czwartek, 7 listopada 2013

Rozdzial 8

Weszłam do niewielkiego pokoju w którym już stały moje rzeczy. Wydawał mi się dziwnie znajomy choć wiem, że tutaj nigdy jeszcze nie byłam. Ściany miały ciemny, głęboki odcień niebieskiego na zmianę pomalowane na szaro. Łóżko stało po prawej stronie pod oknem, a zaraz koło niego nieduże biurko z ciemnego drewna. Naprzeciwko stała średnich rozmiarów szafa, a obok niej komoda. Ściany były oblepione plakatami, nad łóżkiem wisiała lekko poszarpana i podpalana flaga ameryki. Na ciemnych panelach na środku pokoju leżał szary włochaty dywan. Pokój był ciemny, ale przytulny. Weszłam w głąb i usiadłam na czarnej pościeli. Pogładziłam materiał poszewki i rozejrzałam się jeszcze raz dookoła. Ten pokój kiedyś do kogoś należał. Pytanie brzmi do kogo i dlaczego Dylan nie sprzątnął tych rzeczy. Na biurku w szklanej ramce stała fotografia. Przedstawiała czwórkę przyjaciół. Jasnowłosą dziewczynę o turkusowych oczach i bladej delikatnej cerze, z pięknym łagodnym uśmiechem. Nad nią po lewej stronie szczerzył się chłopak o kruczoczarnych włosach i ciemnych oczach, cerę miał bardziej opaloną od dziewczyny niżej. Koło niego po prawej stronie z poważną miną stał brunet o ciemnych oczach i opalonej skórze. To musiał być Dylan. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na chłopaka niżej, który stał koło jasnowłosej dziewczyny. Miał kruczoczarne włosy jak jego kolega i szmaragdowe oczy. Na zdjęciu miał delikatny i spokojny uśmiech, a cerę chyba nawet bledszą od swojej koleżanki. Rozpoznałam go od razu. Od tamtego momentu nie zmienił się nic, a nic. Jack. To znaczy, że Dylan go znał. Delikatnie pogładziłam zdjęcie opuszkami palców.
- Podoba ci się pokój?- usłyszałam cichy głos dochodzący z wejścia do pokoju.
- Tak, dziękuję.- powiedziałam lekko zakłopotana.
Dylan wszedł do środka i podszedł do mnie po czym usiadł obok. Wyciągnął rękę , a ja podałam mu zdjęcie. Popatrzał na nie ze smutkiem. Przygryzłam wargę. Dylan nie wyglądał na takiego co by się rozczulał nad czymś albo żałował. Zawsze brnął do przodu z podniesioną głową. Nieustraszony młody detektyw. Nie było takie śledztwa którego by nie rozwiązał lub takiej sprawy do której go nie zaproszono. Zawsze miał czas, zawsze oddany pracy i temu co akurat robił. Nie miał czasu na przyglądanie się temu co było i co by było gdyby. Podziwiałam go za to, ale wiedziałam jaką cenę przyszło mu za to płacić. Był samotny.
- Kto to jest?- zapytałam nie pewnie przerywając ciszę, która zapadła po tym jak podałam mu zdjęcie. Jeszcze przez chwilę patrzał na nie po czym spojrzał na mnie, a w jego oczach zalśniły łzy.
- Ta dziewczyna tutaj.- wskazał palcem na jasnowłosą, młodą dziewczynę o turkusowych oczach, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.- To Ashley. Była najpiękniejsza. Każdy chłopak chciał się z nią umówić, co chwilę pod szafką znajdowała kwiaty albo listy miłosne. Mimo że była bardzo delikatna i wrażliwa potrafiła być silna i czasami wręcz brutalna.- zaśmiał się cicho.- Tak się poznała z Jackiem. Podczas szkolnej bójki kiedy to oberwał od niej przez przypadek. Chyba przez następny miesiąc chodziła za nim i przepraszała za to. On się jednak tylko śmiał. Chłopcy ze szkoły go nienawidzili za to. No i był jeszcze Miki. To ten.- wskazał na chłopaka o czarnych, gęstych włosach i ciemnych oczach z szerokim uśmiechem.- Szkolny chuligan do którego nikt się nie zbliżał prócz Jacka. Tak naprawdę był bardzo wrażliwą osobą i nieśmiałą, ale nikt nie mógł go takim zobaczyć bo się go bali przez bójki które w większości przypadków nie on zaczynał, ale on kończył. Już kilka razy groziło mu wydalenie ze szkoły, ale zawsze ratował go Jack, który się za nim wstawiał. No i pomiędzy nimi wszystkimi byłem ja. Mały, cichy kujonek który wiedział o wszystkich wszystko. Chodząca baza danych. Byłem jednak bardzo strachliwy i często mną pomiatano w szkole. Jack i Miki pomagali mi niezliczona ilość razy.- zamilkł i przyjrzał się zdjęciu.- Pewnego dnia do szkoły przyjechał bardzo znany i szanowany detektyw. Zaprosił nas do siebie. Ashley, Mikiego, Jacka i mnie. Zaproponował nam pracę u niego. Oczywiście wszyscy się zgodzili. Rozwiązaliśmy razem wiele spraw, byliśmy w wydziale może ponad rok. Około kwietnia dostaliśmy następną sprawę. Na oko banał. Byliśmy zadowoleni bo skończymy ją szybko i dostaniemy na jakiś czas wolne.- spojrzał przed siebie, ale wiedziałam, że nie patrzy na nic konkretnego.- Pierwsza zginęła Ashley.- powiedział ze smutkiem i dotknął zdjęcia w miejscu gdzie stała.- Zginęła podczas pościgu. Jechałem wtedy tuż za nią razem z Jakiem. Na skrzyżowaniu paliło się zielone. Facet którego ścigaliśmy przejechał szybko, a ona tuz za nim, ale jakiś idiota uderzył w nią z taką siłą, że jej samochód podskoczył do góry i zaczął dachować, a gdy tylko się zatrzymał stanął w płomieniach. Nie mogliśmy już nic zrobić. Nawet jeśli przeżyła uderzenie to kiedy samochód stanął w płomieniach nie mogliśmy nic zrobić.- na szklaną ramkę spadły dwie krople łez. Chciałam poprosić żeby już nie opowiadał dalej. Miałam dreszcze i zrobiło mi się zimno. Dylan jednak kontynuował opowiadanie.- Niedługo potem zginął Miki. Uratował Jacka kiedy weszliśmy do magazynu. Ktoś otworzył ogień, a Miki zasłonił go swoim ciałem. Kiedy go z stamtąd wyciągnęliśmy był dziurawy jak sitko.- poczułam jak Dylan zadrżał. Sama miałam gęsią skórkę.- Jack nie potrafił się pogodzić z ich stratą i z tym, że Miki zginął ratując mu życie. W maju kiedy już powoli kończyliśmy sprawę pojechał do jubilera. Był bardzo szczęśliwy. Nie tylko dlatego, że nareszcie zamkniemy dupka który zabił naszych przyjaciół, ale i dlatego, że jego mama pojechała do szpitala urodzić mu siostrę.- Dylan spojrzał na mnie, a mnie zakręciło się w głowie.- To byłaś ty Sue.- powiedział ze smutkiem.- Był tak bardzo szczęśliwy. Zaplanował sobie, że kiedy tylko zakuje tego faceta w kajdanki pojedzie prosto do szpitala i da ci naszyjnik który kupił. Ten który teraz nosisz.- wskazał palcem na szmaragdowe serce które miałam na sobie odkąd mi je dał.
- Nikt nigdy mi o tym nie powiedział.- wydusiłam z siebie bez tchu.- Mój brat... On zginął w strzelaninie... Był przypadkowym przechodniem...- wyjąkałam. Dylan uśmiechnął się smutno.
- Zginął w strzelaninie. Facet, którego ścigaliśmy wziął za zakładnika młodą kobietę. Jack wiele nie myśląc wyciągnął broń i kazał mu puścić dziewczynę. Facet posłuchał, ale w ostatniej chwili kiedy Jack podchodził do niego by zabrać broń ktoś strzelił. Jack osunął się na ziemię mocno krwawiąc. Szybko złapaliśmy ich obu. Kiedy leżał tam na chodniku... Cały czas powtarzał, że chce cię zobaczyć.- z ust wyrwał mi się cichy szloch, a po policzkach ciekły łzy jak górskie potoki.- Wyciągnął z kieszeni małe czarne pudełeczko i poprosił żebym ci je dał kiedy nadejdzie pora.- sięgnęłam dłonią do małego wisiorka na mojej szyi.- Wtedy zadzwonił telefon. Ostatkiem sił odebrał. To była pielęgniarka ze szpitala. Dzwoniła żeby go powiadomić, że właśnie skończył się poród, za pytała go jakie imię nadać dziewczynce, a on odpowiedział Susannah. Będzie moją mało Sue. Uśmiechnął się i...- usłyszałam cichy szloch.- odszedł.- dokończył wciąż patrząc przed siebie. Podniosłam się lekko i objęłam za szyję przytulając do siebie.- Tylko ja przeżyłem. Ja mały tchórz.- nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nigdy nie widziałam żeby Dylan płakał. Zawsze starał się być opanowany. Sama też nie wiedziałam co mam zrobić. Dzisiaj dowiedziałam się tak wielu rzeczy. Poznałam prawdę o swoim bracie, poznałam mojego tatę. Otarłam łzy z policzków wierzchem dłoni.- Dlatego tak bardzo staram się ciebie chronić, ale nie potrafię. Wtedy nie dałem rady ich ocalić i boję się, że teraz stanie się to samo.
- Nie wybieram się jeszcze na tamten świat. Staram się być ostrożna, ale wiecznie zamknięta w domu nie mogę siedzieć, a praca wymaga ode mnie również działania.- powiedziałam spokojnie.- Obiecuję ci, że będę na siebie uważać.
- Dziękuję Sue.- powiedział cicho i otarł łzy. Wydawał się taki bezbronny. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.- Dobra, koniec tego rozczulania się. Chodźmy coś zjeść.- uśmiechnął się do mnie i wstał z łóżka odstawiając zdjęcie na burko.
- Mogę cię jeszcze o coś spytać?- powiedziałam zanim zdążyłam się zastanowić.
- Jasne.- uśmiechnął się stając w progu.
- Czyj to był pokój?- zapytałam nie pewnie. Dylan rozejrzał się dookoła i chyba nawet nieświadomi pogładził futrynę drzwi.
- Należał do twojego brata.- powiedział z lekkim uśmiechem i zniknął za drzwiami.
Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła i wstałam z łóżka. Dylan odpowiedział mi właśnie na parę pytań które dręczyły mnie od tak wielu lat. Nareszcie zrozumiałam dlaczego Jack wciąż jest na ziemi. To z mojego powodu tu został. Westchnęłam. Może lepiej będzie nad tym wszystkim pomyśleć z pełnym żołądkiem. Koniec końców nie zjadłam dzisiaj nawet tego jogurtu. Wstałam z łózka i poszłam śladem Dylana do kuchni gdzie już zaczął coś gotować.
Reszta popołudnia upłynęła nam spokojnie. Zjedliśmy wspólnie obiad potem Dylan poszedł do siebie trochę popracować, a ja wróciłam do pokoju i zajęłam się rozpakowywaniem swoich rzeczy. Co jakiś czas sprawdzałam telefon martwiąc się o Emila. Dylan powiedział, że kiedy skończą powinien dać znać. W szafie znalazłam stare rzeczy Jacka, które starannie poskładałam i schowałam do kartonów razem z innymi rzeczami które znalazłam. Kiedy skończyłam wzięłam się za odrabianie pracy domowej na jutrzejsze lekcje. Geografia i biologia jak zawsze sprawiły mi najwięcej problemu, ale koniec końców z małą pomocą Dylana dałam radę. Kiedy skończyłam była już szósta wieczorem, za oknem wciąż było szaro i pochmurnie, ale nie padało. Westchnęłam i sprawdziłam telefon. Dalej nic. Przygryzłam lekko wargę i wstałam od biurka. Wyszłam z pokoju i ruszyłam ciemnym korytarzem do samego końca gdzie znajdował się gabinet Dylana. Zapukałam lekko i weszłam do środka. Rozmawiał z kimś przez telefon. Wyglądał na zaniepokojonego i zdenerwowanego. Wyszłam cicho żeby mu nie przeszkadzać i poszłam do kuchni. Nastawiłam wodę w czajniku elektrycznym i wyjęłam dwa kubki z suszarki nad zlewem. Nasypałam do nich kawy i cukru po czym zalałam wrzącą wodą. Słyszałam jak Dylan co jakiś czas coś krzyczy. Sprawa chyba była poważna. Wzięłam kubek z kawą dla niego i wróciłam do gabinetu. Wybierał właśnie jakiś numer, kiedy weszłam podniósł wzrok i zmusił się do lekkiego uśmiechu.
- Dziękuję Sue.- powiedział kiedy postawiłam przed nim kubek.
- Nie ma za co. Coś się stało?- zapytałam siadając na krześle przed biurkiem. Dylan zamknął na chwilę oczy i odetchnął głęboko, kiedy je otworzył w jego oczach było widać współczucie i troskę.
- Zgubili gdzieś Emila i ściganego. Dzwoniła do mnie Tessa. Już ich szukali, ale nigdzie nie potrafią ich znaleźć.- otwarłam szeroko oczy z przerażenia.- Sue, ale na pewno nic mu nie jest zaraz...- wstałam z miejsca i bez słowa wyszłam z pokoju.- Suzi!
Na drżących nogach poszłam szybko do pokoju i chwyciłam telefon. Drżącą ręką wybrałam numer Emila i przyłożyłam do ucha. Pierwszy sygnał. Do pokoju wszedł Dylan. Drugi sygnał. Osunęłam się na łóżko bo nogi odmówiły mi już posłuszeństwa. Trzeci sygnał. Dylan podszedł do mnie i usiadł na krześle przy biurku. Czwarty sygnał. Wciąż cisza. Piąty sygnał. Odsunęłam telefon od ucha i rozłączyłam się. Od razu przypomniałam sobie historię którą mi opowiedział o Ashley i zadrżałam.
- Suzi spokojnie.- powiedział Dylan patrząc na mnie z troską.- Pewnie dalej za nim jedzie i nie może odebrać.
- A co jeśli... Jeśli on...- nie byłam w stanie wydusić tego z siebie. Co jeśli on nie żyje? Co jeśli leży gdzieś ranny, a oni nawet nie wiedzą gdzie.
- Żyje.- powiedział tylko i wyciągnął z kieszeni telefon.- Halo?- warknął, a mnie aż przeszły ciarki.- Gdzie?- zapytał prostując się nagle.- Tylko zbiorę ludzi.- rozłączył się i schował telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki.
-Co się dzieje?- zapytałam z nadzieją w głosie.
- Znaleźli ich. Facet zabarykadował się w jakimś domu na przedmieściach, a Emil nie chce czekać na posiłki tylko wejść tam i go dorwać.- powiedział zaciskając ust w cienką linię.- Jedziesz ze mną?
- Oczywiście!- powiedziałam wstając szybko z łóżka. Włożyłam wygodne buty na płaskim obcasie i zabrałam telefon z biurka.- Już.- powiedziałam idąc do drzwi.
Dylan zabrał kluczyki z pułki przy drzwiach i wyszedł z domu, a ja zaraz za nim. Wsiedliśmy do jego czarnego samochodu i ruszyliśmy z podjazdu. Wybrałam jeszcze raz numer Emila i przyłożyłam telefon do ucha. Pierwszy sygnał. Cisza. Drugi sygnał. Dylan skręcił gwałtownie przez co za nami zabrzmiały klaksony samochodów. Trzeci sygnał. Zadrżałam.
- Sue?- usłyszałam nagle i aż miałam ochotę podskoczyć ze szczęścia.
- Emil gdzie jesteś?- zapytałam drżącym głosem. Dylan zerknął w moją stronę, ale zaraz patrzał z powrotem przed siebie.
- Sue posłuchaj, nie zbliżajcie się tu. Jedź do biura i poczekaj na mój telefon, dobrze?- powiedział, a ja aż zaniemówiłam. Jak miałam tam nie jechać kiedy potrzebował wsparcia.- To bardzo ważne Sue. Musisz jechać do biura razem z Dylanem, słyszysz mnie?
- Ale...- zaczęłam, ale przerwał mi.
- Sue zrób to.- powiedział stanowczo, a mnie przeszył dreszcz.
- Dobrze. Już tam jedziemy.- powiedziałam cicho i się rozłączyłam.- Emil chce żebyśmy jechali do biura i czekali na jego telefon.- spojrzałam na Dylana, który nagle skręcił gwałtownie w wąską uliczkę.
- Powiedział dlaczego?- zapytał spokojnie. Pokręciłam głową.
- Nie. Powiedział tylko, że to bardzo ważne- mówiłam głosem bez wyrazu.
Niedługo potem zatrzymaliśmy się przed biurem. Wyszłam nie spiesznie z samochodu i nie za szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Ze środka wyskoczył Trey, asystent Dylana.
- Panie McCartney!- zawołał zbiegając ze schodów. Ominął mnie jednak szerokim łukiem mierząc wzrokiem i podał Dylanowi jakieś papiery.
Wspięłam się po schodach na górę i ruszyłam ciemnym korytarzem do naszego biura. Na drzwiach jeszcze nie było założonego szyfru więc bez problemu weszłam do środka. Rozsiadłam się wygodnie na sofie, kiedy do środka wpadł jakiś policjant.
- Tutaj nikt nie ma wstępu!- zawołał idąc w moją stronę.
- To mi wystaw moje biurko na korytarz.- warknęłam przez zaciśnięte zęby, a funkcjonariusz zatrzymał się w pół kroku kiedy do środka wszedł Dylan.
- O pan McCartney.- powiedział zmieszany.
- Słucham?- zapytał Dylan zerkając to na mnie to na policjanta.
- N-nie nic. Nie wiedziałem ż-że pan ma nowych asystentów.- spojrzał na mnie nerwowo.
- To nie jest moja asystentka tylko nowy detektyw, Sue Green.- powiedział spokojnie przyglądając mi się. Był zdenerwowany. I to bardzo. Ciekawe czy na mnie czy to informacja od jego asystenta go tak zdenerwowała.
- Ach rozumiem...- wyjąkał zakłopotany i powoli ruszył do drzwi.- Najmocniej przepraszam.- zwrócił się do mnie i nie czekając na odpowiedź wyszedł.
- Co jest?- zapytałam patrzą na niego uważnie.
- Zaginęły wyniki sekcji zwłok Blackwooda. Ktoś je ukradł i skasował całą bazę danych w komputerze.- powiedział Dylan siadając przy biurku.
- Sama zrobię jeszcze jedną sekcję. Jutro po szkole pojadę tam i od razu poczekam na pisemne wyniki.- oświadczyłam spokojnie.
- Dobrze by było. Rodzina domaga się już zwrotu ciała.- powiedział przyglądając mi się.
Odwróciłam wzrok i wyjrzałam za okno. Znów padał deszcz i powoli robiło się ciemno. Musiałam się uspokoić. Na pewno nic mu nie będzie. Może naprawę bardziej mu się przydam tutaj niż tam. Czas mijał bardzo wolno, a my siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Na tyle na ile byłam wstanie starał się poukładać wszystkie informacje. Mój brat również pracował w wydziale szkolnym, zmarł podczas jednej akcji w dniu mojego urodzenie, to on wybrał dla mnie imię. Poznałam mojego tatę. Jeszcze nic o nim nie wiem prócz tego, że ma syna w moim wieku o imieniu Ben. Mama wciąż patrzy na niego tymi maślanymi oczami. Nie rozumiem jej. Facet ją zostawił już dwa razy i to za każdym razem z pamiątką po sobie w postaci dziecka, a ona wciąż patrzy na niego jak na ósmy cud świata. Nie mogę długo zostać u Dylana. Kiedyś muszę wrócić i się zmierzyć z tym wszystkim. Będę musiała w końcu poznać mojego ojca i nauczyć się żyć z mamą. Wciąż mnie boli, że tak naprawdę jej nie znam. Mieszkam z nią już tyle lat i nie wiem o niej nic. Westchnęłam i podciągnęłam kolana pod brodę. Chciałabym wiedzieć jak idzie Emilowi. Minęło już tyle czasu odkąd do niego dzwoniłam, a on jeszcze nie dał znaku życia. Spojrzałam na Dylana. Siedział na krześle obrotowym i patrzał na zdjęcie, które stało na biurku. Pewnie to samo które stało w pokoju Jacka. Podniósł wzrok znad zdjęcia i spojrzał na mnie,
- Wszystko w porządku?- zapytał lekko zachrypłym głosem.
- Tak, a u ciebie?- powiedziałam cicho. Dylan skinął tyko głową.
Cała złość która do tej pory mnie napędzała na zmianę z adrenaliną gdzieś zniknęła i teraz czułam się tak bardzo zmęczona, że mogłam zasnąć na tej sofie. W pomieszczeniu znów zapadła cisza. Dylan wstał tylko na chwilę z krzesła i zaświecił światło. Prawdopodobnie nie dlatego, że przeszkadzało mu siedzenie po ciemku tylko po to, żeby pracownicy sobie czegoś nie pomyśleli. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o miękki materiał sofy za mną, kiedy drzwi biura otwarły się gwałtownie. Stanęłam na równe nogi rozbudzana jak jeszcze nigdy. W progu stał Emil. Włosy miał potargane, a na twarzy dwa potężne rumieńce. Do oczu napłynęły mi łzy, a w gardle urosła ogromna gula, która nie pozwalała mi wydusić z siebie ani słowa. Stałam tak w bezruchu walcząc ze łzami, kiedy Emil podszedł do mnie bez słowa i przytulił mocno chowając w swoich silnych ramionach. Zaszlochałam cicho i wtuliłam się w niego tak mocno jak tylko umiałam. Emil uniósł mnie w górę i podszedł do sofy. Nie puszczając mnie nawet na sekundę usiadł na niej razem ze mną i gładząc uspokajająco po plecach zwrócił się do Dylana.
- Straciliśmy go.- powiedział zachrypłym głosem.- piętnaście minut po waszym telefonie zjawiła się Tessa z całą armią i facet popełnił samobójstwo. Strzelił sobie kulkę w głowę.- mówił spokojnie.
- Kto to był?- zapytał spokojnie Dylan.
Zapadła cisza. Oderwałam się na chwilę od Emila i spojrzałam w kierunku Dylana. Oboje patrzeli na siebie po czym Dylan spojrzał na otwarte drzwi, a Emil lekko skinął głową.
- Rozumiem.- powiedział tylko.- Jutro napiszesz raport dla mnie z tej akcji.
- Dobrze.- powiedział i delikatnie pocałował mnie w czubek głowy. Spojrzał na mnie tymi ciemnymi oczami i uśmiechnął się lekko.- Dobrze się czujesz?- spytał z troską.
- Nie. Nie czuje się dobrze. Przez ostatnie godziny umierałam ze strachu.- uderzyłam go nie za mocno w klatkę piersiową, a do oczu znów napłynęły mi łzy.
- Przepraszam księżniczko. Nie chciałem, żebyś się martwiła.- powiedział ze skruchą w głosie.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś?- zapytałam łamiącym się głosem.
- Cóż.- wyciągnął telefon z kieszeni kurtki i pokazał mi go. Kiedy zobaczyłam tkwiącą w nim kulę serce mi stanęło na prę sekund po czym zaczęło walić jak oszalałe.- Lubiłem ten telefon.- powiedział uśmiechając się krzywo.- Uratował mi życie kiedy wkroczyła policja. Facet zaczął najpierw strzelać do nas, a że ja byłem najbliżej dostałem pierwszą kulkę. Chyba będę miał siniaka w kształcie telefony na piersi bo dostałem tak mocno, że aż się przewróciłem na śliskiej trawie.- opowiedział spokojnie patrząc raz na mnie raz na Dylana.
- Tessa nie dała ci kamizelki?- zapytał Dylan marszcząc brwi. Emil pokręcił głową zamykając na chwile oczy.
- Nie. Żaden z jej ludzi nie miał kamizelki.- powiedział patrząc na Dylana i przytulił mnie mocniej.
- Muszę z nią o tym pomówić.- odezwał się Dylan po chwili ciszy.- Nick był z wami?
- Tak, ale zaraz po akcji pojechał do domu. Coś się stało z jego siostrą.- wyjaśnił głaszcząc mnie po plecach.- O reszcie opowiem ci jutro.
- Dobrze. Postaram się jutro wpaść do szkoły podczas waszych zajęć i podrzucę wam parę informacji.- westchnął i podniósł się z krzesła.
- Odwiozę Sue do ciebie. Chcę z nią jeszcze chwilę zostać.- powiedział Emil patrząc na Dylana.
- Dobrze. Jakbyście chcieli samochód to tu wiszą kluczyki.
- Dzięki.- Emil uśmiechnął się, a chwilę później Dylan wyszedł z biura gasząc światło i zamykając drzwi. Niemal widziałam jak się uśmiecha w ten swój dziwny sposób tak jak zawsze kiedy nas zostawia samych.
Zamrugałam parę razy czekając aż mój wzrok przywyknie do ciemności. Emil wiąż delikatnie głaskał mnie po plecach. Spojrzałam na jego twarz. Jego oczy błyszczały w świetle latarni z parkingu. Był tak bardzo przystojny, że aż westchnęłam. Uśmiechnął się niczym drapieżny kot, pochylił się do mnie i delikatnie pocałował. Zamknęłam oczy i wydałam z siebie ciche mruknięcie. Pochylił się jeszcze bardziej kładąc nas powoli na sofie. Jego usta przyjemnie pieściły moje budząc wszystkie zmysły. W moim brzuchu szalało stado motyli, a serce waliło jak młotem. Emil wodził dłońmi po moich plecach, boku, aż zatrzymał się na biodrach. Przerwał na chwilę pocałunek. Czułam jego przyspieszony oddech na moim policzku. Rekami wciąż delikatnie błądziłam po jego plecach.
- Byłaś moją ostatnia myślą, kiedy myślałem, że to koniec.- wyszeptał lekko dysząc. Delikatnie musnął nosem mój policzek i złożył na nim lekkie jak piórko pocałunki.
- Nigdy więcej mi tego nie rób.- wyszeptałam tuż przy jego ustach.- Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś ci się stało.
- Nic mi się nie stanie księżniczko.- wyszeptał całując mnie zachłannie.
Ściągnęłam z niego skórzaną kurtkę i rzuciłam na podłogę obok. Emil mruknął cicho i pogłębił pocałunek. Wsunęłam dłonie pod jego koszulkę i przyciągnęłam bliżej delikatnie drapiąc jego plecy. Emil oderwał się z trudem ode mnie. Dyszał ciężko.
- Sue nie wytrzymam jeśli za chwilę nie przestaniemy.- wyszeptał muskając nosem mój policzek i schodząc powoli niżej składał palące skórę pocałunki na policzku, koło ucha, a później szyi. Westchnęłam i wbiłam lekko paznokcie w jego skórę. Czułam jak wszystkie jego mięśnie się napinają. Jęknął cicho i odsunął się ode mnie. Otwarłam oczy i spojrzałam mu w twarz. Przeczesał włosy palcami wciąż patrząc mi prosto w oczy. Delikatnie dotknęłam jego policzka i uśmiechnęłam się.
- Może lepiej odwieź mnie do domu nim całkiem stracisz panowanie nad sobą.- powiedziałam ze śmiechem.
- Dobry pomysł księżniczko.- pochylił się i pocałował jeszcze raz po czym wstał i podniósł kurtkę z podłogi.
Usiadłam powoli na sofie starając się poprawić moją fryzurę, ale moje wysiłki niewiele dały. Emil uśmiechnął się tylko łobuzersko i wyciągnął do mnie rękę pomagając wstać. Kiedy stałam już pewnie na nogach powoli ruszyliśmy do wyjścia.
Emil odwiózł mnie pod dom Dylana i jeszcze raz pocałował na pożegnanie. Wróciłam do środka. W gabinecie Dylana paliło się światło. Nie pewnie podeszłam do drzwi i zapukałam lekko po czym weszłam do środka. Rozmawiał z kimś przez telefon.
- Już jestem- powiedziałam półgłosem. Dylan posłał mi szeroki uśmiech.
- Aż tak bardzo ci na tym zależy?- zapytał osobę po drugiej stronie linii.- Dlaczego miałbym tego nie robić?- zapytał patrząc na mnie. To na sto procent nie był służbowy telefon.- To nie ja mam coś do ukrycia tylko ty. Jeśli zapyta bez cienia wahania jej powiem, a uwierz mi kiedyś to zrobi. Mógłbym nie spełnić twojej prośby, ale jak to określiłaś nie jestem bezdusznym potworem.- powiedział z niesmakiem. Nie był zdenerwowany tylko znudzony. Ciekawe z kim rozmawiał?- Radzę ci żebyś sama jej o tym powiedziała.- powiedział znudzonym tonem i się rozłączył.
- Coś się stało?- zapytałam opierając się o drzwi.
- Twoja mama dzwoniła.- powiedział zmęczony.
- Rozumiem, że nie po ty by zapytać jak się czuje.- westchnęłam zamykając oczy.
- Nie.- przyznał i pociągnął łyk kawy.
- Nie jestem pewna czy chcę wiedzieć o co chodziło.- wyszeptałam i odsunęłam się od drzwi by je otworzyć.
- Chciałbym żebyś wiedziała, ale obiecałem nie mówić dopóki sama o to nie zapytasz. Wybacz Sue.- powiedział z żalem.
- Jutro o tym porozmawiamy. Dzisiejszy dzień był... Pełen wrażeń.- uśmiechnęłam się sennie.
- Masz rację. Idź już lepiej spać.- uśmiechnął się troskliwie.- Jakbyś chciała skorzystać z wanny to są to trzecie drzwi po prawej.
- Dziękuję. Śpij dobrze.- powiedziałam wychodząc za drzwi.
- Ty też Sue.- usłyszałam.
Poszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi za sobą. Z chęcią bym skorzystała z wanny, ale jak tylko bym się zanurzyła w gorącej wodzie zasnęłabym. Rozebrałam się w drodze do szafy zostawiając ubrania na podłodze. Wciągnęłam na siebie czarny, za duży na mnie T-shirt i krótkie dresowe spodenki. Rozpuściłam włosy, kładąc obie gumki na biurku przy łóżku. Ostatkami sił podłączyłam telefon do ładowarki i nastawiłam budzik na siódmą. Wgramoliłam się pod ciepłą kołdrę i niemal od razu zasnęłam.

Rozdzial 7

Chciałam się odezwać, ale nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nikt mi nie musiał mówić kim jest ten mężczyzna. Wiedziałam od razu. A skąd? Bo wyglądałam identycznie. Ten facet był moim ojcem. Spojrzałam na Dylana. Wydawał się wnet przerażony. Mama miała niepewny wyraz twarzy, a babcia odwróciła się tak żeby nie napotkać mojego wzroku. Poczułam jak ktoś lekko wziął mnie za rękę.
- Sue, dobrze się czujesz?- wyszeptał Alex zaraz za mną.
- Muszę stąd wyjść.- powiedziałam ciągnąc Alexa za sobą i dając znak Dylanowi żeby szedł za mną.
Wbiegłam po schodach na górę i szybkim krokiem ruszyłam do pokoju. Co on tu robił? Dlaczego przyjechał? Poczułam jak uginają mi się nogi. Upadłabym gdyby nie Alex który mnie podtrzymał, a po chwili wziął na ręce. Weszliśmy wszyscy do pokoju. W środku panował mrok i chwilę trwało nim moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Dostrzegłam jakąś postać opierającą się o parapet przy oknie. Gdy weszliśmy poruszyła się niespokojnie.
- Co jej się stało?- usłyszałam głos Emila.
- Nic mi nie jest.- wyszeptałam.
Czułam jak się trzęsę. Alex okrył mnie kocem i delikatnie pocałował w czubek głowy gładząc moje włosy. Emil przyglądał nam się uważnie, ale nie miałam siły tłumaczyć mu kim jest Alex. Spojrzałam na Dylana który usiadł na krześle przy burku ze wspartymi łokciami na kolanach i splecionymi palcami.
- To był mój tata, prawda?- zapytałam cicho patrząc na niego.
Dylan podniósł na mnie wzrok i chwilę siedział w milczeniu po czym odpowiedział cicho.
- Tak.
Na zewnątrz niebo rozbłysło, a chwilę później zagrzmiało. Co miałam zrobić? Nie miałam ochoty dzisiaj tutaj zostać. Dylan jakby czytał w moich myślach bo powiedział:
- Sue jeśli chcesz możesz dzisiaj być u mnie. Mam jeden wolny pokój. Myślę, że będziesz się w nim dobrze czuła.
- Dziękuję.- powiedziałam tylko.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nie byłam w stanie myśleć. W głowie miałam tylko pustkę. Nagle po tylu latach się pojawił. Mama wiedziała. Wiedziała, że przyjedzie. Dlatego przestała pić. Teraz to ma sens. Nagle zaczęła się mną interesować i chciała zacząć kontrolować.
- Spakuje twoje rzeczy.- usłyszałam cichy głos Alexa zaraz koło siebie. Zadrżałam.- Usiądź przy niej proszę.- zwrócił się do stojącego przy oknie Emila, który cały czas nas obserwował.
Alex wstał i zapalił lampkę nocną. Wtedy zauważyłam, że na moich dłoniach coś lśni. Uniosłam je lekko po czym nie pewnie dotknęłam moich policzków. Były mokre od łez. Płakałam. Byłam w takim szoku, że nawet nie zauważyłam kiedy popłynęły mi łzy. Gdy Emil usiadł przy mnie zarzuciłam mu ręce na szyję i się rozpłakałam. Przyciągnął mnie do siebie sadzając na kolanach i przytulił mocno delikatnie gładząc moje włosy. Nie wiem ile czasu minęło zanim trochę ucichłam. Alex zdążył już spakować moje ubrania, kosmetyki i książki.
- Zaniosę to do samochodu.- powiedział do Dylana, który rozmawiał właśnie z kimś przez telefon.
- Włóż do bagażnika.- odpowiedział.- Nick dałbyś radę wpaść pod samochód Sue i odstawić go do mnie pod dom?- chwila ciszy.- Tak, tak. Dziękuję.
- Lepiej już?- usłyszałam cichy szept Emila tuż przy swoim uchu.
- Tak, dziękuję.- powiedziałam zachrypłym głosem.
- Chodź, zaprowadzę cię do auta.- powiedział delikatnie gładząc moje włosy.
Pokiwałam głową i powoli wstałam. Do pokoju wrócił Alex, a za nim szła moja mama z tatą. Ciężko mi było nawet tak o nim myśleć. Widzę go po raz pierwszy w życiu. Mama weszła do pokoju i stanęła niepewnie niedaleko drzwi. Ciemnowłosy mężczyzna oparł się o futrynę i przyglądał mi się przez chwilę, ale uwaga mamy była skupiona na Dylanie, który przybrał swoją opanowaną i rzeczową postawę. Podejrzewam, że tylko ja i Emil tak naprawdę wiedzieliśmy jak bardzo jest zdenerwowany. W pokoju zapadła cisza. Dyskretnie otarłam oczy z łez i starałam się wyglądać na silną i zdecydowaną, nie wiem jak mi to wyszło, ale chyba nie zbyt przekonująco bo podszedł do mnie Alex i obronnym gestem stanął pomiędzy mną a rodzicami. Emil znów zmierzył go wzrokiem, ale nic nie powiedział. Atmosfera w pokoju z chwili na chwilę stawała się co raz gęstsza. Mama lekko odchrząknęła.
- Dylan wiem co próbujesz zrobić, ale ci się to nie uda.- powiedziała w końcu po długiej ciszy.- Skontaktowałam się z biologicznym ojcem Sue, wczoraj kiedy dowiedziałam się, że z tobą pracuje. Oboje się nie zgadzamy żeby pracowała jako twój tajny detektyw i nie chcemy żebyś był jej opiekunem.- mówiła poważnym tonem.
- Decyzja nie należy do mnie. Sue ma już 18 lat i sama może decydować o tym z kim chce mieszkać, a zważając na to jakie warunki miała z tobą i to, że jej biologicznego ojca nie ma tutaj bo z tego co wiem ma nową rodzinę w Kalifornii, zaś jej dziadkowie, którzy jak mi się wydaje nie chcą mieć konfliktów z wami więc zgodzili się na wasze warunki również odpadają w tej sprawie.- zrobił małą pauzę i wstał.- Ja się nie boję walczyć o Sue. Wiesz jakie książki lubi czytać? Na co oszczędza? Kim chce zostać? Co lubi jeść?- zrobił krok w stronę mamy.- Jak się uczy? Jakie są jej mocne strony? Coś ci pokaże.- spojrzał na mnie i jego wzrok stał się ciepły.- Sue zadam ci pytanie. Musisz na nie odpowiedzieć w ciągu minuty, dobrze?- pokiwałam głową niezdolna wydusić z siebie słowa. Mój mózg wciąż przetwarzał informacje jakie usłyszałam od Dylana.- Pewien mężczyzna wcześnie przybył na przyjęcie i wypił trochę ponczu. Następnie szybko wyszedł. Wszyscy inni goście umarli z powodu zatrucia, a policja stwierdziła, że trucizna była właśnie w ponczu, co więcej znajdowała się tam już, gdy on pił poncz. Dlaczego ten facet się nie zatruł?- w pokoju zapadła cisza, a wszyscy spojrzeli na mnie.
Dlaczego ten mężczyzna się nie zatruł? Skro trucizna była w ponczu już gdy ona go pił powinien również się zatruć. Gdyby nie ten szczegół bardzo logiczne byłoby, że sam dodał trucizny do napoju, ale w takiej sytuacji jest to trochę trudniejsze. Hmmm... Napił się ponczu gdy była w nim trucizna. Może miał jakąś odtrutkę, ale to bardzo mało prawdopodobne. Mógł też wiedzieć który poncz jest zatruty, a który nie, ale wtedy zmarli by tylko ci ludzie którzy pili ten zatruty, a nie wszyscy. Chyba, że z ponczem było wszystko dobrze, a to dodatek zawierał truciznę. Co najczęściej dodaje się do ponczu? Lód! To lód zawierał truciznę. Uśmiechnęłam się pod nosem i podniosłam wzrok na Dylana z szerokim uśmiechem.
- Pomysł godny Agathy Christie.- uśmiechnęłam się szeroko.- Trucizna znajdowała się w kostkach lodu.
- Doskonale.- na twarzy Dylana pojawił się uśmiech, a w oczach zabłysła duma.- Sue powiedz mi, co teraz mówi twoja intuicja na temat tej sytuacji?
- Wydaje mi się, że mama nie zgodzi się z twoimi argumentami i będzie próbowała zatrzymać mnie w domu, mój biologiczny tata doradzi jej zadzwonić na policję, a dziadkowie nie będą chcieli brać w tym udziału więc za chwile wyjada jeśli już tego nie zrobili, ty natomiast postawisz na swoim i wyniknie z tego konflikt. Mama prawdopodobnie się z niego wycofa a inicjatywę przejmie mój tata.- skrzywiłam się przy tych słowach. Był dla mnie obcą osobą.- Moja intuicja podpowiada mi żeby dla świętego spokoju spędzić noc w domu.
- Na pewno chcesz tak zrobić?- zapytał spokojnie.
- Jeszcze nie wiem.- przyznałam po chwili ciszy.
W progu ktoś odchrząknął. Wszystkie pary oczu zwróciły się w tamtą stronę. Do środka wszedł wysoki, szczupły blondyn o niebieskich oczach. Nick. Uśmiechnęłam się na widok znajomej twarzy.
- Cześć wam.- powiedział z zakłopotanie masując kark.
- Nick.- powiedziałam z jeszcze większym uśmiechem.- Dawno cię nie widziałam. Mnóstwo rzeczy cię ominęło.- powiedziałam podchodząc do przyjaciela i podając mu rękę.
- No właśnie słyszałem o niezłej akcji wczoraj. Podobno mocno dokopałaś tamtemu facetowi.- zaśmiał się i dał mi lekkiego kuksańca w ramię.- Green stajesz się niebezpieczna.
- Może troszeczkę.- zaśmiałam się.- Czemu cię wczoraj nie było?
- Wybrałem się z Niną na wieczór poetycki.- uśmiechnął się krzywo.- Zasnąłem zaraz na początku.
Zaśmiałam się i choć był to wymuszony śmiech to zabrzmiał bardzo naturalnie. Nick był moją deską ratunkową której postanowiłam się kurczowo trzymać. No bo co miałam innego zrobić? Musiałam podjąć decyzję czy tak po prostu wyjść z domu czy zostać tutaj i czekać na kazanie rodziców. Wydawało mi się to takie śmieszne. Nigdy wcześniej nie miałam czegoś takiego i wydawało mi się, że to nie może być takie straszne, a teraz kiedy miałam taką sytuację nie wiedziałam co robić. Kiedyś sama dbałam o siebie, a teraz? Teraz kłóciłam się z rodzicami o moją pracę i o to gdzie mam dzisiaj spać.
- Susannah.- usłyszałam głos mamy. Użyła mojego pełnego imienia co nawet dla mnie zabrzmiało dziwnie. Odkąd pamiętam wszyscy mówili do mnie Sue. Spojrzałam na nią niechętnie.- Czy mogłybyśmy porozmawiać ze sobą na dole?
Zamrugałam lekko zdezorientowana. O czym chciała ze mną rozmawiać? Spojrzałam na Dylana który niemal niezauważalnie kiwnął głową. Znów przeniosłam wzrok na mamę i bez słowa powoli wyszłam na korytarz mijając w drzwiach tatę który przyglądał mi się uważnie. Szłam pierwsza, a mama zaraz za mną. Gdy powoli dochodziłyśmy do schodów usłyszałam ciężkie kroki na stopniach. Pociągnęłam ją za sobą do ściany i pokazałam, że ma siedzieć cicho. Dyskretnie zajrzałam na dół. Mężczyzna był wysoki i szczupły. Na twarzy miał czarną maskę, a w ręku trzymał broń. Mogłam wyciągnąć swoją, ale wtedy prawdopodobnie oboje byśmy do siebie celowali i nie mogłabym wykonać żadnego innego ruchu. Wzięłam głęboki oddech. Zostaje mi walka w ręcz. Czekałam z walącym sercem aż postawi nogę na ostatnim stopniu. Ten facet wybrał wyjątkowo zły dzień. Wstrzymałam oddech kiedy zobaczyłam czubek buta zaraz koło mnie. Gdy wysunął rękę z bronią złapałam za nią i przycisnęłam do roku ściny. Facet wrzasnął z bólu i puścił pistolet po czym wyskoczył na korytarz ratując swoją kość przed pęknięciem. Z pokoju wybiegli Dylan, Emil i Nick, a mama jak najszybciej uciekła w ich stronę chowając się do środka. Mężczyzna był dużo wyższy ode mnie prawdopodobnie dużo silniejszy. Uderzyłam z całej siły w jego splot słoneczny, a gdy się zgiął w pół bez tchu uderzyłam równo płaskimi dłońmi w jego uszy ogłuszając go. Facet oparł się o ścianę za sobą i osunął na podłogę. Ja oparłam się o ścianę naprzeciwko i zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy.
- Mamo?!- zawołał wciąż z zamkniętymi oczami.- Nic ci nie jest?
- Nie.- usłyszałam cichy głos kawałek dalej.
Otwarłam oczy i spojrzałam w stronę drzwi do pokoju. Dylan stał już przy nieprzytomnym mężczyźnie i zakuwał go w kajdanki, Nick dzwonił prawdopodobnie po policję żeby go zabrali, a Emil stał oparty o ścianę z szerokim uśmiechem na ustach, a kiedy ja również się uśmiechnęłam odsunął się od ściany i powoli ruszył w moją stronę z tą swoja lekkością. Z każdym krokiem był bliżej mnie, a moje serce waliło co raz bardziej. Zatrzymał się kilka centymetrów ode mnie tak, że niemal od razu omiótł mnie jego zapach. Uniósł mój podbródek tak żebym na niego spojrzała. Patrzałam na niego, a on wodził wzrokiem po mojej twarzy, aż jego wzrok zatrzymał się na moich ustach. Odsunął się z szerokim uśmiechem satysfakcji, a ja zamrugałam oszołomiona. Odwrócił się do Dylana i pomógł mu wynieść nieprzytomnego mężczyznę.
- Mamo.- powiedziałam zachrypłym głosem patrząc w jej stronę.- Jadę do Dylana. Tak żebyś miała święty spokój.
- Sue nie możesz...- zaczęła, ale tata ją uciszył. Patrzał na mnie lekko mrużąc oczy.
- Kto cię tego nauczył?- zapytał tonem wyzutym z uczuć.
Otwarłam szerzej oczy. Tego ruchu nauczył mnie Jack. Już jakiś czas temu kiedy uczył mnie bronić się przed włamywaczami. A swoją drogą gdzie on się podziewał? Już dawno go nie widziałam.
- Nikt.- powiedziałam w końcu wzruszając ramionami.- Samo tak jakoś przyszło.
Mama spojrzała na niego zaniepokojona. Nie znałam go ani trochę, ale wiedziałam, że coś podejrzewa. Nick i Alex minęli mnie schodząc na dół. Prawdopodobnie chcieli nam dać chwilę prywatności.
- A więc mam żywe rodzeństwo?- zapytałam wzdychając i znów zamknęłam oczy opierając się o ścianę.
- Tak. Mam syna, ma na imię Ben.- powiedział niepewnie.
- Ben.- powtórzyłam lekko się uśmiechając.- Jest starszy czy młodszy?
- W twoim wieku.- usłyszałam po chwili ciszy.- Jego mama odeszła od nas kiedy miał trzy lata. Wyjechała z jakimś facetem do Nowego Jorku.
Wyczułam w tym małym wyznaniu chęć zbliżenia się. Nie byłam pewna czy do mnie czy do mamy, ale wiedziałam, że chciał się tym z kimś podzielić.
- Współczuję. Wiem jak się czuje Ben.- westchnęłam i odsunęłam się od ściany otwierając oczy.- Ale dzięki temu będzie silny.- uśmiechnęłam się i powoli ruszyłam na dół.
Poczułam jak łzy cisnął mi się do oczu. Nie wytrzymałabym tam ani minuty dłużej. Zamrugałam próbując je odgonić. Na dole błyskały policyjne światła z zewnątrz. Gdy zeszłam na dolny korytarz Nick rzucił mi policyjną kamizelkę i uśmiechnął się. Włożyłam ją na siebie i wyszłam z nim przed dom. Dookoła zebrała się spora gróbka gapiów. Policja starała się spisać zeznania sąsiadów na ten temat. Dylan kręcił się pomiędzy tym wszystkim z dużym kubkiem kawy, a Emil siedział koło jednego z funkcjonariuszy i coś mu tłumaczył gdy mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko i ruszył w moją stronę. Nick zaraz gdzieś się ewakuował prawdopodobne do Dylana, a ja zostałam sama z Emilem. No prawie sama.
- Jak się czujesz?- zapytał tym swoim mrukliwym głosem nawijając na palec kosmyk moich włosów.
- Jeszcze w małym szoku, ale dobrze.- powiedziałam uśmiechając się.
- Nie można cie zostawić na pięć minut żebyś nie wpakowała się w kłopoty.- pokręcił głową z szerokim uśmiechem.
- To nie ja pakuję się w kłopoty, one same do mnie przychodzą.- zaśmiałam się lekko i delikatnie położyłam dłoń na jego klatce. Była taka ciepła.
- I jak ja mam się o ciebie nie martwić, hm?- zapytał szeptem pochylając się w moją stronę.
- Nie wiem.- wymruczałam cicho i pocałowałam go obejmując za szyję.
Poczułam jak jego mięśnie się napinają, a potem jak przyciąga mnie do siebie obejmując w talii, ale jak na złość to nie trwała długo i romantycznie tak jakbym tego chciała. Usłyszeliśmy ciche chrząknięcie. Odsunęłam się zaledwie na parę centymetrów bo na więcej mi nie pozwolił jego uścisk, wciąż mocno obejmując moją talię.
- Wybaczcie, że wam przerywam, ale musimy już jechać Sue.- powiedział Dylan z lekkim uśmiechem na twarzy. Pociągnął spory łyk kawy.
- Mogę później odwieźć Sue do ciebie.- zaproponował Emil delikatnie głaszcząc dół moich pleców.
- Dla ciebie mam zadanie. Niedaleko trwa pościg do którego potrzebują jednego motocyklisty. Obecnie kierują się na zachód za miasto Myślę, że to niegroźna i dość krótka akcja.- wyjaśnił upijając kolejny łyk kawy. Był naprawdę zdenerwowany.
- Zaraz ruszam.- usłyszałam tuż przy mim uchu.
Dylan oddalił się w stronę auta zostawiając nas samych. Deszcz na szczęście przestał już padać, ale wciąż lekko mżyło. Spojrzałam na Emila i uśmiechnęłam się lekko. Pogładziłam jego policzek.
- Innym razem dokończymy księżniczko.- pocałował mnie delikatnie i przytulił mocno.
- Uważaj na siebie.- wyszeptałam przy jego szyi.
- Obiecuję.- wyszeptał po czym odsunął się i ruszył w stronę motoru.
Do oczu znów napłynęły mi łzy, ale przegoniłam je mrugając szybko. Patrzałam jak Emil rusza z pobocza, a potem znika za zakrętem. Niechętnie odwróciłam się i ruszyłam do czarnego jaguara po drodze żegnając się z Alexem i Nickiem. Kiedy wsiadłam Dylan odpalił silnik i ruszył spod domu.