niedziela, 27 października 2013

Rozdzial 6

Obudził mnie sygnał budzika. Była dziesiąta rano. Nakryłam twarz kołdrą z cichym jękiem. Niedziela. Z dołu dochodziły odgłosy krzątaniny w kuchni. Ciekawa byłam czy to mama czy babcia. W nocy po tym jak wyszedł Emil bardzo długo nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca w pokoju. W końcu kiedy się położyłam gdzieś koło czwartej obracałam się tylko z boku na bok, ale nie mam pojęcia o której zasnęłam. Wygramoliłam się niechętnie z pod kołdry i powlekłam do szafy. Wyciągnęłam z szuflady świeżą bieliznę po czym z półki wzięłam czarną bluzę wkładaną przez głowę, a do niej czarne poprzecinane na udach i podszyte spod spodu czarną koronką sprane rurki. Był to komplet ubrań które dostałam na święta od Alexa. Sięgnęłam po skarpetki i spojrzałam na dno szafy gdzie stało kilka par butów. Wybrałam czarne zamszowe sznurowane buty na wysokim obcasie, które również dostałam od Alexa. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zawsze kupował mi jakieś świetne ubrania. Ciekawe co teraz dostałam. Gdy już wybrałam ubrania zaścieliłam łóżko i sprzątnęłam pokój. Noszone ubrania wrzuciłam do wiklinowego kosza na pranie, bluzę Emila powiesiłam na krześle przy biurku i szybko zamiotłam podłogę po czym śmieci wyrzuciłam do małego kosza na pranie. Wzięłam z biurka odznakę, dokumenty, broń i kajdanki, które dostaliśmy od Dylana po czym wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Odłożyłam wszystko na pralkę i wskoczyłam szybko pod prysznic. Gdy wyszłam owinęłam się białym puszystym ręcznikiem po czym wysuszyłam włosy suszarką. Wytarłam się dokładnie i ubrałam. Dokumenty i odznakę włożyłam do tylnej kieszeni spodni, broń z tył za pas, a kajdanki założyłam za pasek. Przykryłam bluzą tak żeby nie rzucało się w oczy po czym uczesałam włosy w dwie luźne kitki. Tuż nad rzęsami pociągnęłam grubszą kreskę czarną kredką do oczu po czym rzęsy lekko podkreśliłam czarnym tuszem. Wyszorowałam zęby a potem wyszłam z łazienki i zbiegłam po schodach na dół. Przy stole w kuchni siedziała mama wraz z dziadkami. Kiedy weszłam wszyscy nagle umilkli. Nie pewnie podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej jogurt. Westchnęłam. Nie mogę żyć na samych jogurtach i drobnych przekąskach na mieście. Zjem dzisiaj jakiś porządny obiad. Może z Dylanem i resztą. Wyciągnęłam z szuflady łyżeczkę i ruszyłam z powrotem na górę. W kuchni cały czas panowała grobowa cisza, a wszyscy rozglądali się byle na mnie nie spojrzeć. To wszystko stawało się co raz dziwniejsze. W przedpokoju rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Mama wstała od stołu, ale ja szybko podeszłam do drzwi i otwarłam. Na drewnianej werandzie stał wysoki szatyn z włosami złapanymi w kucyk, w czarnych rurkach i T-shircie z Guns N' Roses. Uśmiechnął się szeroko kiedy mnie zobaczył.
- Cześć Sue!- pomachał mi ręką z uśmiechem.
- Cześć Alex. Nie spodziewałam się ciebie.- podeszłam i przytuliłam się do przyjaciela.
- Dziś mam wolne i postanowiłem cię gdzieś zabrać.- delikatnie pogładził moje włosy.
- To może pójdziemy coś razem zjeść?- powiedziałam odsuwając się od niego z szerokim uśmiechem.
- No nie mów, że dalej odżywiasz się tylko jogurtami.- spojrzał na mnie surowym wzrokiem.
- Nie patrz tak na mnie.- przygryzłam wargę. Chłopak westchnął i zmierzwił mi lekko włosy.
- Później o tym porozmawiamy.- uśmiechnął się łagodnie.
- Wejdź na chwilę poczekaj, a ja lecę po komórkę i zaraz będę.- odwróciłam się i zobaczyłam, że w drzwiach do kuchni stoi mama.
Alex uniósł brew zaskoczony i spojrzał na mnie pytająco. Pokręciłam głową zaciskając usta w wąską linię. Uśmiechnął się czule i wyminął mnie idąc w stronę mamy.
- Dzień Dobry pani Green.- wyciągnął do niej dłoń z miłym uśmiechem.- Nazywam się Alexander Killer i jestem przyjacielem Sue.
- Sara Green.- powiedziała bez wyrazu.- Pracujecie razem?- rzuciła mi ostre spojrzenie.
- Ja z Sue? O nie, nie.- uśmiechnął się.- Jestem ochroniarzem w klubie La Rossa. Sue kupiła ode mnie samochód i tak się poznaliśmy.- wyjaśnił uprzejmie.
- Rozumiem.- odparła mama przyglądając mu się uważnie.
- Chciałbym dzisiaj zabrać Sue na obiad jeśli się pani zgodzi.- uśmiechnął się serdecznie.
- Spotykacie się ze sobą?- zapytała patrząc na niego bez żadnego wyrazu.
- Nie.- powiedział spokojnie z uśmiechem.- Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Rozumiem.- powiedziała i wróciła do kuchni.
Nie pewnie ruszyłam na górę po komórkę. Co ją dzisiaj ugryzło? Co ich wszystkich ugryzło? Westchnęłam i weszłam do pokoju. Wzięłam telefon z biurka i wyszłam szybko kierując się na dół gdzie czekał Alex. Razem powoli ruszyliśmy do jego samochodu.



Jechaliśmy czarnym chevroletem impala z 67. Po głowie cały czas mi chodziła wczorajsza noc. Zaczynając od napadu podczas festiwalu, a kończąc na cudownym pocałunku z Emilem. Mijaliśmy kolejne dzielnice miasta, aż w końcu dotarliśmy pod klub w którym pracował Alex. Spojrzałam na niego i uniosłam pytająco brew.
- Mam tu zniżkę na jedzenie.- uśmiechnął się i wysiadł z samochodu. Obszedł go swobodnym kokiem i otworzył mi drzwi.- Chodź bo nie mogę pozwolić żebyś jeszcze bardziej schudła.
Puściłam tą uwagę mimo uszu i wysiadłam. Alex zamknął za mną drzwi po czym objął mnie w talii i poprowadził do środka. Gdy weszliśmy oczy wszystkich siedzących w holu- a było ich dużo- spoczęły na nas. Poczułam jak na moich policzkach wykwita rumieniec zawstydzenia. Często wychodziłam z Alexem coś zjeść i jeszcze nigdy nie byłam zawstydzona. Może to przez pytanie mamy czy się spotykamy ze sobą jestem teraz tak skrępowana. Rozejrzałam się po sali i napotkałam wzrokiem Justina. Siedział razem ze swoim kółkiem wzajemnej adoracji i patrzał wprost na mnie z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Coś jest z tym chłopakiem nie tak. Przeraża mnie. Alex poprowadził mnie dalej przez hol witając się co jakiś czas z pracownikami którzy nas mijali. Usiedliśmy przy jednym z wiklinowych stolików niedaleko grupki Justina.
- Alex wiem, że tutaj masz zniżkę i jedzenie jest naprawdę pyszne, ale nie moglibyśmy iść gdzieś indziej?- zapytałam czując na sobie wzrok chłopaka za mną. Niemal widziałam ten jego uśmieszek.
- Chodzi o tego tam?- wskazał brodą na blondyna.
- Coś jest z nim nie tak.-zaczęłam nie pewnie patrząc w bok.- Przeraża mnie.
- Nie dziwię ci się. Ja odnoszę podobne wrażenie kiedy tu przychodzi.- powiedział patrząc za mnie na grupkę uczniów.- Nie przejmuj się. Nawet cię ni tknie.- uśmiechnął się do mnie promiennie.
Odwzajemniłam uśmiech. Alex rozparł się wygodnie na krześle wyciągając długie nogi. Odchylił głowę do tył i zamknął oczy.
- Sue...- zaczął cichym głosem.- Czy coś się stało?
- Zależy co masz namyśli.- powiedziałam zaskoczona.
- Twoja mama się bardzo dziwnie zachowywała. Już nie mówię o tym, że ot tak sobie przestała pić.- otworzył oczy i spojrzał na mnie. W jego szaroniebieskich oczach widniała powaga i troska.
- Nie wiem dlaczego przestała pić ani dlaczego się tak dziwnie zachowuje.- westchnęłam.- Wczoraj w nocy koś na mnie napadł. Na szczęście byłam wtedy z Emilem, który mi pomógł więc nic mi się nie stało. Wczoraj kiedy mnie odwiózł do domu mama wyłapała z naszej rozmowy, że być może jestem w niebezpieczeństwie, ale nie wie co się dokładnie stało. Podejrzewam, że to o to chodzi. Nie podoba się jej też, że pracuje dla Dylana. Wczoraj kiedy się spotkali bardzo dziwnie się zachowywała i wyglądało na to, że się już znają i to od bardzo dawna.- zrobiłam mała przerwę. Wzrok miałam utkwiony w telefon który leżał przede mną na wiklinowym stoliku.- Mam wrażenie, że oni coś przede mną ukrywają. I nie jest to byle jaka sprawa.
- Zapytaj Dylana.- powiedział Alex przyglądając mi się.- Myślę, że ci odpowie.
- Sama nie wiem czy chcę poznać tą tajemnicę.- bawiłam się telefonem, gdy nagle zaczął brzęczeć. Aż podskoczyłam z zaskoczenia. Na ekranie wyświetlił się numer Emila. Serce zamarło mi na chwilę po czym zaczęło walić w piersi jakby miało mi zaraz połamać żebra. Przed oczami stanął mi obraz Emila z tą udręczoną miną zanim mnie pocałował. Przeszył mnie dreszcz. Drżącą ręką wzięłam telefon do ręki i odebrałam przykładając go do ucha.
- Halo?- starałam się panować nad głosem.
- Sue! Gdzie y do cholery jesteś?!- usłyszałam zaraz po odebraniu.
Jestem w klubie La Rossa.- odpowiedziałam niepewnie.
- Przecież prosiłem cię żebyś nigdzie nie wychodziła dopóki nie przyjadę! A tymczasem ja przyjeżdżam, a ciebie nie ma, mało tego twoja rodzina chce mnie wziąć na przesłuchanie na temat wczorajszego wieczoru!
- Przepraszam... Ja zapomniałam o tym.- powiedziałam cicho. Zbierało mi się na płacz, ale dlaczego? Emil chyba to zauważył bo usłyszałam ciche westchnienie po czym powiedział już spokojnie:
- Przyjedź proszę. Nie wiem o mam im powiedzieć.
- Zaraz będę.- powiedziałam lekko zachrypłym głosem i się rozłączyłam.
Przygryzłam wargę i spojrzałam na Alexa. Chyba nie wyglądałam za ciekawie o wstał, podszedł do mnie i przytulił czule. Nie chciałam się rozpłakać na oczach Justina więc przegoniłam gorące łzy mrugając i objęłam Alexa za szyję.
- Chodźmy Suze.- powiedział cicho i pomógł mi wstać.
Ruszyłam wraz z Alexem do wyjścia. Gdy wsiedliśmy do auta telefon znów zabrzęczał. Tym razem był to Dylan. Westchnęłam i odebrałam.
- Tak?
- Sue gdzie ty jesteś?!- usłyszałam wkurzony głos Dylana.
- Jadę do domu.- odparłam co raz bardziej przybita.
- Co się stało? Przecież miałaś nie wychodzić bez ochrony.- powiedział już ciszej, ale było słychać, że dalej jest zdenerwowany.
- Nie jestem sama, jasne? Mam prawo wyjść z domu, a ty nie jesteś moim ojcem żeby mi mówić co mam robić po pracy.- po tych słowach rozłączyłam się i wyłączyłam telefon.
Alex bez słowa ruszył z parkingu, a ja podciągnęłam kolana pod brodę. Wcale nie chciałam mu tak powiedzieć. Więc dlaczego to zrobiłam? Przecież oni się tylko martwią. Może faktycznie nie powinnam wychodzić z domu. Tylko, że to zachowanie mamy. Przydałby mi się urlop od życia normalnie. Powinno się go dostawać przynajmniej na tydzień raz na pół roku. Miałabym mnóstwo czasu na przemyślenie tego wszystkiego.
Wkrótce dojechaliśmy na miejsce. Czarny chevrolet stanął zaraz za motorem Emila. Na podjeździe zauważyłam auto Dylana. Westchnęłam. Coś mi się wydaje, że to będzie grubsza sprawa niż tylko upomnienie. Przetarłam twarz dłonią po czym odpięłam pas bezpieczeństwa. Alex wysiadł z samochodu i obszedł go żeby otworzyć mi drzwi. Wysiadłam nie pewnie. Nogi miałam jak z waty.
- Chcesz żebym poszedł z tobą?- zapytał zmartwiony.
- A mógłbyś?- spojrzałam na niego.
- Oczywiście.- powiedział z pocieszającym uśmiechem i przytulił mnie delikatnie po czym położył mi dłonie na ramionach i nachylił się patrząc mi prosto w oczy.- Jesteś silna dasz sobie z tym radę. Nie pokazuj jej, że jesteś słaba. Niech zobaczy, że bez niej dajesz sobie świetnie radę.
- Nie tak świetnie.- powiedziałam lekko się uśmiechając. W jakiś sposób jego słowa mnie pocieszyły i dodały odwagi.
- Świetnie. Jesteś dla mnie jak młodsza siostra której nie mam i często chciałbym cię chronić przed chłopakami czy pomagać ci w rozwiązywaniu jakiś problemów, ale ty zawsze dajesz sobie z tym wszystkim radę. Nikomu nic nie mówisz, o nic nie prosisz, a wciąż gnasz do przodu. Nie dość, że utrzymujesz siebie to jeszcze swoją mamę, która nic, a nic ci nie pomaga. Spójrz na dom, na ogród i na siebie. Wszystko jest zadbane i piękne. Skoro przez tak długi czas dawałaś radę to i teraz dasz. Tylko uwierz w to.- powiedział uśmiechając się ciepło, a mnie aż zamurowało.- A teraz chodź.- pociągnął mnie za sobą w stronę frontowych drzwi.
Poczułam jak rośnie we mnie odwaga. Miał rację. Do tej pory dawałam sobie radę to dlaczego teraz miałabym sobie nie dać. Weszliśmy po schodach na werandę. Za nami niebo rozbłysło po czym rozbrzmiał grzmot, a po chwili rozległ się głośny szum deszczu. Burza. Odetchnęłam głęboko i weszłam do środka gdzie trwała zacięta kłótnia. Gdy drzwi się otwarły wszyscy zamilkli. Alex zamknął je za nami i ruszył ze mną do kuchni gdzie wszyscy stali. Tylko dziadek Lucas siedział na krześle i palił papierosa. Najprawdopodobniej nie brał udziału w tym wszystkim, a tylko obserwował. Pierwszy odezwał się Dylan.
- Gdzieś ty była? Dlaczego wyłączyłaś telefon?- zapytał ostro. Był bardzo zdenerwowany i nie ukrywał tego.
- Wyszłam z Alexem na obiad.- zaczęłam spokojnie.- Jak widzicie nie byłam sama i nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo.
- Mogłaś zadzwonić.- powiedział już spokojniejszy.
- Tak, wiem. Mój błąd. Nie pomyślałam o tym. Przepraszam.- mówiłam rzeczowym tonem.
- Sue, tu nie chodzi o to, że ja ci chce zabronić wychodzić gdziekolwiek i masz rację nie mogę ci mówić co masz robić po pracy, ale po prostu... Nie chcę żeby ci się stała krzywda.- w jego głosie brzmiała troka.- Gdybym wiedział, że jest z tobą Alex nie miałbym nic przeciwko temu żebyś była poza domem.
- Ale ja bym miała.- odezwała się mama.
Dylan otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął kiedy zaczęłam się głośno śmiać. Ten śmiech nawet dla mnie brzmiał dziwnie.
- Ty byś miała? Ty?- śmiałam się głośno.- Nie rozśmieszaj mnie. Przez szesnaście lat mojego zasranego życia miałaś wszystko w dupie. Nie obchodziło cię czy mam co jeść albo czy mam ciepło, czy mam może nowe ubrania albo czyste rzeczy do szkoły. Teraz nagle cię to interesuje? Dlaczego? Olśnij mnie.
Drzwi frontowe się otwarły i do środka wszedł wysoki mężczyzna.