piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 16

Dylan chwycił marynarkę wiszącą na oparci krzesła i ruszył do drzwi. Spojrzałam zaskoczona na Paula, który również mu się przyglądał. Dylan wyszedł z gabinetu i zniknął w swojej sypialni. Wstałam powoli ignorując ból brzucha. Dochodziła powoli pierwsza w nocy. Co mogło stać się o tej godzinie? Może coś z Emilem albo Nickiem? Przeszły mnie ciarki. Podeszłam do drzwi sypialni Dylana, kiedy właśnie stamtąd wyszedł. Był ubrany w ciemne spodnie na kant, białą koszulę i grafitowy krawat. Zanim drzwi do sypialni się zamknęły zobaczyłam przewieszoną na oparciu krzesła niebieską koszulę. Była mocno zakrwawiona. Spojrzałam na Dylana współczującym wzrokiem, ale chyba nawet go nie zauważył. W pośpiechu wiązał sznurówki butów. Podeszłam do niego powoli otulając się mocniej bluzą, którą miałam na sobie. W mieszkaniu panowała cisza.
- Co się stało?- zapytałam cicho stając naprzeciwko Dylana.
- Kolejny nauczyciel.- powiedział w pośpiechu szykując się do wyjścia.- Sue, proszę zostań w mieszkaniu albo wróć do szpitala. Wolę żebyś nie jechała na miejsce zdarzenia. Będę spokojniejszy.- mówił zmęczonym, ale miłym i spokojnym głosem.- No i w razie czego dzwoń.- powiedział i pocałował mnie w czubek głowy na pożegnanie.
- W razie czego będę dzwonić.- obiecałam i uśmiechnęłam się do niego.- Do zobaczenia później.
- Do zobaczenia.- uśmiechnął się lekko i wyszedł zabierając swoje klucze.
W mieszkaniu zapadła kompletna cisza. Patrzałam jeszcze chwilę na zamknięte drzwi po czym powoli się odwróciłam. Kątem oka dostrzegłam coś w moim pokoju, ale to zignorowałam i ruszyłam do gabinetu gdzie czekał na mnie Paul. Kiedy weszłam stał właśnie przy gablocie Dylana. Była pełna jakichś wyróżnień i nagród. Po chwili spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Wracajmy lepiej.- powiedziałam półgłosem. Zbierając kubki z biurka.
- To coś poważnego?- zapytał podchodząc bliżej żeby pomóc.
- Prawdopodobnie kolejna osoba nie żyje.- odparłam nieobecnym głosem.
Zastanawiałam się kto jest ofiarą? Kto ich zabija i dlaczego? Przecież to tacy sami ludzie jak i my. Wykluczam uczniów. Nikt nie ma tak silnego motywu no i nikt po naszym krótkim rozeznaniu nie jest stuknięty. Musi to być osoba z zewnątrz z którą co najwyżej współpracuje uczeń. Tylko kto to może być? Jak na razie głównym podejrzanym jest doktor Tommy, ojczym od Emila. Ale czy to aby na pewno może być on? Jednym z podejrzanych jeśli chodzi o uczniów był Justin, ale po porwaniu wykluczyłam go. Czy aby dobrze zrobiłam? W końcu to są dwie niezależne od siebie sprawy. W jednej chodzi o zemstę, a w drugiej... Sama nie wiem co może chodzić po głowie psychopacie, który zabija nauczycieli dla swojego widzi mi się. Muszę wziąć mojego laptopa i notatki do szpitala żeby nad tym popracować. Może coś mi się uda wymyślić.
- Sue? Halo?- usłyszałam koło siebie głos Paula i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że stoję jak słup soli i patrzę cały czas w jedno miejsce. Zamrugałam kilka razy i spojrzałam na Paula, który machał mi przed oczami ręką.- Odpłynęłaś.
- Przepraszam. Zamyśliłam się nad naszą sprawą.- powiedziałam i zabrałam kubki do kuchni. Paul szedł za mną, ze swoim kubkiem.
- Naszą?- zapytał unosząc brew i wstawił kubek do zlewu. Podwinęłam rękawy bluzy i odkręciłam wodę. Nalałam trochę płynu na gąbkę i zaczęłam myć naczynia.
- Jestem agentem i pracuje razem z Dylanem.- powiedziałam odstawiając kubek na suszarkę.
- W tym wieku?- zapytał i spojrzał na mnie zaskoczony.
- Gdyby nie Dylan dalej tkwiłabym w tandetnej restauracji dla historyków, tyrała do późna za marne grosze i nie zrobiłabym nic ze swoim życiem.- powiedziałam uśmiechając się lekko na wspomnienie tamtego wieczoru kiedy poznałam, a właściwie znów spotkałam Dylana. Odwieźli mnie wtedy do domu, a Emil pożyczył mi swoją bluzę.
- Jak poznałaś Dylana?- zapytał opierając się o blat. Przyglądał mi się ciekawym wzrokiem.
- Około dwóch tygodni temu w mojej szkole doszło do morderstwa nauczyciela, pana Blackwood'a.- zakręciłam wodę i wytarłam dłonie w papierowy ręcznik.- Wtedy poznałam Dylana. Zaprosił nas do gabinetu pani Kavanoh, dyrektor szkoły. Chcesz może coś ciepłego?- zapytałam spoglądając na Paula i przerywając na chwilę opowiadanie.
- Nie dziękuję.- uśmiechnął się uprzejmie.
- To chodźmy do gabinetu Dylana.- uśmiechnęłam się lekko i otuliłam bluzą ruszając w tamtą stronę. Kiedy weszłam usiadłam wygodnie na moim ulubionym fotelu i podciągnęłam nogi pod brodę. Paul zajął miejsce na sofie koło okna.
- Co było dalej?- zapytał opierając się bokiem o oparcie i przyglądając mi się.
- Wyjaśnił nam- mnie, Nickowi i Emilowi- na czym będzie polegać nasza praca no i dał nam umowy do podpisania.- uśmiechnęłam się na to wspomnienie.- Nigdy nie zapomnę tego dziwnego uczucia radości i niepewności jednocześnie, kiedy wzięłam długopis do ręki. Choć muszę przyznać, że dominowała niepewność.- otuliłam się ciaśniej i kontynuowałam.- Ta praca była dla mnie szansą. Szansą na coś lepszego. Moja matka jest uzależniona od alkoholu i Bóg jeden wie czego jeszcze. W wieku piętnastu lat zaczęłam pracę żeby utrzymać ją i siebie. Za uzbierane pieniądze z wypłaty kupiłam samochód i tak poznałam Alexa, to ten ochroniarz.- wyjaśniałam na co Paul skinął głową.- Zaprzyjaźniliśmy się. Stał się dla mnie starszym bratem, którego straciłam w dniu urodzenia.- powiedziałam ze smutkiem w głosie.- Miał na imię Jack i pracował z Dylanem w Wydziale Szkolnym razem z Mikim i Ashley. W jednej ze spraw na samym początku złapali dilera. Drobne narkotyki, ale poszedł siedzieć na parę lat. Jego synowie trafili do sierocińca i przysięgli zemścić się na tych którzy zabrali im ojca. W ostatniej sprawie jaką mieli zginęli wszyscy prócz Dylana. Synowie dilera dokonali zemsty, ale nie do końca więc teraz kiedy wyszli postanowili skończyć co zaczęli i tak trafili na mnie.
- Czemu akurat na ciebie skoro to na Dylanie chcieli się zemścić?- zapytał przerywając mi.
- Okazało się, że kiedy mój brat dowiedział się o tym, że przyjdę na świat, poprosił Dylana i Meg-swoją dziewczynę- o to aby zostali moimi rodzicami chrzestnymi. Jestem oczkiem w głowie Dylana. Chyba o nikogo się tak nie troszczy jak o mnie. Dlatego kiedy dowiedział się, że jestem śledzona dał mi ochronę, którą szybko znienawidziłam. Czułam się jak ptaszek w złotej klatce. A przecież do tej pory byłam zupełnie wolna. Zaczęłam się powoli załamywać tym wszystkim Już nie dawałam sobie rady. Tyko praca jakoś mnie trzymała więc jej się starałam trzymać. Dylan mówi, że mam niesamowitą intuicję, że zawsze się sprawdza. Poszłam więc tym tropem i bez jakichkolwiek argumentów moim podejrzanym stał się Justin. Postanowiłam to sprawdzić i poszłam na imprezę do klubu gdzie pracuje Alex. Mieli mnie razem z Emilem pilnować, ale coś poszło nie tak...- powiedziałam skubiąc nerwowo nitkę która wypruła się z rękawa starej bluzy.- Ktoś sprowokował Emila do bójki w klubie, wszyscy ochroniarze się tam zlecieli, nawet barman musiał iść pomóc ich rozdzielić. I wtedy ktoś dosypał nam czegoś do drinków. Kiedy się zorientowałam o co chodzi z tym zamieszaniem było za późno.- mówiłam co raz ciszej. Serce waliło mi na wspomnienie tamtych zdarzeń.- Zostałam porwana razem z Justinem i wywieziona około stu kilometrów za miasto do starego domu w lesie. Przed wejściem do klubu Emil dał mi nadajnik z mikrofonem, ale niestety działał tylko mikrofon więc nie potrafili mnie namierzyć. Opisałam im miejsce w którym jestem no i starałam się uspokoić. Wiedziałam, że postawią na nogi cały stan, żeby tylko mnie znaleźć.- objęłam się mocniej ramionami i patrzałam w podłogę.- Nie wiem po ilu dniach znów się zjawili porywacze... Cały czas siedziałam zamknięta w piwnicy razem z Justinem. Przez małe okienka widziałam tylko trochę nieba. Kiedy przyjechali byłam przerażona. Nie wiedziałam co mam zrobić. Zastanawiałam się czy nie zaatakować, ale nie miałam przeciwko nim szans. Przywiązali mnie wtedy do krzesła i rozebrali tylko do bielizny. Zadawali mi pytania na temat Dylana, a kiedy nie odpowiadałam cieli nożem po brzuchu i udach. Przestali dopiero kiedy zemdlałam z bólu.- wyszeptałam i spojrzałam na Paula, który miał łzy w oczach i siedział jak wryty.- Kiedy się obudziłam musiałam się jakoś uwolnić. Przewróciłam krzesło do głębokiego na około dwa może trzy metry dołu i znów straciłam przytomność. W sumie to nie tyko przytomność. Umarłam. Widziałam się z moim bratem. To on mi wtedy powiedział gdzie jestem i pomógł się obudzić żebym mogła przekazać tą informacje Dylanowi. Niestety zaraz po tym znów zjawili się porywacze. Opowiedzieli mi dlaczego to robią no i trochę ciągnęłam ich za język żeby tylko nic mi nie robili. Po nie całej godzinie usłyszałam silnik jaguara. Byłam tak bardzo szczęśliwa.- mówiłam łamiącym się głosem.- Chwilę potem wpadli do piwnicy razem z Emilem, który celował do mężczyzny stojącego koło Justina, a on do Emila. Dylan celował do mężczyzny koło mnie, a ten z kolei do mnie. I kiedy ten drugi zaczął mówić coś do Dylana o moim bracie dotarło do mnie co cały czas Dylan chciał mi powiedzieć, ale nie mógł bo obiecał mojej mamie, że nie powie dopóki nie zapytam. Okazało się, że znałam go od bardzo dawna. Co roku dostawałam od niego prezenty na święta i urodziny. Wtedy postanowiłam coś zrobić, ale nie wiedziałam, że tak się to skończy.- wyszeptałam prawie płacząc.- Skoczyłam na mężczyznę koło mnie i przewróciłam go wytrącając mu broń z ręki, wtedy jego brat pociągnął za spust, sekundę po nim Emil. Postrzelił mnie, a Emil jego, przerażony mężczyzna zrzucił mnie z siebie i ruszył na pomoc postrzelonemu przez Emila bratu. Wynieśli mnie stamtąd, ale ja wiedziałam, że to koniec. Pożegnałam się z nimi i obudziłam się dopiero w szpitalu. No, a resztę historii znasz.- powiedziałam ocierając łzy rękawem. Paul patrzał na mnie oczami pełnymi łez i chyba starał się znaleźć jakieś słowa, ale po chwili tylko podszedł i przytulił mnie. Chyba rozumiem dlaczego został lekarzem. Miał niesamowitą wrażliwość.- Wracajmy już do szpitala. Zaczynam się co raz gorzej czuć.- wyszeptałam aby odwrócić jego uwagę.
- Czemu nie powiedziałaś wcześniej?- wyprostował się i zganił mnie wzrokiem.
- Nie było tak źle.- uśmiechnęłam się lekko.




****


Uchyliłem lekko drzwi sali gimnastycznej i zajrzałem do środka. Przez duże okna wpadały do środka migoczące światła policyjnych wozów. Dylan i Nick obstawili boczne wyjścia z sali żeby uniemożliwić ucieczkę mordercy. Zobaczyłem jak jedne z drzwi się uchylają, a chwilę później drugie. Byli na miejscach. Powoli wszedłem do środka uważnie rozglądając się dookoła. Przede mną i nade mną rozciągały się trybuny. Najciszej jak potrafiłem ruszyłem dalej. Nie mogę za bardzo wyjść bo zbiorę kulkę. Zrobiłem kolejny krok i wtedy usłyszałem głośny śmiech na trybunach nade mną, który odbijał się echem od ścian sali. Odwróciłem się szybko i wycelowałem bronią w tamtą stronę, ale nikogo nie było. Mężczyzna znów wybuchł śmiechem.
- Naprawdę myślisz, że jestem taki głupi?- zapytał wciąż się śmiejąc.
- Miałem taką nadzieję.- powiedziałem rozglądając się uważnie.
- Nadzieja matką głupich.- mówił ze śmiechem.- Emil, prawda?- zapytał na co mu nie odpowiedziałem.- Jak się czuje Sue? Byłem u niej dzisiaj w nocy. Była przerażona. Pewnie myślała, że to te durnie co ją porwały wróciły, żeby ją dobić.- śmiał się. Zacisnąłem dłonie na broni.
- Z Sue wszystko dobrze. Jest już w bezpiecznym miejscu.- usłyszałem za sobą spokojny głos Dylana. Widziałem go kątem oka niedaleko bocznych drzwi. Mężczyzna znów wybuchł śmiechem.
- Wraca z doktorkiem do szpitala gdzie czekają na nią bracia Ambrel z jakże słodką zemstą.- mówił śmiejąc się. Po sali niosło się echo kroków.
- Da sobie radę.- usłyszałem zimny głos Nicka.- Gdzie twój zakładnik?- zapytał wchodząc w głąb sali.
- Gdzieś na trybunach, ale spokojnie jeszcze żyje. Jeszcze.- mężczyzna znów się zaśmiał.
- Dlaczego to robisz?- zapytałem poszukując go wzrokiem. Starałem się skupić na tym co mam robić, ale zaczynałem co raz bardziej martwić się o Sue. Czyżby ten skurwiel współpracował z tymi dwoma pojebami, którzy porwali ją wtedy? Zacisnąłem dłonie mocniej na broni, którą trzymałem w ręku.
- Dlaczego? Oni wszyscy są mi coś winni.- warknął rozgniewany.- I wiesz co? Znudziła mi się rozmowa z wami.- powiedział przez zaciśnięte zęby i wystrzelił. Krzyknąłem głośno z bólu i upadłem na parkiet łapiąc się za udo, które rwało okropnym bólem.
- Biegnijcie za nim!- krzyknąłem kiedy Dylan i Nick ruszyli mi na pomoc. Mężczyzna znów zaczął strzelać. Przeturlałem się bliżej wyjścia gdzie chwilowo byłem bezpieczny od strzałów. Nagle w sali zapadła cisza. Rozejrzałem się dookoła chcąc zobaczyć co się dzieje, ale nikogo nie widziałem. Nagle wszystkie światła się zapaliły oślepiając mnie i wtedy zobaczyłem mężczyznę stojącego w drzwiach sali do którego celowała drobna szatynka. Parę kroków od nich stał Dylan i Nick, którzy również celowali w ubranego na czarno mężczyznę. Dziewczyna weszła w głąb sali zmuszając mężczyznę do cofnięcia się o parę kroków, a kiedy znalazła się w blasku białego światła lamp myślałem, że serce mi stanie. To była Sue. Mężczyzna celował w nią i w Dylana. Muszę ją jakoś obronić. Podniosłem się niezdarnie, a udo przeszyła kolejna fala bólu. Wyszedłem cicho z sali i kulejąc wszedłem na trybuny. Przeszedłem zaraz przy ścianie nad wejście gdzie stali Dylan i reszta. Podszedłem szybko do barierki i wycelowałem w mężczyznę.
- Rzuć broń.- powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Mężczyzna spojrzał w górę, a wtedy Sue złapała jego rękę w której trzymał broń i wykręciła ją do tył. Dylan zrobił to w tym samym momencie. Broń upadła na ziemię, a Sue powaliła mężczyznę na kolana. Dylan wyklepał policyjną formułkę po czym zakuł go w kajdanki. Westchnąłem z ulgą i osunąłem się na podłogę opierając o barierkę. Sue była bezpieczna. Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tył. Usłyszałem echo szybkich kroków. Ktoś biegł w moją stronę. Otwarłem oczy i zobaczyłem drobną dziewczynę w czarnych dresach i białej bokserce, która zmierza w moim kierunku. Niedaleko za nią biegł doktor Paul. Sue wylądowała na kolanach zaraz koło mnie i przyłożyła obie dłonie do krwawiącej mocno rany. Syknąłem z bólu.
- Boże Emil...- jęknęła cicho i spojrzała na mnie z troską.
- Nic mi nie jest księżniczko.- powiedziałem siląc się przy tym na spokojny uśmiech. Lekarz uklęk koło niej i otworzył skórzaną teczkę w której miał swoją rozbudowaną apteczkę pierwszej pomocy.
- Sue zabierz proszę ręce. Będę musiał rozciąć nogawkę.- powiedział doktor Paul wyciągając duże nożyce z teczki. Szatynka natychmiast zrobiła o co prosił.- W teczce są jakieś chusteczki nawilżające do dłoni. Jeśli chcesz przetrzyj je sobie.- powiedział uśmiechając się do niej lekko po czym rozciął moją nogawkę aż do rany. Zmarszczył brwi i wyciągnął z jakiegoś opakowania białe gumowe rękawiczki które szybko włożył. Sue wytarła dłonie i przysunęła się do mnie łapiąc za rękę. Doktor Paul obejrzał ranę.
- I co?- zapytała Sue ściskając mocniej moją dłoń.
- Kula utkwiła bardzo głęboko. Musimy zabrać go do szpitala.- powiedział marszcząc mocniej brwi.- Na razie założę mu opatrunek. Ale potrzebny nam będzie ktoś kto pomoże mi go przenieść do samochodu.- mówił zakładając mi szybki opatrunek.
- Dam radę iść.
- Dam radę go przenieść.- powiedzieliśmy z Sue w tym samym momencie. Dziewczyna posłała mi groźne spojrzenie, a ja jej.
- Nie będziesz iść sam.
- Nie będziesz się przemęczać.- zaprotestowaliśmy znów w tym samym momencie.
- Ty nie będziesz iść sam, a ty mu nie będziesz w tym pomagać.- powiedział karcąc nas wzrokiem.- Dopiero co dostałeś w nogę. Nie dasz rady zajść aż na parking, a ty cudem przeżyłaś parę dni temu. Masz szczęście, że możesz chodzić, a ty zamiast odpoczywać to się przemęczasz.- mówił pakując wszystko do teczki.- Możesz przy nim być kiedy będę go niósł, ale nie waż się wysilać.- rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Dobrze.- powiedziała poważnie, ale widziałem te wesołe iskierki w jej oczach. Był to wzrok psotnej dziewczynki i wiedziałem, że zrobi coś na przekór nam wszystkim i chyba domyślałem się co to może być.


***


Kiedy odprowadziłam Emila do samochodu Paula wróciłam dyskretnie do sali, która była już zabezpieczona taśmą policyjną, ale wszyscy już stamtąd zniknęli. Dylan i Nick załatwiali coś z funkcjonariuszami na zewnątrz. Weszłam na trybuny omijając taśmę. Coś mi nie grało w tym wszystkim. Gdyby mordercy zależało na ucieczce spokojnie by to zrobił, ale on się dał złapać. Może to wcale nie jest ta osoba. Może to ma być tylko dla zmylenia nas. Ruszyłam powoli pomiędzy plastikowymi siedzeniami szukając jakiejkolwiek wskazówki lub dowodu. Brzuch mnie coraz bardziej bolał, ale starał się to ignorować. Z drugiej strony Paul miał rację. Powinnam odpoczywać. Wczoraj dopiero się wybudziłam po tym jak prawie przeszłam na tamten świat. Rany się jeszcze nie zagoiły i powinnam leżeć, ale z drugiej strony nie chcę zostać w szpitalu. Muszę zapytać Dylana czy zgodzi się żebym wróciła na razie do niego.
- Sue? Co ty tutaj robisz? Myślałem, że pojechałaś z Emilem.- usłyszałam zaskoczony głos Dylana. Szedł właśnie w moją stronę kiedy coś chrupnęło pod moim butem.
- Bo miałam jechać.- odpowiedziałam marszcząc brwi. Zabrałam nogę i powoli uklękłam, żeby zobaczyć co to.
- Coś się stało?- zapytał z troską i strachem przyspieszając kroku.
- Nic mi nie jest. Coś znalazłam po prostu.- powiedziałam podnosząc małą plastikową kulkę z której teraz wystawały kolorowe kabelki. Dylan kucnął naprzeciwko mnie i spojrzał na to co trzymałam w ręce.- To chyba słuchawka.- powiedział biorąc ją ode mnie.
- Ale po co któremuś z uczniów taka słuchawka?- wyszeptałam marszcząc bardziej brwi i wtedy dostrzegłam coś, a raczej kogoś leżącego na ziemi pomiędzy krzesłami niedaleko za Dylanem.
Ominęłam go wchodząc na plastikowe siedzenia i wtedy dostrzegłam spływającą pomiędzy krzesełkami krew. Dylan spojrzał na mnie zaskoczony kiedy powoli szłam. Podniósł się i spojrzał tam gdzie ja. Wtedy zobaczyłam jak bardzo jest zmasakrowane ciało, które tam leżało. Z brzucha wylewały się flaki, a skóra na klatce piersiowej była wręcz zorana. Zasłoniłam usta dłonią, a w tym samym momencie Dylan zasłonił mi oczy, a drugą ręką objął w talii i odwrócił od tamtego widoku przytulając do siebie. Zbierało mi się na wymioty. Dopiero teraz poczułam ostry metaliczny zapach wokół. Czemu wcześniej tego nie poczułam? Przecież leżał tu od jakiegoś czasu.
- Sue chodź. Idziemy do wyjścia.- powiedział zabierają dłoń z moich oczu. Nogi miałam jak z waty. Nie ma mowy żebym gdziekolwiek szła.
- Musimy mu pomóc...- wyszeptałam i odwróciłam się w tamtą stronę, ale Dylan szybko staną przede mną.
- Nie dasz rady mu pomóc. On już nie żyje.- powiedział łagodnie i złapał mnie za ramiona.
- Skąd wiesz? Nie sprawdziliśmy.- mówiłam łamiącym się głosem próbując go ominąć.
- Suzie zostaw go.- powiedział tym razem stanowczo, ale wciąż łagodnie.
- Nie! Muszę mu pomóc!- zawołałam i wyrwałam się z jego uścisku po czym ominęłam szybko.
Zrobiłam trzy kroki. Kiedy znów zobaczyłam mężczyznę zwymiotowałam. Dylan podszedł do mnie szybko, zabrał włosy z twarzy i objął delikatnie w talii odwracając od tego widoku.
- Będziesz jeszcze wymiotować?- zapytał spokojnie, a kiedy pokręciłam przecząco głową podał mi chusteczkę higieniczną i wziął na ręce przytulając delikatnie do siebie. Wytarłam usta w chusteczką którą mi dał i spojrzałam jeszcze raz raz w tamtą stronę.
- Nie patrz.- wyszeptał spokojnie, a mnie przeszły ciarki. Coś się w nim zmieniło.- Zadzwonię po chłopaków z policji żeby się tym zajęli, a ciebie odwiozę do szpitala.- powiedział schodząc po schodach na korytarz szkolny.
- Dylan?- wyszeptałam cicho. Mój głos brzmiał obco nawet dla mnie.- Mogłabym zostać u ciebie?- zapytałam patrząc nie pewnie na niego. Mężczyzna zwolnił kroku, a po chwili uśmiechnął się lekko.
- Oczywiście, że tak.- powiedział wychodząc na zewnątrz, gdzie już nikogo nie było.
Na parkingu stał tylko czarny jaguar Dylana. Podejrzewam, że motor Emila zabrał jeden z policjantów. Dylan zapakował mnie do samochodu i wyciągnął telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki po czym wybrał jakiś numer. Siedziałam z otwartymi drzwiami i rozglądałam się dookoła. Niebo było rozgwieżdżone, a sierpowaty księżyc przysłaniały lekkie chmury. W oddali majaczyły wierze kościoła. Nagle poczułam potrzebę wejść do niego. Żeby choćby podziękować za drugą szansę jaką dostałam. Objęłam się ramionami. Ten nauczyciel... Pan Zalanger, przecież on nic nie zrobił temu mężczyźnie, a nawet jeśli to na pewno nie zasłużył na taki los. Nikt nie zasługuje. Choćby nie wiem jakim był strasznym człowiekiem i nie wiadomo ile krzywdy ludziom zrobił to jego największą karą będą dręczące go wyrzuty sumienia, a nie śmierć. Na dodatek tak straszna. Wyglądał tak jakby przez jakiś czas trzymał to wszystko w sobie. To znaczy, że umarł całkiem nie dawno. Gdybym wcześniej pomyślała i zaczęła szukać. Przecież to było logiczne. Przyjechałam w czasie akcji chłopaków to znaczy, że ofiara jeszcze nie została uratowana, a przecież Dylan powiedział, że został porwany kolejny nauczyciel. Powinnam go poszukać. Poczułam jak do oczy napływają mi gorące łzy. Poszukałam wzrokiem Dylana, który właśnie zmierzał w mim kierunku. Zamknęłam drzwi, a Dylan zajął miejsce za kierownicą. Odpalił silnik i sprawnie wycofał, a chwilę później już włączyliśmy się do ruchu na ulicy. Jechaliśmy do domu w kompletnej ciszy.

Rozdział 15

Odwróciłam się na drugi bok nie otwierając oczu. Była środek nocy. Nie wiem która dokładnie była godzina, ale wszędzie było cicho. Westchnęłam i zirytowana otwarłam oczy. Obudziłam się już jakiś czas temu i nie potrafiłam zasnąć. Przewracam się tylko z boku na bok i myślę o bzdurach byle tylko nie przypomnieć sobie ostatnich wydarzeń. Mimo to one wciąż pojawiają się w mojej głowie. Moja podświadomość cały czas narzuca mi porównania tamtego otoczenia do tego co tylko wzmaga mój strach. Przygryzłam wargę. Przed oczami pojawił mi się obraz przerażonej twarzy Justina. Ciekawe co z nim? Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. W końcu przeze mnie został w to wszystko wplątany. Zmarszczyłam brwi. Okno w sali było otwarte, a biała firanka powiewała na chłodnym nocnym wietrze, który wpadał do środka. Uniosłam się na łokciach ignorując ból brzucha. W kącie sali, który co chwilę przysłaniała firanka było coś ciemnego. Jakby... sylwetka mężczyzny. Wstrzymałam oddech z przerażenia. Oni wrócili. Ze strachu nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa. Cień zaczął się zbliżać, ale ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Krzycz! Wołałam w myślach, ale kiedy ciemna postać stanęła w nogach łóżka w głowie pozostała mi tylko jedna myśl. Umrę. Znów umrę. Otworzyłam usta, ale nie umiałam wydobyć z nich głosu. Ciemna sylwetka ruszyła dalej w moją stronę wyciągając rękę. Paul! Paul! Paul! Wołałam w myślach.
- Paul!!- zawołałam łamiącym się głosem. Podciągnęłam kolana pod brodę kuląc się jak tylko umiałam. Zasłoniłam uszy dłońmi i krzyczałam cały czas.- Paul! Paul! Paul!- szlochałam kuląc się jeszcze bardziej. Ciemna postać zacharczała coś i usłyszałam głośne kroki. Kiedy ucichły w sali zapaliło się światło.
- Sue?- usłyszałam przestraszony głos lekarza. Uniosłam załzawioną twarz i spojrzałam na niego ze strachem i bólem wypisanym na niej. Paul zmarszczył brwi zmartwiony i podszedł szybko do mnie.- Co się stało?
- Ktoś tu był.- wyszlochałam na co szybko się ożywił i rozejrzał po jasnej sali. Jego wzrok od razu skupił się na otwartym oknie.
- Ty je otwarłaś?- zapytał podchodząc do niego szybko. Wyjrzał za nie rozglądając się, ale po chwili wyprostował się i zamknął je. Kiedy na mnie spojrzał pokręciłam tylko przecząco głową kuląc się jeszcze bardziej.- Rozluźnij się Sue bo porozrywasz rany.- powiedział z troską i wrócił do mnie.- Chcesz coś na uspokojenie?- zapytał delikatnie głaszcząc mnie po plecach. Na jego pytanie skinęłam lekko głową.- Zaraz wrócę. Poję tylko po tabletki.- powiedział wstając z łóżka.
Zniknął za drzwiami, a w pomieszczeniu znów zapanowała kompletna cisza. Rozejrzałam się jeszcze raz. Nigdzie nie było nawet śladu, który mógłby wskazywać, że ktoś tu był. Zero śladów na podłodze. Zupełnie jakby ta osoba unosiła się w powietrzu... albo... albo miała obuwie szpitalne. Otwarłam szeroko oczy. Czyżby to był ktoś z personelu? Przygryzłam wargę i nie pewnie wstałam z łóżka. Paul na sto procent mnie zgani za to, ale musiałam się upewnić, że nie ma żadnych śladów. Stanęłam w miejscu gdzie po raz ostatni widziałam ciemną postać i przyjrzałam się podłodze. Nachyliłam się lekko na co mój brzuch przeszył ostry ból. Jęknęłam cicho i uklękłam. Muszą być tu jakieś ślady. Cokolwiek. Pomyślałam i wtedy dostrzegłam ślady gumy z której są robione podeszwy niektórych butów. Tajemniczy mężczyzna musiał zostawić je kiedy szedł tym posuwistym krokiem w moją stronę. Ślady prowadziły w róg sali gdzie go zobaczyłam, a stamtąd i z miejsca w którym klęczałam do drzwi. To znaczy, że ów postać weszła i wyszła przez drzwi. Uniosłam się lekko na co mój brzuch zareagował bólem. Na to do sali wszedł doktor Paul. Przez chwilę patrzał na mnie oceniając sytuację, ale kiedy siedziałam tak w bezruchu i patrzałam na niego szybko doszedł do wniosku, że nic mi się nie dzieje tylko, że wbrew zakazowi wstałam z łóżka, a na dodatek siedzę na zimnej podłodze. Posłał mi ganiące spojrzenie i podszedł do mnie.
- Sue co ty wyprawiasz?- zapytał podnosząc mnie z ziemi i kładąc z powrotem do łóżka.- Jeśli nie będziesz wypoczywać twoje rany nie będą się goić.- zganił mnie i usiadł na brzegu łóżka podając mi tabletkę i plastikowy kubek z wodą. Połknęłam ją szybko i splotłam palce na białym kubku opierając je na kołdrze. Patrzałam na nie w zamyśleniu.
- Przepraszam.- powiedziałam cicho.- Po prostu jestem w samym środku wojny, a nawet dokładnie nie wiem kto jest moim wrogiem i jak z nim walczyć.- dodałam po chwili ciszy.- Na podłodze znalazłam ślady białej gumy z podeszwy waszych szpitalnych butów, które prowadziły do tamtego kąta w którym stała ta osoba, a stamtąd jak i stąd do drzwi.- podniosłam wzrok na lekarza, ale on tylko patrzał na mnie zaskoczony. Nie mam pojęcia co go tak zaskoczyło, ale po chwili spojrzał na mnie współczująco.
- Masz dopiero osiemnaści lat, a już poszłaś na wojnę?- zapytał ciszej marszcząc lekko brwi.
- Od dziecka nie miałam lekkiego życia. Mój biologiczny tata uciekł ze stanu nie wiedząc nawet, że ma drugie dziecko, mama popadła w alkoholizm i inne nałogi nawet nie chcę wiedzieć jakie.- powiedziałam wzruszając lekko ramionami i odwracając wzrok od niego. Jego współczucie trochę mnie dobijało.- Nie znałam innego życia więc to nie było dla mnie złe. Radziłam sobie jak umiałam. W wieku piętnastu lat zaczęłam pracę i jakoś żyłam.
- Widziałem, że twoi biologiczni rodzice byli tu dzisiaj, ale nie rozumiem dlaczego Dylan nazwał cię córką.- powiedział opierając się wygodnie o dolne wezgłowie łóżka. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jego słów.
- To długa historia.- powiedziałam opierając się o poduszki.
- A ja mam długi dyżur.- uśmiechnął się lekko. Zaśmiałam się lekko na jego odpowiedź.- No i dalej nie wiem kto ci to zrobił i jak do tego doszło. Jak mam bez tego napisać protokół z cudownego ozdrowienia?- powiedział żartobliwie.
- Ale w zamian za historię zawiezie mnie pan na chwilę do Dylana.- powiedziałam uśmiechając się przebiegle. Paul uniósł lekko brew zaskoczony i rozbawiony moją propozycją. Rozważał ją przez chwilę po czym powoli skinął głową zgadzając się.
- W porządku, tylko od długości twojej historii zależy kiedy wyjedziemy. Dochodzi północ, na pewno chcesz jechać po skończeniu?- zapytał z uniesioną brwią i uśmiechnął się.
- A może pierw mnie zawieziesz, a potem ci wszystko opowiem?- powiedziałam śmiejąc się lekko.
- W sumie czemu nie... Przez godzinę nie będzie nikogo w recepcji. Później będzie ciężko się wytłumaczyć.- zaśmiał się.
- No to ustalone.- powiedziałam i odkryłam się zwieszając nogi z łóżka.
- Hola hola!- zawołał.- Idę po wózek.- powiedział wstając. Rzuciłam mu groźne spojrzenia.
- Żadnego wózka. Potrafię chodzić sama.- powiedziałam wstając z łóżka.- Stąd na parking nie jest tak daleko.
- Sue zrobisz sobie krzywdę jeśli będziesz nadwyrężać mięśnie.- powiedział poważnie i ruszył do drzwi.
- Nic mi nie będzie. Po prostu pozwól mi normalnie wyjść.- Paul zatrzymał się przy drzwiach, ale nie odwrócił się do mnie.- Nie lubię być zależna od kogoś więc proszę pozwól mi iść samodzielnie.- poprosiłam bezradnym głosem. Lekarz odwrócił się w moją stronę i westchnął zrezygnowany.
- No dobrze, ale bardzo ostrożnie. Dasz radę zejść z łóżka?- zapytał powoli ruszając w moją stronę, ale zdążyłam zejść i powoli ruszyć do drzwi. Pokręcił lekko głową i wymamrotał coś pod nosem, ale poszedł za mną.
Wyszliśmy na pusty i bardzo czysty szpitalny korytarz. Nie wyróżniał się niczym od pozostałych szpitalnych korytarzy. Mężczyzna wyprzedził mnie i ruszył w stronę recepcji, którą widziałam już stąd. Kiedy się zbliżyliśmy zauważyłam, że faktycznie nikogo tam nie było. Rozejrzałam się pospiesznie zapamiętując drogę w razie czego, kiedy uświadomiłam sobie, że jestem tu już od kilku dni, a nawet nie wiem jak stąd wyjść. Weszliśmy do windy i Paul od razu nacisnął przycisk. Drzwi się zasunęły i winda ruszyła w dół. Odkąd wyszliśmy z sali żadne z nas się nie odezwało i podejrzewam, że nie odezwie dopóki nie wsiądziemy do samochodu. Drzwi windy rozsunęły się z cichym dings, a moim oczom ukazała się recepcja na parterze. Wyszliśmy z windy i szybko ruszyliśmy w stronę drzwi wyjściowych. Nagle zwolniłam i patrzałam nie pewnie na nocne niebo za szklanymi drzwiami. Nie widziałam nocnego niebo od chwili, kiedy zostałam uwięziona w piwnicy. Przeszył mnie dreszcz. To co widziałam przez te małe okna piwnicy nie można było zaliczać do oglądania nocnego nieba. Traktowałam to jedynie jako zegar, który pomagał mi mniej więcej określić jaką mamy porę dnia. Paul zatrzymał się przy szklanych drzwiach, które rozsunęły się wpuszczając do środka chłodne powietrze nocy. Przygryzłam wargę.
- Co się stało?- zapytał pół głosem marszcząc brwi, ale pokręciłam tylko głową i ruszyłam nie pewnie w jego stronę obserwując widniejący na niebie biały sierp. Kiedy w końcu wyszłam na płytki, którymi były wyłożone schody i podjazd dla wózków wzięłam głęboki wdech kosztując cudownego zapachu nocnego miasta. Myślałam, że już nigdy nie będę mogła go poczuć. Przygryzłam mocniej wargę i powoli ruszyłam po stopniach w dół. Nie przeszkadzał mi chłód kostki chodnikowej, ani wiatru, który co jakiś czas powiewał sprawiając, że moja biała koszula falowała lekko.
- Na pewno wszystko w porządku?- zapytał z troską w głosie i podszedł do mnie.
- Tak. Po prostu się cieszę.- uśmiechnęłam się i powoli ruszyłam na parking.
- Tym, że zawiozę cię do Dylana?- zapytał wyciągając klucze z kieszeni i odblokowując zamek białego audi A6, które stało niedaleko. Uśmiechnęłam się lekko. Był to model z 2011 roku, który ostatnio rzucił mi się w oczy na aukcji, ale nie zdążyłam nawet o nim porządnie pomyśleć.
- Nie tylko. Kiedy opowiem ci jak się tu znalazłam to zrozumiesz.- powiedziałam z uśmiechem i otwarłam drzwi samochodu, po czym ostrożnie wśliznęłam się na siedzenia pasażera i zapięłam najdelikatniej jak potrafiłam pas bezpieczeństwa. Paul usiadł za kierownicą i odpalił silnik, który przyjemnie zamruczał. Zapiął pas bezpieczeństwa i spojrzał na mnie.
- Więc gdzie jedziemy?- zapytał z lekkim uśmiechem.




Paul zaparkował białe audi obok samochodu Dylana. Wysiadłam powoli i poczułam jak do oczu napływają mi łzy, a w gardle rośnie gula. Byłam w domu. Nareszcie. Tak bardzo tęskniłam za tym miejscem. W biurze Dylana już nie paliło się światło. Wcześnie poszedł spać jak na niego. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę wejścia do klatki, a Paul za mną. Otwarłam ciężkie drzwi i skrzywiłam się lekko z bólu. Nie zapalając światła ruszyłam na górę. Paul mnie wyprzedził i zadzwonił już do drzwi. Kiedy siedzieliśmy w samochodzie powiedziałam mu dokładny adres Dylana. Musiał zapamiętać także numer mieszkania. Usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwi ze środka kiedy stanęłam koło lekarza, a chwilę później kliknięcie zamka i drzwi przed nami się otwarły. Oślepiło nas światło z przedpokoju. W progu stał zaspany Dylan. Miał na sobie dresowe spodnie spod których wystawała gumka od bokserek. Był bez koszulki, a ciemne włosy sterczały mu na wszystkie strony. Zaspany przetarł twarz i oparł się ręką o drzwi.
- Tak?- zapytał zachrypłym głosem i oparł czoło o rękę na drzwiach.
- Odstawiłeś kawę czy kofeina już na ciebie nie działa?- zapytałam żartobliwie, a Paul cicho się zaśmiał. Zobaczyłam jak Dylan sztywnieje. Przez chwilę stał w bezruchu z wciąż zasłoniętymi oczami, ale po paru sekundach stanął prosto wpatrując się we mnie.
- Sue?- zapytał nie dowierzając. Przyjrzał mi się od stóp do głów wciąż nie dowierzając.
- A masz więcej takich znajomych co potrafią przyjść w środku nocy?-zaśmiałam się i wzięłam pod boki. Dylan zaśmiał się cicho kręcąc głową zrezygnowany i spuścił ją na chwilę po czym z powrotem podniósł i spojrzał na mnie.
- Chyba zacznę dawać ci szlabany albo coś w tym stylu.- powiedział wciąż śmiejąc się cicho i kręcąc głową.
Odsunął się na bok wpuszczając nas do środka. Weszłam pierwsza, a zaraz za mną Paul, który przy wejściu wymienił uścisk dłoni z Dylanem. Odwróciłam się na pięcie do nich co odczułam na moim brzuchu. Skrzywiłam się lekko i wtedy dostrzegłam, że drzwi naprzeciw nas są otwarte, a przez małą szparę patrzy z szeroko otwartymi oczami kobieta w średnim wieku z niemodnymi już dawno wałkami na włosach. Pomachałam jej uśmiechając się promiennie, ale kobieta tylko otwarła szerzej oczy. Dylan zmarszczył brwi po czym spojrzał w tamtą stronę. On już nie był tak miły jak ja. Rzucił kobiecie gniewne spojrzenie i zamknął drzwi. Zaśmiałam się czując jak brzuch zaczyna boleć co raz mocniej. I tak długo dałam radę. Rozejrzałam się dookoła. Drzwi do mojego pokoju były zamknięte. Nawet ja rzadko je zamykałam, a Dylan zawsze lubił kiedy były otwarte. Ciekawe czemu teraz były zamknięte? Powoli podeszłam do nich i nacisnęłam klamkę. Drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem. W środku było ciemno. Zapaliłam światło. Nawet roleta była opuszczona, ale prócz tego wszystko zostało tak jak to zostawiłam. Ubrania które miałam tamtego dnia na sobie także leżały koło łóżka tam gdzie je zostawiłam. Weszłam do środka i obejrzałam się za siebie. Dylan przyglądał mi się nie pewnie, ale nic nie mówił. Posłałam mu promienny uśmiech mimo wciąż rosnącego bólu i usiadłam na łóżku. Wtedy zrobiło się okropnie zimno, a cienie które cały czas widziałam nagle się zatrzymały. Miałam wrażenie, że wszystkie patrzą na mnie choć nie potrafiłam dostrzec ich twarzy. Przygryzłam wargę i rozejrzałam się dookoła. Bałam się. Nagle usłyszałam szepty. Ciche i nie wyraźne. Słowa nachodziły na siebie. Potrafiłam wyłapać tylko „jesteś, my, tak, cieniem”. Szepty zmieniały się w głosy i wciąż stawały się głośniejsze i głośniejsze. Siedziałam sparaliżowana. Nie chciałam tego słyszeć. Nie chciałam ich widzieć. Nie. Podciągnęłam nogi pod kolana ignorując ostry ból brzucha. Nie. Zasłoniłam uszy dłońmi. Dość. Skuliłam się. Dość. Ktoś położył mi dłonie na ramionach. W tych wszystkich głosach słyszałam przestraszony głos Dylana. Mówił coś, ale nie wiedziałam co ponieważ wszystkie słowa się zlewały. Dość! Nagle zapadła cisza.
- Kurwa!- Dylan zaklął głośno przyciągając mnie do siebie i tuląc.- Sue powiedz coś.- błagał. To wszystko trwało sekundy.
- Jesteś tak jak my cieniem.- wyszeptał jakiś głos tuż koło mojego ucha.
Zaczęłam krzyczeć i się szarpać. Chciałam uciec jak najszybciej. Czułam jak czyjeś ramiona trzymają mnie w żelaznym uścisku nie pozwalając odejść. W pokoju panowała cisza. Tylko mój płacz i krzyk, który teraz przerodził się w szloch odbijał się echem od ścian pomieszczenia. Co to było? „Jesteś tak jak my cieniem”? Co to znaczy? Odsłoniłam uszy i powoli otwarłam oczy. Dylan siedział ze mną spokojnie na ziemi i tulił bez słowa. Do oczy napłynęła mi świeża fala łez. Objęłam go na żebrach i przytuliłam się płacząc. Dylan rozluźnił uścisk i wtedy poczułam okropny ból brzucha. Odsunęłam się delikatnie i spojrzałam na moją koszulę mokrą od krwi. Rany paliły jakby ktoś mnie znów pociął.
- Suzie?- usłyszałam cichy szept Dylana. Patrzał na mnie z troską i strachem. Nie przede mną tylko o mnie.
- Boję się.- wyszeptałam kładąc delikatnie dłoń na brzuchu.
- Czego?- usłyszałam pełne troski pytanie.
- Nie mogę.- wyszeptałam kręcąc lekko głową.
- Dlaczego nie?- zapytał marszcząc brwi.
- Bo każesz mi się leczyć.- uśmiechnęłam się smutno i wstałam niezdarnie.
- Sue o czym ty mówisz?- zapytał wstając zwinnie.
- Widzę i słyszę coś.- powiedziałam cicho nie patrząc na nich.- To szepcze „Jesteś tak jak my cieniami”.- prawie wyszlochałam. Spojrzałam na Dylana, który patrzał na mnie... Zaskoczony? Nie dowierzając? Nie potrafiłam odczytać jego uczuć.




Usiadłam w wygodnym krześle naprzeciwko biurka Dylana z kubkiem gorącej kawy w dłoniach. Jak miło było znów czuć ten lekko gorzki smak. Uśmiechnęłam się lekko i upiłam kolejny łyk napoju. Byłam wykąpana, opatrzona świeżym opatrunkiem i przebrana w moje ubrania. Nareszcie czułam się normalnie. Prawie tak jakby nic się nie stało, gdyby nie ból brzucha i lekki ucisk bandaży, który przypominał o tym co się stało. Do pomieszczenia wszedł Dylan, a zaraz za nim Paul. Oboje mieli poważne miny. Mam tylko nadzieją, że nie będą mnie wypytywać o to co się dzisiaj stało. Przygryzłam lekko wargę, a Dylan usiadł naprzeciwko mnie w swoim obrotowym fotelu z kubkiem kawy, który postawił przed sobą. Paul przystawił sobie krzesło z prawego boku biurka i postawił tam swój kubek z kawą. Zapanowała kompletna cisza. Pierwszy przerwał ją Paul.
- Może zaczniemy od tego dlaczego chciałaś tu przyjechać?- zapytał nie pewnie. Chyba czół się trochę nieswojo w naszym towarzystwie. Spojrzałam na Dylana, który uniósł pytająco brew.
- Muszę ci o czymś powiedzieć, ale proszę nie panikuj.- zaczęłam spokojnie, a Dylan lekko zmarszczył brwi.
- O co chodzi?- zapytał przyglądając mi się uważnie. Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Ktoś był u mnie w nocy.- powiedziałam prosto z mostu i zacisnęłam mocniej dłonie na kubku przypominając sobie ciemną postać koło łóżka. Spojrzałam nie pewnie na Dylana, który znieruchomiał. Wszystkie mięśnie miał napięte. Znów przygryzłam wargę. Był wkurzony i to bardzo.
- Jak to koś był u ciebie w nocy?- starał się mówić spokojnie, ale widziałam, że ledwo się powstrzymuje.
- Obudziłam się w nocy i zobaczyłam jakąś postać w rogu sali. Ów postać podeszła do mnie. Na początku nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu, ale w końcu udało mi się zacząć krzyczeć, ale ten ktoś zniknął, a zaraz po nim pojawił się w sali Paul.- opowiadałam najspokojniej jak umiałam.- Kiedy poszedł po środki uspokajające sprawdziłam czy na podłodze nie ma jakichś śladów. Okno do sali było otwarte, ale to nie przez nie weszła tajemnicza zjawa. Na podłodze znalazłam ślady gumy z podeszwy butów. Co ważniejsze, były to jasne ślady, a jasne podeszwy nosi tylko personel szpitala.- na ustach Dylana wykwitł szeroki uśmiech, a oczy lekko się zaszkliły. Oboje mi się przyglądali.- No co?- zapytałam zawstydzona.
- Nic. Brakowało mi tego.- powiedział Dylan uśmiechając się do mnie.- Nikt tak jak ty nie potrafi mnie zaskoczyć swoim genialnym tokiem myślenia.
- Jestem pełen podziwu.- odezwał się lekko zaskoczony Paul.
- Dziękuję.- wybąkałam zawstydzona.
- Musimy coś z tym zrobić. Przede wszystkim musimy się dowiedzieć czy to nie były te pojeby, które cię porwały.- powiedział Dylan przeczesując nerwowo włosy. Paul patrzał na nas nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Jak wrócimy do szpitala to będę musiała mu to opowiedzieć. Szkoda, że nie mam telefonu, żeby w razie czego skontaktować się jeszcze z Dylanem. Właśnie!
- Chyba wiem jak to sprawdzić.- uśmiechnęłam się do Dylana. Spojrzał na mnie pytająco.- Mój telefon został w furgonetce w której nas przewieźli.- powiedziałam z szerokim uśmiechem. Dylan popatrzał na mnie rozumiejąc co mam namyśli.
- O ile nie porzucili jej gdzieś będziemy mogli ich namierzyć.- powiedział uśmiechając się do mnie.- Wpadnę do ciebie koło południa i jeśli będziesz chciała to popracujemy nad tym.- wyciągnął coś z półki w biurku i położył przede mną. Były to dwa telefony do wyboru. Biały Samsung z klawiaturą qwerty, nie znałam dokładnej nazwy modelu i smartphone Samsung Galaxy Mini 2, nie duży dotykowy telefon.- Wybierz który chcesz. Emil ma tego.- wskazał na Samsunga Galaxy.- A Nick wybrał LG dotykowy. Nie wiedziałem jaki będziesz chciała więc wziąłem dwa.- uśmiechnął się i oparł o oparcie fotela. Przyjrzałam się obu telefonom.
- Wezmę ten.- wskazałam na białego samsunga. Dylan wciągnął coś z szuflady i podał mi. Była to nowa karta sim do telefonu. Rozpakowałam ją i włożyłam do nowego telefonu.- Dziękuję.- uśmiechnęłam się szeroko do Dylana. Od razu wpisałam do kontaktów numery od Dylana, Emila i Nicka.
- A tu masz swój laptop z pracy.- powiedział pokazując na niewielką biblioteczkę wypełnioną segregatorami w różnych kolorach. Na jednaj z półek leżał mój laptop.
- Dziękuję.- powiedziałam trochę nieobecnym głosem.
- Coś się stało?- usłyszałam zatroskany głos Dylana.
- Co z Justinem? Co się działo po tym jak myśleliście, że... nie żyje?- wyszeptałam patrząc na Dylana. On przez chwile mi się przyglądał po czym odwrócił wzrok patrząc gdzieś w przestrzeń.
- Z Justinem wszystko dobrze. Chodzi już normalnie do szkoły. A jeśli chodzi o to co się działo z nami to nie wiem..- powiedział lekko marszcząc brwi.- Te wspomnienia są jak sen. Jak czarno-biały sen. Przez dwa dni mieszkałem u Emila. Staraliśmy się normalnie pracować. Emil i Nick chodzili do szkoły. Nie wiem. To były najgorsze dni mojego życia.- wyznał znów patrząc na mnie.- A najgorsze było to, że każdy z nas prawie wbiegał do biura mając nadzieję, że tam będziesz, że to tylko były jakieś omamy.
Na słowa Dylana przeszły mnie ciarki. To musiało być dla nich naprawdę straszne. Spuściłam głowę i patrzałam chwilę na kubek który trzymałam w dłoniach. To wszystko była moja wina. To mój zły osąd i głupia intuicja zawiodły. To przeze mnie cierpieli. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy.
- Wtedy w piwnicy. Kiedy usłyszałam twój samochód, a potem zobaczyłam ciebie i Emila... Tak bardzo się ucieszyłam.- powiedziałam łamiącym się głosem.
- Suzie nie myśl o tym.- powiedział z czułością w głosie Dylan i podszedł do mnie omijając biurko. Kucnął naprzeciwko mnie i spojrzał mi w oczy.- Oboje z Emilem nawaliliśmy. Nie dopilnowaliśmy cię, a potem jeszcze nie uratowaliśmy.- mówił ze smutkiem w głosie. W oczach błyszczały mu łzy. Odstawiłam kubek i bez słowa przytuliłam się do niego cicho płacząc. Gładził mnie uspokajająco po plecach, ale czułam jak sam płacze. Ostatnio chyba często mu się to zdarzało. Siedzieliśmy tak pocieszając się nawzajem, kiedy zadzwonił jego telefon. Dylan podniósł się powoli i sięgnął po niego.
- Halo?- powiedział odbierając.- Co? Tak, już tam jadę. Będę za parę minut.- powiedział zaciskając usta w wąską linię.

Rozdział 14

Dylan i Emil płakali jak małe dzieci, za nimi stali moi rodzice i Nick. Brakowało mi tylko Alexa. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na dwoje chłopców tulących się do mnie.
- Gdzie Alex?- zapytałam nie pewnie głaszcząc ich obu po włosach.
- Dzwoniłem do niego. Ma zmianę w klubie, ale powiedział, że urwie się najszybciej jak może.- wyszlochał Dylan.
Uśmiechnęłam się czule i przeczesałam jego włosy palcami. Nie spodziewałam się, że oboje tak zareagują. Jedno tylko mnie przerażało. Widziałam dziwne cienie. Było ich mnóstwo. Poruszały się powoli w różne strony. Niektóre bliżej inne dalej. Zmarszczyłam brwi. Czym są te cienie?A może po prostu mam coś z oczami?Nie wiem jak powinien się czuć nastolatek po dwukrotnej śmierci. Dylan i Emil powoli przestawali płakać, a po chwili oboje usiedli prosto cały czas mi się przyglądając.
- Dylan miałabym do ciebie prośbę. Muszę tu zostać jeszcze tydzień, a nie mam telefonu ani laptopa. Dałbyś radę załatwić mi coś?- uśmiechnęłam się lekko, a Dylan ożywił się nagle.
- Oczywiście! Dostaniesz i telefon i laptop.- powiedział i wyciągnął telefon z kieszeni po czym wybrał jakiś numer. Skrzywiłam się lekko.
- Chciałam po prostu trochę poszperać po internecie i mieć z wami kontakt kiedy będziecie pracować. Nie musisz mi zaraz załatwiać Bóg wie czego.-powiedziałam uśmiechając się zakłopotana. Dylan posłał mi gniewne spojrzenie i kontynuował rozmowę przez telefon. Emil zaśmiał się lekko.
- Chyba dostaniesz też samochód i mieszkanie.- zaśmiał się patrząc na mnie oczami pełnymi miłości i radości. Jęknęłam cicho.
- Ja chciałam tylko jakiś laptop albo telefon.- westchnęłam i spojrzałam na Dylana zrezygnowana.
- Dostaniesz i laptop i telefon.-powiedział stanowczo.
- Teraz będzie sto razy bardziej opiekuńczy. Zobaczysz.- zaśmiał się Emil, a Dylan zgromił go wzrokiem. Zaśmiałam się, a mój brzuch przeszył tępy ból.
- Teraz nie puści mnie nawet samej do łóżka z chłopakiem.- zaśmiałam się i puściłam do Emila oczko, a on wybuchł śmiechem.
- Halo! Jestem tu!- zawołał Dylan.
- Wybacz, nie mogłam się powstrzymać.- zaśmiałam się i posłałam mu przepraszający uśmiech.
- Czy to źle, ze jestem opiekuńczy?-zapytał lekko urażony.- Nawet nie masz pojęcia jak strasznie się czułem przez ostatnie kilka dni.- westchnął.- Po prostu teraz chcę ci dać wszystko i lepiej strzec.- powiedział patrząc na mnie udręczonym wzrokiem. Emil również nagle spochmurniał.
- Sue...- zaczął nie pewnie.-Przepraszam, że cię nie pilnowałem wtedy w klubie.- powiedział łamiącym się głosem.
- Ej, ej... Żyje i to się liczy. Nie ma już przepraszania za błędy.- powiedziałam i wzięłam Emila za rękę.
Oboje spojrzeli na mnie, ale nie byłam wstanie zgadnąć ich emocji. Myślę, że górującą nad wszystkimi była miłość, którą można było dostrzec niemal w każdym ich geście. Obchodzili się ze mną trochę jak z bardzo drogą i kruchą porcelaną, ale nie miałam im tego za złe. W końcu przez ostatnie trzy dni byli pewni, że nie żyję. Uśmiechnęłam się lekko i wtedy do sali wbiegł ktoś jeszcze. Wysoki chłopak ubrany w czarny firmowy strój- glany, czarne bojówki i przylegający czarny T-shirt z napisem „OCHRONA”. Czarne, proste, długie włosy miał związane w kitkę. Alex. Uśmiechnęłam się szeroko. Tak bardzo mi go brakowało. Zobaczyłam jak na jego twarzy pojawia się wyraz ulgi, a chwilę później już mnie przytulał. Wziął mnie na ręce i przytulił do siebie. Była to reakcja trochę nie podobna do niego, ale odwzajemniłam uścisk. Poczułam jak coś mokrego kapie na moją koszulę.
- Alex?- spytałam lekko przestraszona i chciałam go na chwilę odsunąć, ale przytulił mnie mocniej.
- Ćśś...- powiedział tylko.
Nie widziałam żeby płakał, tylko przy pożegnaniu ze mną, ale wcześniej ani razu nawet nie widziałam żeby chociaż się wzruszył. Zawsze był niewzruszony. Niepewnie przytuliłam go, delikatnie głaszcząc po włosach. Nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo zaboli go moja śmierć. Owszem, mówił mi wiele razy, że jestem dla niego jak siostra, ale nie miałam pojęcia, że jestem dla niego tak ważna. W sali panowała cisza. Dylan i Emil odwrócili wzrok. Podejrzewam, że czuli się winni tych okropnych dni dla wszystkich. Ciekawe czy rozmawiali ze sobą przez ten czas?Choć jak znam Alexa to pewnie odsunął się jak najbardziej na bok. Jestem pewna, że gdyby mógł to wyjechałby do innego miasta jeśli nie stanu. Pogładziłam go po plecach, a on odsunął mnie lekko przyglądając mi się.
- Moja mała Sue.- wyszeptał z czułością, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Żyje i mam się dobrze.- powiedziałam z uśmiechem, a on pocałował mnie w czoło i położył z powrotem do łózka.
Poczułam znów ten okropny ból brzucha i żeber na co się lekko skrzywiłam. Na to do sali wszedł doktor Paul z pielęgniarką Amy. Od razu zgromił wzrokiem Alexa na co ten tylko posłał mu skruszone spojrzenie i odsunął się lekko. Wysoki brunet w okularach podszedł bliżej.
- Połóż się proszę.- powiedział do mnie i założył białe gumowe rękawiczki.
Posłusznie wykonałam jego polecenie. Pielęgniarka rozpięła moją białą koszulę od pasa wzwyż i wyciągnęła duże nożyce z szerokiej kieszeni fartucha. Rozcięła nimi bandaż na boku żeby przypadkiem nie dotknąć wciąż świeżych ran na brzuchu. Spojrzałam na Dylana i Emila, którzy wstrzymali oddech czekając na to co zobaczą. Amy najdelikatniej jak potrafiła ściągała przesiąknięte krwią gaziki. Doktor Paul zmarszczył brwi. Przestraszona uniosłam się lekko w górę przez co napięłam mięśnie brzucha, a po mim boku pociekła krew. Od razu posłał mi groźne spojrzenie więc położyłam się z powrotem. Widziałam w jego oczach zaskoczenie. Spojrzałam na Dylana i Emila, byli przerażeni. Przeniosłam spojrzenie na Alexa, który trzymał mnie mocno za rękę, czego nawet wcześniej nie zauważyłam. Uśmiechnął się do mnie blado kiedy zauważył, że na niego patrzę, ale widziałam, że jest... Zły? Przerażony?Sama nie wiem. Ciężko było mi odczytać jego uczucia. Czy było aż tak źle?
- Co się dzieje?- zapytałam szeptem. Bałam się nawet przerwać ciszę jaka panowała w sali.
- Sue... Boli cię to?- zapytał Emil powoli odrywając wzrok od mojego brzucha i spojrzał mi w oczy.
- Tylko kiedy napinam mięśnie.-powiedziałam cicho patrząc na niego.
- Doktorze czy Sue została tu przywieziona z takimi ranami?- zapytał Dylan spoglądając na lekarza.
- Mówcie mi proszę Paul.- powiedział odrywając na chwilę wzrok od moich ran.- Szczerze mówiąc rany goją się bardzo dobrze. Widać już znaczne postępy. Kiedy się tu znalazła to był jeden wielki strup krwi i ziemi. Musieliśmy go zerwać, ale nie było mowy o szyciu. Teraz też nie ma. Te rany są tak poprzecinane, że nie da rady założyć szwów. Jedna rana nachodzi na drugą przez co nawet jeśli złapiemy to z tej strony i spróbujemy zszyć z tym kawałkiem skóry.- mówił pokazując im coś na moim brzuchu.- To wtedy naciągniemy tą ranę i nie da się jej zszyć. Jak już mówiłem to cud, że ona żyje i ma się tak dobrze.- powiedział patrząc na nich poważnie, a mnie przeszły ciarki. Dylan zacisnął usta w cienką linię po czym wyciągnął telefon z kieszeni.
- Sue od teraz będziesz miała ochroniarza cały czas, rozumiesz? Nigdzie bez niego nie idziesz. Ci ludzie nie odpuszczą i jeszcze wrócą.-powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Tylko nie wiem czy mamy kogoś wolnego.- wymamrotał już bardziej do siebie.
- Ja mogę zostać ochroniarzem Sue.-usłyszałam poważny i zdecydowany głos przyjaciela. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni, a Emil lekko zmrużył oczy.
- Poproszę o zmiany po południu. Chłopaki na pewno się zgodzą jeśli powiem, że to o Sue chodzi. W dzień mogę chodzić z nią do szkoły, a po południu pójdzie z wami do pracy, a ja do siebie, no, a w nocy jest pod twoją opieką, prawda?- powiedział ściskając lekko moją dłoń.
Dylan patrzał na niego jeszcze przez chwilę po czym powoli schował telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Ja nie mam nic przeciwko, ale zapytaj Sue czy chce.- powiedział i wszyscy spojrzeli na mnie.
- Ja...- zaczęłam nie pewnie. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Wiedziałam, że Emil będzie zazdrosny, ale wolałam mieć przy sobie Alexa niż obcą osobę nawet jeśli jest z policji czy ochrony czy skąd oni tam by byli. Wiem, że Alex zrobi wszystko żeby mnie obronić, a nie mogę być tego pewna jeśli chodzi o kogoś obcego.-Zgadzam się.- powiedziałam w końcu. Emil patrzał na mnie zaskoczony, a Alex uśmiechnął się lekko.
- W takim razie ustalone.- powiedział Dylan patrząc na Emila, ale ten nic się nie odezwał. Po prostu się nam przyglądał.- Kiedy możesz zacząć?-zapytał patrząc znów na nas.
- Od jutra. Dzisiaj muszę jeszcze wrócić na zmianę bo na razie kumpel został dłużej.- powiedział Alex.- W sumie to będę musiał się już zbierać.- spojrzał na mnie przepraszająco.- Wybacz Suzie.
- Nic nie szkodzi.- uśmiechnęłam się lekko do niego.
Chłopak nachylił się i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Poczułam, że ktoś wstaje z łóżka. Spojrzałam w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą siedział Emil, ale teraz już go tam nie było. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i to zadziałało na mnie jak duża dawka środka pobudzającego. Poderwałam się do góry kuląc się i zasłaniając uszy obiema dłońmi. Czułam się tak jak wtedy w tej piwnicy. Sale wypełnił głośny krzyk. Dopiero po chwili zauważyłam, że to był mój krzyk. Czułam jak biała koszula nasiąka krwią. Zupełnie jak moje kimono wtedy. Zaczęłam się kołysać. Słyszałam głosy przyjaciół i nie tylko, ale były tak ciche jakby dochodziły z oddali. Z chwili na chwilę stawały się co raz głośniejsze, a ja poczułam ostry ból brzucha. Płakałam i cała się trzęsłam. Ktoś coś mówił. Chyba żebym się położyła.
- Sue błagam połóż się.- mówił Dylan obejmując mnie delikatnie.- Błagam połóż się.- prawie szlochał.
- Dylan?- wyszeptałam odsłaniając uszy i otwierając załzawione oczy.
- Boże! Tak Suzie to ja. Jestem tu, słyszysz?Nie jesteś sama. Nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczna.- mówił łamiącym się głosem.
- Dylan.- zaszlochałam i się przytuliłam do niego mocno. Wśliznęłam się na jego kolana.
- Ostrożnie. To są świeże rany.-powiedział delikatnie doktor Paul.
- Dylan.- Szlochałam w jego koszulkę. Pachniał tak jak zawsze. Kawą i żelem pod prysznic.
- Tak, jestem tu. Już dobrze córeczko.-szlochał tuląc mnie najdelikatniej jak potrafił.
Poczułam jak ogarnia mnie ulga po tym jak powiedział „córeczko”. Jeszcze nigdy nikt tak do mnie nie powiedział. Rozpłakałam się jeszcze bardziej tuląc do Dylana. Nie wiem czy będę miała odwagę mówić do niego „tato”, ale odkąd go poznałam traktowałam go tak jakbym chciała traktować mojego tatę. Może kiedyś tak do niego powiem. Może się odważę. Szlochałam cicho w jego koszulkę, ale ból stawał się co raz mocniejszy. Nie chętnie odsunęłam się od niego i spojrzałam na zakrwawioną białą koszule. Moja pościel była w niewiele lepszym stanie. Otarłam łzy i spojrzałam na Dylana, który przed chwilą zrobił to samo. Wyglądał jakby mu ulżyło. Dopiero teraz zauważyłam, że moi rodzice wciąż tu są. Zakłopotana odwróciłam wzrok. Doktor Paul patrzał na mnie ze współczuciem, a Amy gdzieś zniknęła. Nie pewnie przeniosłam wzrok na Alexa, który patrzał na mnie z bólem w oczach i ogromną troską.
- Sue...- zaczął nie pewnie Dylan, a ja odwróciłam głowę w jego stronę. Pogłaskał mnie delikatnie i uspokajająco po włosach.
- Tak?- powiedziałam cicho. Chyba bałam się odezwać głośniej. W środku cała dygotałam.
- Co się stało?- zapytał zaciskając usta w wąską linię. Ostatnio często mu się to zdarzało.
- Huk drzwi...- wyszeptałam kuląc się lekko.- Przypomniał mi huk tego wystrzału. Wtedy wszystko wróciło... Czułam się tak jak wtedy... Ubranie przesiąknięte ciepłą jeszcze krwią... Tępy ból.. Wasze głosy jakby z oddali... Bałam się.- wyszeptałam łamiącym się głosem.- Tak bardzo się bałam.-wyszlochałam, a Dylan przytulił mnie czule do siebie.
- Już dobrze Suzie.- wyszeptał całując mnie lekko w głowę.- Nic ci nie grozi. Nie pozwolę cię skrzywdzić już nigdy więcej.
- Amy za chwile przyniesie ci świeżą koszule i pościel.- powiedział doktor Paul uśmiechając się lekko do mnie.- A teraz jeśli pozwolisz założę ci nowy opatrunek.- na jego słowa skinęłam tylko głową i powoli zeszłam z kolan Dylana kładąc się na swoim miejscu.
Doktor Paul bardzo delikatnie przemył moje rany i położył na nich nowe gaziki po czym z małą pomocą Alexa i Dylana owinął je bandażem. Na to do sali weszła pielęgniarka ze świeżą pościelą i koszulą dla mnie. Dylan wziął mnie na ręce żeby spokojnie mogła zmienić zakrwawioną pościel na świeżą. Kiedy skończyła pomogła mi przebrać koszulę. W tym momencie dziękowałam Bogu, że mam na sobie czystą bieliznę o którą poprosiłam dziś rano. Kiedy już leżałam wygodnie pod kołdrą podszedł do mnie Alex.
- Ja już lecę. Zobaczymy się jutro rano.-powiedział i pocałował mnie w czoło na pożegnanie.- Pa.
- Do zobaczenia. Pa pa.- powiedziałam uśmiechając się do niego lekko.
Prawda była taka, że byłam bardzo zmęczona i najchętniej poszłabym już spać, ale bardzo chciałam porozmawiać z Emilem. Przygryzłam wargę i spojrzałam na drzwi.
- Iść po niego?- zapytał Nick, który do tej pory nic się nie odzywał. Zapomniałam nawet, że tu jest.
- Jeśli możesz.- uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Nie będę już się wracał więc do zobaczenia jutro Green.- uśmiechnął się i przytulił mnie na pożegnanie po czym wyszedł z sali zamykając ostrożnie drzwi.
- My też już pójdziemy.- powiedział tata obejmując mamę ramieniem. Była bledsza niż zwykle i wyglądała na przestraszoną.
- Dobrze. Dziękuje, że przyjechaliście i powiadomiliście Dylana.-uśmiechnęłam się i lekko uniosłam żeby ich przytulić na pożegnanie. Brzuch i żebra z chwili na chwilę bolały co raz bardziej.
- Proszę córciu.- wyszeptała mama po czym oboje wyszli z sali.
- Sue ja jeszcze idę na obchód, ale później zajrzę do ciebie zobaczyć jak się czujesz.- powiedział doktor Stewart i uśmiechnął się ściągając białe rękawiczki.
- Dobrze, prawdopodobnie będę już spać więc dziękuję za wszystko i dobranoc.- odwzajemniłam uśmiech.
- Nie dziękuj. To moja praca.-powiedział i zapisał coś w swoim notesie po czym schował go z powrotem do kieszeni.- Dobranoc Sue.- powiedział i wyszedł, a zaraz za nim pielęgniarka.
- Dobranoc.- powiedziała cicho i z uśmiechem na co tylko jej pomachałam.
Drzwi nie zdążyły się nawet zamknąć kiedy do sali wszedł Emil. Policzki miał zarumienione i lekko dyszał jakby biegł. Spojrzał na mnie tymi ciemnymi oczami, a mnie serce zabiło mocniej. Dylan uśmiechnął się i nachylił się lekko do mnie.
- Zostawię was samych.- wyszeptał i pocałował mnie w czoło na pożegnanie.- Laptopa i telefon dostaniesz z samego rana, a teraz dobranoc Suzie. Śpij dobrze.-powiedział i delikatnie pogłaskał mnie po włosach po czym wstał i ruszył do wyjścia.
Emil wciąż stał w tym samym miejscu. Gdy Dylan wychodził rzucili sobie tylko krótkie porozumiewawcze spojrzenia, a kiedy drzwi się zamknęły oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na klatce.
- Nie zamierzasz do mnie podejść?-zapytałam cicho.
- Nie.- odparł chłodno zamykając oczy.
Skorzystałam z tego i wstałam z łóżka. Na boso podeszłam do niego i stanęłam naprzeciwko niego nie cały krok dalej. Zmarszczył lekko brwi po czym otworzył oczy. Chyba czół się nie swojo i to dlatego. Kiedy mnie zobaczył jego źrenice powiększyły się, a oddech uwiązł w gardle. Szybko jednak się opanował i w miejsce zachwytu pojawiła się troska i złość.
- Sue oszalałaś?!- zawołał i podszedł do mnie biorąc ostrożnie na ręce.
- Nie chciałeś do mnie podejść.-powiedziałam cicho i spojrzałam mu w oczy. Emil położył mnie delikatnie do łóżka i przykrył kołdrą. - Boże Sue jesteś niemożliwa.-powiedział starając się żeby to zabrzmiało jak nagana, ale ja słyszałam w jego głosie troskę i zrezygnowanie.
- Emil.- wyszeptałam, a on spojrzał na mnie udręczonym wzrokiem.- Nie odchodź. Boję się.- powiedziałam jeszcze ciszej. Na jego twarzy odmalował się smutek.
- Przepraszam.- powiedział tylko i usiadł bliżej.- Widziałem twoją reakcję na trzaśnięcie drzwiami, ale bałem się wrócić.- mówił skruszonym tonem.
- Jesteś zazdrosny?- zapytałam cicho i wzięłam go za rękę, a on spojrzał na mnie.
- Cholernie zazdrosny.- przyznał lekko ściskając moją dłoń.
- Jeśli chodzi o mnie to nie czuje do niego czegoś takiego jak do ciebie. Jest moim przyjacielem i bratem. To tak jakbyś był zazdrosny o Dylana.-powiedziałam i podniosłam się powoli do pozycji siedzącej. Emil chciał mnie powstrzymać, ale rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie więc zamknął z powrotem usta.- Nie bądź proszę zazdrosny. Kiedy cię zobaczyłam wtedy w szkole, zakochałam się i nic tego nie zmieni.- wyszeptałam uśmiechając się czule.
Emil przez dłuższą chwilę przyglądał mi się, a ja delikatnie gładziłam go po policzku. Położył dłoń na mojej dłoni i spojrzał mi głęboko w oczy. To co w nich zobaczył chyba było przyzwoleniem bo pocałował mnie delikatnie i czule. Miał takie miękkie i lekko słone usta. Uwielbiałam to połączenie. Nie pewnie wsunęłam język w jego usta na co mruknął cicho i odwzajemnił pocałunek pogłębiając go. Nie wiem jak długo się całowaliśmy, ale kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie miałam mroczki przed oczami, a krew szumiała mi w uszach. Emil posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Aż tak dobrze było?- zapytał uśmiechając się szeroko.
- A wyglądam jakby było dobrze?-zapytałam śmiejąc się lekko.
- Wyglądasz jakbyś była w siódmym niebie.- zaśmiał się.
- Eee... Nie.- powiedziałam, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie.-Szczerze mówiąc było dużo lepiej.-zaśmiałam się i dałam mu szybkiego buziaka.
- No ja myślę.- powiedział z udawanym oburzeniem i zaśmiał się lekko.
- Sue...-zaczął marszcząc brwi. Uśmiechnął się smutno.- Będę już jechał do domu. Jest już po 20. Mama od czasu tego... Wypadku bardzo się martwi.-powiedział delikatnie gładząc mój policzek.- Dasz sobie radę?
- Oczywiście.- uśmiechnęłam się.-Jestem tak zmęczona, że chyba od razu zasnę.- zaśmiałam się i położyłam ostrożnie.
- To dobrze.- powiedział i pocałował mnie w policzek.- Do jutra Sue. Zajrzę do ciebie przed szkołą.
- Dobrze, dziękuję.- wyszeptałam sennie na co Emil uśmiechnął się czule.
- Dobranoc księżniczko. Kocham cię.-wyszeptał.
- Dobranoc skarbie, ja ciebie też kocham.- powiedziałam ziewając.
Emil wstał powoli i ruszył do wyjścia. Chwilę później usłyszałam ciche kliknięcie zamykanych drzwi. Jeszcze przez parę minut byłam zawieszona pomiędzy snem, a rzeczywistością, ale sen szybko zdobył przewagę i pochłonął mnie całkowicie.

Rozdział 13

KILKANAŚCIE MINUT PO WYJŚCIU ZE SZPITALA

Dylan stanął na podjeździe niebiesko-białego domu. W oknie kuchni poruszyła się firanka, a chwilę później na werandę domu wyszła nie wysoka kobieta o blond włosach i niebieskich oczach. Miała na sobie zwykłe dżinsy i przylegającą zieloną koszulkę. Na jej twarzy widniała matczyna troska. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w milczeniu. Żadne z nas nawet się nie poruszyło.

- Dzięki za odwiezienie mnie do domu.- wyszeptałem patrząc wciąż przed siebie.

- Nie ma sprawy.- powiedział półgłosem Dylan.

- Zobaczymy się jutro po szkole. Przyjadę do ciebie.- powiedziałem otwierając drzwi auta.

- Emil.- usłyszałem cichy głos przyjaciela.- Jeśli chcesz możesz...- urwał.

- Odejść?- dokończyłem za niego.- Nie mam zamiaru. A niech tobie nawet nie przyjdzie do głowy rozwiązać Wydział Szkolny. Sue ko...- urwałem czując jak do oczu napływają mi łzy.- Po prostu zostaje.- powiedziałem po chwili.

- To weź chociaż wolne.- powiedział cicho Dylan wciąż nie patrząc na mnie.

- Dam radę. Zobaczymy się jutro.- położyłem rękę na ramieniu przyjaciela i lekko je uścisnąłem po czym wysiadłem z samochodu i zamknąłem za sobą drzwi.

Gdy tylko podszedłem do drewnianej werandy Dylan sprawnie wycofał z podjazdu i ruszył w stronę centrum miasta. Ciekawe gdzie jechał? Może do biura? Westchnąłem i podszedłem bliżej mamy. Stała u szczytu nie wysokich schodów z zatroskaną. Nie wiem czy mam w sobie jeszcze na tyle siły żeby jej o tym powiedzieć.

- Emil, synku co się stało? Boże jesteś cały we krwi. Coś ci się stało? Jesteś ranny?- mówiła szybko, a mnie znów w oczach stanęły łzy. Spojrzałem na swoje ręce umazane krwią. Krwią Sue.

- Nie mamo, nie jestem ranny.- ale kurewsko zraniony, pomyślałem zaciskając dłonie.- Nie mam nawet zadrapania.- powiedziałem cicho.

- W takim razie czyja to krew? Co się stało? Dlaczego nie wracałeś do domu?- pytała dalej, a mnie serce pękało.- Emil co się dzieje?- zapytała ponownie kiedy nie odpowiedziałem na poprzednie pytania.

- Jest Tommy w domu?- zapytałem po chwili ciszy patrząc w bok. Nie patrzałem na nic konkretnego. Po prostu nie byłem wstanie patrzeć na mamę i jej oczy pełne troski i miłości.

- Nie ma. Ma dzisiaj dyżur w nocy i nie dawno wyjechał z domu.- powiedziała lekko zbita z tropu tym pytaniem.- Ale co to ma do rzeczy?- zapytała niespokojnie.

- Chodźmy do środka...- westchnąłem zrezygnowany.- Opowiem ci mamo co się stało.- powiedziałem prawie szeptem i ruszyłem do środka, a mama tuż za mną.- Poczekaj chwilę w kuchni. Za chwilę przyjdę tylko zmienię ubranie i umyje się szybko.- powiedziałem idąc na górę.

- Dobrze...- powiedziała nie pewnie.- Zrobię ci coś ciepłego do picia.- powiedziała z troską i zniknęła w kuchni.

Powoli wszedłem na górę. Całe piętro było moje. Mama i Tommy mieli sypialnię na parterze tak jak i własną łazienkę. Mama wchodziła tu tylko po to by zrobić pranie i czasem posprzątać. Oświeciłem światło na korytarzu co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało. Zawsze szedłem do swojego pokoju po ciemku. Znałem to miejsce jak własną kieszeń, a poza tym nawet jako dziecko nie bałem się ciemności więc to nie był dla mnie żaden problem. Teraz jednak coś się zmieniło... Bałem się. Bałem się nawet zamknąć oczy. Bałem się, że zobaczę jej piękną twarz, że zobaczę ją w kałuży krwi. Wszedłem nie pewnie do pokoju i od razu zapaliłem światło tak jak na korytarzu. Wziąłem swoje ubrania z szafy i wyszedłem z pokoju gasząc światło. Powoli ruszyłem do łazienki. Moje ciało było już kompletnie wykończone. Brak posiłków i snu dawał się we znaki. Wszedłem do jasnej łazienki i położyłem czyste ubrania na półce z ciemnego drewna. Rozebrałem się powoli, a brudne ubrania wrzuciłem do plastykowego brązowego kosza na pranie. Wszedłem pod prysznic i odkręciłem wodę. Wzdrygnąłem się kiedy poczułem zimne krople na ciele, które szybko jednak zamieniły się w ciepłe i przyjemne. Stałem tak patrzą jak woda pod stopami barwi się na czerwono i znika w odpływie. Nalałem na ręce trochę mydła w płynie i zmyłem z nich krew po czym szybko umyłem włosy i resztę ciała. Wyszedłem spod prysznica i wytarłem się puszystym białym ręcznikiem, szybko włożyłem na siebie czyste czarne proste spodnie, czarny T-shirt i czarną bluzę. Tej ostatniej przyjrzałem się przez chwilę. Była bardzo podobna do mojej ulubionej bluzy, którą kiedyś pożyczyłem Sue kiedy było jej zimno. Przygryzłem wargę powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Lepiej zejdę już na dół. Może jak się napiję czegoś ciepłego to uda mi się trochę uspokoić. Ubrałem szybko skarpetki i wcisnąłem nogi w trampki w których chodzę po domu. Zszedłem na dół gasząc wszędzie światło i wszedłem nie pewnie do kuchni. Przy sole koło okna siedziała mama pijąc coś ciepłego. Na drugim końcu stał czarny kubek z moim imieniem. Wydobywała się z niego para. Powoli podszedłem bliżej i wziąłem kubek w dłonie. Była w nim gorąca czekolada. Objąłem kubek dłońmi i upiłem łyk. Oparłem się o szafkę kuchenną, która stała obok i wbiłem wzrok w ścianę naprzeciwko. Wziąłem kolejny łyk, słodko gorzkiego napoju.

- No więc co się stało?- zapytała cicho mama. Nie byłem w stanie na nią spojrzeć więc cały czas patrzałem w ścianę naprzeciwko.

- Od tygodnia pracuję jako tajny agent dla Dylana McCartneya w tak zwanym Wydziale Szkolnym.- zacząłem, a gdy tylko wymieniłem imię przyjaciela mama wzięła głęboki wdech i wstrzymała oddech.- Pewnie słyszałaś, że w mojej szkole nie dawno doszło do niewyjaśnionej śmierci nauczyciela pana Blacwooda. Pracowaliśmy nad tym. Moja... przyjaciółka Sue, ja, Nick i Dylan. Nie dawno sprawa nie co się skomplikowała ponieważ okazało się, że ktoś śledzi Sue, chwile po tym jak się dowiedzieliśmy doszło do pierwszego ataku na nią. Udało nam się, mnie i Sue jakoś obezwładnić tych dwóch typków. Jednak okazało się, że byli to jakieś zwykłe uliczne złodziejaszki, które po prostu dostały zlecenie od kogoś tajemniczego. Nie długo potem Sue postanowiła sprawdzić pierwszego podejrzanego. Poszła na imprezę. Chwilę przed tym jak zaczęła swoją cichą akcję dałem jej nadajnik z mikrofonem. Tak w razie czego. Choć i tak wątpiłem, że może się przydać, ale warto dmuchać na zimne.- powiedziałem cicho i upiłem kolejny łyk czekolady wyciągając z kieszeni telefon.- Sue zaczęła akcję, a ja z jednym z ochroniarzy klubu ją obserwowałem w razie jakby coś się zaczęło dziać. Niestety w klubie pojawił się wtedy ktoś jeszcze... Przyszedł Tommy.- powiedziałem spoglądając nie pewnie na mamę. Siedziała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się we mnie. Odwróciłem wzrok i wbiłem go w podłogę.- Zaczepił mnie i tak zaczęła się bójka.- powiedziałem cicho.- Żeby mnie powstrzymać było potrzebnych trzech ochroniarzy. Kiedy wyprowadzili Tommy'ego z sali spojrzałem w stronę baru gdzie siedziała Sue, ale nigdzie jej nie było. Została porwana wraz z podejrzanym. Natychmiast zaczęły się poszukiwania. Sue szybko się jednak ocknęła.- uśmiechnąłem się lekko.- Zawsze była silna i tak łatwo się nie poddawała. Połączyliśmy się z jej nadajnikiem, ale okazało się, że tylko mikrofon działa. Suzie przypomniała sobie o nim i opowiedziała nam jak wygląda miejsce do którego ją wywieźli. Przez dwa dni non stop jej szukaliśmy, nie spałem, nie jadłem. Nie byłem w stanie tak samo jak reszta. Chodziłem cały czas wkurzony i tylko powtarzałem sobie jej słowa kiedy opisała nam miejsce w którym się znajduje. „Jeśli jest koło ciebie Dylan to powiedz mu żeby nie pił już dzisiaj kawy. A ty Emil nie rozwal nic.” tylko ona mogła powiedzieć coś takiego kiedy właśnie groziło jej niebezpieczeństwo.- powiedziałem łamiącym się głosem. Do oczu znów napłynęły łzy, a w gardle urosła ogromna gula. Przez telefon połączyłem się z moim laptopem i puściłem jedno z nagrań. W kuchni rozbrzmiał cichy stukot otwieranej klapy piwnicy, a po chwili męski głos.

- Witaj słonko.- cichy jęk bólu. Położyłem telefon na stole i spojrzałem na mamę. Siedziała wpatrzona w niego z przerażeniem.- Sue?! Zostawcie ją!- krzyk Justina, który szybko zamienił się w jęk bólu.- Przywiąż go do łóżka, a ja ją przywiąże do krzesła i postawię na drugim końcu żeby przypadkiem nie pomógł jej się wydostać.- rozbawiony głos jednego z mężczyzn i następny stłumiony jęk Sue.- Słonko nie rzucaj się tak,a obiecuję, że nie będzie boleć.- powiedział znów ten sam mężczyzna.- Co to za różnica?- powiedziała cichym i zachrypłym głosem Sue. Poczułem jak moje ciało drży. Na stół spadły krople łez. Zacisnąłem dłonie w pięści. Mama wciąż patrzała z przerażeniem n telefon.- I tak będziesz mnie torturować żeby na końcu kiedy ci się znudzi zabić jak zwykłego psa.- powiedziała cicho z rezygnacją w głosie.- Zaraz torturować. Po prostu pobawimy się w taką fajną zabawę.- powiedział mężczyzna, a po chwili w kuchni rozbrzmiał cichy syk bólu.- Nie ruszaj się.- syk przerodził się w pełen bólu krzyk. Mama zakryła usta dłońmi powstrzymując łzy. Wyłączyłem nagranie i puściłem następne. To z dzisiaj rana.- Sue żyjesz?- powiedział cicho i niewyraźnie Justin- Sue słuchaj. Nie możesz się poddać rozumiesz?- zawołał do niej, ale znów odpowiedziała mu tylko cisza.- Sue Green!- krzyknął.- Nie możesz, słyszysz? Jesteś piękna, mądra, a na dodatek tak silna jak żadna dziewczyna którą znam! Musisz dać radę!- krzyczał łamiącym się głosem.- Odkąd się pojawiłaś w szkole obserwowałem cię. Byłaś inna niż wszystkie dziewczyny. Ale nie wiedziałem jak mam się odezwać. Potem usłyszałem plotki o tobie i nie wiedziałem czy powinienem. Mogłabyś mnie od razu spławić i pewnie byś tak zrobiła. Tak jak wtedy w La Rossa. Więc tylko obserwowałem. Wiem, że wtedy byłem dla ciebie niemiły, ale obiecuje, że to naprawię. Tylko się nie poddawaj.- szlochał Justin, a mama razem z nim. W głośnikach zapadła cisza, ale po chwili włączyło się następne nagranie z tego dnia.- Sue?- zapytał Justin.- Żyje jeszcze.- odpowiedziała mu cicho Sue.- Twoi przyjaciela na pewno przyjdą?- zapytał z nie pewnością w głosie.- Na pewno.- powiedziała stanowczo.- Jesteśmy tu już od czterech dni i... Sue co ty robisz?- zapytał z lekkim przerażeniem w głosie.- Próbuje się uwolnić.- po tych słowach rozbrzmiał głośny trzask i krzyk Justina wołający jej imię po czym zapadła kolejna cisza, a nagranie znów przeskoczyło. Mama cicho szlochała, ale nic nie mówiła. Nie podnosiła nawet wzroku z telefonu. Schowałem twarz w dłoniach powstrzymując szloch.- Dylan.- w kuchni rozbrzmiał cichy i zachrypły głos Sue.- Masz pozdrowienia zza światów. Chciałam wysłać pocztówkę, ale nie chcieli mi pokazać gdzie jest sklep z pamiątkami.- powiedziała wesoło z cichym jękiem bólu.- Sue nic ci nie jest?- zapyta drżącym głosem Justin.- No nie wiem czy można powiedzieć, że nic mi nie jest, ale żyje choć prawie się przekręciłam.- powiedziała z obojętnością.- Dylan mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz i przyślesz tu policję całego stanu...- zrobiła pauzę.- Bo wiesz... Dowiedziałam się gdzie jestem. Tam na tamtym świecie mają lepszych informatorów.- powiedziała wesoło.- Otóż znajdujemy się około stu kilometrów za miastem w kierunku wschodnim. Na autostradzie trzeci zjazd w prawo i do końca tą drogą.- powiedziała z cichym jękiem.- I przyda się apteczka.- dodała.- I jakbyście się pośpieszyli byłabym wdzięczna. Pan Słoneczko Zabawimy Się Trochę wrócił, a raczej spotkań z nim nie zaliczam do najbardziej udanych.- powiedziała z cichym jękiem. Wyłączyłem nagranie, a mama podniosła na mnie oczy pełne łez.

- C-co się z nią stało?- wyszeptała.

- Była cięta po brzuchu nożem. Ten trzask, który słyszałaś... Rzuciła się razem z krzesłem do dziury głębokiej na jakieś dwa i pół metra żeby się uwolnić.- wyszeptałem zachrypłym głosem. Stałem ze spuszczoną głową, a po moich policzkach płynęły łzy spadając na brązowe kafelki podłogowe.- Po jakichś czterdziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Dylan wydawał się śmiertelnie niebezpieczny i przypuszczam, że naprawdę taki był. Był gotów zabić ich wszystkich byle tylko uratować Sue. Zszedł pierwszy do piwnicy, a właściwie wskoczył, a ja zaraz za nim. Do łóżka był przywiązany chłopak którego słyszałaś na nagraniu, a zaraz obok niego stał jeden z porywaczy z bronią w ręku. Celował we mnie, a ja w niego. Staliśmy tak jakiś czas. Porywacz mówił coś do Dylana o Sue.- wyszeptałem zaciskając dłonie w pięści.- I wtedy Sue uśmiechnęła się do nas, a reszta potoczyła się tak szybko...- zaszlochałem, a mama wstała od stołu.

- wszystko będzie dobrze, może jakoś uda jej się z tego wyjść...- zaczęła delikatnie.

- Nie uda.- powiedziałem, a mama zatrzymała się w półkroku.

- Co masz na myśli?- zapytała szeptem, a ja podniosłem wzrok i spojrzałem na nią oczami pełnymi łez. O mało nie cofnęła się o krok. Nie wiem co zobaczyła na mojej twarzy, ale podejrzewam, że coś czego nikt jeszcze nigdy na niej nie widział. Nie opisany ból.

- Sue rzuciła się na mężczyznę, który do niej celował i wytrąciła mu broń wtedy usłyszałem strzał i sam pociągnąłem za spust. Mężczyzna przede mną upadł na ziemię z krzykiem i upuścił broń. Postrzeliłem go w ramię. Wtedy dopiero zorientowałem się, że to on wystrzelił... Kiedy spojrzałem na Sue zobaczyłem jak tamten mężczyzna zrzuca ja z siebie, ona upada na ziemię, a pod nią rośnie plama krwi. Wyniosłem ją na zewnątrz. Poprosiła, żebym położył ją na ziemi. Zrobiłem to nie chętnie. Wtedy pojawił się Dylan. Pożegnała się z nami. Dylan błagał żeby się nie poddawała, mówił jej, że wszystko będzie dobrze, a ona powiedziała tylko „Dylan to koniec i ty to wiesz.” uśmiechając się i... odeszła.- powiedziałem wybuchając płaczem. Osunąłem się na podłogę chowając twarz w dłoniach. Mama uklękła przy mnie i przytuliła do siebie.- Potem w szpitalu...- kontynuowałem płacząc.- Okazało się, że udało się im przywrócić pracę serca, ale tylko na czas pożegnania bo jej organizm nie da rady się pozbierać po tym wszystkim.- szlochałem.- Ci wszyscy ludzie... Oni przyszli żeby się z nią pożegnać. Wszyscy ją podziwiali i szanowali. Chciałem zostać do końca, ale wiedziałem, że tego nie zniosę... Straciłem ją. Straciłem moją Sue...- wybuchłem jeszcze większym płaczem i skuliłem się jak tylko umiałem.

Mama siedziała ze mną na podłodze i tuliła do siebie starając się jakoś mnie uspokoić. Nie mam pojęcia jak długo tak siedziałem. Powoli przestawałem płakać, ale im cichszy się stawałem tym bardziej rosła pustka we mnie, a kiedy w końcu zamilkłem poczułem się jak puste naczynie. Jeszcze trochę siedzieliśmy w tej ciszy, kiedy usłyszałem głos mamy.

- Idź się połóż i odpocznij. Jesteś bardzo zmęczony.- wyszeptała głaszcząc mnie po wilgotnych włosach.

Podniosłem głowę i zobaczyłem, że na zewnątrz było już ciemno. Zegarek na ścianie wskazywał 21:15. Do domu wróciłem około 17:00. Podniosłem się powoli i stanąłem chwiejnie na nogach. Wziąłem telefon ze stołu i prawie automatycznie wybrałem numer Dylana. Odebrał po pierwszym sygnale.

- Emil?- usłyszałem w słuchawce cichy bełkot.

- Jesteś pijany.- stwierdziłem siadając na krześle i zasłaniając dłonią oczy.

- Troooszeczkę.- powiedział i usłyszałem brzęk szkła.- Kurwa...- zaklął pod nosem.

- Przyjadę po ciebie. Nie możesz zostać sam w mieszkaniu.- powiedziałem wstając od stołu. Mama spojrzała na mnie zaskoczona.

- Nie trzeba. Świeeetnie sobie radzę.- zaśmiał się. Ale to nie był wesoły śmiech. To śmiech człowieka który stracił wszystko i jest do wszystkiego zdolny.

- Dylan jadę po ciebie i koniec kropka. Nie możesz być sam.- powiedziałem pewnie.- Ja też nie...- dodałem szeptem i się rozłączyłem.- Mamo przepraszam, ale muszę jechać po Dylana. Jak tak dalej pójdzie to zapije się na śmierć. Zostanie dzisiaj u nas.

- No dobrze...- powiedziała zaskoczona.

Schowałem telefon do kieszeni i wyszedłem z domu. Mój motor stał pod mieszkaniem Dylana, a auto zabrał Tommy. Nie zostało mi nic innego jak przebiec się do niego. Westchnąłem. To mi dobrze zrobi. Dodatkowy wysiłek fizyczny dobrze robi. Pomyślałem i ruszyłem truchtem w stronę mieszkania Dylana. Nocne powietrze przyjemnie chłodziło moją skórę. Niebo na północy co jakiś czas błyskało. Nadchodziła burza. Przypominało mi to wieczór w którym biegałem bez celu po mieście kiedy podjechał koło mnie Dylan i powiedział żebym wsiadał. Tego dnia go poznaliśmy. Kiedy wsiadłem do samochodu powiedział, że jedziemy po Sue bo za chwilę kończy pracę. Przestraszyłem się wtedy. Sam nie wiem czego. Kiedy wszedłem tamtego dnia do klasy za Dylanem czułem się jakbym dopiero pierwszy raz ją widział. Wydała mi się wtedy taka piękna. Za każdym razem kiedy choćby na nią spojrzałem moje serce biło szybciej. Bałem się tych uczuć. Nie byłem wcześniej zakochany. To znaczy byłem, ale nie tak. To było coś zupełnie innego. Starałem się do niej jakoś zbliżyć, ale starałem się nie okazywać tego co czuję. Wtedy w samochodzie dałem jej bluzę. Do tej pory chyba leży u niej. Jak sprawdzałem jej pokój wisiała na krześle. Wyglądała tak słodko kiedy się zawstydziła na jej widok. Uśmiechnąłem się lekko na to wspomnienie. A niedługo potem ją całowałem. To był taki wspaniały pocałunek i tak długo wyczekiwany. Bałem się wtedy, że go nie odwzajemni, że mnie odepchnie, a ona objęła mnie za szyje i odwzajemniła tak namiętnie. Za każdym razem kiedy się całowaliśmy czułem jakbym to robił pierwszy raz, a ona za każdym razem oddawała go tak jak za pierwszym razem. Z miłością, namiętnością, niepewnością i troską jednocześnie. W jednym jej pocałunku kryło się tle uczuć. Uśmiechnąłem się smutno i zwolniłem. Dopiero wtedy zauważyłem, że już jestem na ulicy przy której mieszka Dylan. Pobiegłem truchtem pod wejście do kamienicy. W pokoju Sue paliło się światło. Wszedłem po schodach lekko zdyszany i wyciągnąłem klucze do mieszkania które dał nam Dylan. Mogłem zadzwonić do drzwi, ale nie wiedziałem czy w tym stanie da radę choćby samodzielnie wstać. Stanąłem przed drzwiami i już chciałem je otworzyć, kiedy zauważyłem, że są uchylone. Zamarłem na chwilę. Powoli chwyciłem za klamkę i popchnąłem do środka otwierając. Moim oczom ukazał się Dylan siedzący na podłodze, a koło niego opróżniona już butelka whisky, a koło niej dopiero zaczęta butelka białego wina. Dylan siedział oparty o ścianę i patrzał na pokój. Nawet nie zauważył, że otwarłem drzwi. Może stracił przytomność. Pomyślałem przestraszony i wszedłem do środka.

- Dylan?- zapytałem nie pewnie kucając koło niego. Mężczyzna odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się smutno.

- O tio ty Emwil...- wybełkotał i pociągnął spory łyk wina.- Czekaum aż Suzie wrócij.- wybełkotał cicho i się uśmiechnął, a mnie serce się ścisnęło.

Tak bardzo cierpiał, że odepchnął od siebie myśl, ze ona nie żyje, a przy tym jeszcze się upił. Zabrałem mu butelkę z ręki. Nie ma co mu tłumaczyć, że ona nie żyje. Jest zbyt pijany.

- Choć, poczekamy u mnie. Powiem jej żeby tam przyjechała.- powiedziałem z trudem. Te słowa bolały bardziej niż się spodziewałem.

- Naprowdew?- zapytał pół przytomny.

- Oczywiści. Chodź.- powiedziałem i podniosłem go.

Przerzuciłem sobie jego ramię przez szyję i poprowadziłem do drzwi gasząc wszędzie światło. Z półki wziąłem jego klucze do jaguara i do mieszkania. Zamknąłem drzwi na klucz i powoli ruszyłem na dół. Posadziłem Dylana w samochodzie, sam usiadłem za kierownicą. Spojrzałem na przyjaciela. Dalej był ubrany w pobrudzone ubrania. Może wrócę jeszcze po jakieś ubrania. Westchnąłem i wysiadłem z samochodu. Ruszyłem na górę i wszedłem szybko do mieszkania. Wziąłem Dylanowi jakąś czarną marynarkę, do tego biały T-shirt pod spód i jakieś dżinsy po czym szybko wróciłem do samochodu. Dylan spał jak zabity. Skrzywiłem się na ten dziwny dobór słów. Włożyłem kluczyki do stacyjki i odpaliłem silnik, który przyjemnie zawarczał. Powoli ruszyłem z parkingu. Ulice były pełne. Co chwilę staliśmy w korku, ale nie licząc tego podróż była bez niespodzianek. Zaparkowałem na poboczu ulicy i wysiadłem zamykając za sobą drzwi, okrążyłem samochód i otwarłem drzwi od pasażera. Ostrożnie wyciągnąłem Dylana i zaprowadziłem do domu na górę. Położyłem go w pokoju obok mojego i wróciłem po jego ubrania, które starannie położyłem na biurku, a koło nich kartkę na której napisałem „ŁAZIENKA JEST NAPRZECIWKO. JABYŚ CZEGOŚ POTRZEBOWAŁ JESTEM W POKOJU OBOK. EMIL.” może podpis nie był konieczny no, ale raczej nie będzie pamiętał gdzie jest, ani jak się tu znalazł. Zgasiłem światło i wróciłem do swojego pokoju. Ściągnąłem buty i skarpetki, a potem bluzę i T-shirt po czym położyłem się na łóżku okrywając do połowy kołdrą. Zasnąłem niemal od razu.

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Otwarłem powoli oczy i spojrzałem na zegarek. Była 6:24. Jęknąłem cicho i podniosłem się do pozycji siedzącej.

- Proszę!- zawołałem pół przytomny i zwiesiłem nogi z łóżka. Do pokoju wszedł Dylan w pomiętym ubraniu. Przeczesałem włosy palcami po czym jeszcze raz wsunąłem je we włosy. Siedziałem tak oparty w milczeniu. Dylan wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.- Jak się czujesz?- zapytałem przerywając ciszę.

- Jakby mi podali silne znieczulenie.- wychrypiał i usiadł na podłodze pod drzwiami. Wydawał się młodszy niż zwykle. Jakby miał nie wiele więcej lat co ja.

- Wiem coś o tym.- powiedziałem cicho i spojrzałem na niego.- Męczy kac?- zapytałem po chwili ciszy, a Dylan skrzywił się.

- Pamiętam tylko, że wróciłem do domu i napiłem się whisky, później nic więcej.- wychrypiał przeczesując włosy palcami.- Opowiesz mi jak się tu znalazłem?- zapytał patrząc na mnie udręczonym wzrokiem.

- Zadzwoniłem wczoraj do ciebie, ale byłeś kompletnie pijany więc postanowiłem, że zabiorę cię tutaj. Pobiegłem do twojego mieszkania, a ty siedziałeś na ziemi z opróżnioną już butelką whisky i zaczętą butelką wina. Mówiłeś coś, że czekasz aż Sue wróci, ale zapakowałem cię do samochodu wziąłem jakieś ubrania na zmianę i przywiozłem tutaj. Spałeś jak kamień.- powiedziałem uśmiechając się lekko na widok jego zaskoczonej miny.- Czyżbyś nigdy wcześniej się nie upił do tego stopnia?- zapytałem lekko rozbawiony. Dylan zaśmiał się cicho.

- Nie miałem na to czasu. Po śmierci moich przyjaciół postawiłem sobie trzy cele. Stać się najlepszym w swoim fachu. Odnaleźć Sue. Założyć Wydział Szkolny z dziećmi moich przyjaciół. Spełniłem je, ale wszystko się skomplikowało. Suzie nie żyje i zostaliśmy tylko we trzech. Będziemy musieli zatrudnić kogoś jeszcze bo będą kazali mi zamknąć wydział.- westchnął zrezygnowany. Spojrzałem na niego z niepewnością.

- Jak to zatrudnić kogoś jeszcze?- zapytałem podnosząc się z łóżka.- Dylan dobrze wiesz, że nikt nie zastąpi Sue.- zacząłem chodzić po pokoju.

- Wiem. Ale formalnie na papierku ktoś musi być. Będziemy mieli tydzień na znalezienie kogoś nowego. Choćby do robienia kawy.- powiedział przeczesując włosy palcami.

- Nikt oprócz ciebie i czasami Sue nie pije w biurze kawy.- zatrzymałem się pod oknem i wyjrzałem za nie. Znów byłem roztrzęsiony, ale wiedziałem, że musimy o tym porozmawiać.

- No to co mam zrobić? Nikt nigdy w waszym wieku nie dorówna Sue. Chyba lepiej wziąć kokoś do robienia kawy jak zamknąć wydział.- powiedział przyglądając mi się uważnie.

- Masz rację.- przyznałem po krótkiej chwili ciszy.- W takim razie co powiesz na Ninę, siostrę Nicka?- zapytałem odwracając się w jego stronę i opierając o parapet.

- Czemu nie... Ale dlaczego właśnie ona?- zapytał lekko zaskoczony.

- Ponieważ z wyglądu jest zupełnym przeciwieństwem Sue.- powiedziałem prosto z mostu. Dylan przez chwilę patrzał na mnie zaskoczony, ale na jego twarzy szybko pojawiło się zrozumienie.

- Jutro zaprosimy ją na rozmowę.- powiedział i wstał z podłogi.- Idziesz dzisiaj do szkoły?- zapytał otwierając powoli drzwi.

- Tak będzie lepiej. Porozmawiam z Justinem.- powiedziałem podchodząc do szafy i wyciągając z niej świeże ubrania.

- Z Justinem? O czym?- zapytał zaskoczony.

- Na temat tego co się stało w piwnicy. Chcę, żeby siedział cicho i wymyślił jakąś dobrą ściemę dla znajomych. Może zaszkodzić naszej sprawie jeśli zacznie gadać, że jesteśmy w policji czy coś.- powiedziałem ubierając T-shirt.

- Dobry pomysł.- powiedział kiwając w zamyśleniu głową po czym wyszedł.

Ubrałem szybko czyste czarne rurki, a do nich czarny pasek i bluzę w tym samym kolorze. Naciągnąłem na nogi skarpetki po czym szybko ubrałem trampki i zszedłem na dół na śniadanie. W kuchni panowała kompletna cisza. Mama siedziała przy stole na swoim miejscu przy oknie i patrzała na zewnątrz, a Tommy'ego jeszcze nie było. Wyciągnąłem z szafki niebieską miskę i wsypałem do niej płatki kukurydziane zalewając mlekiem. Miskę wstawiłem do mikrofali i włączyłem na pięćdziesiąt sekund. Spojrzałem na mamę, która patrzała nieobecnym wzrokiem na zewnątrz. Nie pewnie usiadłem naprzeciwko niej.

- Hej mamo, coś się stało?- powiedziałem przyglądając się jej. Na dźwięk mojego głosu podskoczyła przestraszona.

- O Boże, Emil, ale mnie przestraszyłeś.- powiedziała śmiejąc się nerwowo.

- Jestem tu od dłuższej chwili.- powiedziałem marszcząc brwi.- Coś się stało? Jesteś jakaś nieobecna.

- Nic takiego. Myślałam o tym co mi wczoraj opowiadałeś.- uśmiechnęła się czule.

- O Sue?- zapytałem zaskoczony.

- Tak. Nie potrafię... Przyjąć do wiadomości, że ta mała słodka dziewczynka nie żyje.- westchnęła obejmując dłońmi kubek z ciepłą herbatą. Spojrzałem na nią zaskoczony. Mówiła tak jakby znała Sue.

- Mamo... Czy ty...?- zacząłem jąkając się trochę.

- Oczywiście. Nie pamiętasz? Przyjaźniliście się w dzieciństwie. Często do nas przychodziła kiedy jeszcze mieszkaliśmy na wsi. Z tego co pamiętam byłeś w niej zakochany.- uśmiechnęła się lekko.- Byłeś wtedy taki słodki. Zrywałeś jej kwiaty z mojego ogrodu za każdym razem kiedy mieliście się spotkać.- powiedziała wyglądając za okno.

Mikrofalówka zaczęła pikać drugi raz. Byłem tak pochłonięty myślami, że nawet nie usłyszałem pierwszego. Wstałem powoli od stołu i wyciągnąłem ciepłą miskę z płatkami z mikrofali. Sięgnąłem po łyżkę i zjadłem szybko na stojąco. Spojrzałem na zegarek. Było już po siódmej. Kurna. Spóźnię się do szkoły. Za chwilę zaczną się poranne korki.

- Dylan!- zawołałem wychodząc na korytarz.- Muszę już wychodzić. Podrzucisz mnie do szkoły?- krzyknąłem sięgając po swoje klucze.

- Już idę!- usłyszałem jak wychodzi z pokoju, a po chwili zbiegał już po schodach.- Cześć Alice.- pomachał mojej mamie i uśmiechnął się lekko. Gdybym patrzał na to jako osoba nie znająca sytuacji pomyślałbym, że Dylan wygląda na starszego brata, a jeśli nie na brata to na ojca.

- Jesteś w stanie prowadzić?- zapytałem sięgając po jego klucze.

- Czuję się dobrze, a policja i tak mnie nie zatrzyma.- wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.

- No to chodźmy. I tak będę spóźniony.- powiedziałem i wychyliłem się do kuchni.- Wychodzę mamo, kocham cię!- zawołałem i nie czekając na odpowiedź wyszedłem na drewnianą werandę.

- Ja ciebie też kocham synku, papa.- zawołała za mną.

Wyszliśmy na zewnątrz i powoli ruszyliśmy do samochodu. Sąsiedzi przyglądali się mu z zainteresowaniem. Raczej rzadko parkuje tu taka fura. Pomyślałem i uśmiechnąłem się lekko. A niech patrzą. Wsiadłem od strony pasażera i zapiąłem pas. Dylan odpalił silnik i włączył się do znikomego ruchu na ulicy.

DWA DNI PÓŹNIEJ

Wyszedłem ze szkoły i ruszyłem na parking po mój motor. W szkole krążyły już różne plotki na temat śmierci Sue. Na szczęście ludzie bali się podejść do mnie bądź do Nicka zapytać jak było naprawdę. I bardzo dobrze. Mieliśmy święty spokój z tym. Choć niestety słyszeliśmy różne historie i teorie na ten temat. Justin obiecał siedzieć cicho. Opowiedział im historię w której to on zostaje porwany, a Sue jest tylko przypadkowym świadkiem przez co ją również zabierają no i zabijają, a jego w idealnym momencie ratuje policja. Głupia ta historia, ale ludzie i tak to łyknęli. Nie wszyscy, ale większość. Wyciągnąłem klucze z kieszeni i odpaliłem motor. Silnik przyjemnie zawarczał. Włożyłem kask i ruszyłem w stronę bramy szkolnej. Na szczęście nikt nie dowiedział się o Wydziale Szkolnym. Wczoraj zaprosiliśmy na rozmowę Ninę i w porównaniu do reszty kandydatek wypadła świetnie. Dzisiaj ma przyjść podpisać umowę z Dylanem no i zaczyna pracę od jutra. Trochę jak my. Podpisaliśmy umowę w piątek, a następnego dnia poszliśmy od razu do roboty. To były osiemnaste urodziny Sue. Pomyśleć, że to było zaledwie dwa tygodnie temu. Wjechałem na parking policyjny i postawiłem motor pod drzewem. Spokojnym krokiem ruszyłem do wejścia. W środku panowało zwykłe zamieszanie. Nic nowego. Za każdym razem tak jest. Wszedłem do naszego biura i położyłem kask na sofie. Dylan i Nick już siedzieli przy laptopach. Zdjąłem bluzę i usiadłem do swojego. Telefon położyłem na biurku. Dylan niedawno kupił nam nowe telefony. Ja wybrałem sobie Samsunga Galaxy Mini 2. Mały, poręczny i wygodny, a do tego wytrzymalszy od innych moim zdaniem. Zabrałem się za sprawdzanie materiałów dowodowych w sprawie Blacwooda. Najważniejszym dowodem było nagranie z kamery szkolnej. Włączyłem je jeszcze raz przewijając do odpowiedniego momentu. Wszyscy pracowaliśmy w skupieniu, kiedy na korytarzu zrobiło się dość duże zamieszanie. Podniosłem głowę i spojrzałem na resztę. Wtedy do biura wpadła nie wysoka kobieta o ciemnych włosach i zielonych oczach.

- Dylan...- powiedziała dysząc. Chyba biegła.- Musisz jechać do szpitala..- powiedziała w końcu z oczami pełnymi łez. Zaraz za nią staną wysoki szczupły mężczyzna o czarnych włosach. Rodzice Sue. Spojrzałem zaskoczony na Dylana, ale on zmarszczył brwi.

- O co chodzi? Sara przede wszystkim się uspokój.- powiedział wstając powoli.

- Nie ma czasu!- zawołała.- Chodzi o Sue. Ona... ona żyje.- powiedziała jąkając się trochę.

Dylan zatrzymał się w półkroku i stanął jak wmurowany. Czas jakby zwolnił. Wszyscy w swoich biurach nagle ucichli. Miałem wrażenie, że nawet budynek wstrzymał oddech.

- J-jak to?- wydusił z siebie Dylan, a w jego oczach pojawiły się łzy. Mimo że rozmawialiśmy o niej w każdej wolnej chwili to wspomnienia i tak bolały.

- Dzwoniła do mnie jakieś dziesięć minut temu.- powiedziała mama Sue patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

Chwyciłem bluzę i telefon w tej samej chwili Dylan chwycił granatową marynarkę i klucze. We troje ruszyliśmy niemal biegiem do wyjścia. Mama Sue pobiegła przodem. Z pokoi wyglądali ludzie przyglądając nam się. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Wybiegłem z budynku zaraz za Dylanem i ruszyłem do mojego motoru po drodze wkładając kask. Odpaliłem szybko silnik i z piskiem opon ruszyłem do bramy wyjazdowej. Włączyłem się do ruchu na ulicy i szybko przyspieszyłem. Miałem już 110 kilometrów na godzinę, kiedy minął mnie czarny jaguar Dylana. Wjechaliśmy na parking szpitala. Postawiłem szybko motor i ruszyłem biegiem do wejścia, a zaraz za mną Dylan z Nickiem i rodzice Sue. Po drodze ściągnąłem kask. W recepcji siedziała ta sama kobieta co ostatnio. Kiedy nas zobaczyła uśmiechnęła się promiennie i nie wychodząc zza lady wskazała nam windę po czym krzyknęła „trzecie piętro” pokazując palcami liczbę trzy. Bez słowa zapakowaliśmy się do windy która właśnie zjechała na dół. Dylan wcisnął przycisk z liczbą trzy i winda ruszyła. Miałem wrażenie, że jedziemy w żółwim tempie. W końcu dotarliśmy na trzecie piętro. Dylan od razu pobiegł do recepcji gdzie pielęgniarka powiedziała mu do którego pokoju mamy iść. Ruszyliśmy biegiem białym korytarzem. Z sali 15 właśnie wyszedł doktor Paul. Uśmiechnął się szeroko na nasz widok i zatrzymał chowając swój notes do kieszeni fartucha.

- Witam państwa- powiedział uprzejmie wymieniając uścisk dłoni z Dylanem.

- Czy to prawda?- zapytał Dylan. Mówił trochę jakby coś brał. Doktor Paul uśmiechnął się szeroko.

- Czasami dzieją się cuda.- powiedział wzruszając ramionami.- Jej serce przestało bić po odłączeniu respiratora. Kiedy chciałem wyłączyć monitor i resztę urządzeń usłyszałem, że puls wrócił. To był prawdziwy cud. Niestety żadne z państwa nie zostawiło numeru, a ten który mieliśmy wpisany nie odpowiadał dlatego czekaliśmy aż panna Green odzyska przytomność. No, ale co będę więcej opowiadał. Na pewno chcecie się z nią zobaczyć. Tylko proszę ostrożnie. Nie może jeszcze wstawać ponieważ rany są za świeże.- powiedział po czym ruszył do następnego pokoju, a my szybko weszliśmy do sali numer 15.

Na łóżku w białej koszuli, przykryta do połowy białą pościelą siedziała Sue. Bawiła się czymś w rękach. Kiedy weszliśmy do środka podniosła głowę i uśmiechnęła się do nas promiennie. Usłyszałem cichy szloch Dylana. Z moich oczu również popłynęły łzy. Oboje ruszyliśmy do niej i przytuliliśmy się.

- Hej, nie było mnie tylko parę dni.- powiedziała wesoło tuląc się do nas.

piątek, 2 maja 2014

Rozdzial 12

Patrzeliśmy jak sanitariusze zabierają Sue. W tym czasie na miejsce dojechali Luis i Tessa ze swoimi ludźmi. Streściłem im mniej więcej co się stało, a oni od razu zaczęli działać. Nie wiem co dokładnie ponieważ nie byłem w stanie się na tym skupić. Jedyne o czym byłem w stanie myśleć to jej ostatnie słowa „Dylan to koniec i ty to wiesz” i to jak wyglądała wtedy. Luis poklepał mnie po ramieniu, a Tessa przytuliła. Oboje złożyli mi kondolencje. Do Dylana nikt jednak nie odważył się podejść. Spojrzałem na rodziców Sue. Jej tata co chwilę przeczesywał włosy w nerwowym geście, a mama płakała z twarzą schowaną w dłoniach. Jednak tych reakcji nie dało się w żadnym stopniu porównać do tych jakie miał Dylan. W jednej chwili przestał płakać, a stał się śmiertelnie groźny. Nawet jego własni ludzie omijali go szerokim łukiem. Myślę, że byłbym w podobnym stanie gdyby nie to, że nie wierzę w to co się stało. Nie dociera to do mnie. Helikopter wzbił się w powietrze zostawiając nas samych. Ptaki znów zaczęły śpiewać, a jedyna rzecz jaka przypominała nam o tym co tu się stało była ogromna plama krwi na trawie w miejscu gdzie leżała Sue. Tessa i Luis pożegnali się ze mną i wsiedli do swoich samochodów. Wszystko działo się jak na filmie. Jakbym był tylko obserwatorem. Spojrzałem na Dylana. Stał w bezruchu patrząc w niebo gdzie przez chwilą zniknął helikopter. Nagle ruszył w stronę auta.
- Do samochodu. Już.- powiedział przez zaciśnięte zęby. Ojciec Sue spojrzał na niego i chciał coś powiedzieć, ale po chwili zamkną usta i bez słowa ruszył za Dylanem. Spojrzałem jeszcze raz na kałużę krwi u moich stup i powoli na sztywnych nogach ruszyłem za Dylanem. Tylko matka Sue nie ruszała się z miejsca. Nie chętnie podszedłem do niej.
- Jeśli pani nie wsiądzie do samochodu jestem pewien, że Dylan panią tu zostawi.- powiedziałem cicho. Sam nie poznawałem własnego głosu.
Kobieta spojrzała na mnie oczami pełnymi łez, a po chwili wstała i ruszyła do auta. Dylan już siedział za kierownicą i patrzał na mnie. Ruszyłem za nie wysoką kobietą i zająłem swoje miejsce z przodu obok niego. Ruszył natychmiast. Przez las jechaliśmy w miarę wolno, ale gdy tylko wjechaliśmy na drogę pokrytą asfaltem wskazówka na liczniku szybko przekroczyła 100 kilometrów na godzinę, a za chwilę 150 kilometrów na godzinę i wciąż rosła.
- Może zwolnij trochę, co?!- zawołał mężczyzna z tył, ale Dylan nie zareagował.
- Dylan on ma rację.- powiedziałem cicho i spojrzałem na niego.- Sue by cię teraz poprosiła o to samo. Słyszałeś co mówiła. Nie chce nas tam za prędko.- te słowa zadziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Powoli zwolnił.
Przyglądałem mu się jeszcze przez chwilę. W jego oczach lśniły łzy co sprawiło, że w moich również się pojawiły. Wyjrzałem przez boczną szybę samochodu. Wyjechaliśmy właśnie na autostradę gdzie powoli zaczynały się popołudniowe korki. Oparłem głowę o szybę wciąż za nią wyglądając. Krajobraz powoli się zmieniał im bliżej byliśmy miasta. Dylan wjechał na ulicę jakiegoś osiedla na przedmieściach gdzie ruch był znikomy, ale i tak jechaliśmy dość wolno. Mijaliśmy powoli domy jednorodzinne. Jeden z nich bardzo przypominał mój. Biało-niebieski z pięknym ogrodem przed domem gdzie rosły róże i tulipany w prze najróżniejszych kolorach. Poczułem małą tęsknotę za domem. Dawno mnie tam nie było. Mama już tyle razy dzwoniła żeby zapytać czy wracam albo czy nic mi nie jest. Ciekawe co u niej? Z zamyśleń wyrwał mnie głos Dylana.
- Meggie.- powiedział głosem bez wyrazu.- Chodzi o Sue.- chwila ciszy.- Tak powiedziałem jej o mnie.- powiedział zachrypłym głosem, a w jego oczach znów zalśniły łzy. Kolejna chwila ciszy.- O tobie nie zdążyłem.- ostatnie słowo prawie wyszlochał.- Umarła mi na rękach.- powiedział łamiącym się głosem. Po tych słowach w słuchawce zapadła kompletna cisza.- Meggie za chwilę u ciebie będę nie wychodź teraz nigdzie.- powiedział i się rozłączył. W tej samej chwili usłyszałem dzwonek mojego telefonu przypisany Nickowi.
- Halo?- odebrałem. Mój głos był cichy zachrypły.- Cześć Nick, poczekaj dam na głośnik żeby Dylan też cię słyszał.- powiedziałem i włączyłem głośno mówiący. Włożyłem telefon do uchwytu nad radiem.- Już.
- Cześć wam.- usłyszeliśmy zmęczony głos Nicka. Od paru dni nie wyszedł z biura wciąż próbując zidentyfikować porywaczy i jakoś ich namierzyć.- Znaleźliście Sue?- zapytał głosem pełnym nadziei.
- Tak. Znaleźliśmy.- powiedział Dylan spokojnie. Za spokojnie.
- Co się stało?- tym razem w jego głosie pobrzmiewał strach.
- Nie żyje.- powiedziałem cicho.
- Co?!- zawołał.- Jaja sobie robicie, prawda? Sue nie mogła umrzeć.- powiedział lekko się jąkając.
- Była tylko człowiekiem jak każdy z nas.- usłyszałem cichy głos Dylana. Kiedy tak mówił potrafił być straszny.- I odeszła. Wszystkich nas to czeka.
- McCartney czy ty siebie słyszysz?- warknął Nick. Zamrugałem lekko zdezorientowany. Nigdy jeszcze nie słyszałem żeby Nick się wściekał.- Nie udawaj, że ciebie to nic nie obchodzi. Że to tylko kolejna śmierć. Dobrze wiem jak i wszyscy, że odkąd się urodziła była dla ciebie najważniejsza. Myślisz, że nie wiem, że jesteś jej ojcem chrzestnym? Może i jestem najsłabszy w naszej drużynie, ale głupi nie jestem! Kochałeś ją Dylan. Kochałeś jak własne dziecko więc teraz przestań udawać, że cię to nic nie obchodzi bo nawet jeśli nie żyje to jestem pewien, że siedzi teraz razem z wami i cholernie bolą ją twoje słowa i postawa!- powiedział, a właściwie wykrzyczał.
- Masz rację. Przepraszam.- powiedział cicho Dylan.- Podjedź proszę do szpitala na Erie St. ja tylko pojadę po Meg i zaraz tam będę.- powiedział przyspieszając.
- Już jadę.- usłyszeliśmy poważny głos Nicka po czym się rozłączył. W samochodzie znów zapadła cisza.
- Jak długo Sue u ciebie pracowała?- usłyszeliśmy pewny, ale zmęczony głos mężczyzny z tył.
- Czemu pytasz?- zapytał obojętnym tonem Dylan. Nie był zdenerwowany tylko załamany.
- Ci detektywi, policja, ochroniarze i dożo innych osób bardzo w nią wierzy. Tak jakby była dla większości przykładem.- spojrzał w przód na Dylana.
- Osiem dni łącznie z dzisiaj.- odpowiedział spokojnie skręcając w jakąś ulicę. Spojrzałem dyskretnie na mężczyznę siedzącego za Dylanem. Wydawał się tak zaskoczony jakby mu powiedzieli, że w supermarkecie nie trzeba płacić za zakupy.
- Żartujesz?- spytał mrugając kilka razy.
- Nie. Ale masz rację, ludzie ją podziwiali. Nie znałem takiej osoby która by ją poznała i powiedziała, że jej nie lubi. Ludzie bardzo ją lubili. Była mądra, sprytna, sprawiedliwa, bezstronna, delikatna, współczująca i wytrwała jak nikt inny.- Dylan zatrzymał się pod jakimś budynkiem i odwrócił do tył- Nawet nie wiesz co miałeś i co straciłeś. Oboje nie wiecie.- powiedział ze smutkiem po czym wysiadł z samochodu.- Emil choć ze mną. Meggie lepiej zareaguje na to wszystko jeśli pozna ciebie.- powiedział nachylając się w drzwiach żeby na mnie spojrzeć.
- Lepiej? Czemu?- zapytałem odpinając pas.
- Bo byłeś jej chłopakiem. Co prawda nie oficjalnie no, ale tego nie musi wiedzieć.- uśmiechnął się smutno. Powstrzymywał się przed płaczem. Starał się odsunąć emocje na bok żeby móc normalnie funkcjonować, a jeśli nie normalnie to chociaż przyzwoicie.
- Idę.- powiedziałem cicho kiedy ktoś złapał mnie za ramię.
- Byłeś chłopakiem Sue?- zapytał jej tata patrząc na mnie tym swoim przeszywającym wzrokiem. Nadawał się na adwokata czy kim on tam był.
- Chłopakiem nie byłem, ale byliśmy bardzo blisko.- powiedziałem zaciskając dłonie w pięści. Dopiero teraz, kiedy przez moją głowę przetoczyły się wspomnienia tych wszystkich chwil spędzonych z Sue poczułem ten cały ból straty. Czułem się strasznie. W sercu wciąż rosła ta straszliwa pusta. Pustka, której nie dało się zapełnić. Pustka po kimś ważnym. Po kimś kogo pokochałem tak bardzo w ciągu tych paru dni.- Wie pan... Ja ciągle nie potrafię uwierzyć w to, że jej już nie ma. Wciąż mam wrażenie, że wrócę do biura, a ona będzie tam czekać na nas. Podejdzie do mnie, obejmie za szyję. Powita promiennym uśmiechem, który tak wielu ludziom daje siłę i nadzieję.- zacisnąłem mocniej dłonie gdy po moich policzkach słynęły łzy.- Straciliście anioła, a nawet o tym nie wiecie.- powiedziałem otwierając drzwi.
Wysiadłem z samochodu i zamknąłem je za sobą powoli ruszając w stronę wejścia do surowego, ale nowoczesnego budynku. Dylan szedł zaraz obok mnie. W recepcji siedziała niska kobieta o czarnych włosach. Zesztywniałem kiedy ją zobaczyłem. Tak bardzo przypominała Sue. Oczami wyobraźni zobaczyłem jak podnosi głowę i uśmiecha się do nas. Ale to tylko moja wyobraźnia. Sue już nie ma. Kobieta podniosła na nas wzrok niebieskich oczu. Była ładną, drobną i szczupłą szatynką o bladej cerze. Gdyby nie niebieskie oczy wyglądałaby bardzo podobnie do Sue. Dylan chyba też to zauważył bo zwolnił i przyglądał się jej przez chwilę z bólem w ciemnych oczach. Nie pewnie podszedł do lady recepcji.
- Do panny Meggie Carbot.- powiedział bez emocji w głosie.
- Przykro mi ale panna Carbot nie przyjmuje dziś nikogo.- oznajmiła szatynka.
- Proszę ją powiadomić, że przyjechał Dylan McCartney.- powiedział spokojnie przyglądając się jej.
- Proszę chwilę zaczekać. Zaraz powiadomię pannę Carbot.- powiedziała uśmiechając się uprzejmie, a mnie przeszły ciarki. Sue miała podobny uśmiech. Kobieta podniosła słuchawkę i nacisnęła jakiś numer na klawiaturze.- Dzień dobry proszę pani, przyjechał pan McCartney. Wpuścić go na górę?- chwila ciszy.- Oczywiście proszę panią.- powiedziała odkładając słuchawkę.- Panna Carbot za chwilę zejdzie na dół. Proszę chwilę zaczekać.- powiedziała i zmierzyła nas nie pewnym wzrokiem.
Dopiero teraz zauważyłem, że oboje jeszcze jesteśmy umazani krwią Sue. Nie pomyślałem o tym żeby chociaż umyć ręce. Ja miałem o tyle dobrze, że na mich czarnych ubraniach nie rzucało się to tak w oczy. Z Dylanem gorzej. Westchnąłem i ruszyłem za nim do poczekalni gdzie stały meble z białej skóry i szklana ława. Usiadłem razem z Dylanem na skórzanej sofie. Wsparłem łokcie na kolanach i schowałem twarz w dłoniach. Jest cień nadziei, że udało im się ją uratować, ale co jeśli nie? Co wtedy się stanie? Zatrudnimy kogoś na jej miejsce? Dylan zlikwiduje Wydział Szkolny? Prędzej ta druga opcja. Nikt nie będzie w stanie zastąpić mu, a raczej nam Sue.
- Dylan?- usłyszeliśmy cichy zachrypły głos kobiety. Kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem, że przed nami stoi czerwonowłosa dziewczyna o dwukolorowych oczach, jednym brązowym, a drugim czerwonym. Jej ramiona pokrywały tatuaże, a w wardze i brwi miała srebrne kolczyki. Ostry ciemny makijaż był lekko rozmyty przez wciąż płynące po policzkach łzy. Czerwone nie długie włosy opadały w nieładzie na jej ramiona i plecy. Chyba często przeczesywała je palcami. Miała na sobie czerwoną bokserkę i czarny sweterek zapinany na zamek, krótkie czarne spodenki, czarne bawełniane zakolanówki i trampki. Była nie wiele niższa ode mnie. Dylan wstał z sofy, a ona rzuciła mu się na szyję i rozpłakała. Wyglądała teraz jak mała dziewczynka. Taka delikatna i bezbronna.
- Meg.- wyszeptał tuląc ją do siebie i głaszcząc uspokajająco po włosach.- Wybacz.- powiedział łamiącym się głosem.
- Dyl... To nie twoja wina. Wiem jak bardzo ją kochałeś i że zrobiłbyś wszystko, a skoro... Skoro nie dałeś rady to znaczy, że nie było żadnego innego wyjścia.- powiedziała odrywając się od niego i patrząc mu w oczy.- Jedźmy już do szpitala. Zanim znów się rozkleję.- wyszeptała ocierając łzy i dopiero wtedy zauważyła mnie.- Kto to?- zapytała odsuwając się od niego żeby mi się przyjrzeć. Wstałem z sofy.
- Emil Hatchus, chłopak Sue.- powiedziałem cicho. Kobieta zrobiła wielkie oczy.
- Pracujesz z Dylanem?- zapytała przyglądając mi się.
- Tak.- powiedziałem spoglądając na niego.
- Na jakim stanowisku?- zapytała już nie co spokojniejsza jak chwilę temu.
- Tajny agent. Pracowałem Sue.- ostatnie słowa niemal wyszeptałem. Miałem wrażenie jakby serce mi od nich pękało jeszcze bardziej.
- Rozumiem.- powiedziała uśmiechając się smutno.- Chodźmy już. Może udało im się ją uratować.- powiedziała ruszając do wyjścia.
Dylan bez słowa ruszył za nią. Kiedy zbliżaliśmy się do auta stał przy nim policjant. Prawdopodobnie wypisywał właśnie mandat za to, że Dylan zaparkował w niedozwolonym miejscu. Kiedy podniósł wzrok na nas ściągnął czapkę i uśmiechnął się współczująco.
- Witam panie McCartney. Nie miałem pojęcia, że to pan.- powiedział kiedy Dylan podszedł bliżej.- Moje kondolencje z powodu Sue Green. Była naprawdę wspaniałym agentem.
- Dziękuję.- wyszeptał Dylan.
- Pójdę już. Proszę tylko więcej tak nie parkować bo niestety będę musiał wypisać mandat.- powiedział odchodząc powoli w stronę radiowozu.
- Dobrze. Jeszcze raz dziękuję.- powiedział Dylan wsiadając za kierownicę.
Ja usiadłem na swoim miejscu, a Meggie z tył obok mamy Sue, która najwyraźniej nie była zadowolona z jej towarzystwa. Dylan włączył się do ruchu na ulicy i ruszył prosto do szpitala. Po paru minutach wjechaliśmy na szpitalny parking gdzie czekał na nas Nick i Alex. Przeszły mnie ciarki na wspomnienie jego słów „Ona nigdy się nie podda. Będzie walczyć do ostatniej chwili. Ale błagam nie zawiedźcie jej. Ona wierzy, że ją uratujecie.”. Wierzyła w nas, a my zawiedliśmy. Żołądek skurczył się, a ja znów cieszyłem się, że nic nie zjadłem. Prawdopodobnie wszystko wylądowałoby na chodniku. Wysiadłem z samochodu i podszedłem do nich. Alex rzucił mi puste spojrzenie. Przez nas właśnie stracił siostrę. Przeczesałem włosy palcami. Wciąż miałem na nich krew Sue. Bez słowa ruszyliśmy do szpitala. Kiedy weszliśmy do środka uśmiechnęła się do nas ciemna blondynka o szaroniebieskich oczach ubrana w biały fartuch pielęgniarski. Siedziała na obrotowym krześle przy nie wysokiej ladzie recepcji. Dylan podszedł do niej.
- W czym mogę pomóc?- zapytała przyglądając mu się uważnie.
- Szukam Sue Green. Prawdopodobnie została przetransportowana do tego szpitala śmigłowcem.- jego głos był pusty. Bez jakichkolwiek uczuć. Pielęgniarka wstukała coś w komputerze marszcząc brwi. Po chwili jej uśmiech zgasł i spojrzała na nas ze smutkiem.
- Proszę za mną.- powiedziała wstając z miejsca.- Kelly zastąp mnie przez chwilę.- rzuciła do pielęgniarki obok na co ta nie odrywając się od komputera skinęła tylko głową. Blondynka wyszła zza lady. Przeczytałem imię na plakietce. Amy. Uśmiechnęła się do nas smutno.- Tędy proszę.- powiedziała i ruszyła długim białym korytarzem. Mijaliśmy powoli różne sale, aż dotarliśmy do ostatniej gdzie panowało największe zamieszanie. W środku stała już masa ludzi. Wśród nich dostrzegłem Luisa i Tessę, znajomych policjantów i agentów z wydziałów które zdążyliśmy poznać. Jedni płakali inni stali w ciszy, a niektórzy cicho coś szeptali pomiędzy sobą.- Państwo są rodziną?- zapytała Amy.
- W większości tak.- powiedział Dylan lekko zaskoczony tym widokiem.
- W takim razie zawołam lekarza, który wszystko wam wyjaśni.- powiedziała i weszła do środka. Po chwili wróciła z wysokim, szczupłym mężczyzną w niebieskim fartuchu. Na kieszeni po prawej stronie klatki piersiowej miał przyczepioną plakietkę. Kasztanowe włosy miał zaczesane do tył, na nosie okulary w grubych czarnych oprawkach, a na szyi przewieszone słuchawki. Notes i długopis schował do dużych kieszeni fartucha i przyjrzał się nam.
- Witam. Jestem doktor Paul Stewart.
- Dylan McCartney, a to Sara i Arthur Green, Emil Hatchus, Meggie Carbot, Nick Coony i Alexander Killey. Jesteśmy najbliższą rodziną i przyjaciółmi Sue Green.
- Rozumiem. Jej dziadkowie już są w środku.- powiedział Paul wskazując na pomieszczenie pełne ludzi.
- Co z nią doktorze?- zapytał Dylan przeczesując włosy placami.
- Usunęliśmy kulę, ale niestety ma zbyt wiele obrażeń. Straciła zbyt wiele krwi. Nie ma szans aby przeżyła po odłączeniu od respiratora. Jej organizm nie da rady się pozbierać. Na razie jest w śpiączce, ale wybudzimy ją za chwilę żeby mogli się państwo pożegnać. Przykro mi.- powiedział zaciskając usta w cienką linię po czym odwrócił się i wszedł do środka.
Dylan nie pewnie ruszył za nim, a po chwili i my. W pomieszczeniu zapadła cisza kiedy go zobaczyli. Nikt nie był wstanie na niego spojrzeć. Kiedy przecisnąłem się przez tłum przy wejściu moim oczom ukazała się drobna dziewczyna leżąca w białej pościeli. Kruczoczarne włosy leżały rozsypane na poduszce. Miała bardzo bladą twarz, na obu rękach podłączone kroplówki, a w ustach plastikową rurkę. Długie gęste rzęsy rzucały cień na policzki. Koło łóżka stał nie duży monitor który cały czas robił pip, pip, pip, a zaraz obok respirator który cicho szumiał. Poczułem jak w gardle rośnie mi ogromna gula, która uniemożliwia mi oddychanie. Miałem wrażenie, że się duszę. Podszedłem powoli do łóżka i usiadłem na jego brzegu. Nogi miałem jak z waty. Dylan siedział po drugiej stronie patrząc na nią oczami pełnymi łez. Z moich ust wydobył się cichy szloch. Poczułem jak policzki stają się wilgotne od łez, a ręce drżą. Do jednej z kroplówek podeszła pielęgniarka i wstrzyknęła zaraz przy dłoni Sue jakąś przezroczystą ciecz. Odczyt bicia serca na monitorze przyspieszył, a po chwili Sue otwarła oczy.

****

Oślepiło mnie białe światło. Miałam wrażenie jakbym przespała wieki. Śniło mi się, że rozmawiałam z Jackiem. Mówił coś, że postara mi się pomóc wrócić i wtedy poczułam to dziwne przyciąganie. Jakby coś mnie wsysało. Pochłonęła mnie ciemność. Zmarszczyłam brwi. Co to miało być? Poczułam, że ktoś ściska moje obie dłonie. Otwarłam powoli jeszcze raz oczy i zobaczyłam, że koło mnie siedzi Dylan i Emil. Za nimi stał Nick i Alex, kawałek dalej moi rodzice i dziadkowie. Całe pomieszczenie było wypełnione znajomymi twarzami policjantów, agentów, detektywów i ochroniarzy których znałam. Uśmiechnęłam się delikatnie. Dopiero teraz przypomniałam sobie dlaczego tu jestem. Zostałam postrzelona. Ale myślałam, że to koniec.
- Cześć wam.- powiedziałam zachrypłym głosem.- Widzę, że nie dacie mi nawet umrzeć w spokoju.- zaśmiałam się i przyjrzałam znajomym twarzą przyjaciół. Wszyscy płakali.
- Przyjechaliśmy tu żeby się z tobą pożegnać dzieciaku.- powiedział Luis ze łzami w oczach.
- Jesteś podłączona do respiratora. Lekarze mówią, że nie ma szans żebyś przeżyła bez niego i, że twój organizm nie da rady się pozbierać.- powiedział Alex ocierając łzy.
- Och... Rozumiem.- westchnęłam i uśmiechnęłam się do nich.- To prawie jak narodziny. Wtedy też wszyscy znajomi przychodzą z tą małą różnicą że przychodzą powitać, a nie pożegnać.- zaśmiałam się lekko. Chciałam jakoś podnieść ich na duchu, ale to chyba na nic bo na ich twarzach odmalował się jeszcze większy smutek jeśli to w ogóle możliwe.- Ej no niech ktoś się do mnie uśmiechnie co?- zawołałam i poczułam ostry ból brzucha i na żebrach. Skrzywiłam się lekko.
- Spokojnie Sue.- powiedział Dylan.- Nie zadawaj sobie więcej bólu.
- Pieprzyć ból. Odchodzę z tego świata, a nawet pokrzyczeć mi nie wolno. Co za sprawiedliwość... Nawet nie miałam okazji przespać się z chłopakiem, ani upić, ani wyjechać żeby zobaczyć Londyn i Paryż. Dajcie mi chociaż pokrzyczeć na was.- zaśmiałam się znów mimo bólu.
- Green jesteś niemożliwa.- powiedział Nick ocierając łzy i uśmiechając się lekko do mnie.
- To akurat wiem.- Uśmiechnęłam się.- Pomógłby mi ktoś podnieść się. Chciałabym was wszystkich dobrze widzieć.
- Suzie to nie jest...- zaczął Dylan, ale mu przerwałam.
- No gorzej nie może być, prawda? Więc co mi szkodzi?- uśmiechnęłam się do niego, a on westchnął zrezygnowany.
- Emil pomożesz mi podnieść ją?- zapytał patrząc na niego.
- Jasne.- wyszeptał i podniósł się. Pomogli mi usiąść. Oboje mieli miny jak zbite psy.
- Pozwolicie, że najpierw pożegnam się z Luisem, Tessą i innymi, a potem dopiero z wami?- zapytałam kładąc dłoń na policzku Dylana i Emila.
- Oczywiście.- Emil wstał żeby zrobić miejsce innym. Pierwszy podszedł Luis.
- Cześć młoda.- powiedział siadając tam gdzie przed chwilą siedział Emil. W oczach lśniły mu łzy.
- Hej.- powiedziałam uśmiechając się delikatnie.
- Wiesz... Kiedy poznałem cię wtedy na korytarzu zacząłem zazdrościć Dylanowi kogoś tak wspaniałego w drużynie jak ty. Sprawiasz, że ta praca staje się dużo przyjemniejsza. No i jesteś najodważniejszą osobą jaką znam. Będzie mi cię brakować.- powiedział, a po jego policzkach spłynęły łzy.
- Dziękuję Luis.- uśmiechnęłam się czule i objęłam go za szyję.- Będzie dobrze. Z czasem przywykniecie i nawet zapomnicie jaka byłam. Nie chcę żebyście przeze mnie płakali i się zadręczali, a szczególnie wy, Dylan i Emil. To nie wasza wina. Daliście z siebie wszystko. Przyszliście po mnie tak jak obiecaliście. To ja nawaliłam i poniosłam za to konsekwencje.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Wiedziałam, że się za to obwiniają i wiedziałam, że inni obwiniają ich, ale nic nie mogłam na to poradzić. Wszyscy po kolei podchodzili do mnie i mówili mi parę ciepłych słów, a pomieszczenie powoli pustoszało. Każdy kto już się ze mną pożegnał wychodził na korytarz przed salą i przyglądał się stamtąd co dzieje się w środku. Kiedy ostatnia osoba wyszła podeszła do mnie mama, a zaraz za nią tata. Wstrzymałam oddech i poczułam jak Dylan lekko ściska moją dłoń.
- Sue...- zaczęła mama.- Przepraszam cię. Nie było mnie przez prawie całe twoje życie, a mało to musiałaś przeze mnie dźwigać tak duży ciężar i jakoś radzić sobie z życiem. Nie oczekuje wybaczenia. Po prostu chciałam żebyś to wiedziała.- powiedziała, a właściwie niemal wyszeptała.
- Nigdy nie miałam ci tego za złe. Tamtego dnia zareagowałam tak gniewnie dlatego, że... Nareszcie byłam szczęśliwa, a ty mi powiedziałaś, że to złe. Moją rodziną stali się obcy ludzie. Alex, Nick, Emil no i Dylan. Nigdy nie żałowałam że wiodę takie życie, a nie inne. Ale ty też nie możesz mi mieć za złe moich wyborów.- Powiedziałam patrząc w jej oczy tak bardzo podobne do moich. Jedyna rzecz jaką odziedziczyłam po niej. Mama nachyliła się i przytuliła mnie delikatnie.- I jeszcze jedno mamo.
- Słucham?
- Nie obwiniaj za nic Dylana i reszty. Ja ich nie obwiniam więc proszę ty też tego nie rób.- wyszeptałam tuląc ją lekko na pożegnanie. Może i jej prawie nie znałam, ale była moją mamą. To ona mnie urodziła i to się liczy.
- Dobrze Sue.- powiedziała po chwili ciszy. Puściłam ją i uśmiechnęłam się do niej. Kiedy się odsunęła jej miejsce zajął tata.
- Żałuję, że cię nie poznałem kiedy miałem na to czas. Ci wszyscy ludzie znają cię od tak nie dawna, a stałaś się dla nich tak bliska. Szkoda, że i ja nie będę miał tego czasu.- powiedział przyglądając mi się. Miałam wrażenie, że jego szaroniebieskie oczy przeszywają mnie na wylot.
- Może udałoby nam się dogadać.- uśmiechnęłam się lekko.- Dbaj o mamę i Bena.
- Będę.- powiedział i przytulił mnie na pożegnanie.
Zaraz po nim podeszli dziadkowie. Babcia płakała i przepraszała za to, że tak bardzo wtedy namieszali powiedziała kilka ciepłych słów tak jak i dziadek po czym oboje mnie przytulili. Kiedy wyszli w sali zostali tylko moi najbliżsi przyjaciele. Pierwsza podeszła Meggie cały czas płacząc. Przysiadła na brzegu łóżka i przytuliła mnie czule. Lekko zaskoczona dopiero po chwili odwzajemniłam uścisk.
- Sue... Nie chciałam ci tego mówić w takich okolicznościach. Tak wiele chciałam ci opowiedzieć, wyjaśnić, pokazać... To tak bardzo niesprawiedliwe.- szlochała.- Już wiesz, że Dylan jest twoim ojcem chrzestnym. Ja jestem twoją matką chrzestną. Twój brat, a mój chłopak Jack mnie o to poprosił jak tylko dowiedział się o tym, że twoja mama jest w ciąży.- powiedziała głosem pełnym bólu. W moich oczach pojawiły się łzy. Poczułam smutek. Nie będę mogła poznać jej lepiej. Nie będę mogła poznać moich rodziców. Tak wiele rzeczy mnie ominie.
- Meggie...- zaczęłam, ale mi przerwała.
- Proszę mów mi Meg.- powiedziała puszczając mnie i ocierając łzy.
- Meg cieszę się, że cię poznałam. Cieszę się, że to ty jesteś moją matką chrzestną.- powiedziałam łamiącym się głosem. Nie potrafiłam dłużej udawać, że się nie boję, że nie żałuję. Bałam się i żałowałam jak cholera. Nie było sensu ukrywać tego przed nimi. Moimi najbliższymi przyjaciółmi.
- Och Sue... Nawet nie masz pojęcia jak bardzo ja się cieszę z tego powodu. Byłam taka szczęśliwa... Kiedy cię zobaczyłam. Nie potrafię uwierzyć, że... Że odchodzisz... Nie potrafię.- wybuchła płaczem znów tuląc mnie do siebie powodując ból brzucha. Przytuliłam ją starają się zignorować ból. Meg odsunęła się powoli.- Dam pożegnać się innym.- wyszeptała przez łzy i pocałowała mnie w czoło.- Żegnaj Sue. Cieszę się, że tobie mogłam to powiedzieć zanim odeszłaś.- powiedziała i wstała z miejsca powoli odsuwając się.
- Do zobaczenia za parędziesiąt lat Meg.- wyszeptałam, ale wiedziałam, że mnie usłyszała. Płacząc wyszła z pomieszczenia. Przeniosłam wzrok na Nicka który właśnie usiadł obok mnie.
- Green... Cieszę się, że mogłem cię poznać, że pracowaliśmy razem. Żałuję tylko, że tak krótko... Za krótko. Mimo że znaliśmy się zaledwie parę dni...- mówił łamiącym się głosem.- Byłaś wspaniałą przyjaciółką. Dziękuję ci.- powiedział płacząc i przytulił się do mnie na pożegnanie.- Czekaj tam na mnie.
- Dopiero za siedemdziesiąt lat.- powiedziałam płacząc razem z nim.- Wcześniej nie chcę was tam widzieć.- puściłam go i otarłam łzy.- Nick mogę cię o coś prosić?- zapytałam patrząc w jego błękitne oczy.
- Jasne Sue.- uśmiechnął się do mnie lekko i otarł łzy. Przyciągnęłam go bliżej.
- Pilnuj Dylana i Emila. Proszę.- wyszeptałam tak żeby tylko on mnie usłyszał. Nick skinął lekko głową i przytulił mnie jeszcze raz.
- Do zobaczenia Green.- powiedział wychodząc z sali. Ukradkiem ocierał oczy z łez.
Czułam się okropnie. Nie chciałam umierać. Marzyłam o tak wielu rzeczach. Nie poddawałam się wierząc, że będę mogła spełnić te marzenia, a to wszystko nagle pękło jak bańka mydlana. Spojrzałam na Dylana i Emila, który teraz siedział na swoim miejscu. Kocham ich. Zalała mnie fala ulgi. Cieszyłam się, że im się nic nie stało. Że są cali i zdrowi. Uśmiechnęłam się lekko do nich.
- Suzie...- zaczął Dylan.
- Tylko mnie setny raz nie przepraszaj.- powiedziałam szybko przerywając mu.
- No dobrze więc cieszę się, że cię poznałem, że mogłem chociaż przez te parę dni być dla ciebie jak tata, że... że byłaś. Ale nie potrafię sobie wybaczyć, że nie dałem rady cię uratować.- mówił łamiącym się głosem. Twarz miał mokrą od łez, a oczy zapuchnięte.
- Ja ci wybaczam, więc proszę ty też sobie wybacz. Nie czujcie się winni przez moją głupotę.- powiedziałam i ścisnęłam ich dłonie.
Do sali wszedł wysoki szczupły mężczyzna w niebieskim fartuchu. Brązowe włosy miał zaczesane do tył, a na nosie okulary w grubych czarnych oprawkach. Uśmiechnął się przepraszająco i podszedł do nas bliżej.
- Witam panno Green. Jestem doktor Paul Stewart. Niestety musicie się już pożegnać.- powiedział stając koło łóżka.
- Rozumiem.- wyszeptałam.
Dylan wstał i przytulił mnie czule po czym pocałował w czoło. Musiałam bardzo się starać żeby się nie rozpłakać. Nie chciałam żeby wychodzili. Emil przytulił mnie delikatnie. Czułam, że ma wszystkie mięśnie napięte i choć teraz nie płakał wiedziałam jak bardzo cierpi. Delikatnie oparł czoło o moje czoło i zamknął oczy na chwilę, delikatnie głaszcząc mój policzek. Uśmiechnęłam się żeby trochę ich pocieszyć. Objęłam go zaszyję i przyciągnęłam do siebie. Położyłam jedną dłoń na jego policzku i czule pocałowałam. Odwzajemnił najpierw nie pewnie, a później delikatnie i czule. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, wstał powoli.
- Żegnaj Suzie.- powiedział Dylan starając się nie płakać. Emil stanął koło niego.
- Pa księżniczko. Kocham Cię.- wyszeptał i położył dłoń na ramieniu przyjaciela. Po chwili oboje ruszyli do wyjścia.
- Ja ciebie też. Ja was też.- powiedziałam i położyłam się na poduszce.
Kiedy Dylan i Emil wyszli, a na korytarzu zrobiło się pusto doktor Paul podszedł do respiratora i go wyłączył. Przez chwilę czułam jeszcze jak moje serce wali, ale bardzo szybko pochłonęła mnie ciemność.

****

KILKA DNI PÓŹNIEJ

- Dzień dobry jak się czujesz?
- Dzień dobry. Dobrze, dziękuję.
- Niestety nie daliśmy rady znaleźć żadnego numeru kontaktowego do kogoś z rodziny.- powiedział przepraszająco.
- Nic nie szkodzi. Bardzo dbają o to żeby numer nie dostał się w nie powołane ręce. Proszę wybrać numer z kartki. To jedyny jaki pamiętam.- mężczyzna wybrał podany numer i wręczył mi telefon. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał.
- Halo?- w słuchawce rozbrzmiał głos kobiety.
- Cześć mamo. Czy mogłabyś jechać proszę po Dylana żeby przyjechał po mnie?