Na drzwiach jeszcze nie było założonego szyfru więc bez problemu weszłam do środka. Rozsiadłam się wygodnie na sofie, kiedy do środka wpadł jakiś policjant.
- Tutaj nikt nie ma wstępu!- zawołał idąc w moją stronę.
- To mi wystaw moje biurko na korytarz.- warknęłam przez zaciśnięte zęby, a funkcjonariusz zatrzymał się w pół kroku kiedy do środka wszedł Dylan.
- O pan McCartney.- powiedział zmieszany.
- Słucham?- zapytał Dylan zerkając to na mnie to na policjanta.
- N-nie nic. Nie wiedziałem ż-że pan ma nowych asystentów.- spojrzał na mnie nerwowo.
- To nie jest moja asystentka tylko nowy detektyw, Sue Green.- powiedział spokojnie przyglądając mi się. Był zdenerwowany. I to bardzo. Ciekawe czy na mnie czy to informacja od jego asystenta go tak zdenerwowała.
- Ach rozumiem...- wyjąkał zakłopotany i powoli ruszył do drzwi.- Najmocniej przepraszam.- zwrócił się do mnie i nie czekając na odpowiedź wyszedł.
- Co jest?- zapytałam patrzą na niego uważnie.
- Zaginęły wyniki sekcji zwłok Blackwooda. Ktoś je ukradł i skasował całą bazę danych w komputerze.- powiedział Dylan siadając przy biurku.
- Sama zrobię jeszcze jedną sekcję. Jutro po szkole pojadę tam i od razu poczekam na pisemne wyniki.- oświadczyłam spokojnie.
- Dobrze by było. Rodzina domaga się już zwrotu ciała.- powiedział przyglądając mi się.
Odwróciłam wzrok i wyjrzałam za okno. Znów padał deszcz i powoli robiło się ciemno. Musiałam się uspokoić. Na pewno nic mu nie będzie. Może naprawę bardziej mu się przydam tutaj niż tam. Czas mijał bardzo wolno, a my siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Na tyle na ile byłam wstanie starał się poukładać wszystkie informacje. Mój brat również pracował w wydziale szkolnym, zmarł podczas jednej akcji w dniu mojego urodzenie, to on wybrał dla mnie imię. Poznałam mojego tatę. Jeszcze nic o nim nie wiem prócz tego, że ma syna w moim wieku o imieniu Ben. Mama wciąż patrzy na niego tymi maślanymi oczami. Nie rozumiem jej. Facet ją zostawił już dwa razy i to za każdym razem z pamiątką po sobie w postaci dziecka, a ona wciąż patrzy na niego jak na ósmy cud świata. Nie mogę długo zostać u Dylana. Kiedyś muszę wrócić i się zmierzyć z tym wszystkim. Będę musiała w końcu poznać mojego ojca i nauczyć się żyć z mamą. Wciąż mnie boli, że tak naprawdę jej nie znam. Mieszkam z nią już tyle lat i nie wiem o niej nic. Westchnęłam i podciągnęłam kolana pod brodę. Chciałabym wiedzieć jak idzie Emilowi. Minęło już tyle czasu odkąd do niego dzwoniłam, a on jeszcze nie dał znaku życia. Spojrzałam na Dylana. Siedział na krześle obrotowym i patrzał na zdjęcie, które stało na biurku. Pewnie to samo które stało w pokoju Jacka. Podniósł wzrok znad zdjęcia i spojrzał na mnie,
- Wszystko w porządku?- zapytał lekko zachrypłym głosem.
- Tak, a u ciebie?- powiedziałam cicho. Dylan skinął tyko głową.
Cała złość która do tej pory mnie napędzała na zmianę z adrenaliną gdzieś zniknęła i teraz czułam się tak bardzo zmęczona, że mogłam zasnąć na tej sofie. W pomieszczeniu znów zapadła cisza. Dylan wstał tylko na chwilę z krzesła i zaświecił światło. Prawdopodobnie nie dlatego, że przeszkadzało mu siedzenie po ciemku tylko po to, żeby pracownicy sobie czegoś nie pomyśleli. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o miękki materiał sofy za mną, kiedy drzwi biura otwarły się gwałtownie. Stanęłam na równe nogi rozbudzana jak jeszcze nigdy. W progu stał Emil. Włosy miał potargane, a na twarzy dwa potężne rumieńce. Do oczu napłynęły mi łzy, a w gardle urosła ogromna gula, która nie pozwalała mi wydusić z siebie ani słowa. Stałam tak w bezruchu walcząc ze łzami, kiedy Emil podszedł do mnie bez słowa i przytulił mocno chowając w swoich silnych ramionach. Zaszlochałam cicho i wtuliłam się w niego tak mocno jak tylko umiałam. Emil uniósł mnie w górę i podszedł do sofy. Nie puszczając mnie nawet na sekundę usiadł na niej razem ze mną i gładząc uspokajająco po plecach zwrócił się do Dylana.
- Straciliśmy go.- powiedział zachrypłym głosem.- piętnaście minut po waszym telefonie zjawiła się Tessa z całą armią i facet popełnił samobójstwo. Strzelił sobie kulkę w głowę.- mówił spokojnie.
- Kto to był?- zapytał spokojnie Dylan.
Zapadła cisza. Oderwałam się na chwilę od Emila i spojrzałam w kierunku Dylana. Oboje patrzeli na siebie po czym Dylan spojrzał na otwarte drzwi, a Emil lekko skinął głową.
- Rozumiem.- powiedział tylko.- Jutro napiszesz raport dla mnie z tej akcji.
- Dobrze.- powiedział i delikatnie pocałował mnie w czubek głowy. Spojrzał na mnie tymi ciemnymi oczami i uśmiechnął się lekko.- Dobrze się czujesz?- spytał z troską.
- Nie. Nie czuje się dobrze. Przez ostatnie godziny umierałam ze strachu.- uderzyłam go nie za mocno w klatkę piersiową, a do oczu znów napłynęły mi łzy.
- Przepraszam księżniczko. Nie chciałem, żebyś się martwiła.- powiedział ze skruchą w głosie.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś?- zapytałam łamiącym się głosem.
- Cóż.- wyciągnął telefon z kieszeni kurtki i pokazał mi go. Kiedy zobaczyłam tkwiącą w nim kulę serce mi stanęło na prę sekund po czym zaczęło walić jak oszalałe.- Lubiłem ten telefon.- powiedział uśmiechając się krzywo.- Uratował mi życie kiedy wkroczyła policja. Facet zaczął najpierw strzelać do nas, a że ja byłem najbliżej dostałem pierwszą kulkę. Chyba będę miał siniaka w kształcie telefony na piersi bo dostałem tak mocno, że aż się przewróciłem na śliskiej trawie.- opowiedział spokojnie patrząc raz na mnie raz na Dylana.
- Tessa nie dała ci kamizelki?- zapytał Dylan marszcząc brwi. Emil pokręcił głową zamykając na chwile oczy.
- Nie. Żaden z jej ludzi nie miał kamizelki.- powiedział patrząc na Dylana i przytulił mnie mocniej.
- Muszę z nią o tym pomówić.- odezwał się Dylan po chwili ciszy.- Nick był z wami?
- Tak, ale zaraz po akcji pojechał do domu. Coś się stało z jego siostrą.- wyjaśnił głaszcząc mnie po plecach.- O reszcie opowiem ci jutro.
- Dobrze. Postaram się jutro wpaść do szkoły podczas waszych zajęć i podrzucę wam parę informacji.- westchnął i podniósł się z krzesła.
- Odwiozę Sue do ciebie. Chcę z nią jeszcze chwilę zostać.- powiedział Emil patrząc na Dylana.
- Dobrze. Jakbyście chcieli samochód to tu wiszą kluczyki.
- Dzięki.- Emil uśmiechnął się, a chwilę później Dylan wyszedł z biura gasząc światło i zamykając drzwi. Niemal widziałam jak się uśmiecha w ten swój dziwny sposób tak jak zawsze kiedy nas zostawia samych.
Zamrugałam parę razy czekając aż mój wzrok przywyknie do ciemności. Emil wiąż delikatnie głaskał mnie po plecach. Spojrzałam na jego twarz. Jego oczy błyszczały w świetle latarni z parkingu. Był tak bardzo przystojny, że aż westchnęłam. Uśmiechnął się niczym drapieżny kot, pochylił się do mnie i delikatnie pocałował. Zamknęłam oczy i wydałam z siebie ciche mruknięcie. Pochylił się jeszcze bardziej kładąc nas powoli na sofie. Jego usta przyjemnie pieściły moje budząc wszystkie zmysły. W moim brzuchu szalało stado motyli, a serce waliło jak młotem. Emil wodził dłońmi po moich plecach, boku, aż zatrzymał się na biodrach. Przerwał na chwilę pocałunek. Czułam jego przyspieszony oddech na moim policzku. Rekami wciąż delikatnie błądziłam po jego plecach.
- Byłaś moją ostatnia myślą, kiedy myślałem, że to koniec.- wyszeptał lekko dysząc. Delikatnie musnął nosem mój policzek i złożył na nim lekkie jak piórko pocałunki.
- Nigdy więcej mi tego nie rób.- wyszeptałam tuż przy jego ustach.- Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś ci się stało.
- Nic mi się nie stanie księżniczko.- wyszeptał całując mnie zachłannie.
Ściągnęłam z niego skórzaną kurtkę i rzuciłam na podłogę obok. Emil mruknął cicho i pogłębił pocałunek. Wsunęłam dłonie pod jego koszulkę i przyciągnęłam bliżej delikatnie drapiąc jego plecy. Emil oderwał się z trudem ode mnie. Dyszał ciężko.
- Sue nie wytrzymam jeśli za chwilę nie przestaniemy.- wyszeptał muskając nosem mój policzek i schodząc powoli niżej składał palące skórę pocałunki na policzku, koło ucha, a później szyi. Westchnęłam i wbiłam lekko paznokcie w jego skórę. Czułam jak wszystkie jego mięśnie się napinają. Jęknął cicho i odsunął się ode mnie. Otwarłam oczy i spojrzałam mu w twarz. Przeczesał włosy palcami wciąż patrząc mi prosto w oczy. Delikatnie dotknęłam jego policzka i uśmiechnęłam się.
- Może lepiej odwieź mnie do domu nim całkiem stracisz panowanie nad sobą.- powiedziałam ze śmiechem.
- Dobry pomysł księżniczko.- pochylił się i pocałował jeszcze raz po czym wstał i podniósł kurtkę z podłogi.
Usiadłam powoli na sofie starając się poprawić moją fryzurę, ale moje wysiłki niewiele dały. Emil uśmiechnął się tylko łobuzersko i wyciągnął do mnie rękę pomagając wstać. Kiedy stałam już pewnie na nogach powoli ruszyliśmy do wyjścia.
Emil odwiózł mnie pod dom Dylana i jeszcze raz pocałował na pożegnanie. Wróciłam do środka. W gabinecie Dylana paliło się światło. Nie pewnie podeszłam do drzwi i zapukałam lekko po czym weszłam do środka. Rozmawiał z kimś przez telefon.
- Już jestem- powiedziałam półgłosem. Dylan posłał mi szeroki uśmiech.
- Aż tak bardzo ci na tym zależy?- zapytał osobę po drugiej stronie linii.- Dlaczego miałbym tego nie robić?- zapytał patrząc na mnie. To na sto procent nie był służbowy telefon.- To nie ja mam coś do ukrycia tylko ty. Jeśli zapyta bez cienia wahania jej powiem, a uwierz mi kiedyś to zrobi. Mógłbym nie spełnić twojej prośby, ale jak to określiłaś nie jestem bezdusznym potworem.- powiedział z niesmakiem. Nie był zdenerwowany tylko znudzony. Ciekawe z kim rozmawiał?- Radzę ci żebyś sama jej o tym powiedziała.- powiedział znudzonym tonem i się rozłączył.
- Coś się stało?- zapytałam opierając się o drzwi.
- Twoja mama dzwoniła.- powiedział zmęczony.
- Rozumiem, że nie po ty by zapytać jak się czuje.- westchnęłam zamykając oczy.
- Nie.- przyznał i pociągnął łyk kawy.
- Nie jestem pewna czy chcę wiedzieć o co chodziło.- wyszeptałam i odsunęłam się od drzwi by je otworzyć.
- Chciałbym żebyś wiedziała, ale obiecałem nie mówić dopóki sama o to nie zapytasz. Wybacz Sue.- powiedział z żalem.
- Jutro o tym porozmawiamy. Dzisiejszy dzień był... Pełen wrażeń.- uśmiechnęłam się sennie.
- Masz rację. Idź już lepiej spać.- uśmiechnął się troskliwie.- Jakbyś chciała skorzystać z wanny to są to trzecie drzwi po prawej.
- Dziękuję. Śpij dobrze.- powiedziałam wychodząc za drzwi.
- Ty też Sue.- usłyszałam.
Poszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi za sobą. Z chęcią bym skorzystała z wanny, ale jak tylko bym się zanurzyła w gorącej wodzie zasnęłabym. Rozebrałam się w drodze do szafy zostawiając ubrania na podłodze. Wciągnęłam na siebie czarny, za duży na mnie T-shirt i krótkie dresowe spodenki. Rozpuściłam włosy, kładąc obie gumki na biurku przy łóżku. Ostatkami sił podłączyłam telefon do ładowarki i nastawiłam budzik na siódmą. Wgramoliłam się pod ciepłą kołdrę i niemal od razu zasnęłam.

Rozdzial 7

Chciałam się odezwać, ale nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nikt mi nie musiał mówić kim jest ten mężczyzna. Wiedziałam od razu. A skąd? Bo wyglądałam identycznie. Ten facet był moim ojcem. Spojrzałam na Dylana. Wydawał się wnet przerażony. Mama miała niepewny wyraz twarzy, a babcia odwróciła się tak żeby nie napotkać mojego wzroku. Poczułam jak ktoś lekko wziął mnie za rękę.
- Sue, dobrze się czujesz?- wyszeptał Alex zaraz za mną.
- Muszę stąd wyjść.- powiedziałam ciągnąc Alexa za sobą i dając znak Dylanowi żeby szedł za mną.
Wbiegłam po schodach na górę i szybkim krokiem ruszyłam do pokoju. Co on tu robił? Dlaczego przyjechał? Poczułam jak uginają mi się nogi. Upadłabym gdyby nie Alex który mnie podtrzymał, a po chwili wziął na ręce. Weszliśmy wszyscy do pokoju. W środku panował mrok i chwilę trwało nim moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Dostrzegłam jakąś postać opierającą się o parapet przy oknie. Gdy weszliśmy poruszyła się niespokojnie.
- Co jej się stało?- usłyszałam głos Emila.
- Nic mi nie jest.- wyszeptałam.
Czułam jak się trzęsę. Alex okrył mnie kocem i delikatnie pocałował w czubek głowy gładząc moje włosy. Emil przyglądał nam się uważnie, ale nie miałam siły tłumaczyć mu kim jest Alex. Spojrzałam na Dylana który usiadł na krześle przy burku ze wspartymi łokciami na kolanach i splecionymi palcami.
- To był mój tata, prawda?- zapytałam cicho patrząc na niego.
Dylan podniósł na mnie wzrok i chwilę siedział w milczeniu po czym odpowiedział cicho.
- Tak.
Na zewnątrz niebo rozbłysło, a chwilę później zagrzmiało. Co miałam zrobić? Nie miałam ochoty dzisiaj tutaj zostać. Dylan jakby czytał w moich myślach bo powiedział:
- Sue jeśli chcesz możesz dzisiaj być u mnie. Mam jeden wolny pokój. Myślę, że będziesz się w nim dobrze czuła.
- Dziękuję.- powiedziałam tylko.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nie byłam w stanie myśleć. W głowie miałam tylko pustkę. Nagle po tylu latach się pojawił. Mama wiedziała. Wiedziała, że przyjedzie. Dlatego przestała pić. Teraz to ma sens. Nagle zaczęła się mną interesować i chciała zacząć kontrolować.
- Spakuje twoje rzeczy.- usłyszałam cichy głos Alexa zaraz koło siebie. Zadrżałam.- Usiądź przy niej proszę.- zwrócił się do stojącego przy oknie Emila, który cały czas nas obserwował.
Alex wstał i zapalił lampkę nocną. Wtedy zauważyłam, że na moich dłoniach coś lśni. Uniosłam je lekko po czym nie pewnie dotknęłam moich policzków. Były mokre od łez. Płakałam. Byłam w takim szoku, że nawet nie zauważyłam kiedy popłynęły mi łzy. Gdy Emil usiadł przy mnie zarzuciłam mu ręce na szyję i się rozpłakałam. Przyciągnął mnie do siebie sadzając na kolanach i przytulił mocno delikatnie gładząc moje włosy. Nie wiem ile czasu minęło zanim trochę ucichłam. Alex zdążył już spakować moje ubrania, kosmetyki i książki.
- Zaniosę to do samochodu.- powiedział do Dylana, który rozmawiał właśnie z kimś przez telefon.
- Włóż do bagażnika.- odpowiedział.- Nick dałbyś radę wpaść pod samochód Sue i odstawić go do mnie pod dom?- chwila ciszy.- Tak, tak. Dziękuję.
- Lepiej już?- usłyszałam cichy szept Emila tuż przy swoim uchu.
- Tak, dziękuję.- powiedziałam zachrypłym głosem.
- Chodź, zaprowadzę cię do auta.- powiedział delikatnie gładząc moje włosy.
Pokiwałam głową i powoli wstałam. Do pokoju wrócił Alex, a za nim szła moja mama z tatą. Ciężko mi było nawet tak o nim myśleć. Widzę go po raz pierwszy w życiu. Mama weszła do pokoju i stanęła niepewnie niedaleko drzwi. Ciemnowłosy mężczyzna oparł się o futrynę i przyglądał mi się przez chwilę, ale uwaga mamy była skupiona na Dylanie, który przybrał swoją opanowaną i rzeczową postawę. Podejrzewam, że tylko ja i Emil tak naprawdę wiedzieliśmy jak bardzo jest zdenerwowany. W pokoju zapadła cisza. Dyskretnie otarłam oczy z łez i starałam się wyglądać na silną i zdecydowaną, nie wiem jak mi to wyszło, ale chyba nie zbyt przekonująco bo podszedł do mnie Alex i obronnym gestem stanął pomiędzy mną a rodzicami. Emil znów zmierzył go wzrokiem, ale nic nie powiedział. Atmosfera w pokoju z chwili na chwilę stawała się co raz gęstsza. Mama lekko odchrząknęła.
- Dylan wiem co próbujesz zrobić, ale ci się to nie uda.- powiedziała w końcu po długiej ciszy.- Skontaktowałam się z biologicznym ojcem Sue, wczoraj kiedy dowiedziałam się, że z tobą pracuje. Oboje się nie zgadzamy żeby pracowała jako twój tajny detektyw i nie chcemy żebyś był jej opiekunem.- mówiła poważnym tonem.
- Decyzja nie należy do mnie. Sue ma już 18 lat i sama może decydować o tym z kim chce mieszkać, a zważając na to jakie warunki miała z tobą i to, że jej biologicznego ojca nie ma tutaj bo z tego co wiem ma nową rodzinę w Kalifornii, zaś jej dziadkowie, którzy jak mi się wydaje nie chcą mieć konfliktów z wami więc zgodzili się na wasze warunki również odpadają w tej sprawie.- zrobił małą pauzę i wstał.- Ja się nie boję walczyć o Sue. Wiesz jakie książki lubi czytać? Na co oszczędza? Kim chce zostać? Co lubi jeść?- zrobił krok w stronę mamy.- Jak się uczy? Jakie są jej mocne strony? Coś ci pokaże.- spojrzał na mnie i jego wzrok stał się ciepły.- Sue zadam ci pytanie. Musisz na nie odpowiedzieć w ciągu minuty, dobrze?- pokiwałam głową niezdolna wydusić z siebie słowa. Mój mózg wciąż przetwarzał informacje jakie usłyszałam od Dylana.- Pewien mężczyzna wcześnie przybył na przyjęcie i wypił trochę ponczu. Następnie szybko wyszedł. Wszyscy inni goście umarli z powodu zatrucia, a policja stwierdziła, że trucizna była właśnie w ponczu, co więcej znajdowała się tam już, gdy on pił poncz. Dlaczego ten facet się nie zatruł?- w pokoju zapadła cisza, a wszyscy spojrzeli na mnie.
Dlaczego ten mężczyzna się nie zatruł? Skro trucizna była w ponczu już gdy ona go pił powinien również się zatruć. Gdyby nie ten szczegół bardzo logiczne byłoby, że sam dodał trucizny do napoju, ale w takiej sytuacji jest to trochę trudniejsze. Hmmm... Napił się ponczu gdy była w nim trucizna. Może miał jakąś odtrutkę, ale to bardzo mało prawdopodobne. Mógł też wiedzieć który poncz jest zatruty, a który nie, ale wtedy zmarli by tylko ci ludzie którzy pili ten zatruty, a nie wszyscy. Chyba, że z ponczem było wszystko dobrze, a to dodatek zawierał truciznę. Co najczęściej dodaje się do ponczu? Lód! To lód zawierał truciznę. Uśmiechnęłam się pod nosem i podniosłam wzrok na Dylana z szerokim uśmiechem.
- Pomysł godny Agathy Christie.- uśmiechnęłam się szeroko.- Trucizna znajdowała się w kostkach lodu.
- Doskonale.- na twarzy Dylana pojawił się uśmiech, a w oczach zabłysła duma.- Sue powiedz mi, co teraz mówi twoja intuicja na temat tej sytuacji?
- Wydaje mi się, że mama nie zgodzi się z twoimi argumentami i będzie próbowała zatrzymać mnie w domu, mój biologiczny tata doradzi jej zadzwonić na policję, a dziadkowie nie będą chcieli brać w tym udziału więc za chwile wyjada jeśli już tego nie zrobili, ty natomiast postawisz na swoim i wyniknie z tego konflikt. Mama prawdopodobnie się z niego wycofa a inicjatywę przejmie mój tata.- skrzywiłam się przy tych słowach. Był dla mnie obcą osobą.- Moja intuicja podpowiada mi żeby dla świętego spokoju spędzić noc w domu.
- Na pewno chcesz tak zrobić?- zapytał spokojnie.
- Jeszcze nie wiem.- przyznałam po chwili ciszy.
W progu ktoś odchrząknął. Wszystkie pary oczu zwróciły się w tamtą stronę. Do środka wszedł wysoki, szczupły blondyn o niebieskich oczach. Nick. Uśmiechnęłam się na widok znajomej twarzy.
- Cześć wam.- powiedział z zakłopotanie masując kark.
- Nick.- powiedziałam z jeszcze większym uśmiechem.- Dawno cię nie widziałam. Mnóstwo rzeczy cię ominęło.- powiedziałam podchodząc do przyjaciela i podając mu rękę.
- No właśnie słyszałem o niezłej akcji wczoraj. Podobno mocno dokopałaś tamtemu facetowi.- zaśmiał się i dał mi lekkiego kuksańca w ramię.- Green stajesz się niebezpieczna.
- Może troszeczkę.- zaśmiałam się.- Czemu cię wczoraj nie było?
- Wybrałem się z Niną na wieczór poetycki.- uśmiechnął się krzywo.- Zasnąłem zaraz na początku.
Zaśmiałam się i choć był to wymuszony śmiech to zabrzmiał bardzo naturalnie. Nick był moją deską ratunkową której postanowiłam się kurczowo trzymać. No bo co miałam innego zrobić? Musiałam podjąć decyzję czy tak po prostu wyjść z domu czy zostać tutaj i czekać na kazanie rodziców. Wydawało mi się to takie śmieszne. Nigdy wcześniej nie miałam czegoś takiego i wydawało mi się, że to nie może być takie straszne, a teraz kiedy miałam taką sytuację nie wiedziałam co robić. Kiedyś sama dbałam o siebie, a teraz? Teraz kłóciłam się z rodzicami o moją pracę i o to gdzie mam dzisiaj spać.
- Susannah.- usłyszałam głos mamy. Użyła mojego pełnego imienia co nawet dla mnie zabrzmiało dziwnie. Odkąd pamiętam wszyscy mówili do mnie Sue. Spojrzałam na nią niechętnie.- Czy mogłybyśmy porozmawiać ze sobą na dole?
Zamrugałam lekko zdezorientowana. O czym chciała ze mną rozmawiać? Spojrzałam na Dylana który niemal niezauważalnie kiwnął głową. Znów przeniosłam wzrok na mamę i bez słowa powoli wyszłam na korytarz mijając w drzwiach tatę który przyglądał mi się uważnie. Szłam pierwsza, a mama zaraz za mną. Gdy powoli dochodziłyśmy do schodów usłyszałam ciężkie kroki na stopniach. Pociągnęłam ją za sobą do ściany i pokazałam, że ma siedzieć cicho. Dyskretnie zajrzałam na dół. Mężczyzna był wysoki i szczupły. Na twarzy miał czarną maskę, a w ręku trzymał broń. Mogłam wyciągnąć swoją, ale wtedy prawdopodobnie oboje byśmy do siebie celowali i nie mogłabym wykonać żadnego innego ruchu. Wzięłam głęboki oddech. Zostaje mi walka w ręcz. Czekałam z walącym sercem aż postawi nogę na ostatnim stopniu. Ten facet wybrał wyjątkowo zły dzień. Wstrzymałam oddech kiedy zobaczyłam czubek buta zaraz koło mnie. Gdy wysunął rękę z bronią złapałam za nią i przycisnęłam do roku ściny. Facet wrzasnął z bólu i puścił pistolet po czym wyskoczył na korytarz ratując swoją kość przed pęknięciem. Z pokoju wybiegli Dylan, Emil i Nick, a mama jak najszybciej uciekła w ich stronę chowając się do środka. Mężczyzna był dużo wyższy ode mnie prawdopodobnie dużo silniejszy. Uderzyłam z całej siły w jego splot słoneczny, a gdy się zgiął w pół bez tchu uderzyłam równo płaskimi dłońmi w jego uszy ogłuszając go. Facet oparł się o ścianę za sobą i osunął na podłogę. Ja oparłam się o ścianę naprzeciwko i zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy.
- Mamo?!- zawołał wciąż z zamkniętymi oczami.- Nic ci nie jest?
- Nie.- usłyszałam cichy głos kawałek dalej.
Otwarłam oczy i spojrzałam w stronę drzwi do pokoju. Dylan stał już przy nieprzytomnym mężczyźnie i zakuwał go w kajdanki, Nick dzwonił prawdopodobnie po policję żeby go zabrali, a Emil stał oparty o ścianę z szerokim uśmiechem na ustach, a kiedy ja również się uśmiechnęłam odsunął się od ściany i powoli ruszył w moją stronę z tą swoja lekkością. Z każdym krokiem był bliżej mnie, a moje serce waliło co raz bardziej. Zatrzymał się kilka centymetrów ode mnie tak, że niemal od razu omiótł mnie jego zapach. Uniósł mój podbródek tak żebym na niego spojrzała. Patrzałam na niego, a on wodził wzrokiem po mojej twarzy, aż jego wzrok zatrzymał się na moich ustach. Odsunął się z szerokim uśmiechem satysfakcji, a ja zamrugałam oszołomiona. Odwrócił się do Dylana i pomógł mu wynieść nieprzytomnego mężczyznę.
- Mamo.- powiedziałam zachrypłym głosem patrząc w jej stronę.- Jadę do Dylana. Tak żebyś miała święty spokój.
- Sue nie możesz...- zaczęła, ale tata ją uciszył. Patrzał na mnie lekko mrużąc oczy.
- Kto cię tego nauczył?- zapytał tonem wyzutym z uczuć.
Otwarłam szerzej oczy. Tego ruchu nauczył mnie Jack. Już jakiś czas temu kiedy uczył mnie bronić się przed włamywaczami. A swoją drogą gdzie on się podziewał? Już dawno go nie widziałam.
- Nikt.- powiedziałam w końcu wzruszając ramionami.- Samo tak jakoś przyszło.
Mama spojrzała na niego zaniepokojona. Nie znałam go ani trochę, ale wiedziałam, że coś podejrzewa. Nick i Alex minęli mnie schodząc na dół. Prawdopodobnie chcieli nam dać chwilę prywatności.
- A więc mam żywe rodzeństwo?- zapytałam wzdychając i znów zamknęłam oczy opierając się o ścianę.
- Tak. Mam syna, ma na imię Ben.- powiedział niepewnie.
- Ben.- powtórzyłam lekko się uśmiechając.- Jest starszy czy młodszy?
- W twoim wieku.- usłyszałam po chwili ciszy.- Jego mama odeszła od nas kiedy miał trzy lata. Wyjechała z jakimś facetem do Nowego Jorku.
Wyczułam w tym małym wyznaniu chęć zbliżenia się. Nie byłam pewna czy do mnie czy do mamy, ale wiedziałam, że chciał się tym z kimś podzielić.
- Współczuję. Wiem jak się czuje Ben.- westchnęłam i odsunęłam się od ściany otwierając oczy.- Ale dzięki temu będzie silny.- uśmiechnęłam się i powoli ruszyłam na dół.
Poczułam jak łzy cisnął mi się do oczu. Nie wytrzymałabym tam ani minuty dłużej. Zamrugałam próbując je odgonić. Na dole błyskały policyjne światła z zewnątrz. Gdy zeszłam na dolny korytarz Nick rzucił mi policyjną kamizelkę i uśmiechnął się. Włożyłam ją na siebie i wyszłam z nim przed dom. Dookoła zebrała się spora gróbka gapiów. Policja starała się spisać zeznania sąsiadów na ten temat. Dylan kręcił się pomiędzy tym wszystkim z dużym kubkiem kawy, a Emil siedział koło jednego z funkcjonariuszy i coś mu tłumaczył gdy mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko i ruszył w moją stronę. Nick zaraz gdzieś się ewakuował prawdopodobne do Dylana, a ja zostałam sama z Emilem. No prawie sama.
- Jak się czujesz?- zapytał tym swoim mrukliwym głosem nawijając na palec kosmyk moich włosów.
- Jeszcze w małym szoku, ale dobrze.- powiedziałam uśmiechając się.
- Nie można cie zostawić na pięć minut żebyś nie wpakowała się w kłopoty.- pokręcił głową z szerokim uśmiechem.
- To nie ja pakuję się w kłopoty, one same do mnie przychodzą.- zaśmiałam się lekko i delikatnie położyłam dłoń na jego klatce. Była taka ciepła.
- I jak ja mam się o ciebie nie martwić, hm?- zapytał szeptem pochylając się w moją stronę.
- Nie wiem.- wymruczałam cicho i pocałowałam go obejmując za szyję.
Poczułam jak jego mięśnie się napinają, a potem jak przyciąga mnie do siebie obejmując w talii, ale jak na złość to nie trwała długo i romantycznie tak jakbym tego chciała. Usłyszeliśmy ciche chrząknięcie. Odsunęłam się zaledwie na parę centymetrów bo na więcej mi nie pozwolił jego uścisk, wciąż mocno obejmując moją talię.
- Wybaczcie, że wam przerywam, ale musimy już jechać Sue.- powiedział Dylan z lekkim uśmiechem na twarzy. Pociągnął spory łyk kawy.
- Mogę później odwieźć Sue do ciebie.- zaproponował Emil delikatnie głaszcząc dół moich pleców.
- Dla ciebie mam zadanie. Niedaleko trwa pościg do którego potrzebują jednego motocyklisty. Obecnie kierują się na zachód za miasto Myślę, że to niegroźna i dość krótka akcja.- wyjaśnił upijając kolejny łyk kawy. Był naprawdę zdenerwowany.
- Zaraz ruszam.- usłyszałam tuż przy mim uchu.
Dylan oddalił się w stronę auta zostawiając nas samych. Deszcz na szczęście przestał już padać, ale wciąż lekko mżyło. Spojrzałam na Emila i uśmiechnęłam się lekko. Pogładziłam jego policzek.
- Innym razem dokończymy księżniczko.- pocałował mnie delikatnie i przytulił mocno.
- Uważaj na siebie.- wyszeptałam przy jego szyi.
- Obiecuję.- wyszeptał po czym odsunął się i ruszył w stronę motoru.
Do oczu znów napłynęły mi łzy, ale przegoniłam je mrugając szybko. Patrzałam jak Emil rusza z pobocza, a potem znika za zakrętem. Niechętnie odwróciłam się i ruszyłam do czarnego jaguara po drodze żegnając się z Alexem i Nickiem. Kiedy wsiadłam Dylan odpalił silnik i ruszył spod domu.

niedziela, 27 października 2013

Rozdzial 6

Obudził mnie sygnał budzika. Była dziesiąta rano. Nakryłam twarz kołdrą z cichym jękiem. Niedziela. Z dołu dochodziły odgłosy krzątaniny w kuchni. Ciekawa byłam czy to mama czy babcia. W nocy po tym jak wyszedł Emil bardzo długo nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca w pokoju. W końcu kiedy się położyłam gdzieś koło czwartej obracałam się tylko z boku na bok, ale nie mam pojęcia o której zasnęłam. Wygramoliłam się niechętnie z pod kołdry i powlekłam do szafy. Wyciągnęłam z szuflady świeżą bieliznę po czym z półki wzięłam czarną bluzę wkładaną przez głowę, a do niej czarne poprzecinane na udach i podszyte spod spodu czarną koronką sprane rurki. Był to komplet ubrań które dostałam na święta od Alexa. Sięgnęłam po skarpetki i spojrzałam na dno szafy gdzie stało kilka par butów. Wybrałam czarne zamszowe sznurowane buty na wysokim obcasie, które również dostałam od Alexa. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zawsze kupował mi jakieś świetne ubrania. Ciekawe co teraz dostałam. Gdy już wybrałam ubrania zaścieliłam łóżko i sprzątnęłam pokój. Noszone ubrania wrzuciłam do wiklinowego kosza na pranie, bluzę Emila powiesiłam na krześle przy biurku i szybko zamiotłam podłogę po czym śmieci wyrzuciłam do małego kosza na pranie. Wzięłam z biurka odznakę, dokumenty, broń i kajdanki, które dostaliśmy od Dylana po czym wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Odłożyłam wszystko na pralkę i wskoczyłam szybko pod prysznic. Gdy wyszłam owinęłam się białym puszystym ręcznikiem po czym wysuszyłam włosy suszarką. Wytarłam się dokładnie i ubrałam. Dokumenty i odznakę włożyłam do tylnej kieszeni spodni, broń z tył za pas, a kajdanki założyłam za pasek. Przykryłam bluzą tak żeby nie rzucało się w oczy po czym uczesałam włosy w dwie luźne kitki. Tuż nad rzęsami pociągnęłam grubszą kreskę czarną kredką do oczu po czym rzęsy lekko podkreśliłam czarnym tuszem. Wyszorowałam zęby a potem wyszłam z łazienki i zbiegłam po schodach na dół. Przy stole w kuchni siedziała mama wraz z dziadkami. Kiedy weszłam wszyscy nagle umilkli. Nie pewnie podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej jogurt. Westchnęłam. Nie mogę żyć na samych jogurtach i drobnych przekąskach na mieście. Zjem dzisiaj jakiś porządny obiad. Może z Dylanem i resztą. Wyciągnęłam z szuflady łyżeczkę i ruszyłam z powrotem na górę. W kuchni cały czas panowała grobowa cisza, a wszyscy rozglądali się byle na mnie nie spojrzeć. To wszystko stawało się co raz dziwniejsze. W przedpokoju rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Mama wstała od stołu, ale ja szybko podeszłam do drzwi i otwarłam. Na drewnianej werandzie stał wysoki szatyn z włosami złapanymi w kucyk, w czarnych rurkach i T-shircie z Guns N' Roses. Uśmiechnął się szeroko kiedy mnie zobaczył.
- Cześć Sue!- pomachał mi ręką z uśmiechem.
- Cześć Alex. Nie spodziewałam się ciebie.- podeszłam i przytuliłam się do przyjaciela.
- Dziś mam wolne i postanowiłem cię gdzieś zabrać.- delikatnie pogładził moje włosy.
- To może pójdziemy coś razem zjeść?- powiedziałam odsuwając się od niego z szerokim uśmiechem.
- No nie mów, że dalej odżywiasz się tylko jogurtami.- spojrzał na mnie surowym wzrokiem.
- Nie patrz tak na mnie.- przygryzłam wargę. Chłopak westchnął i zmierzwił mi lekko włosy.
- Później o tym porozmawiamy.- uśmiechnął się łagodnie.
- Wejdź na chwilę poczekaj, a ja lecę po komórkę i zaraz będę.- odwróciłam się i zobaczyłam, że w drzwiach do kuchni stoi mama.
Alex uniósł brew zaskoczony i spojrzał na mnie pytająco. Pokręciłam głową zaciskając usta w wąską linię. Uśmiechnął się czule i wyminął mnie idąc w stronę mamy.
- Dzień Dobry pani Green.- wyciągnął do niej dłoń z miłym uśmiechem.- Nazywam się Alexander Killer i jestem przyjacielem Sue.
- Sara Green.- powiedziała bez wyrazu.- Pracujecie razem?- rzuciła mi ostre spojrzenie.
- Ja z Sue? O nie, nie.- uśmiechnął się.- Jestem ochroniarzem w klubie La Rossa. Sue kupiła ode mnie samochód i tak się poznaliśmy.- wyjaśnił uprzejmie.
- Rozumiem.- odparła mama przyglądając mu się uważnie.
- Chciałbym dzisiaj zabrać Sue na obiad jeśli się pani zgodzi.- uśmiechnął się serdecznie.
- Spotykacie się ze sobą?- zapytała patrząc na niego bez żadnego wyrazu.
- Nie.- powiedział spokojnie z uśmiechem.- Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Rozumiem.- powiedziała i wróciła do kuchni.
Nie pewnie ruszyłam na górę po komórkę. Co ją dzisiaj ugryzło? Co ich wszystkich ugryzło? Westchnęłam i weszłam do pokoju. Wzięłam telefon z biurka i wyszłam szybko kierując się na dół gdzie czekał Alex. Razem powoli ruszyliśmy do jego samochodu.



Jechaliśmy czarnym chevroletem impala z 67. Po głowie cały czas mi chodziła wczorajsza noc. Zaczynając od napadu podczas festiwalu, a kończąc na cudownym pocałunku z Emilem. Mijaliśmy kolejne dzielnice miasta, aż w końcu dotarliśmy pod klub w którym pracował Alex. Spojrzałam na niego i uniosłam pytająco brew.
- Mam tu zniżkę na jedzenie.- uśmiechnął się i wysiadł z samochodu. Obszedł go swobodnym kokiem i otworzył mi drzwi.- Chodź bo nie mogę pozwolić żebyś jeszcze bardziej schudła.
Puściłam tą uwagę mimo uszu i wysiadłam. Alex zamknął za mną drzwi po czym objął mnie w talii i poprowadził do środka. Gdy weszliśmy oczy wszystkich siedzących w holu- a było ich dużo- spoczęły na nas. Poczułam jak na moich policzkach wykwita rumieniec zawstydzenia. Często wychodziłam z Alexem coś zjeść i jeszcze nigdy nie byłam zawstydzona. Może to przez pytanie mamy czy się spotykamy ze sobą jestem teraz tak skrępowana. Rozejrzałam się po sali i napotkałam wzrokiem Justina. Siedział razem ze swoim kółkiem wzajemnej adoracji i patrzał wprost na mnie z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Coś jest z tym chłopakiem nie tak. Przeraża mnie. Alex poprowadził mnie dalej przez hol witając się co jakiś czas z pracownikami którzy nas mijali. Usiedliśmy przy jednym z wiklinowych stolików niedaleko grupki Justina.
- Alex wiem, że tutaj masz zniżkę i jedzenie jest naprawdę pyszne, ale nie moglibyśmy iść gdzieś indziej?- zapytałam czując na sobie wzrok chłopaka za mną. Niemal widziałam ten jego uśmieszek.
- Chodzi o tego tam?- wskazał brodą na blondyna.
- Coś jest z nim nie tak.-zaczęłam nie pewnie patrząc w bok.- Przeraża mnie.
- Nie dziwię ci się. Ja odnoszę podobne wrażenie kiedy tu przychodzi.- powiedział patrząc za mnie na grupkę uczniów.- Nie przejmuj się. Nawet cię ni tknie.- uśmiechnął się do mnie promiennie.
Odwzajemniłam uśmiech. Alex rozparł się wygodnie na krześle wyciągając długie nogi. Odchylił głowę do tył i zamknął oczy.
- Sue...- zaczął cichym głosem.- Czy coś się stało?
- Zależy co masz namyśli.- powiedziałam zaskoczona.
- Twoja mama się bardzo dziwnie zachowywała. Już nie mówię o tym, że ot tak sobie przestała pić.- otworzył oczy i spojrzał na mnie. W jego szaroniebieskich oczach widniała powaga i troska.
- Nie wiem dlaczego przestała pić ani dlaczego się tak dziwnie zachowuje.- westchnęłam.- Wczoraj w nocy koś na mnie napadł. Na szczęście byłam wtedy z Emilem, który mi pomógł więc nic mi się nie stało. Wczoraj kiedy mnie odwiózł do domu mama wyłapała z naszej rozmowy, że być może jestem w niebezpieczeństwie, ale nie wie co się dokładnie stało. Podejrzewam, że to o to chodzi. Nie podoba się jej też, że pracuje dla Dylana. Wczoraj kiedy się spotkali bardzo dziwnie się zachowywała i wyglądało na to, że się już znają i to od bardzo dawna.- zrobiłam mała przerwę. Wzrok miałam utkwiony w telefon który leżał przede mną na wiklinowym stoliku.- Mam wrażenie, że oni coś przede mną ukrywają. I nie jest to byle jaka sprawa.
- Zapytaj Dylana.- powiedział Alex przyglądając mi się.- Myślę, że ci odpowie.
- Sama nie wiem czy chcę poznać tą tajemnicę.- bawiłam się telefonem, gdy nagle zaczął brzęczeć. Aż podskoczyłam z zaskoczenia. Na ekranie wyświetlił się numer Emila. Serce zamarło mi na chwilę po czym zaczęło walić w piersi jakby miało mi zaraz połamać żebra. Przed oczami stanął mi obraz Emila z tą udręczoną miną zanim mnie pocałował. Przeszył mnie dreszcz. Drżącą ręką wzięłam telefon do ręki i odebrałam przykładając go do ucha.
- Halo?- starałam się panować nad głosem.
- Sue! Gdzie y do cholery jesteś?!- usłyszałam zaraz po odebraniu.
Jestem w klubie La Rossa.- odpowiedziałam niepewnie.
- Przecież prosiłem cię żebyś nigdzie nie wychodziła dopóki nie przyjadę! A tymczasem ja przyjeżdżam, a ciebie nie ma, mało tego twoja rodzina chce mnie wziąć na przesłuchanie na temat wczorajszego wieczoru!
- Przepraszam... Ja zapomniałam o tym.- powiedziałam cicho. Zbierało mi się na płacz, ale dlaczego? Emil chyba to zauważył bo usłyszałam ciche westchnienie po czym powiedział już spokojnie:
- Przyjedź proszę. Nie wiem o mam im powiedzieć.
- Zaraz będę.- powiedziałam lekko zachrypłym głosem i się rozłączyłam.
Przygryzłam wargę i spojrzałam na Alexa. Chyba nie wyglądałam za ciekawie o wstał, podszedł do mnie i przytulił czule. Nie chciałam się rozpłakać na oczach Justina więc przegoniłam gorące łzy mrugając i objęłam Alexa za szyję.
- Chodźmy Suze.- powiedział cicho i pomógł mi wstać.
Ruszyłam wraz z Alexem do wyjścia. Gdy wsiedliśmy do auta telefon znów zabrzęczał. Tym razem był to Dylan. Westchnęłam i odebrałam.
- Tak?
- Sue gdzie ty jesteś?!- usłyszałam wkurzony głos Dylana.
- Jadę do domu.- odparłam co raz bardziej przybita.
- Co się stało? Przecież miałaś nie wychodzić bez ochrony.- powiedział już ciszej, ale było słychać, że dalej jest zdenerwowany.
- Nie jestem sama, jasne? Mam prawo wyjść z domu, a ty nie jesteś moim ojcem żeby mi mówić co mam robić po pracy.- po tych słowach rozłączyłam się i wyłączyłam telefon.
Alex bez słowa ruszył z parkingu, a ja podciągnęłam kolana pod brodę. Wcale nie chciałam mu tak powiedzieć. Więc dlaczego to zrobiłam? Przecież oni się tylko martwią. Może faktycznie nie powinnam wychodzić z domu. Tylko, że to zachowanie mamy. Przydałby mi się urlop od życia normalnie. Powinno się go dostawać przynajmniej na tydzień raz na pół roku. Miałabym mnóstwo czasu na przemyślenie tego wszystkiego.
Wkrótce dojechaliśmy na miejsce. Czarny chevrolet stanął zaraz za motorem Emila. Na podjeździe zauważyłam auto Dylana. Westchnęłam. Coś mi się wydaje, że to będzie grubsza sprawa niż tylko upomnienie. Przetarłam twarz dłonią po czym odpięłam pas bezpieczeństwa. Alex wysiadł z samochodu i obszedł go żeby otworzyć mi drzwi. Wysiadłam nie pewnie. Nogi miałam jak z waty.
- Chcesz żebym poszedł z tobą?- zapytał zmartwiony.
- A mógłbyś?- spojrzałam na niego.
- Oczywiście.- powiedział z pocieszającym uśmiechem i przytulił mnie delikatnie po czym położył mi dłonie na ramionach i nachylił się patrząc mi prosto w oczy.- Jesteś silna dasz sobie z tym radę. Nie pokazuj jej, że jesteś słaba. Niech zobaczy, że bez niej dajesz sobie świetnie radę.
- Nie tak świetnie.- powiedziałam lekko się uśmiechając. W jakiś sposób jego słowa mnie pocieszyły i dodały odwagi.
- Świetnie. Jesteś dla mnie jak młodsza siostra której nie mam i często chciałbym cię chronić przed chłopakami czy pomagać ci w rozwiązywaniu jakiś problemów, ale ty zawsze dajesz sobie z tym wszystkim radę. Nikomu nic nie mówisz, o nic nie prosisz, a wciąż gnasz do przodu. Nie dość, że utrzymujesz siebie to jeszcze swoją mamę, która nic, a nic ci nie pomaga. Spójrz na dom, na ogród i na siebie. Wszystko jest zadbane i piękne. Skoro przez tak długi czas dawałaś radę to i teraz dasz. Tylko uwierz w to.- powiedział uśmiechając się ciepło, a mnie aż zamurowało.- A teraz chodź.- pociągnął mnie za sobą w stronę frontowych drzwi.
Poczułam jak rośnie we mnie odwaga. Miał rację. Do tej pory dawałam sobie radę to dlaczego teraz miałabym sobie nie dać. Weszliśmy po schodach na werandę. Za nami niebo rozbłysło po czym rozbrzmiał grzmot, a po chwili rozległ się głośny szum deszczu. Burza. Odetchnęłam głęboko i weszłam do środka gdzie trwała zacięta kłótnia. Gdy drzwi się otwarły wszyscy zamilkli. Alex zamknął je za nami i ruszył ze mną do kuchni gdzie wszyscy stali. Tylko dziadek Lucas siedział na krześle i palił papierosa. Najprawdopodobniej nie brał udziału w tym wszystkim, a tylko obserwował. Pierwszy odezwał się Dylan.
- Gdzieś ty była? Dlaczego wyłączyłaś telefon?- zapytał ostro. Był bardzo zdenerwowany i nie ukrywał tego.
- Wyszłam z Alexem na obiad.- zaczęłam spokojnie.- Jak widzicie nie byłam sama i nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo.
- Mogłaś zadzwonić.- powiedział już spokojniejszy.
- Tak, wiem. Mój błąd. Nie pomyślałam o tym. Przepraszam.- mówiłam rzeczowym tonem.
- Sue, tu nie chodzi o to, że ja ci chce zabronić wychodzić gdziekolwiek i masz rację nie mogę ci mówić co masz robić po pracy, ale po prostu... Nie chcę żeby ci się stała krzywda.- w jego głosie brzmiała troka.- Gdybym wiedział, że jest z tobą Alex nie miałbym nic przeciwko temu żebyś była poza domem.
- Ale ja bym miała.- odezwała się mama.
Dylan otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął kiedy zaczęłam się głośno śmiać. Ten śmiech nawet dla mnie brzmiał dziwnie.
- Ty byś miała? Ty?- śmiałam się głośno.- Nie rozśmieszaj mnie. Przez szesnaście lat mojego zasranego życia miałaś wszystko w dupie. Nie obchodziło cię czy mam co jeść albo czy mam ciepło, czy mam może nowe ubrania albo czyste rzeczy do szkoły. Teraz nagle cię to interesuje? Dlaczego? Olśnij mnie.
Drzwi frontowe się otwarły i do środka wszedł wysoki mężczyzna.

środa, 11 września 2013

Rozdzial 5

W powietrzu unosił się zapach waty cukrowej i popcornu pomieszany ze słonym zapachem oceanu. Muzyka niosła się po całej okolicy. Po plaży spacerowały pary i bawiły się dzieci. Jak na północ to było tu dość dużo rodzin z dziećmi. Spacerowaliśmy z Dylanem po promenadzie oglądając różne stragany. Dookoła ludzie się śmiali, dzieci z piskiem i śmiechem goniły się na wzajem. Brnęliśmy powoli przez tłum. Dylan cały czas czujny i skupiony. Nagle ktoś wpadł przede mnie. Zatoczyłam się do tył jednak szybko odzyskałam równowagę, ale nie na długo bo ktoś znów mnie popchnął. Straciłam Dylana z oczu i gdy miałam zrobić krok do tył żeby uniknąć kolejnego popchnięcia przez bijących się mężczyzn wpadłam na kogoś. Omiótł mnie zapach męskich perfum i proszku do prania. Znałam ten zapach, ale nim mój mózg go zidentyfikował mężczyzna odwrócił mnie ku sobie. Przyglądały mi się ciemnobrązowe oczy, które teraz były niemal czarne. Kruczoczarne włosy sterczały w artystycznym nieładzie. Przygryzłam dolną wargę, a na jego ustach wykwitł drapieżny uśmieszek, który przyprawił mnie o gęsią skórkę. Wstrzymałam oddech. Emil nachylił się do mnie i musnął mój policzek nosem po czym wyszeptał do ucha.
- Witaj Sue.- poczułam jego ciepły oddech na szyi i uchu.
- Emil...- wydusiłam z siebie.
Miałam wrażenie, że cały świat ucichł, że wszystko zniknęło... Że jesteśmy tylko my. Emil odsunął się lekko i spojrzał mi prosto w oczy. Wciągnęłam głośno powietrze gdy musnął dłonią mój policzek. Co się ze mną dzieje? Czemu on tak na mnie działa? Usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Emil powoli oderwał ode mnie wzrok i wyprostował się. Popatrzał nad moją głową w stronę z której dochodził głos i zmarszczył brwi. Odwróciłam się powoli i dostrzegłam Dylana, który właśnie próbował ominąć bójkę. Jeden z mężczyzn był nie wysokim brunetem ubranym w białą koszulkę i hawajki, drugi wysokim, dobrze zbudowanym blondynem w niebieskim T-shircie i jasnych dżinsach. Emil wyminął mnie, podszedł najpierw do jednego z mężczyzn i położył mu dłoń na ramieniu. Ten odwrócił się zamaszyście celując pięścią w głowę Emila, który zrobił błyskawiczny unik odchylając się do tył i od razu zadał jeden cios prosto w szczękę mężczyzny. Ten zatoczył się do tył i przewrócił tracą przytomność. Ruszył na niego drugi chwytając za krzesło. Cisnął nim w nogi Emila, ale ten wybił się w górę unikając uderzenia i walnął przeciwnika w nos. Mężczyzna Przewrócił się na ziemie mocno krwawiąc. Podejrzewam, że Emil złamał mu nos. Dookoła panowała kompletna cisza. Wszyscy gapili się z przerażeniem na Emila, który rozcierał kostki u dłoni.
- Koleś o co ci chodziło?!- wykrzyczał blondyn usiłując zatrzymać krwotok.
- Widzisz tę dziewczynę?- Emil wskazał na mnie.- Prawie spadła przez was ze schodów.- powiedział spokojnie, ale w jego głosie czaiła się groźba.
- Nie chciałem nic zrobić twojej dziewczynie!- zawołał blondyn próbując podnieść się z ziemi.
Podbiegłam do niego i pomogłam mu wstać. Podniosłam krzesło którym cisnął w Emila i posadziłam go na nim choć się wyrywał.
- Chce ci pomóc.- powiedziałam wyciągając chusteczkę z kieszeni.
Chłopak przestał się szarpać. Był lekko wstawiony i zapach alkoholu mieszał się z zapachem krwi. Patrzał na mnie uważnie, a ja się uśmiechnęłam lekko. Na jego policzkach wykwitł lekki rumieniec. Odwróciłam się do Emila, który zmarszczył brwi rozkładając ręce, a jego mina mówiła "Co jest?!". Posłałam mu karcące spojrzenie na co on zareagował mrużąc oczy i zaciskając usta. Wyglądał niczym drapieżny kot, który szykuje się do ataku na swoją ofiarę. Odwróciłam się do blondyna i wytarłam chusteczką krew z jego ust i brody.
- Jak masz na imię?- zapytałam uprzejmie delikatnie uśmiechając się do niego.
- Nathaniel.- powiedział lekko zachrypłym głosem.
- Sue, miło poznać.- uśmiechnęłam się promiennie.
Chłopak uśmiechnął się lekko przeczesując przydługawe blond włosy palcami.
- Będzie trochę boleć, ale muszę ci wyprostować przegrodę.- powiedziałam i nim zdążył zaprotestować szybkim ruchem wyprostowałam mu nos.
Chłopak wrzasnął z bólu i złapał się za nos, który wciąż krwawił. Podłam mu chusteczkę.
- Możesz zatrzymać.- uśmiechnęłam się lekko.
Zrobiłam krok do tył i ruszyłam w stronę Dylana, który przyglądał się całemu zdarzeniu z boku. Emil ruszył za mną rzucając chłopakowi jadowite spojrzenie. Tłum powoli zaczął się rozchodzić. Ruszyliśmy wzdłuż promenady w milczeniu. Co strzeliło Emilowi do głowy? Przecież nic mi się nie stało, a nawet jeśli to nie jest powód do czegoś takiego. Może po prostu potrzebował się wyładować na kimś, a to była dobra okazja? Odtworzyłam w pamięci jeszcze raz cale zdarzenie. Zarumieniłam się przypominając sobie słowa Nathaniela. Powiedział, że jestem dziewczyną Emila. Czemu tak pomyślał? Przecież nie wyglądamy na parę! Spojrzałam ukradkiem na Emila, który szedł z naburmuszoną miną zaraz koło mnie. Był ubrany tak samo jak rano. W ciemne dżinsy i czarny T-shirt z nadrukiem. Spojrzał na mnie kontem oka. Zarumieniłam się. Kąciki jego ust powędrowały w górę tworząc szeroki uśmiech. Dałam mu kuksańca w ramię.
- Ała!- zawołał ze śmiechem głaszcząc miejsce w którym go uderzyłam.- Za co to było?
- Nie szczerz się tak.- powiedziałam wydymając usta, unosząc podbródek i lekko odwracając głowę w drugą stronę.
- Czemu?- na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech.
Pochylił się do mnie. Prawie dotykał mojego policzka nosem. Poczułam jak przeszywa mnie dreszcz. Był tak blisko, że czułam jego ciepły oddech na policzku i zapach perfum pomieszany z zapachem proszku do prania. Była to mieszanka odurzająca. Zatrzymałam się i odwróciłam gwałtownie w jego stronę. Nasze twarze dzielił od siebie zaledwie centymetr. Emil otwarł szeroko oczy z przerażenia, a jego źrenice powiększyły się zalewając całą tęczówkę. Wciągnął gwałtownie powietrze. Jego wzrok powoli przesunął się z oczu na policzek, kącik ust i wreszcie na usta. Uniosłam powoli dłoń i dotknęłam opuszkami palców policzka Emila. Wstrzymał oddech i przymknął oczy delikatnie przytulając policzek do mojej dłoni. Usłyszeliśmy ciche chrząknięcie i odskoczyliśmy od siebie. Dylan uśmiechnął się lekko.
- Mamy już wolny stolik.- powiedział wskazując na małą kawiarnię.
- Ja... Muszę iść po bluzę.- powiedziałam odwracając się żeby nie zauważył moich rumieńców.
Dylan rzucił mi kluczyki i uśmiechnął się. Wydawał się odprężony i spokojny. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w stronę parkingu. Wolałam iść pustym parkingiem jak zatłoczoną promenadą. Na pewno dużo szybciej dostanę się do samochód i spowrotem. Może dam rade ochłonąć zanim wrócę. W ogóle nie rozumiem tych absurdalnych reakcji mojego ciała na niego. Mamy razem pracować! Do tej pory nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Już dwa lata chodzimy razem do szkoły. Wezbrała we mnie złość. Co on sobie myśli?! Wcisnęłam ręce w kieszenie spodenek i spuściłam głowę. O mamo... To takie dziwne. Nie chcę tak na niego reagować... Szłam przez ciemny zalesiony parking. Tak naprawdę był to tylko dość długi plac ogrodzony taśmą budowlaną. Wszędzie gościły pustki, a dookoła panowała ciemność. Gdzieniegdzie słyszałam odgłosy nocnych zwierząt. Przeszły mnie ciarki. Dopiero teraz dotarło do mnie, że jestem tu całkiem sama, a przecież ktoś na mnie poluje. Przyspieszyłam kroku. Do auta już nie daleko. Usłyszałam cichy szmer w ciemności za mną. Odwróciłam się gwałtownie. Ktoś przyciągnął mnie do siebie, a ja zaczęłam piszczeć i szamotać się z przerażenia. Napastnik zasłonił mi usta dłonią. Zaszlochałam cicho.
- Ej, spokojnie to tylko ja.- patrzały na mnie ciemne oczy Emila.
Puścił mnie, a ja odskoczyłam od niego. Nogi miałam jak z waty, cała się trzęsłam, a z oczu płynęły łzy. Przeczesałam nerwowo włosy palcami i zasłoniłam dłonią usta. Znów zaszlochałam.
- Ty pojebany psychopato!- krzyknęłam chowając twarz w dłoniach.
- Nie chciałem cię przestraszyć. Dylan mnie wysłał, żebym cię pilnował.- powiedział ze skruchą w głosie.
- Dlatego się do mnie zakradłeś?!- krzyknęłam głośniej niż zamierzałam.
- Nie zakradłem się do ciebie.- odparł urażony.- Podszedłem normalnie, już miałem się odezwać, kiedy ty nagle się odwróciłaś.
- Bo usłyszałam coś w lesie i bynajmniej nie brzmiało jak mały zajączek!- zawołałam i nagle coś sobie uświadomiłam.
- To znaczy...- jego oczy otwarły się szeroko po czym szybko się wyprostował. Stał się czujny niczym czarna pantera czychająca na swoją zdobycz.
Na drżących jeszcze nogach podeszłam bliżej niego. Emil ruszył szybkim krokiem w stronę samochodu ciągnąc mnie za sobą. Znów rozległ się szelest. Tym razem zaraz koło nas po prawej stronie. Emil przyspieszył kroku. Po chwili znaleźliśmy się przy samochodzie. Szybko odblokowałam zamek, a Emil otwarł drzwi. Wpakowałam się na siedzenie pasażera i sięgnęłam po bluzę leżąca z tył. Szybko wysiadłam z auta i s powrotem zablokowałam zamek. Nie zrobiłam nawet kroku kiedy coś powaliło Emila na ziemię. Krzyknęłam z przerażenia. Był to pulchny, mężczyzna w dresach i adidasach z Nike. Poczułam zimne ostrze na swojej szyji. Skamieniałam podobnie jak Emil. Zapadła cisza. Z daleka tylko dochodziła muzyka i gwar festiwalu. Starałam się przypomnieć sobie mój bardzo krótki kurs samoobrony, który dał mi Alex. Zadziałałam nim w ogóle zdążyłam sobie przypomnieć jego rady. Chwyciłam napastnika za rękę w której trzymał nuż, wbiłam paznokcie jak najmocniej i wykonałam szybki obrót wykraczając mu rękę. Nuż upadł na ziemię, a ja przesunęłam go po za zasięg jego wzroku. Kopnęłam w zgięcie jego kolan co sprawiło, że klęknął i wtedy powaliłam go na ziemię wykręcając mocniej rękę i siadając na nim okrakiem. Że też nie wzięłam ze sobą wyposażenia od Dylana. W czasie gdy ja obezwładniłam swojego przeciwnika Emil skończył ze swoim.
- Dzwoń po Dylana.- powiedziałam nie spuszczając oka z faceta pode mną.
- Już tu idzie.- powiedział po chwili gdy schował telefon do kieszeni.
Kręciło mi się w głowie od adrenaliny, a w uszach szumiała krew. Nie mam pojęcia ile czasu minęło gdy pojawił się Dylan. Wyrecytował policyjną formułkę i zakuł obu mężczyzn w kajdanki. Usiadłam na ziemi, a dwoje funkcjonariuszy zabrało ich do radiowozu. Emil rozmawiał o czymś z Dylanem przyciszonym głosem. Objęłam się ramionami. Muszę wrócić do domu. Mam dość już tego dnia. Wstałam powoli z ziemi. Nogi miałam jak z waty i cała się trzęsłam do oczu cisnęły się łzy, a w gardle urosła ogromna gula.
- Jadę do domu.- oznajmiłam drżącym głosem.
Dylana i Emil patrzeli na mnie przez chwilę bez słowa po czym spojrzeli na siebie.
- Odwiozę cię.- powiedział spokojnie Emil.
Podszedł do mnie i objął ramieniem prowadząc do swojego motoru.


Po parunastu minutach zatrzymaliśmy się pod moim domem. Wszyscy już chyba spali bo światła były zgaszone. Samochód dziadków wciąż stał na podjeździe zaraz za moją vectrą. Pewnie śpią w pokoju gościnnym. Ściągnęłam kask i zeszłam z motoru Emila, a on zaraz za mną. Noc była ciepła, ale ja wciąż drżałam. Adrenalina odpłynęła z mojego ciała i czułam się jakbym wyczerpała jej zapas na cały rok. Oddałam kask Emilowi, a on włożył go do schowka. Powoli ruszyłam do domu, a Emil szedł koło mnie w milczeniu. Wygrzebałam klucze z mojej torebki i otwarłam drzwi.
- Wejdziesz?- zapytałam zachrypłym głosem.
Szatyn stał chwilę zastanawiając się nad tym co mu powiedziałam po czym lekko skinął głową i wszedł do środka. Rzuciłam klucze na stolik i powoli ruszyłam do kuchni.
- Chodź.- powiedziałam cicho do Emila.- Napijesz się czegoś?- zapytałam zapalając światło.
- Może być woda.- powiedział opierając się o ścianę przy wejściu.- Twoja mama już śpi?
- Prawdopodobnie tak, a czemu pytasz?- zapytałam nalewając mu wody.
- Chciałbym z tobą porozmawiać no i sprawdzić dom na tyle ile jest to możliwe.- powiedział niepewnie.
- Nie ma sprawy.- podałam mu szklankę nie patrząc na niego.
Usidłam na blacie szafki niedaleko i wbiłam spojrzenie w swoje buty. W domu panowała kompletna cisza. W salonie jedynie tykał duży stojący zegar z wahadłem. Podniosłam wzrok na Emila który patrzał przed siebie obracając w dłoniach szklankę z wodą.
- Więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać?- zapytałam cicho przyglądając mu się.
- Najpierw chciałem cię przeprosić za to, że nie potrafiłem cię obronić dzisiaj.- powiedział po chwili ciszy patrząc mi prosto w oczy.
Poczułam jak przeszywa mnie dreszcz, a moje ciało budzi się do życia. Czemu on tak na mnie działał? W jego ciemnych oczach krył się smutek. Naprawdę czuł się winny. Patrzałam na niego w milczeniu zaskoczona jego słowami.
- Emil to nie...
- Nie moja wina? Sue miałaś nuż na gardle, a ja cię nie obroniłem. Co gdyby coś ci się stało?- miał udręczony głos.
Zeskoczyłam z szafki i powoli podeszłam do niego cały czas patrząc mu prosto w oczy. Jego źrenice zrobiły się wielkie gdy zobaczył co chcę zrobić. Delikatnie położyłam obie dłonie na jego klatce, która unosiła się szybko od przyspieszonego oddechu. Był taki ciepły. Przygryzłam wargę, a mój wzrok powędrował do jego ust które były lekko rozchylone. Powoli przesunęłam dłonie na jego brzuch. Pod palcami czułam jego umięśnione ciało. Emil wydał z siebie cichy pomruk, a mnie przeszły dreszcze. Usłyszałam ciche skrzypnięcie schodów i natychmiast odsunęłam się od niego z walącym sercem. Na korytarzu stała mama w czystej piżamie i włosach seplenionych w warkocz. Patrzała to na mnie to na Emila.
- Dobry wieczór.- odezwał się opanowanym głosem.
- Dobry wieczór.- odpowiedziała mama mierząc go wzrokiem.- Kim jesteś?- zapytała przyglądając mu się uważnie.
- Emil Hatchus, jestem przyjacielem Sue ze szkoły.- powiedział nieznacznie przyciągając mnie do siebie i objął ramieniem.
Co oni wszyscy mieli z tym obejmowaniem mnie? Wcześniej Dylan teraz Emil i to oboje przy mojej mamie. Co ona sobie o mnie pomyśli? Nie rozumiem dlaczego się tym w ogóle przejmuje. Nie było jej tyle czasu, a teraz się martwię tym co sobie o mnie pomyśli. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypościłam powietrze żeby się uspokoić.
- Pójdziemy do mnie żeby was nie obudzić przypadkiem.- powiedziałam w końcu patrząc na mamę i powoli ruszyłam na górę ciągnąc Emila za sobą.
- Sue może będzie lepiej jak ja już będę się zbierał. Chciałbym tylko upewnić się czy będziesz bezpieczna i pojadę już.- wyszeptał lekko zakłopotany.
- Bezpieczna? Co masz na myśli?- zapytała mama odwracając się do nas.
Wymieniliśmy z Emilem krótkie porozumiewawcze spojrzenie. Westchnęłam zrezygnowana.
- Opowiem ci o tym jutro. Dzisiaj już padam z nóg.- powiedziałam w końcu przecierając twarz dłonią.
Kiedy nie odpowiedział ruszyłam dalej ciągnąc Emila za sobą. W końcu dotarliśmy do mojego pokoju. Po cichu weszliśmy do środka po czym zamknęłam za nami drzwi. Słyszałam jak mama wchodzi do swojego pokoju, a po chwili ciche kliknięcie zamka w drzwiach. Uf... Udało się. Emil już zaczął przeszukiwać pokój. Sprawdził szafę i parę innych możliwych miejsc. W pokoju było ciemno. Żadne z nas nie zapaliło światła. Usiadłam na łóżku i przyglądałam się jak sprawdza pokój. Zatrzymał się przy biurku i wziął coś do rąk. O matko! To była jego bluza. przyglądał się jej przez chwilę po czym odwrócił do mnie.
- Ciepła jest?- zapytał z uśmiechem który dało się słyszeć w jego głosie.
- T-tak...- wydukałam zawstydzona.
Och czemu przy nim zachowywałam się jak jakaś upośledzona? Emil lekko się zaśmiał i odłożył bluzę znów na biurko. Poszedł do okna i sprawdził je. Podeszłam do niego i spojrzałam na ulicę. Była pusta z wyjątkiem motoru Emila i samochodu, który stal dwa domy dalej.
- Cóż, w pokoju jest czysto. Reszty domu nie będę sprawdzał. Najlepiej nie wychodź z pokoju dopóki reszta nie wstanie. Zamknij drzwi na klucz i nie otwieraj okna. Możesz zostawić uchylone. Tak będę pewien, że nic Ci się nie stanie.- uśmiechnął się lekko do mnie.
- Dobrze. Dziękuję.- powiedziałam opierając się o parapet.
- To do jutra.- jeszcze przez chwilę mi się przyglądał po czym powoli ruszył do drzwi.
- Do jutra.- odpowiedziałam cicho patrząc jak odchodzi.
Nie cichłam żeby odjechał. Chciałam żeby został tutaj. Ze mną. Przygryzłam wargę. Moje serce waliło jak młotem. Czemu to akurat w nim musiałam się zakochać? Czemu to akurat na mnie musiało tak działać? Sam jego zapach mnie obezwładniał. A jego oczy, usta, dłonie... Kiedy był w pobliżu nie potrafiłam się na niczym skupić. Emil zatrzymał się przy drzwiach. Stal chwilę w bezruchu po czym odwrócił się szybko i w trzech szybkich krokach przemierzył pokój. Jedną ręką objął mnie w tali, a drugą położył na karku i przyciągnął do siebie całując namiętnie. Zacisnęłam dłonie w pięści na jego klatce gniotąc koszulkę. Odwzajemniłam pocałunek. Jego miękkie usta pieściły moje w tym cudownym pocałunku. Nie mam pojęcia ile czasu minęło kiedy oderwaliśmy się od siebie. W uszach szumiała mi krew, a oddech miałam szybki i urywany jakbym właśnie przebiegła maraton. Miałam wrażenie, że serce zaraz rozerwie mi pierś i wyskoczy. Emil objął mnie za szyję i przytulił czule.
- Nigdy więcej nie chce się czuć tak jak dzisiaj na parkingu.- wyszeptał wtulając twarz w moje włosy.
Nie byłam w stanie mu nic powiedzieć. Byłam oszołomiona tym co się przed chwilą stało.


---------------------------

Mam do was prośbę. Komentujcie moją pracę bo to wiele dla mnie znaczy. Nie obrażam się o krytykę jeśli nie jest powiedziana w chamski sposób, a każde wasze rady czy poprawki będę miała na uwadze pisząc dalej i poprawię to co już mam. No i przede wszystkim czy się wam podoba mój pomysł czy może wy macie coś co chcielibyście dorzucić.
Tak więc bardzo was proszę. Komentujcie.


Nette.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdzail 4

Pożegnałam się z Nickem i Emilem po czym wsiadłam do samochodu Dylana. Chwilę później wsiadł Dylan z kubkiem kawy w ręce. Ruszyliśmy z parkingu i powoli jechaliśmy opustoszałymi ulicami miasta. Uśmiechnęłam się delikatnie. Niebo powoli przybierało kolor granatu, a ostatnie promienie słońca wychylały się znad wysokich budynków miasta. Krajobraz powoli się zmieniał w miarę jak jechaliśmy w kierunku przedmieścia. Okolica stawała się bardziej zielona i wesoła. Domy stawały się niższe i bardziej kolorowe. Zdałam sobie sprawę, że do tej pory nie dostrzegałam tego piękna. Po prostu żyłam z dnia na dzień i czekałam na coś niezwykłego. I się doczekałam. Jestem tak bardzo szczęśliwa, że to mnie wybrał Dylan z pośród tych wszystkich osób. Objęłam się ramionami i uśmiechnęłam jeszcze szerzej. Do tej pory byłam sama, a teraz pojawił się Emil, Nick i Dylan, który w sumie zastępuje mi ojca, którego nigdy nie poznałam. Przynajmniej takie mam wrażenie kiedy z nim przebywam. Normalnie dużo czasu mi zajmuje przyzwyczajenie się i zaufanie komuś, ale nie przy nich. Oni dają mi poczucie bezpieczeństwa i nie wiadomo czemu mam do nich pełne zaufanie. Ciężko mi to wytłumaczyć bo sama tego nie rozumiem. Ale coś w nich jest... Coś co sprawia, że czuje się... Dobrze.
Dylan zatrzymał się pod moim domem. Spojrzałam na budynek. Drzwi frontowe były otwarte, a na drewnianej werandzie siedziała mama w wytartych dżinsach i luźnej, ale pasującej do niej ciemno różowej tunice. Byłam jak sparaliżowana. Co ona tam robiła? Dylan również patrzał na to ze zdziwieniem.
- Może lepiej pójdę z tobą.- powiedział i odpiął pas.
Drżącą ręką zrobiłam to samo i nie pewnie otwarłam drzwi samochodu. Czego się tak boję? Przecież to tylko moja mama. Podeszłam do Dylana, który uśmiechnął się do mnie pocieszająco i powoli ruszył chodnikiem do schodów werandy. Mama była wyraźnie zaskoczona jego widokiem.
- Witam pani Green, Dylan McCartney.- podszedł do niej i podał jej dłoń, którą uścisnęła nie pewnie.
- Sara Green, miło mi znów cię widzieć. Ostatnim razem jak cię widziałam miałeś zaledwie szesnaście lat. Wydoroślałeś bardzo.- powiedziała mama uśmiechając się miło.
O czym ona mówiła? Znała Dylana z czasów kiedy był jeszcze młody? Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niespokojnego Dylana. Czym się tak denerwował? Poczułam na sobie spojrzenie mamy. Dylan opiekuńczym gestem objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Odwiozłem Sue do domu.- uśmiechnął się i dla wszystkich ten uśmiech wyglądał na naturalny i spokojny, ale ja wiedziałam, że jest bardzo spięty.
- To miło z twojej strony. A jak się poznaliście?- wyraz twarzy mamy stał się podejrzliwy.
Nie pamiętam jej z czasów kiedy była jeszcze normalna. Teraz wydawała się taka ładna. Włosy miała spięte w koka, a jej cera nawet po tylu latach picia nie wydawała się zniszczona. Jak ona to zrobiła?
- Sue u mnie pracuje.- powiedział ostrożnie Dylan.
- Jako?- mama uniosła pytająco brew.
Napięcie było niemal namacalne, a mnie przeszły dreszcze. Coś tu było nie halo. Miałam wrażenie, że o czymś nie wiem.
- Tajny agent.- powiedział w końcu Dylan.
Zapadła cisza. Dylan odwrócił się do mnie i przytulił troskliwie.
- Będę o dziewiątej.- powiedział cicho i mnie puścił.- Do zobaczenia.- rzucił schodząc już ze schodów.
Odprowadziłam go wzrokiem do samochodu i patrzałam jak odjeżdża. Czułam ukłucie smutku w sercu. Nie chciałam żeby mnie tu zostawiał. Bałam się. Na prawdę się bałam. Czułam na sobie wzrok mamy. Wzięłam głęboki oddech żeby się uspokoić.
- Dobrze wyglądasz.- powiedziałam patrząc na nią.
- Dziękuję.- odpowiedziała.- Wszystkiego najlepszego.- zagryzła wargę i przyjrzała mi się.
- Dziękuję.- odpowiedziałam po chwil ciszy.
Nie miałam pojęcia jak mam z nią rozmawiać. Była dla mnie kimś zupełnie obcym.
- Co tu robisz?- zapytałam w końcu.
Nie mogłam się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Dlaczego doprowadziła się do porządku i czekała tu na mnie?
- Przyjechała dzisiaj babcia z dziadkiem. Wyciągnęli mnie z pokoju i kazali doprowadzić się do przyzwoitości. Pomogli posprzątać dom i zrobić zakupy bo w lodówce były tylko jogurty. Teraz są na cmentarzu, ale za niedługo wrócą.- powiedziała uważnie obserwując moją reakcję.
Byłam zaskoczona tym, że to zrobiła. W ustach mi zaschło, a wargi spierzchły. Oblizałam je lekko.
- Dobrze, cieszę się.- wydusiłam w końcu.
Co innego mogłam powiedzieć? Ta sytuacja była dziwna.
- Sue, posłuchaj. Wiem, że ja nie mam prawa ci mówić co masz robić, ale praca u Dylana... To bardzo zły pomysł.- mama zmarszczyła brwi ze smutkiem i patrzała na mnie uważnie.
Ogarnęła mną złość. Przez szesnaście lat się mną nie interesowała, a tereaz nagle wie co dla mnie dobre?!
- Masz rację. Nie masz prawa mi mówić co mam robić.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.- Oni są dla mnie jak rodzina. To oni zapewniają mi bezpieczeństwo, które powinnam otrzymać od ciebie! To oni dają mi wsparcie, które powinnam otrzymać od ciebie!- zawołałam i poczułam jak gorące łzy cisną mi się do oczu.- Teraz kiedy zaczęło mi się układać ty znów musisz to zniszczyć! Jak wszystko w moim życiu!
Oczy mamy rozszerzyły się ze zdziwienia i wzięła gwałtowny wdech jakbym ją właśnie spoliczkowała. Odwróciłam się na pięcie ku drzwiom. Kątem oka dostrzegłam stojącą przy żywopłocie panią Stenhaus, ale nie miałam ochoty jej pomachać. Chciałam jak najszybciej zniknąć w swoim pokoju. Szybkim krokiem weszłam do środka i ruszyłam do schodów. Wspięłam się po nich co dwa stopnie i pobiegłam do pokoju. Po policzkach spłynęły mi tak długo powstrzymywane łzy. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami powoli osuwając się na podłogę. Z ust wydobył się głośny szloch. Schowałam twarz w dłonie. Dlaczego akurat teraz? Przecież zaczynało być tak pięknie. Podciągnęłam kolana pod brodę. Cicho szlochałam siedząc na podłodze. W pokoju powoli robiło się ciemno. Dziadkowie zdążyli już wrócić, ale odprawiłam ich na dół mówiąc, że nie mam ochoty rozmawiać. Jacka również odesłałam. Telefon na podłodze obok mnie zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz. To Dylan.
- Halo?- odebrałam.
- Już po ciebie jadę.- usłyszałam trzaśnięcie drzwi samochodu.
- Nie mam ochoty. Możemy to przełożyć?- z ust wyrwał mi się kolejny szloch, a do oczu znów napłynęły słone łzy.
- Sue, co się stało?- w jego głosie było słychać troskę.
- Nic takiego. Przełóżmy kolację.- wychlipałam.
- Sue...
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon obok siebie. Znów się rozpłakałam. Nie minęło piętnaście minut, a usłyszałam trzaśnięcie drzwi samochodu przed domem. Niedługo potem dzwonek do drzwi po czym zamieszanie i oburzony głos babci na dole, który powoli był co raz głośniejszy, aż dotarł pod moje drzwi. Patrzałam tępo przed siebie. Ktoś nacisnął klamkę i delikatnie popchnął drzwi przesuwając mnie po podłodze. Do środka wśliznął się Dylan. Zamknął za sobą drzwi nie zważając na babcię i całą resztę. Usiadł koło mnie i przytulił mnie bez słowa, a ja znów wybuchałam płaczem. Czułam jak delikatnie i uspokajająco gładzi mnie po włosach. I co jakiś czas szepcze do ucha "już dobrze".
- Czemu wszystko się wali kiedy nareszcie zaczyna być dobrze?- zapytałam zachrypłym głosem.
- Nie wiem.- usłyszałam po chwili ciszy.
Odsunęłam się od niego i otarłam łzy. Dopiero teraz zauważyłam, że Dylan jest ubrany w biały T- shirt z jakimś czarnym nadrukiem, czarną rozpiętą marynarkę i zwykłe dżinsy. W takim stroju wyglądał na dużo młodszego. W sumie tak na prawdę do tej pory nie wiem ile ma lat. Muszę się pozbierać. Chyba dobrze będzie gdzieś pojechać. Odpocząć od tego wszystkiego i ochłonąć. Czułam się strasznie po tym co powiedziałam mamie.
- Czy propozycja kolacji jest dalej aktualna?- zapytałam przeczesując włosy drżącą dłonią.
Poczułam jak Dylan uśmiecha się delikatnie w ciemnościach.
- Oczywiście. Uszykuj się, a ja zaczekam na dole.- nachylił się i pocałował mnie w czoło.
Wstał z podłogi i otworzył lekko drzwi wpuszczając do środka snop światła z korytarza. Wyszedł cicho za drzwi i zamknął je za sobą, a w pokoju znów zapanował mrok. Podniosłam się nie chętnie i zapaliłam lampkę nocną. Ściągnęłam z siebie białą sukienkę i podeszłam do dużej szafy. Wygrzebałam z niej czarną tunikę z różowym nadrukiem w kształcie serca z zaciekami namalowanego farbą. Do tego ubrałam krótkie czarne spodenki i trampki za kostkę, których nie sznurowałam. Wyszłam z pokoju gasząc małą lampkę. Oślepiło mnie światło na korytarzu. Z dołu dobiegały mnie głosy babci i mamy, które najwyraźniej krzyczały na Dylana choć nie mam pojęcia za co. Miałam ochotę uciec znów do mojego pokoju, ale powoli ruszyłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i rozpuściłam włosy, które opadły kaskadą na plecy i ramiona. Rozczesałam je i lekko spryskałam odżywką. Umyłam zęby i twarz. Rzęsy lekko podkreśliłam tuszem, a usta błyszczykiem. Na koniec lekko spryskałam się perfumami i wyszłam z łazienki. Wróciłam do pokoju po telefon i jakąś bluzę po czym zeszłam na dół. Dylan siedział na fotelu w salonie jak skazany, a babcia i mama prawiły mu jakieś morały. W normalnych okolicznościach wydałoby mi się to śmieszne, ale byłam w podłym humorze.
- Wychodzę.- oznajmiłam stając w progu.
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a w pokoju zapadła cisza. Dylan powoli podniósł się z fotela i podszedł do mnie. Wyglądał jakby mu ulżyło.
- Gotowa?- spytał i posłał mi pocieszający, a za razem wdzięczny uśmiech.
- Tak.- odpowiedziałam i powoli ruszyłam do drzwi.
Wszyscy byli tak zaskoczeni, że nikt się nie odezwał. Kiedy wsiadłam do samochodu poczułam ulgę.


Podjechaliśmy pod najdroższy klub w mieście. Elita naszej szkoły bywała tu co weekend, ja jeszcze nigdy tu nie byłam, ale wiedziałam o tym miejscu dosyć sporo bo mój znajomy dorabiał tu jako ochroniarz. Często opowiadał mi o bójkach i różnych innych dziwnych lub ekscytujących zdarzeniach. Budynek miał sześć pięter i był zbudowany według stałego schematu. Sale znajdowały się w środku, a dookoła nich przeszklone korytarze z widokiem na miasto i ulice, a z drugiej strony na piękny ogród. Na parterze znajdował się hol i recepcja, na drugim klub gdzie przez całą noc trwała dyskoteka, na trzecim galeria sztuki nowoczesnej, na czwartym restauracja, na piątym hotel, a na szóstym i na dachu ogrody i szklarnia. Zastanawiało mnie dlaczego tak ekskluzywny klub znajduje się tak daleko od centrum. Na dodatek w tak opuszczonej ulicy jak ta. Stały tu tylko trzy bloki, a reszta budynków to były hangary.
Wysiedliśmy z samochodu. Dylan zablokował zamek w drzwiach i powoli ruszył w stronę wejścia, a ja za nim. Ochroniarz tyko spojrzał na Dylana i bez słowa go wpuścił. Kiedy znaleźliśmy się w środku podeszłam do niego bliżej.
- Masz aż takie wpływy?- spytałam żartobliwie.
- A żebyś wiedziała.- zaśmiał się.- Nie ma takiego miejsca w tym mieście do którego bym nie wszedł.
- Jest.- Założyłam ręce na piersi i uśmiechnęłam się chytrze.
- Jakie?- rozbawiony uniósł pytająco brew.
- Mogę cię nie wpuścić do mnie do domu.- zrobiłam minę w stylu "no i co teraz zrobisz ważniaku?"
Dylan wybuchł śmiechem co zwróciło uwagę wszystkich w holu. Zauważyłam parę znajomych twarzy z klasy.
- No cóż... To chyba jedyna przeszkoda.- posłał mi rozbawione spojrzenie.
Uśmiechnęłam się tylko zakłopotana. Dylan wyciągnął telefon z kieszeni i coś w nim sprawdził. Gdy go schował rozejrzał się po dużym pomieszczeniu. Na środku ustawiony była szklana ława, a dookoła niej ustawiane dwie dwuosobowe sofy i trzy fotele. Na jednej z nich siedziała Taylor, wysoka, smukła, błękitnooka blondynka o długich falowanych włosach, które opadały na jej plecy i ramiona. Ubrana była w czerwoną dopasowaną i bardzo krótką- jak dla mnie za krótką- sukienkę na ramiączkach. Obok niej siedział włoski mięśniak Sebastiano, kapitan szkolnej drużyny rugby. Wysoki, umięśniony szatyn o ciemnej karnacji i brązowych oczach. Był w zwykłej białej koszulce i dżinsach. Obejmował Taylor ramieniem. Na drugiej sofie na przeciwko siedziała Moniqa, siostra Sebastiano. Wysoka, szczupła szatynka o oczach takich samych jak u brata. Włosy miała złapane w koka z którego wydostało się kilka lekko kręconych kosmyków. Miała na sobie białą zwiewną sukienkę i wysokie białe zamszowe kozaczki na obcasie. Obok niej po prawej stronie siedział Justin. Większość dziewczyn porównywała go archanioła Gabriela. Piękna blada twarz, o czysto niebieskich oczach. Blond włosy w artystycznym nieładzie opadały mu na czoło. Wysoki, szczupły, ale dobrze zbudowany. Ubrany był podobnie jak Sebastiano- dżinsy i biała T-shirt. Cała grupka przyglądała mi się uważnie. Dziewczyny zmierzyły spojrzeniem stojącego obok mnie Dylana.O matko... W poniedziałek to dopiero będzie. Cała szkoła będzie huczeć od plotek o mnie i Dylanie.
- Poczekaj tu na mnie, idę zapytać o moją rezerwację.- uśmiechnął się niby naturalnie, ale coś go niepokoiło.
Odwrócił się i ruszył w stronę recepcji. Zmarszczyłam brwi. Co on ukrywa tym razem? Podbiegłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Był bardzo spięty. Odwrócił się w moją stronę i posłał miły uśmiech.
- Dylan, co się dzieje?- zapytałam cicho posyłając mu poważne spojrzenie.
- Sue...- zaczął.
- Powiedz mi. Ich możesz oszukiwać, ale nie mnie. Przecież widzę, że jesteś zdenerwowany.- powiedziałam automatycznie rozglądając się po holu by upewnić się, że nikt nas nie słyszy.
- Omówimy to przy kolacji, dobrze?- uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach krył się strach i troska.
To coś aż tak poważnego? Dylan nie wyglądał się kimś kogo łatwo wystraszyć. Puściłam go, a on odszedł w stronę recepcji. Po drodze wyciągnął telefon i wybrał jakiś numer. Przeszłam przez hol i usiadłam na jednym z czterech wiklinowych krześle ustawionych przy stoliku z wykonanym z tego samego materiału. Stolik był ustawiony niedaleko centrum holu gdzie siedziała Taylor ze swoimi znajomymi. Westchnęłam i wzięłam do ręki jedno z czasopism leżących na stole. Po chwili ktoś do mnie podszedł. Podniosłam wzrok. Przede mną stał Justin. Uśmiechał się miło co dodawało uroku jego twarzy.
- Cześć.- powiedział wyciągając dłoń do mnie.
- Hej.- uścisnęłam ją nie pewnie i odłożyłam czasopismo na stół.
- Mogę się dosiąść?- zapytał unosząc brew i wskazując na krzesło obok.
- Jasne.- wskazałam na krzesło w geście zaproszenie.- Ale czy to nie zniszczy twojej reputacji szkolnej?
Chłopak wybuchł śmiechem, a mnie żołądek podszedł do gardła. Nigdy nikt z takim statusem społecznym nie rozmawiał ze mną. No może prócz Nicka, ale to i tak nie to samo co Justin, nasz własny grecki bóg.
- Mojej nie zniszczy, ale może poprawić twoją.- posłał mi pewny siebie uśmiech.
- Nie zależy mi.- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
Moja odpowiedź lekko go zaskoczyła, ale nie stracił tej swojej pewności siebie. Oparłam się o oparcie krzesła. Ciekawe co teraz powie.
- Rozumiem...- zaczął.
- Wątpię, ale mów dalej.- odpowiedziałam beznamiętnie.
Justin zdawał się co raz bardziej zakłopotany. Ta sytuacja zaczynała być zabawna.
- No więc...- przerwał szukając odpowiednich słów.
- Niech zgadnę.- odezwałam się, a on spojrzał na mnie lekko zawstydzony.- Wysłali cię żeby zapytać kim jest facet z którym tu przyszłam.- wskazałam na Dylana stojącego w kolejce do recepcji.
- To też, ale...- znów przerwał.
Co z nim nie tak? Nie zachowuje się jak szkolna gwiazda Playboya. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam mu się uważnie nachylając w jego stronę. Oparłam dłonie na stole.
- No więc ten facet to mój szef.- powiedziałam, a Justin jakby odzyskał swoją pewność siebie.
- Umawiasz się z szefem?- zapytał z głupkowatym uśmieszkiem.
- To nie żadna randka. Kolacja urodzinowa.- powiedziała poirytowana.
- Masz dziś urodziny?- zapytał lekko zaskoczony, choć nie rozumiałam co go tak zdziwiło.
- Niee, będą za dwa miesiące, ale mam tak dużo kasy, że mogę odprawiać je co tydzień.- powiedziałam kąśliwie.
Justin zmarszczył brwi najwyraźniej zdenerwowany moją uwagą. Już chciał coś powiedzieć kiedy zamknął usta i spojrzał za mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że w naszą stronę zmierza ochroniarz. Wyglądał na siedemnaście może osiemnaście lat. Był ubrany w czarny, przylegający T-shirt, czarne spodnie oraz glany. Koszulka świetnie ukazywała jego umięśnioną klatkę i brzuch. Długie kruczoczarne włosy miał związane w luźną kitkę. Justin wyglądał na przestraszonego. Nowo przybyły zmrużył oczy i wskazał na mnie palcem.
- Sue Green?- zapytał z rosnącym uśmiechem.
- Alex.- uśmiechnęłam się szeroko i wstałam by uściskać przyjaciela.
Alex zamknął mnie w żelaznym, przyjacielskim uścisku. Po chwili odsunął mnie od siebie trzymając dłonie na moich ramionach. Przyjrzał mi się uważnie od stup do głowy i s powrotem po czym uśmiechnął jeszcze szerzej.
- Jak zawsze świetnie ubrana.- powiedział ze szczerym zadowoleniem.- Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem to jakąś dziewczynę normalnie ubraną.
- No to teraz masz okazję.- zaśmiałam się.
- Ale się z ciebie piękna dziewczyna zrobiła.- powiedział zaskoczony tym co zauważył.
- Dzięki Alex, ale widzieliśmy się zaledwie dwa miesiące temu.- posłałam mu rozbawiony uśmiech.
- Cicho! Nikt nie musi wiedzieć.- położył mi palec na ustach i rozejrzał się dookoła jakby sprawdzał czy nikt nie słyszał.
Jego spojrzenie zatrzymało się na przerażonym i zaskoczonym Justinie, który siedział z szeroko otwartymi oczami. Alex uniósł brew i spojrzał na niego z miną co najmniej zdezorientowaną. Jestem pewna, że wcześniej go nawet nie zauważył.
- To twój chłopak?- zapytał pokazując palcem na Justina, który zdawał się wstrzymać oddech.
- Alex...- posłałam mu minę pod tytułem "jestem załamana".- Czy ja wyglądam na kogoś kto do nich należy?
Chłopak teatralnie odetchnął z ulgą i uśmiechnął się szeroko. Jego zielone oczy lśniły wesołością.
- Już się martwiłem, że przez ten czas coś ci się stało z psychiką.- Alex mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja wybuchłam śmiechem.
Justin wydawał się urażony tą uwagą, ale oboje go zignorowaliśmy.
- Siadaj, pogadamy chwilę.- wskazałam na wolne krzesło obok siebie, na przeciwko Justina.
- Nie mam za dużo czasu.- posłał mi przepraszający uśmiech.
- Ja też nie. Musimy się spotkać w najbliższym czasie.- dałam mu lekkiego kuksańca w ramię.
- Koniecznie!- Alex usiadł na wskazanym przeze mnie miejscu.- Co ty tu robisz? Nie spodziewałem się zobaczyć cię akurat w takim miejscu.
- Kolacja urodzinowa.- powiedziałam uśmiechając się tajemniczo.
- O Jezu! Zapomniałem o twoich urodzinach!- zawołał i zwrócił uwagę paru osób.- Przepraszam cię...
- Nic się nie stało...- zaczęłam, ale Alex mi przerwał.
- Do północy jeszcze coś ode mnie dostaniesz. Obiecuję.- powiedział z powagą.
Poczułam jak zalewa mnie fala szczęścia. Na mojej twarzy wykwitł szeroki i błogi uśmiech. Miałam ochotę się rozpłakać. Do tej pory nie zauważyłam jakiego mam wspaniałego przyjaciela. Poczułam jak łzy cisną mi się do oczu. Alex uśmiechnął się do mnie i pogładził po włosach. Wiedziałam, że Justin przygląda mi się z zainteresowaniem, ale olałam go.
- Dalej pracujesz u tego pracoholika?- zapytał z czułością.
- Nie. Teraz pracuje gdzie indziej. Jak się spotkamy to ci o tym opowiem.- prawie niezauważalnie kiwnęłam głową w stronę Justina, a Alex mrugnął dając znak, że rozumie o co mi chodzi.
Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i podniosłam wzrok na nie wysokiego mężczyznę. To był Dylan. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Dylan to mój przyjaciel Alex, Alex to mój przyjaciel i szef Dylan.- przedstawiłam ich sobie.
Dylan wyciągnął dłoń, a Alex wstał i uścisnął ją.
- Dylan McCartney.
- Alexander Killey.- oboje uśmiechnęli się uprzejmie.- Czy pan nie jest przypadkiem tym sławnym detektywem?- Alex zmrużył oczy zajmując z powrotem swoje miejsce.
Dylan zacisnął usta w wąska linię i spojrzał na mnie.
- Tak, to ja.- powiedział w końcu.
- To zaszczyt pana poznać.- Alex uśmiechnął się miło.
- Och to nic takiego.- Dylan był co raz bardziej spięty.
Widziałam jak dyskretnie obserwuje otoczenie. Coś się działo, a ja nie wiedziałam co. Przygryzłam lekko wargę i mój wzrok powędrował w stronę Justina, który obserwował to wszystko. Patrzał na mnie zainteresowany tym wszystkim. Dostrzegłam w jego oczach rozbawienie.
- Musimy już iść.- powiedziałam przerywając niezręczną ciszę.
Pierwszy wstał Alex. Podał dłoń Dylanowi na pożegnanie po czym zwrócił się do mnie. Pomógł mi wstać i przytulił mocno.
- Uważaj na tego lalusia.- szepnął mi do ucha tak by nikt nie zauważył po czym odsunął się ode mnie, a ja lekko skinęłam głową.- Wszystkiego Najlepszego. Jeszcze się dziś zobaczymy- uśmiechnął się obiecująco.- Baw się dobrze.- odgarnął mi grzywkę z czoła i dał lekkiego całusa.
- Dziękuję i do zobaczenia.- uśmiechnęłam się.
Alex powolnym krokiem oddalił się od nas.
- Przepraszam, ale ja już muszę iść.- zwróciłam się do Justina.
- Rozumiem.- wstał z miejsca.
Podszedł do mnie, objął mnie za szyję i przyciągnął do siebie. Byłam tak zaskoczona, że nie potrafiłam się ruszyć.
- Zobaczymy się jeszcze.- powiedział mi do ucha i zabrzmiało to jak groźba.
Odzyskałam władzę w rękach i odepchnęłam go od siebie. Justin posłał mi kpiący uśmieszek i powoli odszedł od nas.
- Co to miało być?- zapytał zaskoczony Dylan.
- Nie wiem, ale to było straszne.- objęłam się ramionami.
Dostałam gęsiej skórki, a dłonie mi drżały. Chciałam jak najszybciej uciec od tego typa.



Złożyliśmy zamówienie, a gdy kelner oddalił się na tyle by nas nie usłyszeć spojrzałam poważnie na Dylana. Oparł łokcie na okrągłym stoliku nakrytym białym obrusem i splótł palce przykładając je do ust. Wydawał się bardzo zaniepokojony. Znów rozejrzał się po pomieszczeniu. Restauracja była nie za duża, ale przytulna. Ściany miały ciemny odcień czerwieni i pokrywały je czarne wzory kwiatów. Każdy stolik był odgrodzony od siebie pergolą po której piął się sztuczny bluszcz. Na środku sali znajdował się szwedzki stół dla gości hotelu. Nad nami wisiał nie wielki, papierowy żyrandol w kształcie kuli, który dawał stonowany światło. W pomieszczeniu nie było nikogo prócz nas i obsługi co zdawało się dziwne.
- Sue, posłuchaj.- odezwał się w końcu pół głosem.- Ktoś cię śledzi. Zauważyłaś może wcześniej, że ktoś cię obserwuje?
Dylan patrzał mi prosto w oczy, a mnie przeszły ciarki. Ktoś mnie śledził? Ale kto i po co? Przecież nic nie wiedziałam i nawet nie zaczęliśmy porządnie sprawy. Przygryzłam dolną wargę. Czy zauważyłam to wcześniej? Nie przypominam sobie.
- Od paru dni...- przełknęłam ślinę.- Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale nigdy niczego nie zauważyłam.- powiedziałam cicho.
- Czemu nic mi o tym nie powiedziałaś?- zmarszczył brwi, a w jego głosie pobrzmiewała złość, choć ton był łagodny.
- Bo to tylko przeczucia. Chyba nie muszę się zwierzać ze wszystkiego.- powiedziałam urażona.
- Sue... Masz tak niesamowity dar. Twoje przeczucia i instynkty nigdy się nie mylą, zawsze osądzasz wszystko sprawiedliwie, nigdy się nie mylisz jeśli kierujesz się swoimi instynktami i swoim rozumowaniem. Każde przeczucie musisz brać poważnie, musisz je sprawdzić nawet dziesięć razy.- westchnął.
- To dlatego mnie wybrałeś?- zapytałam cicho.
- Nie tylko...- powiedział po chwili zastanowienia.- Od dzisiaj masz ochronę dopóki nie znajdziemy tego typa. Nigdzie nie chodź sama, dobrze? Zawsze trzymaj się blisko ochrony lub Emila i Nicka. Muszę jeszcze znaleźć ochroniarza który będzie cały czas przy tobie tylko nie wiem komu można ufać. To jest najgorsze w tych wszystkich sprawach. Zawsze musisz polegać tylko na sobie i swoim zespole. Tak liczna ochrona z poza zespołu to i tak zły pomysł, ale lepszy niż pozostawienie cię bez niej.- przeczesał nerwowo włosy palcami.- Jeszcze o tym pomyśle.
Skinęłam głową i przygryzłam wargę. Co za dzień... Zaliczyłam dziś już wzloty i upadki. Zaczęło się tak pięknie, a skończy tak strasznie. Ale chociaż zobaczyłam się z Alexem, zobaczyłam jak wygląda na prawdę moja mama, zobaczyłam się z dziadkami, krótko bo krótko, ale jednak. Wrócę do domu zdmuchnę świeczkę na małej czekoladowej babeczce i pomyślę życzenie. Tak. To dobry pomysł. Może ten dzień nie skończy się dzięki temu tak źle. Kelner postawił przede mną talerz z frytkami polanymi ciemnym sosem pieczeniowym, a do tego dwie surówki. Uśmiechnęłam się. To jakaś miła odmiana. Zazwyczaj jem tylko jogurty i czasem w klubie Napoleon zjem jakąś kolację, ale to bardzo rzadko mi się zdarza. Jack ma rację. Powinnam lepiej się odżywiać. Jestem bardzo chuda. Spojrzałam na Dylana i zauważyłam, że zamówił sobie dużą kawę. Uśmiechnęłam się szeroko powstrzymując śmiech.
- No co?- zapytał uśmiechając się.
- Niiic...- odpowiedziałam śmiejąc się cicho.
- To co cię tak bawi?- zamrużył oczy i nachylił się w moją stronę.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś uzależniony od kawy?- zapytałam przygryzając lekko wargę by powstrzymać kolejny śmiech.
Dylan spuścił głowę spoglądając na duży kubek kawy i pokręcił głową śmiejąc się lekko. Podniósł na mnie wzrok uśmiechając się szeroko.
- Chyba jestem.- oznajmił po długiej ciszy.
Oboje parsknęliśmy śmiechem i zabraliśmy się za jedzenie. Kolacja minęła w przyjemnym i wesołym nastroju. Żartowaliśmy i powiadaliśmy sobie śmieszne zdarzenia. Dylan opowiedział mi jak podczas pewnej sprawy znajomi zrobili mu kawał i dolali barwnika do jego szamponu w pracy i przez miesiąc miał różowe włosy, a gdy trzeba było aresztować przestępce to poszedł tak do niego do domu i zapukał jak gdyby nigdy nic. Facet podobno położył się ze śmiechu kiedy pokazał mu odznakę. Opowiadał tak z dobrą godzinę, a gdy skończyliśmy kolację przywołał kelnera. Ten nachylił się do niego i zapytał coś szeptem. Wzruszyłam ramionami i sprawdziłam czy nie mam żadnych wiadomości na telefonie. Kelner się oddalił, a po chwili w sali zgasły wszystkie światła prócz tego nad nami. Z kuchni wyszła cała obsługa niosąc nie duży tort przyozdobiony kolorowymi świeczkami. Wszyscy śpiewali Happy Birthday. Dylan wstał i dołączył się do nich. Kucharz postawił swoje dzieło na stoliku. Zaniemówiłam z wrażenia. Przyłożyłam dłoń do ust i walczyłam ze łzami, które cisnęły mi się do oczu. Byłam tak bardzo szczęśliwa. Jeszcze nigdy nie miałam takich urodzin. Pomyślałam życzenie i zdmuchnęłam świecki. Wszyscy klaskali i się śmiali. Dylan podszedł do mnie i przytulił mocno. Pachniał kawą i drogimi perfumami. Ten zapach działał na mnie uspokajająco. Kucharz pokroił tort i poczęstowałam nim całą obsługę. W ramach prezentu urodzinowego kolacja była na koszt firmy i dostałam najlepsze czerwone wino jakie mieli. Gdy wyszliśmy z klubu La Rossa było już po jedenasta w nocy. Za nami wybiegł Alex z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Sue! Zaczekaj!- zawołał kiedy szłam do auta.
Odwróciłam się w jego stronę. Podbiegł do mnie i podał wielkie pudło zapakowane w czarny papier ze złotymi wzorami kwiatów. Zamrugałam kilka razy zaskoczona, a Alex uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- To dla mnie?- zapytałam niedowierzająca.
- Tak. Nie miałem dużo czasu i też nie bardzo wiedziałem co mam ci kupić więc wybrałem to. Mam nadzieję, że ci się spodoba.- puścił oczko.
Powoli się oddalił zostawiając mnie z wielkim prezentem. Dylan pomógł mi go zapakować do samochodu. Pudło nie było ciężkie, ale zajmowało sporo miejsca.
- Chłopak się postarał.- powiedział Dylan siadając za kierownicą.
Zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pas.
- Zgadzam się.- obejrzałam się jeszcze raz na prezent i uśmiechnęłam lekko.
- Do północy została nam nie cała godzina. Co powiesz na festiwal na promenadzie?- spojrzał na mnie odpalając silnik, który przyjemnie zawarczał.
- Czemu nie.- powiedziałam w końcu i pokiwałam głową uśmiechając się.
- No to ruszamy.- uśmiechnął się szeroko.
Wrzucił bieg i ruszył z parkingu na puste już ulice miasta.